Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2013, 17:00   #4
Kaga
 
Kaga's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaga nie jest za bardzo znany
Kaga w dość dużym oszołomieniu słuchała dziwacznego gnoma, czy kimkolwiek on był. Za to zgadzało się wszystko ze snem, który przeżyła. Bo przecież był to sen, prawda? Projekcja dawnych wydarzeń. Przerażających, bez dwóch zdań. Wzięła kilka głębokich oddechów, wstając i przeciągając się.
- Jestem Kaga... po prostu.
Uśmiechnęła się sympatycznie, choć miała mnóstwo pytań. Uznała, że zadanie już od razu tego o maskę będzie niegrzeczne.
- Fru, a skąd wiesz to wszystko? Mieszkasz w okolicy?
- Nieee - pokręcił głową, dłubiąc laską w ziemi - nie mam domu, ale ostatnimi czasy, w sensie przez parę lat, mam masę spraw w tych ziemiach, stąd wiem. Teraz na szczęście spłaciłem wszystkie długi i jestem wolny, idę w swoją stronę, a nie gdzie mnie ganiają Mam nadzieję, że ty też Kago. - Skierował wzrok w jej stronę, prawdopodobnie się uśmiechał.
Popatrzyła na niego i skinęła głową na potwierdzenie, choć wcale nie czuła się ani pewna siebie ani wesoła. To co się działo w nocy to było jedno. Towarzystwo zamaskowanego, niskiego osobnika to jeszcze coś innego.
- Wybacz mi Fru, ale musisz wiedzieć, że... wygladasz dość osobliwie. A ja jestem samotną dziewczyną na trakcie. Nie żebym zupełnie nie umiała sobie radzić, ale... no wiesz...
Wskazała gestem jego maskę.
- To troszeczkę dziwne, ta maska... - uśmiechnęła się przepraszająco.
Niziołek zachichotał cicho, co jednak poniosło się dziwnym echem jego podwójnego głosu.
- Taaak... widzisz... w pewnym sensie... nie mam ciała. Jestem... to znaczy byłem, doppelgangerem, ale pewien bardzo wredny i potężny czarnoksiężnik, któremu się mocno naprzykrzyłem, wpadł na pewien pomysł jak pozbawić mnie mojej mocy zmiany postaci no i jakimś cudem mu się udało. - Wzruszył ramionami, ciężko wzdychając. - Przypłacił to własnym życiem, ale to dość długa i zawiła historia. No i osobista, więc wybacz, że zataję przed tobą szczegóły, nie jestem jednak niebezpieczny, jestem mnichem, od około stu lat, jestem mnichem-cieniem. - Spuścił swoją głowę-maskę w dół, a jego głos wydał się nagle bardzo niepocieszony.
Kaga nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. To było zbyt dziwne, aby w to nie wierzyć. Znała już kilka rodzajów magii i postanowiła, że w wolnej chwili sprawdzić magiczną aurę tego... zmiennokształtnego. Teraz jednak nie był na to najlepszy moment.
- Nie jesteś w stanie jakoś przywrócić swojego ciała? Nie wiem prawie nic... o twojej rasie. Ale żyjesz już tak długo i cały czas musisz... no cóż, wyglądem nie jesteś w stanie wzbudzić zaufania.
Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
- Serio? Myślałem, że można mnie uznać za uroczego... Ale niestety nie mogę się zmienić póki mam na sobie hełm, a jego zdjąć nie da się. - Wzruszył ramionami.
Ugryzła się w język, nie dodając nic więcej. On nie pytał, więc ona też postanowiła, że będzie unikała tych osobistych kwestii. Będąc czarodziejką wiedziała, że na pewne rzeczy istniało mnóstwo sposobów, ale domyślała się też, że ta... istota, bo trudno było jej nazwać Fru inaczej, próbowała już wszystkiego, czego mogła. Szła więc w milczeniu, odzywając się dopiero po dłuższym czasie.
- Nie wiesz może, czy pod koniec tego dnia uda nam się dotrzeć do jakiejś osady, albo choć samotnej karczmy, która nie byłaby zniszczona? Wolałabym się przespać w jakimś łóżku...
- Ach tak. Jak już wspomniałem znam ten trakt, jeszcze długo przed zmrokiem będzie osada... ludzka. Niezbyt miła, sympatyczna czy pełna ludzi z otwartymi z umysłami, ale można zażyć spokojnego snu, bo widzę, że tego ci brakuje. - Spojrzał na nią z dołu. - Nie wydajesz się przyzwyczajona do podróży, więc nie będę narzucał swojego tempa i tak nigdzie mi się nie spieszy. - Szedł dalej rozkoszując się widokami. Tak się przynajmniej wydawało...
Prawdę mówiąc, nie potrafiła zaprzeczyć, nawet jeśli chciała. Westchnęła cichutko, poprawiając swoje tobołki i troszkę żwawiej ruszyła do przodu. Koszmar zeszłej nocy nie pozwolił jej się wyspać, więc teraz tylko szła, marząc o postoju i łóżku.
Po jeszcze dłuższym marszu, podczas którego nowy towarzysz Kagi, wydawał się bardzo rozradowany, na co wskazywały jego dziwne pomruki, naśladujące nucenie, minęli ich jeźdzcy bardzo podobni do tych, których wcześniej minęła półelfka. Ciemne konie ze świecącymi się oczami, ciemni jeźdzcy w ciemnych szatach. O mało nie stratowali dwójki wędrowców, wydawało się, że nawet ich nie zauważyli.
- Cóż za maniery... - Mruknął Fru, otrzepując i tak już zniszczone szaty z kurzu. Westchnął ciężko, mogło się wydawać, że rozmyśla, gdyby miał bródkę, prawdopodobnie drapałby się po niej, by nadać sobie poważnego wyrazu. - Powiedz... umiesz jeździć konno?
Dziewczyna pokręciła głową, patrząc za ginącymi w kurzu jeźdźcami.
- Pochodzę z miasta. Jedyne na czym umiem jeździć to wóz.
Uśmiechnęła się przepraszająco i jeszcze raz popatrzyła za tamtymi.
- Nie wyglądali na zwykłych podróżnych.
- Oj tak, ewidentnie czarnoksiężnicy... - powiedział jakby wściekle, w wykonaniu jego echa zabrzmiało to na tyle przerażająco, by Kaga poczuła ciarki na plecach. - Jak możesz się domyślić nie przepadam za nimi, a ostatnio sporo ich się kręci na północy, a to dziwne, bo w związku z sytuacją na południu, już dawno powinni tam wtykać swoje brudne łapska.
Kaga wzruszyła ramionami, nie pojmując wiele z tego.
- Wstyd się przyznać, ale nie mam pojęcia kim są owi czarnoksiężnicy i jaka jest sytuacja na południu. Nigdy wcześniej się nie interesowałam tymi... światowymi sprawami.

- Ach... To poczuwam się w obowiązku do wtajemniczenia cię, bo całkiem możliwe, że i ciebie dotknie ta sprawa. Chyba że rzeczy nie interesują cie dopóki nie zaczną zagrażać twojemu życiu bezpośrednio, ja tak kiedyś miałem. - Spojrzał na nią, mogło by się zdawać, że pytająco.
- Och, gdybym nie była ciekawska, to bym się z Neverwinter nie ruszyła. Opowiadaj, chętnie dowiem się wszystkiego czego mogę. Chyba głowa mi od nadmiaru nowych informacji nie pęknie - roześmiała się.
- No cóż... na południu pojawiła się nowa wyspa! Dziwne i wiele o tym nie wiem, ale władzę nad nią przejął dziwny kult. Właściwie to chyba tylko takie są kulty ostatnio, nieprawdaż? Dziwne, tajemnicze i okrutne, ludzie nie mają wyobraźni... - pokręcił głową zawiedziony. - Aczkolwiek władze miast, które walki o wyspy jakimś cudem przegrały otoczył wyspy swoimi skromnymi flotami. Dlatego, że na wyspie są źródła dziwnej zielonej wody, która daje, lub czasowo zwiększa umiejętnosci magiczne... Straszne. Zwykłego wieśniaka zmienia w niezłego maga na godzinę. A te męty, czyli czarnoksiężnicy to najgorsze męty. Mało który czarodziej jest na tyle zły, by oddać swoją duszę Pustce, z której bierze ogromną moc, za każdym razem oddając cząstkę siebie. Ostatecznie nie zostaje z nich nic... albo błąkają się po świecie jako duchy. A ostatnio sporo się ich mnoży, ciekawe czy to ma związek z wysepką... Aczkolwiek z wyspy jakimś cudem importują narkotyk, ale póki co jest tylko na południu.
Dla Kagi wszystko to było dziwacznymi rewelacjami, jej wiedza o świecie była zdecydowanie za mała, aby móc się przejmować jakąś tam wysepką. No i starała się, aby jej myśli nie były widoczne w mimice, bo ta wiedza o czarnoksiężnikach oraz fakt, że Fru wspomniał o tułaniu się po świecie jako duch... to strasznie przypominało właśnie tę istotę, z którą podróżowała. Porównanie ich głośno pewnie wywołałoby złość Fru, więc taktownie o tym milczała.
- Woda, która przynosi magię... to takie wygodne. I wierzę, że przyciąga. Sama chciałabym, aby moja moc wzrosła bez wysiłku - uśmiechnęła się do siebie. - A jak daleko jest ta wysepka? Ile to dni podróżowania na południe? Niewiele wiem o odległościach na świecie. A moje nogi dopiero zaczynają się przyzwyczajać.

- Ponad miesiąc... chyba że jest się wprawionym wędrowcem, albo ma się konia. Pamiętaj jednak, że to narkotyk. Ponadto wojna tam wisi na włosku i to głównie przez to, choć nie tylko - westchnął ciężko. - Polityczne intrygii... to takie dziecinne. Północ ma mniej ras “cywilizowanych”, a więcej tych których ludzie nazywają potworami i mamy tu mniej konfliktów, choć problemów nie brakuje. Zawsze chciałem pojechać daleko na wschód, od kiedy jestem w tym planie istnienia, tułam się wzdłuż wybrzeża. Byłaś tam może? W sensie na wschodzie, a nie jakiejś innej sferze.
Pokręciła głową, wzdychając smutno.
- Nigdzie nie byłam. Tylko Neverwinter. Przynajmniej z tego co pamiętam, czyli ostatnich kilku lat. Całe dzieciństwo... mówili, że uderzyłam się w głowę, teraz nie do końca w to wierzę. To mogła być magia, ta sama, która zabiła moją matkę.
Wzruszyła ramionami. To były dawne dzieje, których nie pamiętała, więc nie wywoływały już zbyt wielu emocji.
- Dlaczego nie oddalasz się od wybrzeża?
- Tak jak mówiłem, ostatnimi laty miałem tutaj sporo interesów. Gdybym zrezygnował ze spłaty długów, które zaciągnął... zaciągnąłem - mały towarzysz Kagi chrząknął i zaczął mówić ponownie dopiero po chwili. - To wpadłbym w duże tarapaty, gdziekolwiek bym nie poszedł na tym planie istnienia, a do swojego wrócić nie mogę. Teraz jednak... jestem już prawie wolny z tych “długów”. Muszę wyświadczyć parę przysług paru jednemu wrednemu wierzycielowi i gotowe!
- Straszne, tak musieć robić co chcą inni, aby móc się uwolnić. Ja zawsze byłam niespokojną duszą, nawet jeśli tylko siedziałam w mieście.
Popatrzyła na drogę przed nimi, gdzie zniknęli czarni jeźdźcy.
- Na razie idę tam gdzie mnie nogi poniosą. Podobno Waterdeep to najpiękniejsze z miast.

- Ludzkich? Możliwe, ciężko mi się rozkoszować architekturą kwadratowych chat i strzelistych wierz. No i jeszcze zamki, wielkie kamienne bloki. Miasta kiedyś dawały mi poczucie bezkarności - spojrzał na nią szukając zrozumienia. - Możesz sie domyślić czemu kiedyś tak było... teraz jednak nie ma tam spokoju dla... odmieńców, bo w sumie tym teraz jestem. Ale widoki z pewnością mogą dać wizualną przyjemność dla wielu. Ale powiedz... - ciągnął dalej po chwili. - Skoro idziesz bez większego celu... nie zechcesz mi towarzyszyć w ostatniej z misji? Ze strony pracodawcy nie spotka cię raczej nagroda, ale ja sam mam w moim plecaczku parę skarbów, które mogą ci się spodobać, a które ja uznaje za bezwartościowe. Miło będzie mieć towarzyszkę.
Spojrzała na niego podejrzliwie. Z jednej strony było to kuszącej, z drugiej... nieco dziwne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego wygląd.
- A co to za misja? Nigdy jeszcze w żadnej takiej nie uczestniczyłam... i mogę tylko przeszkadzać.
- Zazwyczaj każą mi gdzieś pójść, przekazać wiadomość, coś... zwinąć, kogoś czegoś... nauczyć. To bandziory, ale nasyłają mnie na innych bandziorów, więc nie mam moralnych rozterek. Czasem trafiają się bardziej skomplikowane zadania, zbyt niebezpieczne by chcieli ryzykować życiem któregoś ze swoich... Piszesz się na to? - Przystanął, odwrócił się do niej i wyciągnął w jej stronę rękę, z dłonią ukrytą w skórzanej rękawiczce.
Z bandziorami nie raz już miała do czynienia, ale takie bardziej otwarte mówienie o... uczeniu kogoś, to brzmiało trochę groźnie. Może zbyt groźnie.
- Czyli sam nie wiesz? Ale w razie czego nie licz na to, że wyręczę cię... w robieniu komuś krzywdy. Nie żebym się wahała, na przykład jakiemuś paskudztwu... tylko sama idea do mnie nie przemawia. Żadnego bandziora, jak ich nazwałeś, nie powinno się wspierać.
Wzruszyła ramionami, ale podała mu dłoń.
W dotyku była twarda jak dłoń dorosłego mężczyzny, Kagę mogło tylko zastanawiać, jak by się poczuła, gdyby Fru był bardziej kulturalny i zdjął rękawiczkę.
- Świetnie! Jestem pewien, że wszystko się jakoś ułoży. Bo muszę przyznać, że moje ostatnie spłaty długów były dość... niezdarne, więc teraz los musi się odwrócić. - Powiedział wesoło ruszając dalej. - Powiedz... znasz się na sztukach magicznych, tak?
Nie była wcale chętna do szczerej odpowiedzi, ale w końcu uznała, że taka będzie bardziej odpowiednia, bowiem Fru będzie wiedział, czego może się spodziewać. I że nie ma co się spodziewać wiele.
- Powiedzmy. Potrafię ledwie kilka prostych zaklęć. Późno zaczęłam naukę - dodała na usprawiedliwienie.
- Świetnie. Może kiedyś będziesz na tyle potężna by przywrócić mi dawną postać? Pytam o to w zasadzie każdego maga... Ale poza tym będę miał dla magiczki takiej jak ty, wspaniałe wynagrodzenie za pomoc. O nagrodę możesz się nie martwić. - Potwierdził to cichym, ale mimo to tubalnym chichotem.
- Wiesz jak pobudzić kobiecą ciekawość - pokazała mu język, nagle rozbawiona. - Niech więc tak będzie, pomogę ci. To gdzie teraz się udajemy i ile to nam jeszcze zajmie?
Popatrzyła na swoje nogi, którym już przydałby się odpoczynek, choć dopiero zaczęli dzień.
- A ty? Jakie posiadasz umiejętności? - dodała ciekawie.
- No cóż... po tym jak straciłem możliwość zmiany postaci przez pewien czas czułem się jak kaleka. Zastąpiłem to jednak mistrzostwem w... - podniósł do góry swój powykrzywiany, krótki kij do podpierania - ...władaniu tym oto cackiem! Nie mogę zmieniać swojej postaci, ale potrafię zmienić kształt, materiał czy długość kostura. Nieźle tym walczę, musze nieskromnie przyznać. Poza tym przez pewien niezbyt chwalebny okres w jego... znaczy moim życiu mam sporą wiedzę na temat demonologii. Mogę przywołać jakiegoś chochlika, impa, ale one mnie strasznie wkurzają, więc ograniczam ich obecność tylko do trudnych sytuacji wymagających użycia siły. Albo do psychicznego dręczenia przeciwnika, mówię ci, demony to strasznie upierdliwe jędze. - Pokręcił głową, ale podwójny głos trochę mu się załamał.
- Demony? - Kaga zadrżała, a potem skrzywiła się mocno. - Przecież to taka paskudna dziedzina! W życiu nie chciałam tknąć tego rodzaju magii.
Wyciągnęła dłoń i wypowiedziała cicho kilka słów, a na otwartej dłoni zatańczył mały płomyczek.
- Dlaczego miałaby nie wystarczać zwykła magia? Mój stary nauczyciel kiedyś powiedział, że nie ma nic gorszego niż konszachty z tymi zdradzieckimi bestiami zła. W tym przypadku wolę go słuchać.
Płomyczek został zdmuchnięty przez niewielki powiew wiatru.
- Och tak, ja też nigdy nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Tak samo nigdy nie chciałem skończyć tak jak teraz, ale... Okazuje się, że da się je kontrolować - wzruszył ramionami - gdy nie okazujesz strachu, ale tym bardziej nie starasz się nad nimi za bardzo dominować. A tradycyjna magia oparta na żywiołach, rzeczywiście dostarcza niezwykłych możliwości.
- Ja na pewno nie umiałabym nad nimi kontrolować. Jeszcze jakieś malutkie... ale te większe - zadrżała. - Lepiej nie przywołuj ich zbyt często, zwłaszcza w mojej obecności. No i nie odpowiedziałeś na pytanie gdzie właściwie idziemy.
- Dzień podróży przed Waterdeep znajduje się mała osada, składająca się w zasadzie z trzech czy czterech gospodarstw. Do jednego z nich zmierzamy, a potem się zobaczy.
Nie było to zbyt dokładne wyjaśnienie, ale na razie dziewczynie wystarczyło. Skinęła głową i nie odzywała się przez chwilę. Tylko takie chodzenie było trochę nudne i męczące, ale co mogła poradzić, skoro już zdecydowała się na takie życie.
- Może opowiesz mi jakieś historie ze swojego życia? Musiało być znacznie barwniejsze od mojego...

- Cóż... muszę przyznać, że podszywanie się pod lordów, szlachciców, legendarnych bohaterów, a raz nawet półboga, było całkiem zabawne, ale to też historie z niezbyt szczęśliwym końcem... - wydał z siebie przeciągły mruk zamyślenia, grzebiąc w swojej pamięci. - Ach tak! Widzisz... choć straciłem swoją prawdziwą postać, wciąż powinienem móc wrócić do swojej sfery istnienia, tam gdzie mieszkają inne... jak się ich tu nazywa? Dziwolągi? Odmieńcy? No i ogółem sferowcy. Choć fizycznie powrót tam jest możliwy, to długo bym tam nie pobył, a może raczej pobyt tam byłby baaardzo długi i bolesny. - Westchnął mrucząc coś pod nosem w dziwnym języku. - Doppelgangerzy są tam... niespecjalnie lubiani, mają absolutny zakaz przyjmowania postaci demonicznych lordów. Było z tym w przeszłości mnóstwo problemów, z początku tylko dla demonów, a potem tylko dla mojego rodzaju. Ostatecznie przystaliśmy na to, by zwyczajnie nie wyginąć. Jednak dokuczali mi tak jak ludzkie dzieci rudemu i piegowatemu rówieśnikowi na wioskach. Postanowiłem więc być równie plugawy co oni i złamałem zakaz, przespałem się z sukubami należącymi do Radaw’rasha - spojrzał na chwilę na Kagę - bardzo znaczący jest tam, ale tamte sukuby nawet po części nie dorównywał tobie urodą oczywiście - chrząknął. - No a potem zrodziły mu się bardzo pokręcone pomioty. Możesz myśleć, że te wielkie demony są obrzydliwe, ale to... rogi, łuski, fałdy tłuszczu i ciągłe deformacje ciała. Radaw musiał je wszystkie wytłuc, dzieci i sukuby. Strasznie się wkurzył i zaczął szukać winnego, więc wszystkie doppelgangerzy w okolicy, musieli się ukrywać. Ostatecznie wytłukł pół swoich pomiotów i innego demonicznego pana. Tak bardzo narozrabiał, że zmusił i innych rogaczy, do włączenia się do czystki... wszystkich! Tłukli się nawzajem, niszczyli miasta, siebie nawzajem, kogo popadnie. Ostatecznie zapomnieli kogo szukali! Właściwie kogo on szukał, reszta po prostu została opętana rządzą krwi... znowu. Tak czy siak, tak mocno się wytłukli, że nam doppelgangerom zrobiło się lżej. Niestety jednak wielu z nas złapano, a mój lud mnie wydał i teraz większość w tamtej sferze chce mnie dopaść. - Westchnął ciężko. - Jejku... ta historia jest tragiczna! Właśnie ci powiedziałem jak wywołałem małą wojnę, pełną krwi, mordu, gwałtu i nie wiadomo czego jeszcze. Nie żeby w tamtych okolicą to nie było normalką...

Frukrig skorzystał z okazji, że ma słuchacza i się porządnie rozkręcił. Ostatecznie nie darował opowieści o podszyciu się pod półboga, spłodzonego przez boginię miłości i orka, o tym jak przez miesiąc władał w Neverwinter, a Kaga najwyraźniej była jego poddaną. Jak się okazało przez prawie pół roku brano go za członka słynnej drużyny poszukiwaczy przygód Pięść Thegru, a wdzięczność ludu elfickiego, do tej grupy, za pokonanie czarnego smoka i bandy nekromantów w okolicach ich domów była prawie, że bez granic... Jednak sielankowe opowieści musiały się kiedyś skończyć. Dzięki temu, że Kaga mogła skupić się na słuchaniu, nie spostrzegła jak bardzo bolą ją nogi i jak okrutnie chce jej się spać, dopóki nie ujrzeli wioski, w której mieli spędzić noc, a ta była już bardzo blisko.
- Urwen. Szesnaście domów, gospoda i buda służąca jako komenda i wszystko inne związane z oficjalnymi sprawami. No i oczywiście kopalnia, dzięki której to miejsce jest zamieszkane. Postarajmy się nie pakować w kłopoty. Górnicy mają trochę krzepy, wierz mi. - Mogłoby się wydawać, że maska się skrzywiła, ale to z pewnością było tylko dziwne wrażenie wywołane zmęczeniem.
Kłopoty jednak już tu były. Na schodkach przed ratuszem, stało trzech tęgich, brodatych mężczyzn ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, wyglądali niemal identycznie. Przed nimi zaś kilkunastu zbrojnych, w zbrojach płytowych, skórzanym, kolczych, z łukami mieczami, toporami, młotami, a nawet dwoma kuszami. Zaś górnicy mieli u pasów kilofy.
- Macie ogromne zyski, z tej kopalni, kowale i złotnicy z Neverwinter i Waterdeep skupują od was hurtowo, to największe złoże w promieniu wielu, wielu mil - mówił najwyraźniej przywódca zbrojnych, niski, okuty w skórznię młody elf, z połyskującym łukiem przytroczonym do pleców. Nie patrzył na trójkę rozmówców, tylko na również magiczny sztylet, który obracał w swoich dłoniach. - Nigdy nie wiadomo kiedy was napadną, a to że napadną jest pewne. Jesteście poza jurysdykcją wszystkich, ochronimy was, wiecie? Jesteśmy doświadczonymi, odważnymi, zdolnymi...

- CHUJAMI BANDYTÓW! - Warknął stojący u szczytu schodków mężczyzna. - Nie potrzebujemy was tu, nie chcemy was tu! Jutro z rana ma was nie być, to ostatnie ostrzeżenie, a jak zginie nam kolejny świniak czy krowa, to was kurwa...
- To co?! To co nam pizdy zrobicie?! - Tym razem to elf mu przerwał, nie było po nim widać złości tak jak po górniku, twarz miał spokojną, ale głos ociekał gniewem i groźbą. Zapadła chwila ciszy. - To wy macie czas do jutra... do południa. Potem to was tu nie będzie. - Odwrócił się do swoich ludzi.
- Wracamy do obozu! Ostatnia noc pod gołym niebem panowie! - Banda krasnoludów i ludzi odpowiedziała mu powszechnym zadowoleniem w postaci ryków czy śmiechów.
- Chyba trafiliśmy na ostatnią noc gdy będziemy mieli znośnych gospodarzy. Proponuję wynieść się przed śniadaniem. - Mruknął z dołu Fru, prowadząc Kagę do budynku naprzeciwko ratusza, nad którym powiewał szyld gospody “Bryza z zewnątrz”.
Kaga słuchała tego dziwnego osobnika, potakując, wtrącając coś od czasu do czasu, ale przede wszystkim udając, że we wszystko wierzy. Nawet zaśmiała się na to wspomnienie o swojej urodzie.
- Bez przesady, bo przestanę ci wierzyć!
Ogólnie jednak nie zmieniła się po tym jej opinia o Fru, uznała bowiem, że zwyczajnie lubił być w centrum uwagi. Czy to faktycznie rządząc czy raczej tylko gadając o tym. Jej dobry humor prysł dopiero po obejrzeniu sceny w przypadkowej wiosce. Szybko zgodziła się ze swoim towarzyszem.
- Mimo, że moje nogi domagają się odpoczynku przynajmniej tygodniowego, to sugerowałabym ucieczkę stąd zaraz po świcie. Odpoczywać można częściej po drodze.

Zupełnie nie miała ochoty na wtrącanie się w tutejsze sprzeczki. Zwłaszcza, że proporcje sił wydawały się “lekko” nierówne.
Weszli do karczmy, a do trójki górników przed ratuszem, podeszła nagle zgraja innych ludzi, którzy chowali się po domach. Jednak dwójka podróżnych nie usłyszała rosnącej wrzawy, bo zamknęła się w wygodnym i ciepłym wnętrzu gospody. Zza lady, smutnym uśmiechem przywitał ich wysoki, siwy mężczyzna z zaniedbaną brodą i rosnącym ze starości brzuszkiem.
- Witam w “Bryzie z Zewnątrz”. Czym mogę służyć? - Spytał obojętnie.
Kaga obejrzała się na Fru, a potem odpowiedziała za ich oboje.
- Chcielibyśmy pokój i strawę. Jesteśmy zmęczeni po podróży - uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- Z pokojem nie będzie problemów, wszystkie wolne, ale z jedzeniem... - spojrzał na nich przygryzając zęby. - Ostatecznie mogę was nakarmić, ale będzie to niemało kosztować. Ostatnio z zapasami ciężko.
- Ci... tamci? Zbrojni? - Fru wskazał ręką na drzwi.
- Ta... najpierw nakradli, a teraz blokują nam drogę. Nie mamy jak przewieźć surowców, a jakoś z miast nikogo nie przysyłają, jak zazwyczaj robili. Ostatnio spada na nas tutaj mnóstwo plag... - pokręcił smutno głową.
Kaga spojrzała na Fru, nie była przyzwyczajona do decydowania za kogoś. I nie miała za dużo monet.
- No trudno, mi w takim razie wystarczy pokój. A do picia woda.
Miała jeszcze trochę racji, które zabrała z Neverwinter. Aż tak głupia nie była, by wybierać się w drogę bez nich. Gorzej było z pieniędzmi.
Gospodarz podał kluczyk i wskazał na drzwi znajdujące się naprzeciwko lady.
- Ten pokój, dwa łóżka - powiedział nalewając wodę do kubka, z lekkim, niepewnym uśmiechem. Pewnie przywykł do serwowania innych napojów, zmęczonym podróżnikom i rosłym górnikom.
- Tylko nie szalej za bardzo Kago z tym piciem... no i się nie utop - mruknął pouczająco Fru, podskakując by pochwycić klucz z lady i zmierzając do pokoju. - Udam się na swój spoczynek, jak chcesz to się rozejrzyj, a jak coś to mnie zbudź, tylko... tylko użyj to tego jakiegoś długiego przedmiotu. - Dodał niepewnie.
- Jestem zbyt zmęczona, aby mieć ochotę na rozglądanie się. Zwłaszcza, że musimy wcześniej wstać.
Kaga miała zamiar zamknąć się w pokoju, na wszelki wypadek zastawić czymś drzwi, zjeść suche racje i od razu pójść spać. Nogi bolały ją tak bardzo, że nie była w stanie myśleć o niczym innym.
 
Kaga jest offline