Będąc wciąż w trakcie wymownej czynności ciągnięcia z gwinta (butelki oczywiście), wybałuszył oczy gdy zobaczył gdzie się znalazł. Opuścił dłoń trzymającą trunek i rozejrzał się dookoła. Im więcej widział, tym bardziej rozwierały się jego usta.
- O ja cię w mordę... - rzekł w końcu, chrząkając przy tym siarczyście. Pierwsze jego podejrzenie padło na płyn który przed chwilą spożywał. Zerknął ukradkiem na etykietę, a potem dla pewności powąchał - dwutlenek siarki "w normie", z lekką domieszką cytryny. Jeszcze raz przyjrzał się otoczeniu i potem znowu etykiecie. Kolejny i kolejny, raz po raz patrzył to na ekipę, to na trunek. Nie rozwiązując tej zagwozdki, zrobił niewyraźną minę i zakorkował alpagę.
- No to się porobiło... - skomentował swoją wizję, która najpewniej była efektem jakiegoś psychodelicznego delirium. A ostrzegali...
Uważnie wysłuchał tych gości w garniakach, w nadziei że za moment ktoś go wybudzi i skończy się na propozycji obalenia wspólnego alkoholu gdzieś w jakiejś ciemnej uliczce.
- Święta jego mać - burknął pod nosem, po czym już bardziej wyraźnie zakomunikował do wszystkich - Świąt ma nie być? Haha, znowu się pociąg wykoleił? A co mi do tego, ja codziennie mam święta, o - uniósł w górę butelkę niczym w geście toastu - Proponuję teraz olać tych nudziarzy i wypić za zdrowie... Miejmy nadzieję, że mają tu całodobowy, hehe!
__________________ Something is coming... |