Pośród głosów żołnierzy dało się też usłyszeć gromki okrzyk misjonarza i wikarego. Potężny klecha zabrzmiał trochę jak barbarzyńca, któremu po długiej podróży ktoś dał amforę pełną mocnego napitku, zaś jego towarzysz zawołał wesoło i gardłowo niczym pirat. Ich pięści zderzyły się w braterskim geście, jednak zaraz się zreflektowali składając dłonie w aquilę i uspokajając się wzajemnie. Przez całą podróż nie tykali trunków, które na statkach Rogue Traderów były powszechną formą podtrzymywania morale na wysokim poziomie. Teraz była okazja aby legalnie się trochę napić, jak za starych dobrych czasów... które minęły w sumie niedawno... Kiedy już przeszedł im napad radości powrócili do postaw dumnych krzewicieli wiary. |