- Ruszajmy, bez mitrężenia. - Narib podniósł się zza stołu. Nim odszedł, wyjął za poły koszuli porwany, gdzieniegdzie uplamiony krwią modlitewnik. Wymamrotał krótką modlitwę poczym uczynił znak Jedynego na swym czole i ucałował amulet wiszący na szyi.
Najemnik był dosyć wysoki i barczysty. Mocarne ramiona pokrywała biała, luźna koszula, na której tył spływał kucyk długich, gęstych, kręconych włosów, wyłażący spod niedbale zawiązanego turbanu. Szeroki skórzany pas trzymał wiśniowe szarawary,wpuszczone w wysokie buty. U jego boku zwisała szabla, a z drugiej strony sajdak z wykrzywionym, runsanamańskim łukiem.
Mężczyzna ruszył ku drzwiom, razem z pozostałymi. |