Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2012, 18:55   #2
Kaga
 
Kaga's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaga nie jest za bardzo znany
Miała dość! Dlaczego nikt wcześniej jej nie powiedział, że dojście gdziekolwiek, gdy nie ma się pieniędzy na jakąś karocę czy choćby wspólny dyliżans, trwa tak długo?! Już mogła przeboleć ten kurz, który ją pokrywał, ale bolące nogi i brak nadziei na dotarcie do celu... całe to Candelkeep chyba było za daleko. Kaga zatrzymała się na chwilę, aby zaczerpnąć nowego oddechu. Była dość niska, szczupła, ale nie chuda. Nieco za duże na taką sylwetkę piersi, ubrane w spodnie nogi, które chciałaby mieć teraz silniejsze i dłuższe. Dwa przykurzone kucyki szarawych teraz, wcześniej dość ciemnych włosów. Srebrne, dziwne dla wielu oczy, pociągła i młoda twarz o ostro zakończonym podbródku. Zawsze uważano ją za miłą dla oka, stąd też miała problemy. Na podróż owinęła się płaszczem z kapturem, który chronił ją nie tylko od kurzu, ale także od złych spojrzeń. Czegoś w tym mieście się nauczyła.
Zmrok przyszedł zbyt wcześnie, ale nie przejęła się tym zbytnio. W zasięgu wzroku było już światło, więc udała się właśnie tam, licząc na ciepłe jedzenie i łóżko. Zwłaszcza łóżko.


Gospoda wyglądała dość przytulnie, przynajmniej jeśli wziąć pod uwagę otoczenie, które zaczynało stawać się... dość nieprzyjazne. Drzewa były dziwnie pochyłe, a i sam las był zbyt ciemny, jak na noc z tak jasnym księżycem. Może to po prostu wizja odpoczynku, sprawiała, że wszystko inne stawało się nieprzyjazne.
W stajni, czyli przybudówce do kamiennej gospody, widać było dwa konie i jednego chłopa, który akurat czyścił jednego. Spostrzegłszy Kagę odwrócił się do niej z uśmiechem, machając szczotą, którą mył konia.
- Witamy panienkem! Zaproszom do szrodka! Papko dopiero co kolaszje szaczyna robicz! - Brakowało mu paru zębów... nie ciężko było się tego domyślić. Dziewczyna zostawiło chłopaka jego obowiązkom i weszła do środka.
Gospoda nosiła nazwę “Drugi Dom”, jednak nie miała aż tak wielu gości jak by wskazywała taka nazwa. Zajęte były dwa okrągłe stoliki, przy jednym siedział stary jegomość, z siwą, ale krótką brodą i zaniedbanymi, długimi włosami. Mimo wieku, widać w nim było hardego człowieka, nie tylko po rysach, ale i tym, że nosił na sobie skórzaną zbroję, a do pasa przytroczony miał krótki miecz. Naprzeciwko niego, siedziała młoda dziewczyna, podobna z twarzy, czyli niezbyt ładna, ale wysoka. Zupełnie po drugiej stronie sali, z dala od dwójki ludzi, siedziała trójka krasnoludów, z czego dwójka ewidentnie byli braćmi i wojownikami zarówno. Długie, rude brody, topory, młoty i tarcze, oparte o parapety niskich okien. Trzeci wyglądał na kupca, w swoich czystych, bogatych szatach, z całą biżuterią, która go ozdabiała. Błyszczał się jak psu jajca na wiosnę, ale i tak wraz z dwoma kuzynami, pili piwo i wesołe rozmawiali. Wszyscy rzucili półelfce przelotne spojrzenie i wrócili do swoich napitków. Dwójka ludzi najwyraźniej czekała na jedzenie, bo co chwilę spoglądali w stronę zasłony, za ladą, zza której dochodził całkiem przyjemne zapachy.

Karczmarz nie był ani trochę podobny do stajennego. Podczas gdy chłopak był mały, rudy i piegowaty, jak na wioskowego głupka przystało, to ojciec był ogromnym, krzepkim facetem o kruczoczarnych włosach i przystojnej twarzy. Bardziej pasował na legendarnego rycerza niż karczmarza. Jednak jego fartuch ubabrany sosem do mięs oraz chusta na głowie, dostatecznie dobrze wskazywały na jego pozycję.
Popatrzył obojętnym, zmęczonym wzrokiem na Kagę i zapytał.
- Czym mogę służyć? Jeśli panienka sobie życzy, kolacja będzie gotowa za pięć minut. Gulasz z cielęciny, z warzywami i chlebem na piwie. Mam dwa wolne pokoje. - Wyciągnął spod lady ścierę i otarł nią pot z czoła i ręce.
Kaga uśmiechnęła się do niego, uśmiechem zmęczonym, bo przecież taka właśnie była. Z ulgą witała ciepłe wnętrze i nawet tych ludzi i nieludzi w środku.
- Wystarczy mi jeden pokój. Taki tańszy - jeszcze raz się słabo uśmiechnęła. - I jedzenie. I woda. Obawiam się, że jak wypiję coś mocniejszego, to padnę natychmiast.
Przygryzła wargę, rzuciła gospodarzowi i gościom jeszcze jedno spojrzenie, po czym usiadła przy jednym ze stolików.
- Pokój na jedną noc, z kolacją, kąpielą i śniadaniem będzie panienkę kosztował dwanaście srebrników...
- Co jest kurewskim zdzierstwem... - wciął się wściekle starszy mężczyzna, nie odwracając wzroku ani na karczmarza, ani Kagę. Właściciel gospody rzucił mu zmęczone spojrzenie, pokręcił głową i wrócił do kuchni.
Po pięciu minutach wyszedł zza kotary razem z kobietą w również średnim wieku, znacznie jednak mniejszą. Miała długie rude włosy, krągłe kształty i piegi. Zapewne matka stajennego i żona karczmarza, przy którym wyglądała śmiesznie. Postawiła dwie miski przed starcem i jego towarzyszką, mężczyzna mruknął coś w stylu “najwyższa pora”, zaś jego kompanka chciała coś powiedzieć, ale pod wpływem karcącego spojrzenia towarzysza, skuliła się w sobie i skupiła na jedzeniu. Karczmarz podał jedzenie najpierw dla Kagi, a potem wrócił po porcję dla krasnoludów, którzy jakoś nie narzekali z racji tego, że dostali ostatni.
Na dworze zaczęło padać i to dość mocno, pierwszy zwiastun powoli zbliżającej się jesieni. Wiatr też zaczął mocno hulać, jednak stajenny wciąż nie wrócił do środka.
- Gospodarzu, mam nadzieję, że nasze konie zostały objęte odpowiednią troską, nie chcę żeby jutro z rana były całe mokre i zjebane. - Rzucił starzec, nawet nie połykając porcji gulaszu która miał w ustach. Obskurny typ.
- Zaraz pójdę się tym zająć, nie miałem czasu wcześniej bo pilnie potrzebował pan troski, na razie są tylko przywiązane. Oczyszczę je i nakarmię, za to pan zapłacił.- Odpowiedział mu łącząc mruknięcie z warknięciem. Widać klient był upierdliwy już od dłuższego czasu, ale przecież końmi zajmował się chłopak...
Dziewczyna postanowiła nie brać udziału w rozmowach. Nie znała tych ludzi, była też sama, więc pewnych rzeczy postanowiła unikać. Nie była głupia, doskonale zdawała sobie sprawę, że ludzie nagle poza miastem nie stają się dobrzy. Tacy też się trafiali, pewnie, ale nigdy nie było wiadomo, do której grupy dany osobnik się zalicza. Dlatego teraz spuściła wzrok i tylko powoli jadła gulasz, zbyt zmęczona, by się nad tym wszystkim zastanawiać. Własnego konia nie miała, zajmować się zwierzętami również nie umiała, toteż skupiła się wyłącznie na jedzeniu.

Ruda gospodyni wręczyła dziewczynie klucz do pokoju, kiedy miała ją zaprowadzić na górę, wrócił karczmarz, mokry oczywiście. Odziany w skórznię mężczyzna znowu zaczął się mu żalić, że żarcie nie dobre, a czy to konie dobrze wyczyszczone. Kobieta jednak zaprowadziła Kagę do pokoju, by nie musiała już słuchać gadki, która po minie krasnoludów, najwyraźniej niektórym zbrzydła.
- Przepraszam panienkę, ale nie mamy już tyle klientów, co kiedyś, więc mąż nie może wyrzucać chamów na zbity ryj dopóki płacą. - Otworzyła drzwi do skromnego, ale przytulnego pokoju, z łóżkiem chyba bardziej na półtorej niż jedną czy dwie osoby, ładnym sekretarzykiem, szafą i kuferkiem. Ściany zdobił tylko jeden gobelin, przedstawiający dziwne zwierze. Było szare, naprawdę duże i miało jeden róg na pysku. Wyglądało na naprawdę potężne.
- Zaraz przygotuję wodę i olejki na kąpiel. Trochę jednak może to potrwać, bo nie mam nikogo do pomocy... rozumie panienka. Mąż zaraz przyniesie wanienkę. Czy życzy sobie panienka czegoś jeszcze?
Kaga uśmiechnęła się lekko do kobiety.
- Nie spieszy mi się tak bardzo, dziękuję. Nic mi już więcej nie potrzeba.
Niestety nie do końca potrafiła powstrzymać język, choć podejrzewała, że odpowiedź może się jej nie spodobać.
- Gdy tu szłam, zobaczyłam jakiegoś chłopaka przy koniach... - pozwoliła by zawisło to w powietrzu.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała dość dziwnie na Kagę.
- Coś musiało się panience przywidzieć w deszczu. Zmęczona pewnie jesteś. - Powiedziała po czym wyszła powoli zamyślona.
Nim dziewczyna jednak na dobre się rozpakowała i rozsiadła, do pokoju znowuż ktoś wszedł. Tym razem była to dziewczyna, podobna do rudej kobiety, tylko znacznie młodsza i ładniejsza. Taszczyła ze sobą małą, drewnianą wanienkę.
- Woda już gotowa pani Porwell, zaraz zacznę nalewać, parę rundek po schodach i gotowe. - Powiedziała poprawiając niesforne włosy i rzucając gościowi ciepły uśmiech.
Kaga starała się nie wyglądać na zbytnio zszokowaną, choć pewnie niezbyt jej wyszło. Zagapiła się na dziewczynę, mogąc tylko skinąć głową. Chłopaka mogła jeszcze przełknąć, ale to tutaj? O nie, nie z nią takie numery. Gdy tylko kobieta wyszła, zaczęła szeptać zaklęcie mające odkryć przed nią magię, którą niewątpliwie ten budynek i ludzie musieli przesiąknąć. Wierzyła na tyle swoim oczom, aby wiedzieć, że są oszukiwane. Tylko przez co?
Pod wpływem wpływem tego czary, cały świat nabierał lekkiego, jasnego połysku, obiekty otoczone magią, pulsowały czerwienią. Tak wię czemu, skoro biel wyznaczała normalny efekt, a czerwień magię, to nic się nie świeciło? Ani ściany, ani dziewczyna, która wchodziła nalewać wody. Nic. Tylko sama Kaga. No i może parę desek...
Dziewczyna przełknęła ślinę, rozglądając się dookoła. Nie było pocieszające to co zobaczyła. Czytała kiedyś o niezwykle potężnych iluzjach, które mogły być prawdziwe niczym rzeczywistość, ale jakby teraz miała zgadywać, to znajdowała się pośród niczego naturalnego. Daleko jej było do posiadania zaklęć potrafiących rozpraszać taką magię. Ostrożnie, jakby bojąc się, że może za chwilę spaść, ruszyła w kierunku drzwi. Teraz i tak była już pewna, że nie będzie w stanie usnąć.

Zaczęło się robić dość dziwnie... Z pokoju naprzeciwko Kaga słyszała cichy, dziewczęcy szloch, z dołu zaś odgłosy kłótni, w której udział brało przynajmniej kilka osób, nerwowych słów jednak nie dała radę zrozumieć. Po schodach wbiegła nagle gospodyni karczmy. Z rozbieganymi oczami, rozczochranymi włosami, wyglądała na przerażoną. Zdyszana wysyczała do Kagi
- Panienko... proszę się zamknąć w pokoju! Na dole się zrobiło bardzo nerwowo... mężczyźni za dużo wypili... mogą... mogą się pobić!
Skołowana była już tak bardzo, że zdała sobie sprawę, że przestaje się czemukolwiek dziwić. Poprawiła krótki miecz, który sobie przypasała. Bijących się mężczyzn nie bała się tak, jak tego czegoś, czego była tu świadkiem. Czy mieszała się tu przeszłość? Nastąpiło zakrzywienie czasu? Wyjaśnień mogło być tak dużo!
- Proszę się nie martwić o mnie, tylko zająć sobą.
Uśmiechnęła się uspokajająco, zastanawiając się, jacy mężczyźni znajdują się tam na dole. Na to chyba jeszcze miała czas, najpierw skierowała się w kierunku, z którego słyszała płacz.
Otworzyła powoli drzwi do pokoju, w którym zobaczyła dość specyficzną scenę. Dziewczyna, która niedawno siedziała przy stoliku ze starcem, siedziała na łóżku ocierając łzy, ale i uśmiechając się. Prostą suknię miał rozerwaną w okolicach piersi, tak że był jej widać połowę biustu, pod okiem miała też siniaka. Jednak u stóp dwuosobowego łoża leżał jej towarzysz, z poderżniętym gardłem. Oczy miał szeroko otwarte, ale wypełnione jedynie śmiercią. Krew już mu nie wyciekała z ogromnej rany po jednym, sprawnym rozcięciu, sam zaś był bardzo blady.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na Kagę, albo po prostu jej nie zauważyła. Szeptała tylko trzy słowa, raz po raz, powtarzając je jak modlitwę
- W końcu... dziękuję... w końcu...
Kaga odruchowo dotknęła rękojeści miecza, nie wyjęła go jednak, przyglądając się scenie. Zwróciła najpierw uwagę, czy dziewczyna nie ma jakiegoś ostrza w ręku, a potem na dogorywającego starca. Nie rzuciła się na pomoc, nawet tego nie umiała. I szok spowodowany tym, co tu się działo, pogłębił się za bardzo, by zrobiła coś innego od pełnego zdziwienia pytania.
- Co tu się stało?
Dziewczyna najpierw lekko się przeraziła czyjąś obecnością, ale potem z chorym uśmiechem odparła, jakby była to całkiem normalna wypowiedź
- Tato znowu kazał mi patrzeć i mnie dotykał... ale ta pani poderżnęła mu nagle gardło! Haha! Ot tak! Po prostu! Potem wstała, ubrała się, zabrała mu sakiewkę i miecz i wróciła do swoich obowiązków. Muszę jej dać napiwek przy śniadaniu! A nie! Nie mam z czego bo zabrała wszystko! Haha! - Dziewczyna już najwyraźniej porządnie oszalała, ot, w jednej chwili, dość dramatycznej trzeba przyznać.

Czy to również było spowodowane tym miejscem? Czy coś było tu prawdziwego? Kaga potrząsnęła głową, próbując się uspokoić i pozbierać myśli. W otoczeniu nic się nie zmieniło. To wydarzenie tutaj... było takie rzeczywiste, a jednocześnie miała wrażenie, że jeśli miało miejsce, to na pewno nie tu i nie teraz. Wyszła na korytarz. Powoli, aby nie robić hałasu, wyjęła swój miecz, choć nie czuła się z nim jeszcze zbyt pewnie. Miał przywiązany do rękojeści rzemień, którym okręcała nadgarstek, dzięki czemu w każdej chwili mogła puścić i móc rzucić zaklęcie. Ruszyła na schody w dół.
Teraz do krzyków dołączył brzęk oręża. Rozpoczęła się bitka... I to niezgorsza, stoły były powywalane w nieładzie, krzesła połamane lub odrzucone w kąt. Kaga zobaczyła też jednego z krasnolud ochroniarzy, który wpychał sobie jelita do środka. Nie szło mu to najlepiej, nie dość, że były strasznie śliskie, to jego ruchy były bardzo niezgrabne i plątał się we własnych wnętrznościach. Tymczasem wielki karczmarz toczył dziwny pojedynek ze znacznie mniejszym drugim krasnoludem, który blokował cięcia miecza na małą, żelazną tarczę, nie miał jak próbować ciąć swym toporem wielkiego mężczyznę, brakowało mu zasięgu. Trzeci, nieuzbrojony, przywarł do ściany zamrożony strachem. Żona człowieka leżała na ziemi w kałuży krwi, zbrukany krwią był topór tego krasnoluda, który jeszcze walczył, więc to zapewne on był jej oprawcą. Nigdzie nie było widać ani córki, ani syna gospodarza. O ile w ogóle istnieli...
To wszystko było szaleństwem! Zwyczajne, myślące istotny przecież nigdy się tak nie zachowywały! Kaga nie umiała tego wyjaśnić, ani trochę. Czy pozostali byli prawdziwi, czy tak samo uwięziono ich w tym... czymś? Nie mogła się tego dowiedzieć pozwalając im się wzajemnie pozabijać. Puściła miecz i wyszeptała pierwsze zaklęcie, tworząc sprężystą, ale wytrzymałą tarczę, która tworzyła przed nią niewidoczną barierę. Zaklęcie było przez nią tak zmodyfikowane, aby jego rzucenie czy sam efekt celowo nie były widoczne. Trochę odwrotnie do następnego. Głośno zaczęła wypowiadać słowa, unosząc dłonie. Wiatr, mimo, że przecież byli w pomieszczeniu, zerwał się nagle, przybierając na sile. Kaga miała zamiar uderzyć nim w obu walczących i tym samym walkę zakończyć, albo przynajmniej przerwać do tego, by coś powiedzieć.
Wojownicy ciągle się przemieszczali walcząc, przez co łatwiej było ich przewrócić. Jednak Kaga nie miała w swoich dłoniach mocy huraganu, mężczyźni zatoczyli się na bok, karczmarz jako cięższy na chwilę upadł na kolano, krasnolud, okuty w zbroję, przewrócił się całkiem, nieopatrznie potykając się o wyłamaną nogę krzesła. Gospodarz od razu rzucił się na niego z mieczem, tnąc od góry, Krasnal leżąc, cudem sparował cios. W tym samym momencie, Kaga usłyszała tuż za sobą wściekły wrzask. Gdy się odwróciła ruda dziewczyna już cięła nożem w okolice jej gardła, jednak zapora postawiona przez czarodziejkę, sprawiła że sztylet wyleciał z ręki i poleciał gdzieś w głąb sali.
Kaga krzyknęła, zaskoczona i instynktownie uskoczyła do tyłu. Prawdziwe szaleństwo! Cofnęła się i wzięła ponownie w dłoń swój miecz. Odwróciła się do walczących.
- Przestańcie, na wszystkich bogów! Dlaczego walczycie?!
Zabicie kogoś, kto tylko zachowuje się tak dziwnie, jeszcze nie przyszło jej do głowy. A przynajmniej zrobienie tego w tej głowie się nie mieściło.
Dziewczyna rzuciła się biegiem do swojego noża, wykorzystując to, że Kaga się odwróciła. Karczmarz zaś w końcu przełamał obronę leżącego krasnoluda rozłupując mu czaszkę. Wściekle spojrzał na ostatniego krasnala, który teraz kulił się ze strachu pod ścianą, zbyt przestraszony by się ruszyć.
- Zamknij się dziewko i czekaj na swoją kolej... - Warknął gospodarz nawet na nią nie patrząc.
Tego było za wiele. Coś w niej wreszcie pękło i z zimną determinacją wyszeptała zaklęcie. Dłonie ułożyła w "koszyczek", a pomiędzy palcami przebiegły gwałtowne wyładowania elektryczne, które wraz z zaciśnięciem pięści przeszły na resztę ciała. Kaga chwyciła mocno miecz, kierując się na oberżystę.
- Niedoczekanie twoje! Morderca!
Głosem chciała zwrócić jego uwagę, choć nie była pewna co robi. Musiała go tylko dotknąć. Starała się jednak podchodzić tak, żeby kątem oka widzieć także dziewczynę z nożem.

Wszystko stało się tak szybko. Wszystko było tak dziwne, tak realne, ale iluzjonistyczne. A skończyło się szybciej niż się zaczęło.
Karczmarz dopadł do krasnoluda szybciej niż Kaga do niego. Odziany w piękne szaty krasnal, darł się tylko przez krótką chwilę, kiedy miecz leciał już w jego stronę. Potężne ostrze, już usmarowane we krwi, wbiło się aż do połowy czaszki. Gospodarz spojrzał w stronę Kagi, gdy ta już była przy nim. Wykrzywił twarz w wściekłym grymasie, nie zdążył jednak wyrwać miecza z głowy krasnoluda, rażony prądem, dostał drgawek i runął na ziemię, gdzie jeszcze przez chwilę podskakiwał.
Córka, czy kimkolwiek by nie była dla karczmarza, ponownie zaatakowała czarodziejkę, jednak widać było wyraźnie, że wprawę z nożem miała tylko gdy jej ofiara niczego się nie spodziewała i choć Kaga nie była doświadczoną wojowniczką, a może raczej - nie była nią w ogóle, to zdążyła odwrócić się i ciąć na ślepo na tyle sprawnie, by obciąć przeciwniczce rękę uzbrojoną w sztylet, trochę za nadgarstkiem. Ta złapała się za rękę, z której tryskająca krew obficie obtryskała twarz i klatkę piersiową Kagi, wpadła w histerię i zaczęła przerażona biegać po komnacie, obryzgując wszystko krwią. Wyglądało to zarówno makabrycznie jak i niezwykle... zabawnie, jeśli kogoś bawił czarny humor.
A propo czerni... Nie wiedzieć czemu czarodziejkę naraz dopadła ogromna ochota na sen oraz śmierć. Może to już było jedno i to samo? Mimo wszystko otoczyła ją ciemność.
 
Kaga jest offline