Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2012, 12:52   #9
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Oszz skórwy... - przeszło przez myśl Tomasa, kiedy ręce olbrzyma zapłonęły, jednak nie czas teraz na rozważanie od jak dawna mutanci, albo tak zwani magowie pałętają się po ulicach robiąc jako chuligani.
Zgrabnym ruchem dobył dwóch berett schowanych pod kurtką, wyciągnął ręce przed siebie i strzelił do bossa. Pierwszy pocisk chybił, ale drugi wszedł dokładnie tam gdzie miał, w bark popaprańca. A teraz dywersja, jakby reszta też była niecodzienna, ta myśl wywołała uśmiech na jego twarzy. w następnej zniknął i pojawił się jakieś dwadzieścia pięć metrów za plecami bossa, trochę w cieniu.

Kula przeszła na wylot barku, najwidoczniej nie uszkadzając nic bardziej istotnego w środku. Przywódca grupy okazał się jednak nie lada twardzielem. Zachowywał się jakby nawet nie zauważył tego "ukłucia". Uderzając w silnik musiał odłupać jakiś jego fragment. Gdy się teleportowałeś wyjął z pod maski Twojego auta, ciężki kawałek metalu i cisnął nim w Twoją stronę. Miał niezły fart, bo Cię trafił. Odłamek silnika uderzył w Twoje ramie kiedy akurat chciałeś zwiać w inne miejsce. Nic chyba nie złamał, jednak ból sparaliżował Cie na tyle by przerwać wykonywany przez Ciebie manewr.

Tomas otrząsną się, po trafieniu kawałkiem chłodnicy, dostał w bark, ale wrodzone odruchy pozwoliły mu na połowiczy unik. Po raz kolejny trafił szefa bandytów, tym razem solidniej i zniknął teleportując się tak, aby utrzymać dystans.
Livsky nie tracił czasu na obelgi, czy wrzaski. Miał za duże doświadczenie, jeśli jego przeciwnicy nie zrezygnowali, po tym jak zaczął znikać i strzelać do nich z rożnych miejsc, to nie zrezygnują też przy próbie zastraszenia. Choć to sprawdzimy, jak już przyjdzie do walki wręcz.

Wielka góra mięcha dostała kolejnym pociskiem, tym razem dotkliwiej. Przywódca grupy osunął się lekko na samochód, nie tracił jednak nadal rezonu starając się dojść do siebie. Niestety ból z rany silnie paraliżował jego kolejne posunięcia i jedyne co zrobił to przesunął się kawałek po ziemi, starając się znaleźć jak najlepszą osłonę przed kolejnym ostrzałem. Po kolejnej teleportacji, żadne z grupy przeciwników nie mogło dojrzeć Twojego aktualnego położenia. Dla większego poczucia bezpieczeństwa skupili się przy swoim szefie. Z tego co zauważyłeś dwóch facetów dotąd uzbrojonych tylko w pięści wyjęło po pistolecie, czekając na Twój kolejny ruch. Najwidoczniej ich specjalne zdolności ograniczały się do tężyzny fizycznej, nie zaś do wybitnego sprytu czy spostrzegawczości.

Tomas, wyjrzał spokojnie z cienia, i uznał, że ogniowego ma chwilowo z głowy, pora zająć się płotkami, które pewnie i tak nic nie wiedzą. Ich szefa będzie można przynajmniej potem przepytać. Spokojnie wycelował, jako iż wyglądało na to, że przeciwnicy nie wiedzą gdzie się znajduje. Strzelił po jednej kuli w kobietę i blondyna. Usłyszał urywany wrzask, kobiety i zniknął, pojawiając się w innym miejscu.

Strzały w grupkę były naprawdę celne. Pankowa dziewczyna zarobiła kulkę w tętnicę udową, chwilę później osuwając się nieprzytomnie na asfalt pokryty sporą kałużą krwi. Blondyn nie miał wiele więcej szczęścia, chociaż jego cierpienie było znacznie krótsze. Czyste trafienie w głowę zapewniło mu natychmiastowy, wieczny odpoczynek.
Przywódca grupy i jego ostatni towarzysz patrzyli bezsilnie jak pozostali z ich grupy padają pod ostrzałem jak muchy. Cała walka przypominała jakiś pojedynek ze sniperami rozstawionymi po wszystkich dachach w okolicy. Brunet który się ostał, podszedł bliżej swojego szefa, bezradnie rozglądając się za ich nietypowym przeciwnikiem. W gruncie rzeczy jednak, gangsterzy wcale nie wydawali się być przerażeni całą sytuacją. Było to dość zaskakujące, biorąc pod uwagę jakie straty już ponieśli. Wielka góra mięcha w dość mocno zakrwawionym ubraniu zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu celu. Był widać bardziej spostrzegawczy od reszty, bo dojrzał Cię pod ścianą sąsiedniego bloku. Próbował szybko chwycić za broń blondasa który skonał obok niego i wypruć w Ciebie magazynek. Niestety ból wciąż paraliżował jego ciało, jedyne więc co zdołał zrobić, to chwycić pistolet w dłoń.

Szef tych idiotów zaimponował Tomasowi, wszak byle chłystek nie mógł mieć dwa razy takiego szczęścia, aby znaleźć go po teleportacji. Musiały tu grać rolę umiejętności. Nie było jednak czasu na rozmyślania. Podniósł pistolety i wpakował po kulce brunetowi, oraz uzdolnionemu, ale pechowemu szefowi.

Brunet padł z kulką w czole, a szef dostał kolejny pocisk w korpus. Dla zasady Livskey teleportował się trochę za niego i podchodził, aby sprawdzić, czy nie musi dokończyć roboty. Kiedy się zbliżał powiedział.

- Hi galaxy. Call 911. - A kiedy z kieszeni odezwał się na głośnomówiącym głos kobiety dokończył lekko przerażonym głosem. -Pomocy, jechałem spokojnie Chicago street, kiedy jacyś bandyci, wypadli na drogę i zaczęli się strzelać. trzech chyba nie żyje, szybko. o kó...a, jeden tu idzie. pomóżcie mi. - po czym chowając pistolet z lewej ręki zakończył połączenie ignorując pytania z telefonu.

Gdy podszedłeś do szefa grupy wyglądał na nieprzytomnego. Po chwili jednak nie miało to już szczególnego znaczenia. Ciało bossa jak i jego towarzyszy zaczęły wyginać się w spazmach. Każde z nich otworzyło usta niczym w niemym bólu, a z ich wnętrza zaczął wydobywać się ogień. Zaraz potem to samo zaczęło dziać się z ich oczami.

Nie trudno było się domyślić, że nie będzie okazji z nimi już porozmawiać. Zanim odszedłeś od ciał, zauważyłeś coś jeszcze. Na nadgarstkach każdej z ofiar znajdował się znak 667. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, w końcu każdy członek gangu w jakiś sposób to na sobie zaznaczał. Tym razem jednak nie było to takie zwyczajne. Zauważyłeś, że znaki na nadgarstkach gangsterów zaczęły powoli się wypalać i znikać, niczym spalana w ogniu karteczka. Gdy znaki zniknęły ich ciała również zaczęły się zmieniać. Wszystkie zdawały się wracać do swojej naturalnej formy, przeciętnego człowieka. Nawet przywódca grupy po całym tym dziwnym zdarzeniu był tylko zwłokami jakieś przeciętnego kolesia. Najwidoczniej coś co dotąd dawało im zwiększoną siłę i zdolności, opuściło właśnie ich ciała.

Livskey postanowił nie bawić się w bohatera i tym razem dać się wykazać policji. Rozejrzał się wokół, czy nie ma gapiów, albo kamer miejskich i zmienił swoja postać na szanowanego biznesmena. Przemieścił też swoje miecze do nadgarstków, które odpowiednio pogrubił, tak aby mógł z nich szybciej skorzystać. Pistolety jako, że nabyte drogą nielegalną, schował w brzuchu, tak jak i paski. Wydawał się przez to może grubszy, ale przeciętny gliniarz nie zobaczy różnicy.

Teraz podszedł do swoich ofiar, biednych głupców, którzy nie wiedzieli na co się porywają.
- Zacząłeś z lepszym i zginiesz. - podsumował, kiedy sprawdzał czy, któreś z nich żyje. Szukał dokumentów, i wskazówek, gdzie mogło ich spotkać takie coś. Nie martwił się o odciski, bo teraz wskazywały na to, że jest wężem. Zastanawiał się już wiele razy, jak ludzie radzą sobie bez jego zdolności. Po przeszukaniu kieszeni, wyjął telefon i cyknął trupom kilka fotek, zwłaszcza znakom. Podszedł też do samochodu, i wyjął kartę SD z rejestratora drogowego. Potem porówna sobie zakres zmian, przynajmniej u szefa. Teraz pozostało tylko przybrać przerażoną minę i czekać na policję. Wszak potrzebował odszkodowania za samochód.

O wersję dla policji nie musiał się martwić. Ot standardowa formułka, wybierał się do jakiegoś klubu, kiedy zaskoczyli go ci bandyci, czterech ostrzeliwało jakiegoś gościa, który szedł ulicą. I najwyraźniej czuł się pewnie. Potem ich pozabijał, podszedł do niego zapytał, czy nic mu nie jest, a potem odszedł.
Miał ponad 2 metry, może z 100kg, czarna kurtka i maska, z żółtym "X".
Jedno co go martwiło, to to, że teraz będzie mu trudniej skontaktować się z Dark Nightem.
 
deMaus jest offline