Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2013, 20:15   #8
Sir_Michal
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
Kroczył leniwie, korzystając z rzadkich chwil gdy mógł pooddychać świeżym powietrzem. Za dużo czasu spędzał w piwnicach i archiwach. Zdecydowanie zbyt dużo. Do tego towarzystwo też nie należało do najlepszych, sami bandyci, wykolejeńcy i heretycy. Zwłaszcza tych ostatnich przybywało w zastraszającym tempie. Cóż, może definicja była zbyt pojemna. Do tego lochy zaczynały się zapełniać. Coś z tym trzeba było zrobić.

- Dzień dobry kapitanie Beendrod, mogę wejść na pokład? - zawołał do mężczyzny na pokładzie. Nie czekając na odpowiedź wszedł po trapie. Oczywiście kapitan mógł odmówić, ale wtedy Grey musiał by pojawić się tu oficjalnie. - Nazywam się Josef Grey i jak pan widzi mam zaszczyt pełnić funkcje inkwizytora. Odnoszę wrażenie, że szykuje się pan do wypłynięcia. Nie chciałbym panu zabierać zbyt wiele czasu. Mniemam jednak, że obowiązki pozwolą na chwilę przyjacielskiej pogawędki.
Mówiąc to wydobył spod płaszcza niewielki bukłak.
- Nie odmówi pan chyba poczęstunku. Zapewniam że wino jest lepsze niż to co ma pan w ładowniach - ostatnie słowa zaakcentował lekko.
Brak obstawy, a przynajmniej widocznej obstawy wskazywał na prywatny charakter wizyty, a przynajmniej za taki miał uchodzić.
A nadchodzący dzień dosłownie jeszcze chwilę temu wydawał się być obiecujący - zironizował w myślach Duch. Zauważył przeszywające spojrzenia padające na odzianego w czerń mężczyznę - jego załoga wydawała się tolerować tylko handlarzy, portowe prostytutki i innych marynarzy. I nie należało się im dziwić - zabójcy, intryganci, mordercy, zabobonni mieszczanie - do opuszczenia strefy pokoju w zatoce nie kusiło chyba nic.

- Tam skąd pochodzę, to raczej gospodarz ma za zadanie odpowiednio ugościć przybysza - zauważył Beendrod, przyglądając się bukłakowi Josefa. - Swoją drogą, nie spodziewałem się takiej propozycji od inkwizytora, trzeźwość umysłu to podstawa w pańskim zawodzie, prawda?
- I tutaj gospodarz ugaszcza - przyznał rozglądając się ciekawie po statku - Królewska Przystań to mój dom. Więc to na mnie spadają gospodarskie powinności. - potrząsnął bukłakiem.
- Nie myl trzeźwości umysłu z trzeźwością ciała. Znałem wielu ludzi, którzy po pijaku gadali mądrzej niż spora większość na trzeźwo.
- Idźmy tym tropem to niedługo gościć będziemy za Westeros... Dom czy nie dom, pijmy - Donnchad wziął bukłak od inkwizytora, przyłożył nos do otworu, jakby sprawdzając czy rzeczywiście trunek jest taki jakim go malują i wziął głębokiego łyka. - Mówiłeś więc, że co cię tu sprowadza - spytał Josefa, oddając mu bukłak.
Trunek okazał się wyjątkowo dobry, a trucizna jeśli była z pewnością nie popsuła smaku.
- Nie mówiłem, ale powiem. Tyle, że w ustronnym miejscu. Tu jest za dużo uszu.
- A ty się nie napijesz? Zostało jeszcze trochę, a proponowanie napitku samemu go nie kosztując, jest co najmniej nietaktowne - zauważył Duch.
- Boisz się, że cie otrułem? - wziął bukłak i także się napił wina - To cię przekonało? Choć z drugiej strony... mogłem wziąć odtrutkę wcześniej. - Zaśmiał się ze swojego żartu Grey.
- Otrucie pirata na jego własnym statku, byłoby co najmniej beznadziejnie głupie. Nie, obawiałem się, że próbujesz mnie upić - odwzajemnił się dowcipem Beendrod. - Możesz mówić tu, na moim pokładzie o wścibskie uszy martwić się nie musisz.
- To co mam do powiedzenia nie jest przeznaczone dla postronnych. Sprawę mam do ciebie nie do twoich ludzi.
- Mogę za nich ręczyć, ich uszy pozostają zamknięte - uśmiechnął się Duch. - Chyba, że chcesz się napić, wtedy postaw sprawę jasno. Wina ci u nas nie brak.
Grey uśmiechnął się paskudnie.
- Wierz mi są sposoby żeby im te uszy otworzyć - przychylił się do Ducha i scenicznym szeptem dodał - Znam się na tym, jestem inkwizytorem.
- To wciąż wizyta nieoficjalna - dodał już normalnym tonem. - Jeśli musisz konsultować ze swoimi ludźmi decyzje, to nie jesteś tym kogo potrzebuję.
Wskazał drugi koniec portu, kilka czarno ubranych sylwetek odwiedzało wybrane statki. Raczej nie dało się ich pomylić z nikim.
- Widzę - zachowanie Josefa nie przypadło do gustu piratowi. Duch nie miał jednak zamiaru się poddać. - Usta da się otworzyć, to prawda. Jednak metoda, która pozwala wydobyć informacje, których przesłuchiwany nawet nie słyszał to dla mnie nowość. Mogę załatwić nam odrobinę prywatności na dziobie, nie mam jednak zamiaru zostać z tobą sam na sam - Donnchad uśmiechnął się po chwili, choć całą kwestię wypowiedział nad wyraz poważnie. Najwyraźniej dopiero dotarła do niego dwuznaczność swych słów.
- Nie doceniasz naszych umiejętności, ale dość o tym.
Gdy przeszli na dziób, Grey rozejrzał się sprawdzając czy mają jako taką prywatność.
- Dobrze więc. Sprawa jest prosta. Chcę byś pracował dla mnie. Rzecz jasna nie za darmo. Oprócz chwały za pomoc Wierze. - napił się wina i podał bukłak piratowi
- Konkretnie, chcę żebyś zbliżył się jak najbardziej do uzurpatora Stannisa. Oczywiście oprócz naszej wdzięczności, uzyskasz też wdzięczność korony.
- Jakiego typu zbliżenie masz na myśli - zadał pytanie Duch, po czym wziął łyk wina. Chciał poznać wszystkie szczegóły, zanim wytknie braki w planie Inkwizytora.
- Nie oczekuję, że dopuści cię do siebie bardzo blisko. Wystarczy że będziesz na tyle blisko by wiedzieć dokąd zmierza. Jeśli uda ci się osiągnąć więcej, nagroda będzie większa. By uwiarygodnić, że nie lubimy cię tutaj, “uciekniesz”, będzie zamieszanie, jakieś trupy. Bez obaw, nie musisz tracić ludzi, mam kandydatów na nieboszczyków. Dostaniesz też kruki by przesłać wiadomość. Miałbym prośbę byś trzymał je pod kluczem, żeby twoi ludzi nie zeżarli ich. To dosyć kosztowne ptaki, wytrzymałe, mogą długo i szybko lecieć.
- Pozostaje tylko jeszcze jedna kwestia, mianowicie w jaki sposób mam znaleźć się wśród ludzi Stannisa? Chyba nawet on nie będzie na tyle naiwny, by uwierzyć w tą historyjkę. Kupiec, który uciekł ze stolicy, miałby szukać pomocy u niego?
- To już twoja głowa przyjacielu - jeśli miałbym za wszystkich myśleć, to wystarczyły by mi manekiny treningowe podpieprzone z koszar Złotych Płaszczy.
- Wymień swoją cenę, oczywiście płatność “z góry” nie wchodzi w grę. Poza pieniędzmi, mogę też oferować coś innego. Informacja to potęga, a pech spotykający konkurencję to łaska boża...

- Informacje... Z pewnością by mi się przydały. Od kilkunastu dni jestem zmuszony siedzieć w tym zapchlonym porcie. Właściwie to nie byłbym w stanie podać ci przyczyny ani okoliczności powstania Inkwizycji czy zabójstwa króla. Stannis po zadaniu kilku podstawowych pytań mógłby pomyśleć, że wcale mnie tu nie było - Duch oczekiwał chyba długiej opowieści, wziął bowiem bukłak Josefa i wychylił kolejny łyk.
Trochę jednak się rozczarował bo opowieść była krótka.
Nasz czcigodny namiestnik zabił w pojedynku Jofferya, ale on nie był królem. Nie był nawet synem Roberta, był uzurpatorem i owocem plugawego związku jego matki z jej własnym bratem. Ale to Stannis raczej wie.
Odebrał bukłak i pociągnął łyk.
- O inkwizycji... im mniej wiesz tym lepiej. Wiedź jednak, że nasze korzenie sięgają bardzo dawnych czasów, a teraz nastał odpowiedni czas by ujawnić się.
- A jak aktualnie wygląda sytuacja polityczna? Słyszałem, że stolica znalazła się w niemałych kłopotach, obaj pozostali Baratheonowie zamarzyli sobie usiąść na tronie. Ty na pewno możesz pochwalić się znacznie większą wiedzą w tym temacie.
- Mogę - przyznał Grey - Ale najprawdopodobniej tylko jeden z nich przetrwa by upomnieć się o koronę. Obaj są zbyt zawzięci by ustąpić. Jak szczęście nam dopisze to jeden z nich spotka się z Lanisterami zanim tu dotrze.
Grey uśmiechnął się.
- To z resztą pewnie wiesz. Ale my tu gadu gadu, a czas ucieka. Decyduj się.
Beendrod wolał zdobyć trochę informacji, mogłoby mu to pomóc w kontaktach ze Stannisem, a z pewnością by go ubezpieczyło. Skoro jednak pomoc Inkwizycji kończyła się na pustych obietnicach, Donnchad zmuszony był wymyślić coś innego.

- Brakuje mi jeszcze paru ludzi - mruknął. - Opuścili port przed wybuchami wśród mieszczan, niewykluczone że leżą gdzieś martwi... Ale chyba masz rację, czas ucieka. Przed wypłynięciem potrzebuję wziąć spore zapasy, a tak się składa, że od kiedy port został zamknięty na statku nie trzymamy już odpowiedniej żywności - zamiast pozwolić się jej psuć w oczekiwaniu na ponowne otwarcie zatoki, Duch wolał otworzyć ładownie dla swoich ludzi, co zminimalizowało poniesione koszty na rzecz kupców portowych. - Wierzę, że zapełnienie moich ładowni nie przysporzy Inkwizycji najmniejszych kłopotów - uśmiechnął się Duch, po czym dodał - a co do ceny... Zaryzykuję własne życie, by uratować Westeros. Życie biednego kupca nie jest warte zapłaty z góry, w porządku. Ale ile byś zapłacił za pokój w Westeros - Donnchad był wielce ciekaw odpowiedzi Josefa.
- Za uratowanie... - zaakcentował - sprawiłbym, że zostałbyś lordem. Legalnie i oficjalnie z przemówieniami i całą tą szopką. A ktoś na takim stanowisku z pewnością byłby zadowolony z przyjaźni Inkwizycji.
- Każda dodatkowa moneta przed akcją zwiększy moje szanse. Daję ci słowo, że nie ucieknę z pieniędzmi. Nie, kiedy do gry wchodzi tytuł lordowski - uśmiechnął się szelmowsko Duch - Tak właściwie to zostanę lordem czego - spytał.
- Tak, po prawdzie to jeszcze nie wiem. Ale idzie wojna. Bez obaw zrobi się miejsce. A jeśli nawet złoży się tak nieszczęśliwie że nikt nie zginie bezpotomnie to dogadamy się z królem by coś znalazł odpowiedniego.
- Pieniędzmi nie chcemy ci przysparzać pokus, ale prowiant da się załatwić. Nie licz jednak na wiele, oblężenie się szykuje więc musimy oszczędzać.
- Jedna pełna sakiewka, żadna pokusa, a może pozwolić otworzyć parę gęb, gdyby Stannis nie chciał sam wyjawić swych planów. A z pustą ładownią wypłynąć nie mam zamiaru. Dobry kupiec weźmie raczej więcej niż należy, aniżeli miałby głodować na otwartym morzu.
- Pamiętaj, że będziesz “uciekał” dziwnie by to wyglądało jakbyś dał nogę z pełnymi ładowniami. A co do sakiewki to... skoro Stannis nie wyjawi ci swych planów to nikt inny tego nie zrobi za sakiewkę.
- Żeby nie wyglądało podejrzanie, prowiant, kupisz u wskazanego człowieka, zapłacisz mu mieszkiem, co w środku będzie... twoja sprawa. On nie będzie zaglądał.
- Nie. Przynajmniej część prowiantu chcę dostać tu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uciekałby z pustą ładownią. I złoto też, może okazać się pomocne - Donnchad nie miał chyba zamiaru ustąpić.
- Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzył by kupcowi zaopatrywanemu przez ludzi odzianych w czerń - zaśmiał się Grey - “Kupisz” prowiant. A co do złota użytego do przekupstwa... wystaw nam weksel. Gdy wszystko się uda zwrócimy ci wydatki.
- Nikt nie musi wiedzieć, kto mnie zaopatrywał. Potrafię sam kupić żywność... Tylko do tego potrzebne są fundusze, mi nikt złota na weksel nie wystawi. Tutaj koło się zamyka.
- Przyjacielu. To co “kupisz” od wskazanego człowieka wystarczy ci na drogę do Stannisa. Jest ze swoimi wojskami w okolicy Krańca Burzy. Wiatry bedą ci sprzyjać. Fundusze z pewnością zdobędziesz po drodze.
- Jeżeli wiatry będą mi sprzyjać... Targujemy się o parę monet, bym mógł mieć pewność bezpiecznego dotarcia do naszego celu. Cel postawiłeś ty i to tobie powinno na mnie zależeć. Postawię sprawę jasno, trzy takie bukłaki mniej - Duch wskazał na wino Josefa - a ja będę mógł szczęśliwie płynąć w stronę Stannisa. Wystarczy, że któryś z Inkwizytorów nie będzie pić przez parę dni i niekoniecznie musisz to być ty - Duch wyszczerzył zęby w wymuszonym uśmiechu. Jeżeli rzeczywiście ma wyruszyć z portu to czeka go jeszcze wiele do zrobienia, a póki co marnuje tylko czas.

- Niech będzie, jelenie przyniesie mój człowiek razem z pakunkiem. Będą tam ukryte klatki z krukami. Jak mówiłem, trzymaj je pod kluczem, żeby nikt mi ich nie zeżarł. Ale muszą mieć światło, przynajmniej trochę. Resztę opowie ci mój człowiek jak przyjdzie. Wskaże też kupca, którzy “sprzeda” ci prowiant. Poradzisz sobie czy chcesz kogoś do obsługi kruków? - ostatnie pytanie zabrzmiało lekko ironicznie.
- Znajdę kogoś kto umie pisać, jeśli o to pytasz. Cieszę się, że się wreszcie dogadaliśmy. Chciałbym usłyszeć jeszcze trochę szczegółów dotyczących mojej ucieczki. Jak rozumiem zrobimy to jeszcze dziś - Duch zapatrzył się przez chwilę na miejskie zabudowania. Spędził tu stanowczo zbyt wiele czasu, z drugiej strony może taka dłuższa przerwa była wskazana. W końcu na statku jego załoga nie mogła schlewać się na umór, jak czynili to na lądzie, a o widoku kobiet mogli co najwyżej pomarzyć. No i w porcie nie mieli praktycznie żadnych obowiązków.
- Jeśli do wieczora obrobisz się ze wszystkim to uciekasz w nocy. Mój człowiek przyniesie wszystko w ciągu godziny czy dwóch. Jak zacznie szarzeć, pojawi się oddział “Inkwizycji” pokrzyczycie, pobijecie się. Zabijcie dwóch pierwszych którzy wejdą na pokład. Bez obaw to przebrani “ochotnicy”. A teraz pokrzycz o zdzierstwie, odstaw szopkę jak kupcy to mają w zwyczaju podczas targowania i idź po jakiś mieszek. Byle wyglądał na wypchany. Ja cię postraszę lochami i torturami jeśli nie otworzysz oczu na Wiarę. Pewnie ktoś nas obserwuje niech więc ma przestawienie.
- W porządku. Do wieczora będę gotów - Beendrod zastanawiał się przez chwilę nad dalszą częścią rozmowy. - To nie do pomyślenia, wy nie szerzycie wiary tylko zbieracie myto... Idź do diabła - wykrzyczał Josefowi prosto w twarz.
- Radzę uważać na słowa kapitanie! - ostro odparł Grey - Każdy wierny z chęcią wspomaga datkiem, czyżbym trafił na niewiernego!? A jeśli pan się nie pośpieszy z chęcią pana ugoszczę. Moi ludzie mogą tu być za kilka chwil. - Wskazał nabrzeże, gdzie z kolejnego statku schodzili Inkwizytorzy odprowadzani niekoniecznie ciepłymi okrzykami.

Duch splunął pod nogi Inkwizytora i oddalił się do swojej kajuty. Czas oczekiwania z pewnością dłużył się Josefowi niemiłosiernie. Niewtajemniczeni w chytry plan piraci nie wyglądali na pokojowo nastawionych. Kilku z nich trzymało już dłonie na rękojeściach. Gdyby udało się im sprowokować Greya, z pewnością doszłoby do rozlewu krwi. Josef nie wydawał się tym jednak przejmować. Wyjście kapitana z pełnym mieszkiem na pokład, nie pomogło rozładować atmosfery. Dwóch Dornijczyków stojących najbliżej kapitańskiej kajuty mieli chyba zamiar powstrzymać Donnchada. Zatrzymali się jednak w półkroku widząc wnętrze kapitańskiego pomieszczenia. Beendrod przeszedł na dziób i wręczył złoto Inkwizytorowi - mieszek był tylko nieznacznie lżejszy niż należy.
- Lepiej więcej się tu nie pokazuj - ostrzegł Duch i kontynuował znacznie cichszym tonem - Spróbuj zrobić coś inaczej niż się dogadaliśmy, a z umowy nici.
- Dziękuję - odparł Josef z zimną uprzejmością i opuścił pokład.

Dwójka Dornijczyków szybko zbliżyła się do swego kapitana.
- To było ryzykowne - mruknął Gerold. - Przez chwilę myślałem, że naprawdę masz zamiar zapłacić coś temu draniowi.
- Ale dorzuciłeś tam chyba coś jeszcze - zauważył Quentyn. - Samo pierze nie mogło by zbyt wiele ważyć.
- Oczywiście - tak się złożyło, że miał w szafie trochę bezużytecznego gruzu.- Jak robić szopkę to robić.


~'~


Skoro mieli wypłynąć stąd już dziś, Beendroda czekało sporo roboty. Po upewnieniu się, że pokładowy medyk ma wszystko, co może mu się przydać, udał się do Echela. Kazał pierwszemu oficerowi skontrolować stan okrętu ze szczególnym uwzględnieniem pożywienia.
- Przygotuj się na dodatkową dostawę, za jakąś godzinę powinna się zjawić. Załatwcie to sprawnie.
- Masz już dość tego miasta - mruknął uśmiechnięty Nyiss, ale nie drążył tematu. - W takim razie musimy pozbierać naszych. Rozleźli się trochę po tym porcie.
- Celna uwaga.
Gdy Duch znalazł wreszcie Jakuba, ten kończył konsumować śniadanie.
- Słyszałeś pewnie, że niedługo się wynosimy. Niech to zostanie między nami, pozbieraj naszych z portu. Nie obrażę się, jeżeli wrócisz tu z nowymi informacjami dotyczącymi wojny, mogą okazać się przydatne.

Po wszystkim Donnchad wrócił do swej kajuty, miał nadzieję że wszystko potoczy się jak należy.
 
Sir_Michal jest offline