Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2012, 19:03   #7
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Niski krasnolud, ubrany w wyjątkowo niepasujący do swojej rasy strój, niespodziewanie ruszył w stronę drzwi, mrucząc coś o kpinie, marnej ilości złotych monet i braku czasu na pierdoły. Kiedy drzwi zamknęły się za nim, w kaplicy przez moment panowała grobowa cisza. Przerwał ją Lorthis.
-Jak widać nie wszystkim pasuje uczciwy zarobek. Dla was to lepiej moi mili, tyle samo złota i mniej na nie chętnych.- dodał z uśmiechem na twarzy, po czym zwrócił się do Jack'a.
- Drogi mości Jack'u, niestety nikt nie przeżył z tych ataków. Napastnicy charakteryzują się niezwykłą brutalnością. Niejednokrotnie ciała zabitych musieliśmy dosłownie składać z różnych miejsc traktu. kapłan wyraźnie skrzywił się na jedno ze wspomnień.
- Grupa jest średnich rozmiarów, szacujemy że jest ich maksymalnie sześciu. Uprzedzając kolejne pytanie - nie atakują większych i lepiej chronionych karawan, dlatego też sądzimy że ich liczba nie przekracza sześciu ogrów. - mówiąc przyglądał się wszystkim zgromadzonym w świątyni.
- Nie jest jednak pewne, czy nie współpracują oni z innymi bandytami, którzy niestety panoszą się po okolicznych lasach.
Słów maga o imieniu Brand kleryk nie skomentował. Uśmiechnął się jedynie, i przeszedł do kolejnych pytań na które miał udzielić odpowiedzi.
-Mości krasnoludzie, cieszy mnie zapał twój i twoich kompanów, jednak radziłbym nieco wstrzemięźliwości. Ogry to nie byle zbóje, w grupie potrafią być dość niebezpieczni. Co do zaliczki zaś, to niestety nie mogę dać wam moi mili ani miedziaka wcześniej. Sądzę jednak, że w miasteczku znajdzie się niejedna osoba, która będzie miała dla was jakąś małą robótkę za kilka monet, jeśli cierpicie na braki w ekwipunku. rzekł z uśmiechem.
Następne słowa należały do jedynej w grupie kobiety, która już na pierwszy rzut oka nie wyglądała normalnie, czego jednak z grzeczności kapłan Lathandera nie skomentował.
- Zamiast mapy, dostaniecie przewodnika i opiekuna, mojego kompana - kapłankę o imieniu Dorien. Będzie służyła wam radą i wsparciem, nie stroni także od walki jeśli jest to niezbędne. Przy okazji, jeśli można, nie dosłyszałem waszego imienia, pani. z lekkim ukłonem zwrócił się do diablicy.

Po chwili z korytarza znajdującego się za plecami mężczyzny doszły zgromadzonych w kaplicy kroki zbliżającej się osoby. Po chwili z ciemnego przejścia wyłoniła się zakapturzona, smukła postać. Była to wspomniana przez Lorthisa kapłanka Lathandera. Spod kaptura widać było błyszczące, duże oczy. Kobieta zgrabnym ruchem odrzuciła do tyłu kaptur, ukazując długie, brązowe włosy spięte z tyłu tak, by jej nie przeszkadzały. Duże, zielone oczy wpatrywały się z uwagą w zgromadzonych w świątyni śmiałków. Na ustach błądził delikatny, miły uśmiech. Uchodziłaby zapewne za kobietę niezwykle piękną gdyby nie blizna przechodząca przez prawe oko, ciągnąca się od połowy czoła do górnej części policzka.


- Witajcie, zwą mnie Dorien i jak zapewne już wiecie, będę miała przyjemność wam towarzyszyć podczas waszego zadania. - jej głos był lekki i delikatny, zupełnie nie pasował do jej wyglądu. Miała bowiem na sobie dobrze wykonany napierśnik, pod którym nosiła zwiewną szatę koloru szarego. Do tego miała czarne spodnie i tego samego koloru wysokie, skórzane buty. U boku wisiał jej długi miecz, zaś do lewej ręki miała przytwierdzoną tarczę.
-Jeśli zatem wszystkie wasze wątpliwości zostały rozwiane, proponuję wam teraz odpoczynek i przygotowanie się do drogi. Jutro o świcie Dorien będzie na was czekała pod wejściem do świątyni. po tych słowach zarówno kapłanka jak i jej przełożony pożegnali się skinieniami głowy po czym zniknęli w jednym z wejść prowadzących zapewne do prywatnych komnat. W świątyni pozostała grupa czterech nieznanych sobie śmiałków, których połączył wspólny cel - zdobycie dwóch tysięcy sztuk złota. Mieli do dyspozycji resztę dnia i noc, następnego dnia miała rozpocząć się wędrówka.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline