Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2013, 18:52   #5
Mizuichi
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Teovist Karkavlakkis

Po wydaniu rozkazów załoga nieco się uspokoiła. Pierwszy oficer stał niewzruszona u boku Teovista, co rusz rzucając gniewne spojrzenie załogantom którzy wpadali w panikę. To wystarczyło by wzięli się w garść. Procedura odłączenia zbędnych modułów trwała pięć minut, nieubłagalnie przybliżając obcą flotę do Divico. Chwilę później nieopodal burty statku nastąpiła potężna eksplozja. Brak czasu na konkretne obliczenia sprawił że statek Teovista doznał lekkich uszkodzeń. Silniki manewrowe działały na 80% mocy, ponadto jeden z odłamków uderzył w kadłub statku, powodując niewielką wyrwę, nic groźnego, trzeba było jednak szybko się tym zająć, nim stan się pogorszy.
Oficer łączności szybko wystukał kilka komend na konsoli.
- Panie Kapitanie, kanał otwarty, można nadawać.
- Mayday, mayday! Tu statek kupiecki "Lusitania". Tu statek kupiecki "Lusitania"! Nie mamy wrogich zamiarów, zostaliśmy napadnięci przez piratów, mam na pokładzie rannych, powtarzam, mam rannych! Piraci umknęli w przeciwnym kierunku, powtarzam, uciekli w przeciwnym kierunku. Prosimy o pościg, confirm, over!
Nastąpiła pełna grozy chwila. załoga zastygła wpatrując się na ekran monitorujący ruch floty. Po kolejnych pięciu minutach część statków oddzieliła się od floty i ruszyła we wskazanym kierunku.
- Sir, mamy odczyt o liczbie wrogich jednostek, 40 statków ruszyło w pościg za naszymi piratami, 10 wciąż zmierza w naszym kierunku - zameldował pierwszy oficer.
- Otrzymaliśmy wiadomość Panie Kapitanie, jedynie tekst, każą nam rozbroić systemy obronne i przygotować się ma ich przybycie, chcą wejść na pokład.
Załoga nie śmiała chociażby pisnąć, wszystkie oczy skierowane były na Teovista. Czekali na kolejne rozkazy. Wiedzieli że tylko ich kapitan, może wybawić ich z tej opresji. Jasnym było że w momencie wejścia na pokład, obcy zorientują iż wcześniejszy komunikat był jedynie podstępem

Helen Treany

Apartamenty Helen znajdowały się dość daleko od sekcji handlowej stacji, bądź co bądź, było ją stać na odrobinę luksusu. Spacer zajął jej około dwudziestu minut. Na domiar złego pseudo papieros się posuł, wciąż dało się go palić, jednak w ustach zostawiał posmak palonego plastiku. Kiedyś produkowano znacznie rzeczy, można było kupić coś co następnie służyło przez kolejnych 20 lat, czasem nawet więcej. Jednak teraz, ledwie skończyła się na coś gwarancja, można było się spodziewać że niebawem przestanie działać. Helen odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła drzwi swojego apartamentu. Weszła do środka, podirytowana z dwóch powodów. Po pierwszej, Jim ściągnął ją taki kawał drogi i nie raczył się pokazać w umówionym miejscu , po drugie, cholernie chciało jej się palić. Straszny nałóg z którego nie potrafiła zrezygnować. Dopiero szklaneczka szkockiej nieco ją rozluźniła. Usiadła na łóżku wpatrując się w nicość i sącząc swojego drinka. Dopiero gdy się uspokoiła dostrzegła że na stole leży coś, czego wcześniej tam nie było. Czerwona róża, paczka prawdziwych papierosów marki Lucky Strike i mały liścik. Pewnym było że ktoś podczas jej nieobecności był tutaj, na pierwszy rzut oka niczego nie brakowało. Helen podniosła liścik i zaczęła go czytać:

Droga Helen, dawno się nie widzieliśmy. Cieszę się że jesteś w dobrym zdrowiu. Nie wiem czy wciąż palisz, jednak znając Ciebie, nie rzuciłaś. To chyba twoja ulubiona marka, chociaż mogę się mylić, jeśli tak, racz mi wybaczyć. Zastanawiasz się zapewne czemu twój kontakt się nie pojawił. Otóż, to moja sprawka, zwabiłem Cię tutaj. Proszę nie miej mi tego za złe, musiałam mieć pewność że się pojawisz. Nie będę obijał w bawełnę, potrzebuję twoich umiejętności. Nie mogę jednak na razie podać Ci szczegółów. Zrozumiem jeśli postanowisz odlecieć. Jeśli jednak jesteś zaciekawiona. Zapraszam Cię na kolację do Hamonic, obiecuję że zjesz tam coś smacznego. powiedzmy o godzinie 19.

Twój E

Christian Poussin


Dotarła na miejsce dużo wcześniej. Obsługa lokalu nie go jednak wpuścić, twierdząc że to nie miejsce dla niego. Wspominali też coś że takie łajzy nie powinny opuszczać Katakumb. Christian zdążył się już wcześniej dowiedzieć czym jest wyżej wymieniony obszar. Stanowił nieoficjalną nazwę dla najniższych sektorów stacji gdzie zbierali się najubożsi przedstawiciele wszelakich ras. Współczynnik przestępczości był tam znacznie wyższy niż w innych miejscach na stacji.
Pewnym było że do lokalu nie dostanie się w takim stanie. Równie dobrze jednak mógł czekać na zewnątrz. Przechodzący obok niego ludzie, wytykali go palcami, słychać było również śmiechy. Co niektórzy odważyli się nawet na wytknięcie palcem. Wreszcie nastała godzina spotkania. Nikt jednak nie podszedł do Christiana. Mijały kolejne monotonne minuty. Wreszcie ktoś wyraził zainteresowanie Niska kobieta o jasnoniebieskich włosach, podeszła do mężczyzny. Jej spojrzenie było zimne jak lud.
- Pan Poussin jak mniemam
Christian jedynie skiną głową
- Aurora Ivanowa, przysłał mnie przyjaciel, niestety spóźni się spotkanie. Pilne sprawy zmusiły go do przełożenia go na godzinę 19, proszę za mną, wprowadzę Pana do lokalu
Chwyciła mężczyznę za rękę i weszła do Hemonic, gdy bramkarz chciał ją zatrzymać, wystarczyło jedno jej spojrzenie by natychmiast zaniechał swoich zamiarów.
- Proszę siadać, dotrzymam Panu towarzystwa do czasu przybycia... - widać było że zawahała się - do 19.

Sławek Chlebowski

Obudził się w niewielkim pokoju, był cały biały i oświetlony rażącym jasnym światłem. Nie widać było żadnych drzwi. w każdym z 4 kątów pokoju, znajdowały się kamery. Sławek nie pamiętał absolutnie niczego z ostatniej nocy. W jego głowie kołatało się jedynie mgliste wspomnienie dwóch rosłych mężczyzn stojących naprzeciw niemu. Nagle po pomieszczeniu rozległ wszechogarniający dźwięk, zupełnie jakby każdy cal ścian pokryty był głośnikami.
- Obudziłeś się wreszcie... doskonale, długo na to czekaliśmy
Zapanowała cisza. Po jakimś czasie w jednej ze ścian pojawił się pokaźnych rozmiarów otwór. Jednak nie na tyle duży by Sławek mógł się przecisnąć. Nawet jeśli by tak było, nie zdążyłby. Gdy tylko wsunięta przezeń została taca z jedzeniem, otwór zniknął. Suchy chleb i woda, czegóż innego można było się spodziewać. Został szwagrze porwany i umieszczony w jakimś dziwnym pokoju bez klamek, z pozoru przypominający ten jaki pokazywano w starych filmach na oddziałach psychiatrycznych.
- Proszę, jedz, jedz, musisz nabrać sił, niedługo rozpoczniemy nasze małe badania - ponownie rozległ się czyjś głos - a kiedy już skończymy... - zdanie nie zostało dokończone
Sławek przez dłuższą chwilę nie mógł się poruszyć. Zapewne środki jakimi go odurzyli, wciąż działały. Czuł się okropnie i gdyby tylko miał lustro, dowiedziałby się że tak samo też wygląda.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.
Mizuichi jest offline