Wątek: Wybrańcy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2013, 21:55   #9
WiecznyStudent
 
Reputacja: 1 WiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodzeWiecznyStudent jest na bardzo dobrej drodze
Aslandir
Krew Khornity była słodka, świeża i miała metaliczny posmak. Tak kończą ci, którzy uważają największą z sił jaką jest magia za słabość, ci którzy lekceważą przeciwnika. Towarzysze głupca widać wyciągnęli z tego jakąś naukę, gdyż zaczęli okrążać elfa z obnażoną bronią. Jednego mógł zabić, nawet dwóch ale z ośmioma nie miał raczej szans. Mag próbował podnieść laskę, która leżała dwa kroki od niego ale żelazny but przeciwnika z najeżonym kolcami morgenszternem to uniemożliwił. Inny popchnął go z tyłu, tak że czarodziej znalazł się na ziemi padając na trupa ich braci. Ten z kolczastą bronią uniósł ją w górę i już miał zadać cios ale zamarł bez ruchu i padł bezładnie na Aslandira przygniatając go ciężkim ciałem. Elf niczego nie widział ale słyszał dookoła odgłosy walki. Przyszło wybawienie, a może to kolejny wróg, który chce sam zabić maga? Chaos bywa przecież tak przewrotny. W końcu udało się wyczołgać spod trupa i ujrzał dość dziwne widowisko. Wszyscy wojownicy Krwawego boga leżeli martwi albo byli dobijani przez innych odzianych w wymyślne zbroje w przeróżnych odcieniach purpury i złota. Wszystkich łączyła jednak pewna rzecz, mianowicie ich błyszczące, srebrne, okrągłe tarcze przywodzące na myśl lustra.
-Nic ci się nie stało piękny elfie?- ktoś się zwrócił do niego w języku elfów, zaś zaś każde słowo było nieskazitelnie zaakcentowane- Nie pozwoliłbym aby ci obrzydliwie wyglądający brutale uczynili krzywdę czemuś takiemu.
Aslandir obrócił się w stronę osoby która to powiedziała i po prostu oczom nie mógł uwierzyć. Kilka metrów dalej znajdował się niezwykłej urody młodzieniec o złotych lokach, opadających na nieskalaną brudem, czy innymi śladami szczerozłotą zbroję, zdobioną znakami Księcia Rozkoszy. Przy lewym boku w pochwie spoczywała długa, wąska broń o zdobionej rękojeści, chronionej wymyślnym koszem, a na do ramienia przymocowana była lustrzana tarcza, z wielkim znakiem jego bóstwa. Na oko nie mógł mieć więcej niż szesnaście wiosen ale był niezwykle barczystej budowy, a obok niego i za nim stało kilkanaście kobiet egzotycznej urody. Osobnik zaczął iść w stronę elfa ale nie dotykał stopami ziemi, zawsze był o cal nad nią i mimo iż było dość zimno roztaczał wokół siebie aurę ciepła i zapachu fiołków.
-Jestem Sigvald. Książę Sigvald.

Viktor Fuchs
Demon wyglądał na zaskoczonego ale trwało to tylko chwilę. Zaśmiała się i zaczęła się przemieniać na oczach Viktora. Teraz oprócz skorpioniego ogona na głowie miała rogi, a zęby się wydłużyły i zaostrzyły niczym szpilki.
-Ssszkoda. Wielka Ssszkoda- wysyczała- Mi się nie odmawia.
Już miała się rzucić na gladiatora ale… coś się stało. W jednej chwili Viktor stał w jednym miejscu, a teraz gdzie indziej, w jakimś pomieszczeniu o drewnianych ścianach poobwieszanych w trofeach pochodzących od różnych stworów. W jednym koncie stało drewniane łóżko, przykryte wilczymi futrami, zaś po środku pokoju stolik, na którym stała kryształowa kula. Obok jakiś człowiek w bladobłękitnej zbroi, przypominającej zgrabny, chitynowy pancerz owada, trzymał nad tą kulą rękę, a oczy świeciły się dziwnym blaskiem. Po chwili zgasł, a człowiek się ciepło uśmiechnął i rzekł:
-One są jak modliszki. Zapewniają upojne chwile, których w żaden inny sposób nie zdołałbyś uświadczyć, a w szczytowym momencie zachowują się jak modliszki i obcinają ci głowę, gdy członek nadal jest wewnątrz. Piękne, tak. Znają się na rzeczy, tak. Zabójcze, przede wszystkim. Możesz potraktować że uratowałem ci życie ale wiedz że demon nigdy nie zapomni urazy.


Garat Moon
Pomiot Chaosu, chociaż zbyt wielkiej inteligencji nie można było mu przypisywać, był na prawde wściekły. Od dawna nie miał tak trudnej ofiary. Zawsze atakował z zaskoczenia ale teraz i on się znalazł w takiej sytuacji. Garat wcale się lepiej nie miał, wykorzystał już połowę strzał, a bestia stała i nie miała zamiaru się poddać, jednak zobaczył coś za jej plecami. Nadciągała kawaleria.
Dwóch jeźdźców w odstępie kilku metrów od siebie trzymało grubą, mocną linę. Zajechali potwora od tyłu i celowali prosto w łapy pomiotu. W jednej chwili znaleźli się przed nią i zeskoczyli zgrabnie ze swoich wierzchowców, ciągnąc linę aby przeprze wrócić przeciwnika. Doskoczyło do nich jeszcze czterech , po dwóch z każdej strony i dzięki tytanicznemu wysiłkowi udało im się bestia znowu leżała na ziemi, tryskając co chwile śluzem z paszczy i bulgocząc jakby się w środku coś gotowało. W tym czasie inni ciskali w nią włóczniami albo strzelali z krótkich refleksyjnych łuków. Pomiot nie miał teraz szans. Największy z jeźdźców, stary, olbrzymi i przerażający wojownik, o łysym, ponacinanym czerepie i zbroi z niedźwiedziego futra, zszedł z konia i wielkim, dwuręcznym toporem zadał ostateczny cios. Pomiot Chaosu nie żył co poświadczyć mógł potworny fetor, który wydał wraz z ostatnim tchnieniem.
Stary jeździec popatrzył smutno na hełm który leżał w miejscu, w którym Garat spotkał bestię, po czym zwrócił się do zwiadowcy w języku, którego ten nie rozumiał. Kiedy uświadomił sobie, że człowiek go nie rozumie zwrócił się do jednego ze swych wojowników, a ten w języku ludzi z Imperium powiedział:
-Zar chce porozmawiać z tobą.

Gustav Eisenberg
Strzała przeszyła łeb śnieżnobiałego wilka na wylot ale ten stał jeszcze w tym samym miejscu, bez ruchu, niczym posąg. Nic się nie stało. Gustav podszedł do niego i kiedy już miał wyciągnąć dłoń aby pomacać dziurę we łbie zwierzęcia, ten pękł na drobne kawałeczki, tak że łucznik musiał błyskawicznie zasłonić twarz, aby nie poraniły jej odłamki.
Zmieszany już miał iść dalej, kiedy za nim odezwał się głos. Kobiecy głos.
-Dlaczego to zrobiłeś?- odwrócił się ujrzał dziewczynę odzianą w wilcze futra, bladej twarzy i czarnymi kreskami kreskami, pod jednym z jej szarych oczów, które odchodziły od niego jak promienie od słońca na malowidłach świątynnych. Na głowie miała złoty diadem z czerwonym klejnotem po środku.
-Nie poznałeś nawet zamiarów zwierzęcia, a strzeliłeś do niego jakby był zagrożeniem, wyzwaniem. Tak robią dzicy i bezmyślni berserkerzy Khornea albo ludzie którzy się panicznie boją. Mnie też uznasz za zagrożenie i zastrzelisz?



Aver
Wielki kurganin nie lubił konwenansów. Zamiast przedstawić swoje imię i rzucić kilka obelg, jak to tradycjonalnie się robiło, ciął swym ostrzem z góry pod kątem, z taką szybkością, że przeciwnik nie zdołał zareagować. Cios rozciął twarz i kości czaszki i twarz hastlinga zalała się krwia. Z dzikim skowytem spadł z konia prosto w błoto i zaczął się wić w konwulsjach trzymając się za ranę. Wojownicy Avera za jego plecami zaczęli wiwatować, a grabieżca o norsmeńskim akcencie w głosie podjechał z nożem, o owiniętej ścięgnami końskimi , drewnianej rękojeści aby dopełnić tradycji i wykonać rytualne nacięcie na twarzy zwycięzcy.
Po dokończeniu oficjalnej części wojownicy Tonki Srebrnego Rumaka rzucili się twarzami na ziemię. Teraz kurganin mógł zdecydować czy przyjąć ośmiu nowych ludzi do swojej świty, czy złożyć ich w ofierze bogom.

Aldebrad Rabe
Mutant nie zwracał uwagi na minę człowiek, któremu pomagał, tylko z niespodziewaną zręcznością i siłą chwycił dłoń rycerza i pomógł mu. Kiedy Rabe zadał mu pytania tylko dyszał ciężko i patrzył na niego przez dłuższą chwilę, po czym nie spodziewanie odrzekł:
-Nie wszyscy ale Ojciec nasz nam nakazuje abyśmy pomagali innym w potrzebie i nieśli im święte przesłanie. Od dawna nie widziano tutaj nikogo tak dostojnego, więc ty jesteś tutaj niecodziennym widokiem- sparafrazował rycerza, po czym się zaśmiał, a następnie rozkaszlał na dłuższą chwilę. Kiedy już minął atak otworzył poły namiotu.
-Moi ludzie zajmą się koniem, wspaniały rumak, dawno takiego nie widziałem, a ty cny rycerzu możesz wieczerzać ze mną. Bym zapomniał. Kiedy wejdziesz to nie bój się Puszka, to poczciwa psina.

Albjorn
-Albjorn!- krzyknął blady berserker zadając potężny cios znad głowy. Przeciwnik próbował się zasłonić swoim toporem jednak nie zdążył i słysząc dźwięk swoich łamanych kości ręki upuścił broń.
-Rodgurn!- drugi cios obuchem topora od dołu trafił prosto w żuchwę gruchocząc kości Asgana i wybijając zęby. Potężny norsmen padł na ziemię dławiąc się własną krwią. Zwycięzca popatrzył na wodza, który kiwnął tylko znacząco. Albinos podniósł topór nad głowę aby skrócić męki swojej ofiary i zadając ostateczny głos powiedział już spokojniej:
-Biały.
-Albjornie Rodgurnie Biały- zwrócił się jarll Sven Eriksoon do niego nawet nie wstając od ogniska. Asgan zginął, więc musimy uzupełnić szeregi. Weź jego głowę jako trofeum na chwałę Khornea, jego rzeczy i namiot. Jeśli wrócimy do wioski weźmiesz jego niewolnice, a jego siostry i matka będą twoimi siostrami i matką. Jesteś od teraz członkiem Żelaznych. Zajmij miejsce Asgana przy ogniu, nie wiadomo kiedy strażnik wezwie wybranych.
 

Ostatnio edytowane przez WiecznyStudent : 15-01-2013 o 22:19.
WiecznyStudent jest offline