| Kayla przybrała iście pokerową minę na wzmiankę o sytuacji przed miastem. Na wzmiankę o zaproszeniach tylko wcisnęła się głębiej w krzesło. Bardka odchrząknęła lekko. - Szpony... To ci tacy z tym tatuażem za kciukiem, takim... zawiniętym... ostrym? - nakreśliła coś byle jak w powietrzu. - Dokładnie...- nachyliła się nad stołem złotooka. - Najbardziej plugawe, śmierdzące skurwysyny w tym mieście. Własną matkę by sprzedali za odpowiednią recepturę czy sekret. A co najlepsze...- spojrzała na Halvarda. - Nasz przyjaciel zalazł już jednemu za skórę. - E tam zaraz “zalazł za skórę” - skrzywił się Hroebertsson - Poprztykaliśmy się tylko trochę, pokłócili chwilę, szkłem stuknęli … takie tam - uśmiechnął się do Quaanti. - Jak się znajdziemy to sobie siądniemy w kąciku, wypijemy, o dziatkach i dawnych przewagach powspominamy - dobrze będzie. Potok przekleństw w głowie Kayli nie nadawałby się nawet do zacytowania. Sama przez chwilę zaczęła się zastanawiać, skąd je wszystkie zna. Uspokoiła się trochę, gdy ponownie Agatha przeszła do rzeczy. - Wszystko w swoim czasie...- mruknęła Agatha. - Przejdźmy do tego co dla was istotne. Czyli dlaczego was tutaj zaprosiłam za pośrednictwem Aerona. Wyjaśnisz?- zerknęła na wojownika. - Chodzi o częściowo o nasze sprawy osobiste... A częściowo o czarne chmury, które zbierają się nad tym miastem. Jak powiedziała pani Moonwell, zbyt dużo zbiegów okoliczności. W jednej chwili cała obrona miasta zostaje podniesiona na nogi. Do uszu niektórych dociera informacja o... Ślepocie? Króla, a pod bramami lądują hordy najemnych bydlaków. - powstał z miejsca. - I nie tylko. Sam przybyłem tutaj ze swojej ojczyzny w ślad za Yshtalnem Błękitnookim. Czarnoksiężnikiem z Thay. Jest młodym ale niezwykle utalentowanym mistrzem w Cytadeli. Bardzo wpływowym... Wątpię by jego tutaj przybycie było wynikiem czystego przypadku. Co do reszty... Przybyła tutaj cała rzesza osób powiązanych z Zhentarminami.- popatrzył znacząco na Kaylę i Joylin. - Pochodzimy z Srebrnych Marchii. - wtrąciła się nagle krasnoludzica. - Gdzie ich wpływy są wyjątkowo duże. Wiadomo kim są te plugawce... Ścigaliśmy jednego z ich przywódców, mordercę, aż tutaj. Uriat Czarny Płomień, słyszeliście o nim może?
- Poza nim... Mamy tutaj również Carla. - odwrócił spojrzenie od Kayli, nie chcąc zapewne podziwiac jej reakcji. Calishytka przymknęła oczy, starając się zapanować nad emocjami. Cholernie bolało. Bardzo nie chciała w to wierzyć, a jednak okazywało się prawdą. Wzięła dwa głębokie wdechy i spojrzała na Aerona. Tym razem w fiołkowych oczach nie było ani śladu rozbawienia, zamiast tego przyćmił je cień trudnego do określenia uczucia. - Nie zapominaj o krwiopijcach Malara. Ścigam ich znad Jeziora Pary. A wiem o tym, że przybyło tutaj w tym czasie kilka innych grup. - warknął niziołek, po czym skinął głową Halvardowi.- Słyszałem kilka plotek o was Halvardzie. Mam nadzieje, że wszystko w nich było prawdą. Jeśli tak, zaszczytem będzie strącić kilka łbów tym pokrakom z tobą u boku. - Podsumowując...- wtrąciła się Agatha.- Mamy tutaj kilka niebezpiecznych person z bogowie raczą wiedzieć ilością własnych popleczników i sytuację, w której miasto jest niemal bezbronne. Czy widzicie o jak licznych, niepokojących zbiegach okoliczności mówimy? Teraz Halvarda była kolej by popatrzeć czujnie na nizioła i Aerona. Poskrobał się po skroni, potem po czole, poruszył głową na boki, czując jak mu się ciepło robi na wzmiankę o wyznających Malara. - W plotki nie ma i co wierzyć - uśmiechnął się do Eranatiana. Spojrzał na krasnoludy. - Nie sądziłem że ktokolwiek z Północy tak daleko na Południe zawędruje - podobnie uśmiechnął się do Joylin i Driazgata. - Nadepnęliście na jakiegoś Zhenta? Znaczy się na odcisk któremuś? - Kiedy ja komuś nadepnę na odcisk, zazwyczaj kładą go w piach, panie Halvardzie. - wszyscy oniemieli, ponieważ słowa te wypłynęły z ust rudowłosego krasnoluda. Jedynie pogodna Joylin ciągnęła dalej. - Straciliśmy wielu braci z siedziby Whitestonów. W tym dwoje własnych dzieci... To sprawa bardzo osobista, bowiem zginęli z ręki Czarnego Płomienia. Halvard miał już zażartować że o adres szewca w takim razie musi poprosić, ale na słowa Joylin jakoś o tym zapomniał. - Przykro mi - powiedział za to, już z powagą. - Chyba trudno już nazywać to zbiegiem okoliczności? Wygląda raczej na planowane działania... I nie trzeba się bardzo przypatrywać. - powiedziała trochę ostrzej niż zamierzała. Carl Carlem i prywata prywatą, ale jednak zagrożenie sięgało dużo dalej. Dała sobie jeszcze chwilę na ogarnięcie emocji, nim odezwała się znowu. - Macie jakieś propozycje, jak zacząć? Gdzie zacząć? W tym momencie Marek, dźwigając dwie tace zastawione dzbanami i pucharami zbliżył się do stołu. Ostrożnie ustawił trunki w jego centrum, po czym rozdał każdemu naczynie. - Słaby mód pitny. Ze wschodu...- rzucił nieśmiało, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie. - Marku zarygluj drzwi i podaj mi proszę mapę. Chłopak skinął głową i wykonał polecenie. - Gdzie zacząć?- podjęła Quaanti. - Oni najprawdopodobniej już zaczęli. Wczoraj i przed wczoraj zaginęło dwóch kapłanów Mystry. Pozostał jeszcze jeden. Przewodzi w kaplicy w zamkniętej dla obcych części miasta. Jak sądzicie, czemu wzięli się najpierw za ubiedzonych klechów? Rygiel w zamku zgrzytnął głośno, a w następnej chwili, pomiędzy szklanicami na stole, rozsunięto mapę miasta. - Jak jest z pozostałymi … eee … zgromadzeniami? - zapytał Halvard, czując że jak zwykle ci przeklęci Harfiarze siądą mu na kark i zmuszą do ryzykowania własną skórą - Rozumiem że ich ten problem jasnowidzów nie dotyczy? - zaciekawił się. - Dokładnie...- uśmiechnęła się Quaanti.- Nie jesteś taki głupi na jakiego wyglądasz...I jak czasem gadasz. Halvard skrzywił się. Za słabo się starał. Czyżby jego starannie kultywowany wizerunek dryblasa od machania pałą miał runąć w gruzy? Nie mógł do tego dopuścić. - Korzystając z łaski swych patronów dalej mogli by odczytać przyszłość. Przynajmniej tak sądzimy... Nie mamy potwierdzenia, że morderstwa to ich sprawka. Ale z drugiej strony, jest pewnym, że to była bardzo profesjonalna “robota”. Kayla swoją porcję słabego miodu wypiła niemal duszkiem. - Rozumiem, że przydałoby się ochronić tego ostatniego kapłana? - Jest najmłodszy... Ale mimo wszystko mógłby pomóc. Być może odkryć plany wroga? To nasz największy problem. Nie mamy pojęcia jaki jest ich cel. Kto tak właściwie decyduje... Czerwoni Czarodzieje? A może Zhentarimowie?
- Mam swoją teorię...- bąknęła Quaanti. - Czy twój opiekun się z nią zgadza? - Nie rzuca łatwo teoriami...- przyznała niechętnie. Calishytka pochyliła się nad mapą. - W której to części miasta dokładnie? - Świątynia znajduje się w dzielnicy wież. Niemal w samym jej centrum. - Agatha wskazała palcem na stłoczone ze sobą budynki, na zachód od rzeki. - Może zaciekawi panów, że poprzedni dwaj mieli wyrwane serca?- mówiąc to złotooka zerknęła na Halvarda i Blacktaila.
- Zdarza się - filozoficznie stwierdził Hroebertsson, choć poczuł nagłe uderzenie adrenaliny - Pewnie ktoś chciał się upewnić albo co... Kayla uniosła lekko brew. - Zdarza się? W środku miasta? - owinęła kosmyk włosów wokół palca - Wygląda na klasyczną robotę Malarytów, o których wspomniano, czy też lykan w ogóle... Skoro są przesłanki, że mogą tu być, nie widzę powodu, by ktoś miał stosować ich metody ot tak. - wzruszyła lekko ramionami, opierając się ponownie na krześle. - Niestety inne działania wroga, potencjalnego wroga, są nam nieznane. A i na te natrafiliśmy dzięki pewnemu rozgłosowi pośród społeczności. - Czyli w zasadzie to nasz jedyny trop i jedyny logiczny pomysł na jakiekolwiek działania z naszej strony. - dziewczyna podsumowała to, co zdawało się w tej chwili oczywiste. - Nie tak szybko, gwiazdeczko. - uniosła dłoń Quaanti. - To nie jedyny pomysł. Wtedy mieliśmy Agathę, mnie i... Marka. Skoro jest nas teraz więcej i jak rozumiem... Każdy jest w jakiś sposób w sprawę zaangażowany możemy zacząć zbierać informacje bardziej skutecznie. - W obecnej sytuacji i tak nie przeciśniemy się wszyscy do dzielnicy wież. Ba...- rzekła ciężko Agatha. - Nie mam prawie żadnego pomysłu jak przedostać tam małą grupę dwuosobową. - popatrzyła na Kaylę - Trzeba również zebrać nieco informacji z ulic, nieco dla nas bardziej otwartych. - Dzielnica wież. Magowie z wież. Większość ma tam swoje siedziby? Tych znaczących? - zmarszczyła lekko brwi. - Ja to bym się chętnie rozejrzał, tutejszego piwa spróbował i takie tam... - Halvard zaczął jednocześnie z Kaylą ale umilkł żeby dwugłosem nie gadać. - Wiesz, panie Halvardzie, rozglądanie się i piwa próbowanie też może służyć za formę zbierania informacji. - mruknęła, zamyślona nad inną kwestią. - No toć właśnie mówię, pan... - naraz Hroebertsson spojrzał kątem oka na Quuanti i poprawił się - pani Rieven. Pochodzi się, pan... panie popyta, rozejrzy po okolicy, może komuś złota w garść nasypie żeby do - o tej - wskazał palcem na mapie - dzielnicy wpuścił. Rieven pokiwała lekko głową; postukiwała palcami w blat, wybijając sobie tylko znany rytm. - Na ile jesteśmy w stanie działać na dwa fronty? - skierowała pytanie do wszystkich - Zakładam, że czas jest ważny, skoro to ostatni kapłan. Przydałoby się jednocześnie zająć obiema kwestiami? - Wejścia do dzielnicy wież są tylko dwa... Jedno prowadzi przez Yestarva rozciągający się po obu stronach rzeki, tuż u bram Uniwersytetu Magii. Drugi zaś jest... Jest dostępny tylko dla magów. Uruchamiany mocą Splotu i robi dużo hałasu. - Agatha wskazała palcem punkty na mapie. - Jeśli chodzi o zakradanie...- zaczęła nieśmiało Joylin.- To niespecjalnie moja dziedzina, ani mojego męża. Z drugiej strony nie ma też co bezczynnie czekać. Powiedzcie tylko gdzie zacząć, czego szukać? - popatrzyła po towarzyszach. - Nie zdarza się nam często szukać uciech w takich miejscach.
__________________ Why Do We Fall? So We Can Rise |