Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2012, 12:24   #10
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
- A to pierwsze wejście? - zapytał Halvard właścicielkę Psalterium. - Co z nim jest nie tak że od razu przeszła pani do drugiego?
- Fort Yestarva został wybudowany z myślą o obronie dzielnicy wież na wypadek, gdyby wróg sforsował otaczające miasto mury. To istna forteca. Cztery bramy, garnizon obrońców.
- A gdyby wejść do dzielnicy wież z jednym z mieszkańców? - rzuciła Rieven, niby niewinny pomysł.
- Ale wejść tam można? - znowu Halvard wszedł Kayli w słowo i pokręcił głową z uśmiechem.
- Do Dzielnicy wież wpuszczani są tylko mieszkańcy tejże dzielnicy. A to oznacza naprawdę wpływowe persony, nie przeciętnych zjadaczy chleba jak my. I oczywiście, ewentualne osoby towarzyszące.
- No tak, wpływowych person raczej nie wysyła się do stróżowania na bramach... - bąknęła pod nosem - To chyba na ten moment nic poza doinformowaniem się na ulicach nam nie pozostaje. Albo przynajmniej ja nie widzę żadnej innej opcji. Bez informacji nic więcej chyba nie zdziałamy.
- A jak sprawdzani są ci magowie, gdy wchodzą do swej dzielnicy? - tropiciel odezwał się do Quuanti.
- Sprawdzani? W sensie... Co mają przy sobie? - zmarszczyła brwi kobieta. - To zamknięty krąg. Strażnicy znają tam właściwie wszystkich. A dodatkowo... Każda wieża ma swój symbol, znak rozpoznawczy.
- Chyba, że... magistrowie z uniwersytetu? Nie należą do żadnych stronnictw ani wież, jednak kilku mieszka w dzielnicy. - wtrąciła się Agatha.
- Spokojnie... Magistrowie z wyboru i dla zasady nie mieszają się do polityki. Znasz jakiegoś który nam pomoże? - uniosła brew.- Zresztą, większość z nich opuszcza mury uczelni tylko w ostateczności. To miasto w mieście...

- Jak rozumiem nie ma też możliwości spotkania kapłana poza tą dzielnicą? - zapytała Kayla, coraz bardziej zrezygnowana, ale uznawszy, że trzeba rozważyć każdą możliwość - Zapewne też wszystko jest silnie chronione przed jakimikolwiek magicznymi sposobami dostanie się do środka, skoro mieszkają tam tak ważne persony? Teleportacja, plan cieni, podróż planarna? - wyciągnęła się na krześle, prostując nogi i zakładając dłonie za głową. Spojrzała w sufit, szukając w myślach jakiejkolwiek innej możliwości.
- Jest pewna szansa powodzenia... Nigdy nie sprawdzaliśmy magicznej obrony Dzielnicy Wież. Stąd też to niewiadoma. Równie dobrze może zadziałać wszystko co wymieniłaś panno Rieven, a równie dobrze nic.- wzruszyła ramionami Agatha.
“Panna”! - Halvard zwrócił uwagę na to zakazane słowo i zerknął na Quuanti, by sprawdzić jej reakcję. Nie doczekał się jej, więc skupił się na czymś innym.
- A gdyby tak … słyszałem o takich zaklęciach, wiecie, jak człowiek pochodzi tu i tam, to wielu rzeczy się dowiaduje - że można zniknąć innym sprzed oczu, a do tego latać … No to może by takie “hop”, a nie w teleporty się bawić, które nie wiadomo gdzie na manowce zawiodą... - zrobił zawstydzoną minę, jak to drwal z Północy, gdy o balecie przyjdzie takiemu gadać.
Kayla powoli, bardzo powoli, obróciła głowę w stronę Halvarda. Wbiła w niego zaintrygowane spojrzenie, hamując wyraz innych emocji. Przywiódł jej na myśl ją samą w wieku... siedmiu lat? Może ośmiu. Gdy Leila zaczynała ją nauczać. Cóż, jednak bez powodu na pewno go tu nie ściągali, zapewne nadrabiał czym innym.
- Jak zaczniemy od niewiedzialności i lotu, a się nie uda, to i tak ściągniemy na siebie uwagę i mamy przechlapane. Chyba te dwie opcje oraz zwykła teleportacja to standard w większych miastach, a przynajmniej w ich ważniejszych miejscach. Ale ja tu specjalistką od magii nie jestem... - skrzywiła się lekko - Podróż przez plany jest... niebezpieczna. No i trzeba mieć kogoś, kto by nas na nie wprowadził. Mamy na to środki? Możliwości? Żeby pozwolić sobie na takie próby? Możemy to jakoś sprawdzić?

- A gdyby tak...- zaczął nieśmiało Aeron. - Agatho kiedy spacerowałem przez miasto... ujrzałem takie miejsce... Pawie Piórko.
- Ahaaa...- kobieta zmarszczyła brwi zaglądając rudzielcowi w oczy. Jednocześnie na twarzy Quaanti pojawił się wredny uśmiech.
- To bardzo ekskluzywne miejsce, prawda?
- Taaak gadają, ale lepiej streść tą myśl Aeronie. To nie towarzystwo do rozmów o domach schadzek...
- To tylko pomysł... Bo... Tego... Mag też człowiek, prawda? Jeśli by tak jaki się zainteresował którąś z pań może z łąski swojej zaprosiłby ją do siebie? Do Dzielnicy? Albo gdyby “przejąć zlecenie” z Pawiego Piórka? I... I...
- No ja się na pewno nie będę kleiła do obcego!- palnęła Joylin. - Nawet nie proście!
- Tak więc Agatho? Kaylo? - zapytła rozbawiona Quaanti.

Gdy tylko Kayla zrozumiała, w czym rzecz, zatrzęsła się od poskramianego śmiechu. A może dzikiego chichotu. W każdym razie wyglądała na szczerze ubawioną i nieco rozhisteryzowaną.
- ... - próbowała wyrzec coś, ale skończyło się tylko na niemym poruszeniem ustami i głośnym parsknięciem śmiechu, wobec którego musiała wręcz zwinąć się na krześle z pozornie zrelaksowanej pozy.
- Już dobra... Już się uspokajam. - odetchnęła kilka razy i ciężko było stwierdzić, czy jest bardziej rozbawiona, czy przerażona - Chcecie usłyszeć historyjkę? Jest ściśle związana z naszą sytuacją. - zapytała, podsuwając w stronę Marka pusty kielich z niemym błaganiem o alkohol w oczach. Spojrzała po obecnych - musiała mieć absolutną pewność, że wszyscy tego wysłuchają. Z Aeronem na czele. Najgroźniejsze spojrzenie, pozbawione chwilowego rozbawienia, dostało się właśnie jemu.
- Była sobie dziewczyna, której znajomy polecił przybyć do miasta i spotkać się z nim w sprawach nie cierpiących zwłoki. - zaczęła taką sobie opowieść o banalnej treści beztroskim głosem - Dziewczyna wiedziała, że to ważne, więc nie wahała się ani chwili. Podróżowała długo, przez lądy i wody, aby dotrzeć na umówione spotkanie. Tymczasem okazało się, że do miasta nie wejdzie, gdyż jeno zaproszeni osobiście przez mieszkańców prawo wstępu na festyn mają. - wzruszyła lekko ramionami - Początkowo myślała, że może ktoś chociaż będzie mógł jej jakoś pomóc? Może tak wysłać kogoś z informacją? Ale nie... Skazana na samą siebie musiała sobie z tym jakoś poradzić. - spojrzenie fioletowych oczu, niemalże ciskających błyskawicami, wbiło się w Aerona - Nie mając pojęcia o polityce i walkach o władzę, dziewczyna jakby nigdy nic postanowiła zgrywać przymilną wobec strażnika bramy, którego znakiem był wykrzywiony szpon za kciukiem. Cóż tu dużo mówić, kim jest i co umie nie liczyło się zbytnio wobec tego, jak wygląda i jaką strażnik bramy chuć poczuje! - z melodyjnego i beztroskiego tonu przeszła w znacznie mniej przyjemny i podniesiony - I tak oto drodzy Państwo, dama owa ma na karku Pana Assmarthalozujsa, który to oczarowany jej...czymkolwiek... - prychnęła - ...pojawi się zapewne u drzwi przybytku tego lada dzień, gotów na prywatny występ przez wcześniej wymienioną. - spauzowała na chwilę, po czym jakby nigdy nic dorzuciła - Cóż, mogę spróbować go nakłonić na wypad do tego Piórka. - westchnęła, kończąc monolog.
- Szpon? Tutaj!? - warknęła Quaanti. - Nie ma takiej możliwości. Jeśli tylko zobaczą nas razem...
- Bardzo przepraszam! Musiałam grać rolę. Jak mogłam być wiarygodna, nie znając żadnej innej nazwy żadnego innego miejsca, a jednocześnie dotrzeć tutaj bez lądowania bezpośrednio w jego wieży? - syknęła na Quuanti.
- Brawo Aeronie.- mruknęła Agatha raczej mało zadowolona z obrotu spraw.- Biada ci panno Rieven. Oj biada... Podróż do Piórka nie będzie potrzebna. Jeśli byłabyś gotowa... Wstyd mi o to prosić... Udać się do zamku obrońców i tam namówić wspomnianego maga na wizytę... schadzkę? W jego domu, zapewne w Dzielnicy Wież byłoby.- wywróciła oczami.- Cóż za słowo, cudownie. Zakładając, że udałoby się to zrobić... Kogo posłać z tobą i jak to wyjaśnić przed czarodziejem? Sama nie dasz rady.
- A może...- zaczęła niepewnie kapłanka - gdyby tak po jednym spotkaniu wystosował pani zaproszenie pisemne? Wtedy mogłaby panna przejść sama mostem, przez bramę i mieć kogoś przy sobie. Służbę? Tragarza?
- Marka? - syknęła Quaanti, na co chłopak upuścił dzban z miodem, z którego dolewał właśnie Aeronowi.
- Jak się na to zapatrujecie, panienko Rieven?
Tyrada przekleństw w umyśle Kayli ponowiła się, ale zachowała to dla siebie.
- To chyba jest wyjście, które w razie niepowodzenia pociąga za sobą najmniej ofiar. - stwierdziła z przekąsem - Proszę bardzo. Zrobię, co trzeba. Jeżeli to da mi szansę dorwać Carla, znaleźć go, da dostęp do niego. Pójdę z samym Demogorgonem, jeśli to pomoże. - mruknęła, tyleż zdesperowana co zdeterminowana - I nie wiem, czy Marek to dobry pomysł. Nie lepiej posłać kogoś...kto bardziej wygląda na pomocnego? Bez urazy, chłopcze. Jak na przykład mości Halvard? - uniosła lekko brew.
- Posiadacza gindynbała...- wtrąciła Quaanti udając kaszlnięcie.
Spojrzenie Agathy padło na wyrośnietego mężczyznę.
- Nie wiem czy będzie to możliwe. Widzę inne zadanie dla pana Halvarda i Blacktaila. Ty Kaylo, mogę mówić po imieniu?
- Oczywiście. - skinęła przyzwalająco.
- Będziesz miała odszukać kapłana, sprowadzić go tutaj albo chociaż ostrzec. Ale zadziałać trzeba na obu brzegach rzeki. Bowiem wątpię czy istoty te znalazły schronienie w dzielnicy wież. Panie Blacktail, Halvardzie, przyjrzyjcie się mapie. Znacie zwyczaje tych istot, ich pragnienia i instynkty. Czy uda wam się je znaleźć a może nawet powstrzymać nim uderzą na kapłana? To może dać czas Kayli... A ten może być bardzo potrzebny.
- No, czarodziej stary to i szybko nie poleci...- parsknęła złotooka.
- Quaanti... - zganiła ją Agatha.
- Już ty się o to nie martw. Na pewno szybciej niż przy tobie. - warknęła na nią Kayla w odpowiedzi.
- Jeśli udałoby się wam trafić na ich trop...Kiedy polują? Jak często? W mieście powinni zacząć znikać ludzie...- zastanowiła się - Chyba, że natura tych istot jest inna? W tym czasie Aeronie, skoro tak lubisz spacerki, zająłbyś się wraz z państwem Whitestone zbieraniem informacji.- przełknęła głośno ślinę zerkając na “Cichą Wodę”.
Kayla westchnęła ciężko:
- Mogę iść sama, tylko nie każcie Markowi iść ze mną. To mnie bardziej rozproszy, bo będę chciała na niego uważać. Poradzę sobie sama lepiej. A dla innych jest zajęcie. No chyba że Quaanti chce mi pomóc i wspólnie zajmiemy się Szponem.
- Nie możesz iść sama. Z prostego powodu... Gdyby coś poszło nie tak, ktoś musi nas powiadomić. Marek potrafi zadbać o siebie...- uśmiechnęła się pogodnie do chłopaka rudowłosa.
- Tak widać, ale o coś więcej niż fryzura? - westchnęła Quaanti. - Co do twego pomysłu, z chęcią bym ci pomogła. Ale wyglądamy jak dziewczyny z innych ulic, jeśli wiesz co mam na myśli. - obnażyła poczerniałe zęby.
- Jedna z ulicy dziwek, a druga z ulicy wiedźm? - stwierdziła Rieven bez przekonania, najwyraźniej uruchamiając gdzieś w sobie czarny humor.
Quaanti poderwała się w jednej chwili z miejsca uderzając pięścią w blat, który rozsypał się tym samym na drobne drzazgi. Odtrąciła na bok pozostałe nogi od stołu, które zastawiały jej drogę [poszybowały na drugi koniec izby] i z impetem ruszyła w kierunku Kayli.
- Quaanti! - wrzasnęła rudowłosa, na co złootoka zatrzymała się tuż przed dziewczyną “z sąsiedztwa”.
- Raz jeszcze nazwij mnie wiedźmą, a pozbawię cię głowy i nasram do środka, czy to jasne? - warknęła chłodno, bez cienia wściekłości.
Choć bardka początkowo totalnie zdębiała i nawet nie zdążyła zareagować, w tej chwili jedynie płynnie podniosła się z krzesła i spojrzała złote oko.
- Jasne. - odpowiedziała krótko, po czym spokojnie ponownie zajęła swoje miejsce.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline