Dość wysoki mężczyzna, liczący niespełna trzydzieści lat, odziany w czerń i zieleń, spokojnie popijał piwo, gdy do jego uszu dotarła informacja o poszukiwaniu ochotników na wyprawę. Nic przeciwko ogrom jako takim nie miał, ale gdyby dobrze płacili... W końcu kawałek grosza zawsze się przyda. Co prawda miał w sakiewce jeszcze garść monet, ale (jak wiedział z doświadczenia), każda sakiewka miała to do siebie, że chudła w przerażajacym tempie. Chyba, że ktoś ją zasilał co jakiś czas. A skoro przytrafia się okazja... Oczywiście jeśli dobrze zapłacą.
Oferta, jaką przedstawił kapłan, Lorthis Hanned, była całkiem ciekawa.
Jack spojrzał na swoich przyszłych towarzyszy, którzy stanowili przedziwną mieszankę ras i, przynajmniej z wyglądu, profesji. Gdyby wszyscy się zgłosili, byłoby ich sześciu, co oznaczało ponad trzysta sztuk złota na osobę. No i zapewne ogry też miały jakiś dobytek...
- Jack. Jack Wooders - przedstawił się. - Chętnie wezmę udział w tej wyprawie - oświadczył. - Czy wiadomo, ile jest tych ogrów? - spytał. - Ile karawan napadli? Przeżyli jacyś świadkowie? Ktoś, kto mógłby opisać sposób napadu, napastników, ich uzbrojenie? |