Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2013, 20:38   #21
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
- Interesują mnie także mikstury wybuchowe – dokończyła Drakonia, patrząc na Branda, czarodzieja. - Domyślasz się już zatem, o co chodzi tutaj? Nie wahaj się zatem prosić mnie o pomoc w zdobyciu składników, jeśli takich będziesz mi potrzebował. Zdobycie ropuszej skóry to dla mnie pestka. Tak samo jak ucha wieśniaka. Ha – uśmiechnęła się, zabierając się do swojej kwatery. Potrzebowała spakować swoje własne trucizny. I zabrać kruka.

*

Wyruszyli o świcie. Kapłanka, jak zdawało się, nie była zainteresowana Drakonią ani jej wiadomością, co być może tylko wskazywało na to, kim była. A mogła być jeszcze jedną z tych typowych wiejskich dziewuch, nadal pod wrażeniem szat kapłańskich. Jak gdyby kapłani i bogowie mogli coś kiedykolwiek zmienić, lub zdziałać. Cóż, nieważne teraz. Później wypyta kapłankę o swoje sprawy.
Podczas podróży towarzyszył jej kruk, który czasem siadał na jej ramieniu. Jak gdyby był jakimś omenem. Nie nadała imienia krukowi. Nazywał się po prostu kruk. Przypałętał się kiedyś, lub przyleciał. I został po prostu.
Na szczęście, druid okazał się przydatny. Nieco z żalem ściągnęła bełt ze swojej kuszy naręcznej, który załadowała, widząc wykrzywione w krzakach wilcze pyski. Wilki nie były zagrożeniem dla grupy wojowników, szczególnie wygłodzone, zatem pewnie głupie. Żałowała zatem okazji, bo zamierzała postrzelać sobie do paru bestii. Co do druida, wydawał się on być typowym przedstawicielem swojej profesji: szanuj zwierzęta, pilnuj równowagi i tego typu bzdury. Niewiele mogła wyczytać z gnoma, nie miała zresztą takiego zamiaru.
Równowaga zresztą zawsze jest głupim pomysłem, pomyślała Drakonia, patrząc, jak druid karmił wilki. Powinni byli ich zabić.
Tymczasem słońce zachodziło, a Drakonia z każdą minutą dzielącą ją do zmierzchu czuła się coraz silniejsza. W mroku mogła zdziałać o wiele więcej niż wszyscy członkowie ich bandy razem wzięci. Ostatecznie, do tego wytrenował ją jej mistrz.
Tymczasem, kiedy przyglądali się starej i zmurszałej już budowli, w której ponoć miała być córka młynarza. Córka, kurwa, młynarza, pomyślała Drakonia, którą pewnie brali wszyscy ze wsi. To typowe. Córki młynarzy zawsze były rozchwytywane. Najłatwiej bowiem można było je dupczyć we młynach. Tak ponoć mówiły ludowe podania.
Odpędziwszy myśli o córce młynarza, zauważyła, że to właśnie druid stał się towarem rozchwytywanym w dzielnej drużynie poszukiwaczy przygód, czy raczej, tfu, drabów czyhających na łatwy zarobek Lub coś w tym stylu. To także jej się nie podobało.
- Panowie – podeszła do Jacka Woodesa i krasnoluda – śmiem wątpić, czy ktokolwiek jest lepszy do tej roboty, niż ja. Tak się znowuż składa, że w ciemności daję sobie radę o wiele lepiej niż ktokolwiek.
Przez parę chwil, na jej ręce, pojawiła się mała kulka ciemności, zasysająca światło w pobliżu.
- Pozwólcie zatem mi iść na zwiady. A później zobaczymy.
Nie zamierzała dyskutować z nimi. W ostateczności, stawką były pieniądze. Była to dostateczna motywacja do zrobienia wielu, wielu rzeczy.
Nawet zabijania. Wymacawszy sztylet za pasem, zanurzyła się w mrok, który gęstniał wszędzie tam, gdzie ona była. Dosłownie.
- Wrócę niedługo – rzekła na odchodnym.
 
Irrlicht jest offline