Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-12-2012, 21:52   #1
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
[Forgotten Realms/DnD 3.5]Trudne chwały początki



Trudne chwały początki

Rozdział 1. Gdzie diabeł nie może...

Słońce stało wysoko na nieboskłonie, przyjemnie grzejąc. Zielone liście szumiały delikatnie, poruszane przez delikatne powiewy letniego wiatru. Zalesione wzgórza zieleniły się intensywnie, jak zawsze na początku lata. Rzeka płynęła żwawo krętym korytem kamienistym, kierując się do dużego jeziora.


Na północnym brzegu bezimiennego jeziora zlokalizowane było niewielkie miasteczko, zamieszkiwane głównie przez ludzi. Osada zwana Ostoją liczyła nie więcej niż trzystu mieszkańców, lecz z każdą wiosną rozwijała się coraz bardziej. Początkowa mała ilość rzemieślników zmieniła się, odkąd miasteczko zaczęło czerpać coraz większe zyski z handlu. Znajdowało się ono bowiem na trasie długiego i dość niebezpiecznego szlaku handlowego pomiędzy Wrotami Baldura a Daggerford.


Pomiędzy luźno rozrzuconymi budynkami mieszkalnymi znajdowały się młyn, położony tuż nad rzeką, kuźnia kowala, karczma, kilka sklepików oraz świątynia poświęcona Lathanderowi. Miasteczko nie było otoczone żadnym, nawet najprostszym murem czy palisadą. Za to pomiędzy budynkami można było dostrzec spokojnie patrolujące tereny miasteczka trzyosobowe grupy strażników, odzianych w nie najlepszej jakości kolczugi, z przyczepionymi do pasa mieczami. Mężczyźni leniwie rozglądali się po okolicy, a ich obowiązki wyglądały na mało absorbujące.

Miejscowy przełożony świątyni, kapłan imieniem Lorthis, poszukiwał grupy odważnych mężczyzn (bądź kobiet), która będzie w stanie pomóc miasteczku z jego największym problemem. Od jakiegoś czasu po okolicy kręciła się grupa ogrów, która obrała sobie na cel pomniejsze karawany. A to one, a nie te dobrze ochraniane i bogato wyposażone, dostarczały największych zysków miasteczku. Wraz z ich pojawieniem się w okolicy, zyski z handlu zaczęły gwałtownie maleć, przez co zahamował się rozwój osady. A to nie wróżyło dobrze. Brak dostatecznych sił w miasteczku uniemożliwiał wysłanie własnych ludzi do walki z zielonoskórymi, dlatego też kapłani zmuszeni byli nająć kogoś, kto podejmie się zadania.


W samo południe do chłodnego, przyciemnionego wnętrza świątyni zawitała mała grupa śmiałków, którzy zdecydowali się na przyjęcie oferty. Wewnątrz oczekiwał ich wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna po czterdziestce. Miał krótkie, siwe włosy i dwudniowy zarost. Liczne zmarszczki na jego twarzy świadczyły o wieku i licznych przygodach w przeszłości. Skóra była lekko opalona, widać było że mężczyzna więcej czasu spędza na zewnątrz świątyni niż w jej wnętrzu. Ubrany był w czerwoną tunikę, czarne skórzane spodnie i tego samego koloru wysokie buty. Nie nosił żadnej broni z wyjątkiem przypiętego do szerokiego pasa sztyletu. Jego bystre oczy powoli i dokładnie spoglądały na każdego ze zgromadzonych w świątyni. Ciszę przerwał dopiero jego głos. Niski, lekko zachrypnięty, lecz mimo to przyjazny i ciepły. [center]
- Witajcie. Nazywam się Lorthis Hanned, jestem kapłanem Lathandera.- ręce kapłana splecione były za jego plecami. Ruszył powoli w stronę stojących na środku sali osób.
- Jak mniemam, wszyscy jesteście tutaj z powodu zadania, do wykonania którego poszukuję najemników. - dodał po chwili.
- Sprawa wygląda następująco. W okolicy, jakieś dwa dni jazdy konnej od miasteczka, osiedliła się banda ogrów. Jak możecie się łatwo domyślić, napadają na karawany grabiąc, mordując i powstrzymując ludzi przed podążaniem tym szlakiem. Nasze miasteczko dopiero rozrasta się i nie możemy pozwolić sobie na stratę kupców. Jest to też odpowiedź na wasze prawdopodobnie pierwsze pytanie - czemu nie wyślemy swoich ludzi. Nie mamy ich.- kleryk kierował swój wzrok co chwila na innego śmiałka.
- Waszym zadaniem, jeśli się go podejmiecie, będzie powstrzymanie owych ataków. Za skuteczne wyeliminowanie tej bandy dostaniecie dwa tysiące złotych monet, do podziału. To jak tego dokonacie to wasza kwestia, moi drodzy. Śpieszyć się nie musicie, dzisiaj odjechała karawana a najbliższe dwie, których się spodziewamy, będą dość duże i dobrze chronione. Interesuje was taka praca?- spytał po dość długim monologu.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline