Śnieg, lód, zaśnieżone lasy i zasypane śniegiem drogi, właśnie to rycerz był skazany oglądać przez całe dnie. Otulony w grube, białe niedźwiedzie futra jechał na swoim wiernym rumaku prowadzony głosem. Sam nie miał nic do jedzenia w ustach od kilkunastu godzin a jego koń jeszcze dłużej. Zimno sprawiało, że każdy ruch rękom wydawał się wywoływać jeszcze większe zimno, robiąc chwilową szczelinę pod futrem. W końcu w oddali ujrzał obóz. Popędził konia, wiedząc że zaraz sobie odpocznie i coś zje, że zregeneruje siły. Koń się nie sprzeciwiał, może też myślał podobnie.
W obozie jechał powoli, patrząc z lekkim obrzydzeniem na osoby w obozie. Były to w większości mutanty, a przynajmniej te przykuwały jego największą uwagę. Niektórzy w cale nie przypominali tego, czym byli kiedyś. Chaos tak zdeformował ich ciała, że w żadnym imperialnym mieście nie mogliby znaleźć normalnego życia, więc pozostawało im służenie pod sztandarem czempionów chaosu.
Nie wiadomo czemu jego koń nagle się przestraszył i stanął dęba, zrzucając swojego jeźdźca z grzbietu prosto w wydeptaną kałużę błota. Aldebrand miał już zamiar odwrócić się i wstać kiedy to ktoś odezwał się do niego oferując swoją pomoc. ~ Udawana uprzejmość? ~ pomyślał. Odwracając się ujrzał coś czego widzieć by nie wolał. Kolejny, wyjątkowo paskudny mutant traktuje go jak swojego a na dodatek rozpoznał w nim imperialne pochodzenie. Spojrzał na niego nie ukrywając zdziwienia i obrzydzenia. Alderbrand zastanowił się chwilę i podał mu dłoń, by móc wstać.
- Wszyscy są tu tak mili? - zapytał z niedowierzaniem szukając na jego zdeformowanej twarzy oczu albo czegoś oczopodobnego - Wybaczcie moje zachowanie ale nie codzienny to widok. - dodał grzecznie - Powiedzcie, gdzie znajdę coś do jedzenia dla mnie i mojego konia? |