Lądujący na HOLu reagują bardzo różnie. Jedni panikują i biegają wokół jak jakieś pieprzone kurczaki z odrąbanymi łebkami. Ci przeważnie nie dożywają drugiej godziny swego pobytu na tej więziennej planecie. Inni niczym jakaś kosmiczna mieszanka
MacGyvera i Rambo chwytają co mają pod ręką i ruszają polować, szukać jedzenia i schronienia. Ci to przeważnie, po miesiącu są już szefami jakiegoś gangu i nie ma na nich mocnych.
Są też tacy, jak trójka naszych bohaterów, którzy zachowują się jak kompletni idioci. Krzyczą, wypowiadają bezsensowne sentencje (ocierając się przy tym bardzo często o największe kosmiczne Prawy i Prawa) i wykonują kompletnie nieskoordynowane ruchy. O takich trudno cokolwiek orzekać. Los takich osobników bywa bardzo różnoraki.
Nasza trójka spotkała jednak na swej drodze, jedynego, prawdziwego Króla i o nich można śmiało rzec, że albo podporządkują się woli Króla i zrobią wszystko, co on im każde albo czeka ich długa, bolesna i bardzo powolna śmierć.
Król bowiem ma małą armię, która jest na jego usługach. A musicie wiedzieć, że w skład tej armii wchodzą nie byle jakie istoty.
Pan Różowy, Pani Cycolina i Matra Trans stanęli z nimi w oko w oko, gdy Król przestał śpiewać. Muzyka ucichła, a zamiast niej eter wypełnił tubalny głos Elvisa wydającego rozkaz nowo przybyłym więźniom.
- Dobra cioty! Wyskakiwać z fantów!
Różowe, kosmate stwory stojące po lewej i prawej stronie tylko czekały na jakikolwiek objaw niesubordynacji ze strony stojącej przed Królem trójki. W ich z pozoru niewinnym wyglądzie było coś co budziło wręcz paniczny i prymitywny lęk. Jedyni pan Różowy czuł się w ich towarzystwie całkiem swojsko.