Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2013, 16:50   #3
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Elephantman wstał od stołu, wzdychając ciężko. Zaczął spacerować po ciemnym pokoju, dotykając i podziwiając przeróżne antyki, które gromadził przez wiele lat i o które dbał z ogromną troską. Położył wielką, szarą dłoń z chropowatą, pomarszczoną skórą na zbroi płytowej. Stała w dużym odosobnieniu, względnie uporządkowanej antycznej rupieciarni i była niezwykle zadbana, stalowe buty, zbudowane z wielu wkładek, wielkie rękawice, ochrony na uda i biodra aż się błyszczały. Jedynie na części mającej chronić tors widać było zadrapania i parę dziur, które próbowano zreperować podkładkami.
Elephantman przejechał dłonią po torsie zbroi, chrząkając głęboko. Powoli poruszył swoją trąbą, ponownie wzdychając. Odwrócił się do swojego sługi, górując nad nim.
- Troszkę się zawiodłem. Jedynie co nam to teraz dało, to mała wskazówka i zielone światło do badań. Liczyłem na większą pomoc, instrukcje, więcej danych... - powiedział chodząc po pokoju i gestykulując nerwowo dłońmi.
- Napisał, że zaczął przejawiać mutacje, więc musiał się ukryć, ale dalej ryzykował zachodząc do laboratorium, biorąc to pod uwagę, to dostarczył nam całkiem sporo informacji. - Wtrącił Adam, odkładając kartki na miejsce.
- Nie więcej niż jakbyśmy sami zaczęli wcześniej...
- Wtedy nie miał pan wystarczających funduszy... panie.
- Może i masz rację Adamie - powiedział podchodząc do niego bezszelestnie dzięki temu, że spód stopy miał miękki i delikatny, położył mu rękę na ramieniu i uśmiechnął się. - Bądź tak łaskaw i zadzwoń do pana Hughes'a. Dodaj że jak przyleci, to na mój koszt, a za pracę zapłacę mu bardzo ładnie.
-Dodać? Już wcześniej się pan z nim porozumiewał? - Spytał zdziwiony lokaj.
- Mówiłem mu, żeby był gotowy już trzy lata temu.
- Dobrze panie, zaraz się tym zajmę. Teraz się tym zajmę... panie - powiedział wychodząc w pośpiechu z pokoju i kłaniając się niezdarnie przy drzwiach, gdy sobie o tym przypomniał.

Elephantman spojrzał na wmontowany w ścianę wielki telewizor. Włączył go na kanał informacyjny, jak prawie zawsze, miał zamiar zostawić go włączonego na długi czas, wyczekując na tyle różnych wydarzeń, w końcu świat ostatnimi laty był taki ciekawy. Jednak jak zazwyaczaj mówiono o kolejnych zamachach, czy bitwach w Afryce. Ten kontynent płonął już od wielu lat i nie było nikogo, kto miałby ten ogień zgasić, wszyscy jednak chętnie polewali go paliwem. Kamil westchnął oglądając słabo skupiony.

W końcu jednak stało się coś, co zaskoczyło nawet jego.

***
Cela wróciła do domu, czyli swojego pokoiku w starej, wielkiej kamienicy na Pradze około północy. Helai - stara, zapita baba już spała, bądź zgonowała. Współlokatorki dziewczyny, albo wybyły, albo jeszcze były na nogach. Wchodząc do pokoju, zauważyła za na wpół otwartmi drzwiami, Magdę która zasnęła na fotelu przed komputerem, który akurat przestawiony był na odbieranie wiadomości. Dziewczyna zajrzała ukradkiem, bo głos reporterki był cholernie podekscytowany.
- Teraz jest to całkiem pewne, Interpol potwierdził, że za morderstwem Calvina Lockbella, stoi ROPA. Zabójstwa dokonano dwanaście godzin temu, światowej sławy angielski polityk, pierwszy przedstawiciel animalmanów w Unii Europejskiej, miał znaczący wpływ na doprowadzenia do rónouprawnienia zwierzoludzi. Zmarł od licznych ran kłutych. Konkretne dane sprawców są nieznane, jednak Ruch Oporu Przeciw Animalmanom, wydał krwawe oświadczenie, przyznajać się do winy, poprzez porzucenie wielu ciał zwierzoludzi, przed domem zmarłego. Ciała zostały ułożone w litery.
Reporterka skończyła swój wywód, który pewnie powtarzała od paru godzin, uaktualniając go o nowe dane i będzie tak robić jeszcze długo, bo wydarzenie było rzeczywiście znaczące.
ROPA, czyli grupa terrorystyczna, która swój początek miała w Polsce, a obecnie rozszerzyła swoja działalność na pół Europy, jest drugą co do największych, bojówek poświęconą zwykłemu mordowaniu i tępieniu animalmanów.
No i Lockbell. Dzięki niemu jedynym oficjalnym utrudnieniem dla animalmanów w dzisiejszym społeczeństwie było, to że starając się o dowód osobisty, musieli też zarejestrować się w urzędzie specjalnie poświęconym zwierzoludziom. Wcześniej rodzice musieli mieć zaświadczenie dotyczącego tego, czym dziecko (delikatnie mówiać) się różni. Było to szczególnie przydatne w przypadku osób, które nie miały widocznych mutacji, jak na przykład osławiony człowiek-kameleon, który za jeszcze czasów masowych prób wytępienia zwierzoludzi, zamordował prezydenta USA, dzięki swoim naturalnym cechom.

Nieważne jednak jak bardzo dużo ważnych rzeczy działo się obecnie na świecie, to dla zmęczonej i zziębniętej Ocelii liczył się póki co tylko własne cztery ściany.

Przygryzła wargę. Lockbell, oraz generalnie polityka jako taka, niespecjalnie ją interesowały. Jednak podrzucanie ciał kogokolwiek - animalmanów, czy ludzi, czy nawet zwierząt - było przerażające. “Poukładnych w litery” .. tych ciał musiało być więcej. Na samo R przynajmniej dwa. Przeszedł ją dreszcz. Nie wiedziała, czy z powodu przemarźnięcia, czy strachu. Alex... i Jean. Oni mogli tam leżeć. Sama myśl o tym... “Spokojnie, to przeciez nie u nas.. to..” próbowała przekonać samą siebie, ale wiedziała, że ROPA powstała w Polsce. Każdy to wiedział.
Magda poruszyła się, przywracając Ocelię do rzeczywistości.
- Hej - podeszła i trąciła lekko koleżankę. - Idź spać. Już jutro jest.
Magda przeciągnęła się i wstała . - [/i]Dzięki Celka, dobranoc. Przysnęło mi się. Rano bym cała sztywna była. [/i]
Cela wróciła do swojego pokoju. Mieszkała sama. Pokój był nieproporcjonalny, bardzo wysoki, jak to w starym budownictwie, ale wąski. Był częścią większego pomieszczenia, które potem podzielono na mniejsze klitki. Powierzchnia podłogi - mimo, że było to tylko 8 metów kwadratowych, wydawała się większa, a to dzięki antresolce, na której zmieszczono materac do spania. W pokoju było biurko, półki za zasłonką i kilka worków sako. Pod antresolką podwieszone było krzesło-hamak, drabinka prowadzaca na antresolę wykorzystana była jako dodatkowe miejsce do składowania ubrań.
Cela ściągnęła buty, ubranie, założyła szorty i koszulkę, które służyły jej za piżamę. Wybiła się miękko z podłogi, złapała za brzeg antresoli i podciągnęła, przerzucając ciało przez krawędź.
Przez chwilę miała ochotę właczyć laptopa i przejrzec jeszcze raz niusy, ale zmęczenie zwyciężyło. Zasnęła prawie natychmiast.

Ostatnie krople deszczu dudniące o okno działały kojąco, czyściły powietrze, które ostatnio przepełnione było dziwnym napięciem, produkowanym przez mieszkającym w stolicy ludzi. Od lat nie żyło się tu bezstresowo, a ostatnio ludzie byli coraz bardziej poddenerwowani, nad krajami wisiała wizja kryzysu gospodarczego. pierwszego od wielu lat, co właściwie tylko potwierdzało jego nadejście.
Takie jednak sprawy wcale nie powinny obchodzić tak młodej i ślicznej osoby jak Cela, która obudziła całkowicie wyspana, po około siedmiu godzinach snu, kiedy to do pokoju weszła panna Helena.
- A ktoś tu nie powinien wychodzić do szkoły? Nawet nie myśl, że mi się wymkniesz znowu... gdzieś... przez okno. Małpo. - Powiedziała urywanym, ciężkim do zrozumienia głosem, pachnąca alkoholem kobieta. Wyglądała na młodszą niż była, co było dość dziwne, bo większość kobiet pod lub po sześćdziesiątce, próbując ukryć swój wiek, zamienia się w niesamowicie kolorowe na twarzy i w kwestii ubrań wiedźmy. Jednak nie Helena, ona miała gust i pociąg do alkoholu, który jednak nie zabijał jej umiejętności odmładzania się.
- Dzień dobry - Cela nie komentowała reszty wypowiedzi starej wariatki, po latach obcowania z nią nauczycła się, że uprzejme ignorowanie to najlepsza opcja - [/i]dziś na drugą lekcję mamy. [/i]
- [i]No to patrz... [i]- powiedziała kiwając palcem i wychodząc z pokoju, fuknęła coś na korytarzu i poszła do siebie, zamykając się w swojej kanciapie.
Cela zeszkoczyła z antresolki jednym susem, ladując na nisko ugiętych kolanach. Przeciągnęła sie i poszła pod prysznic.
Ubrała się i weszła do wspólnej kuchni na śniadanie.
Siedząca nad płatkami Magda podniosła głowę.
- Super kolor - pochwaliła - Sama farbowałaś? Czy w salonie?
- Słucham?
- nie zrozumiała Cela.
- No, włosy. Super wyglądają.
- Nabijasz się ze mnie?
- Cela dotknęła swojej głowy.
Magda przewróciła oczami - Nie chcesz mówić, to nie. Na razie, mam na ósmą - wstawiła miskę po płatkach do zmywarki i wyszła.
Cela podeszła do lustra, spojrzała i zamarła. Dotknęła lekko włosów. Co jest?
Jej ciemne, proste włosy, nabrały nagle głęboko rudawego odcienia, niewiele różniącego się od koloru jej bluzy.
Może coś było w deszczu? Jakieś chemikalia? A może to szampon w mieszkaniu Jeana?
Zabrała plecak i poszła do szkoły.
Podróżowanie w mieście liczącym sobie ponad dwa miliony ludzi, za pomocą komunikacji miejskiej nie było zbyt przyjemne, wygodne, ani ekonomiczne rozsądne. Na szczęście Cela nie dość, że do szkoły nie miała daleko, to sama potrafiła się tam odtransportować.


Samo jednak dotarcie do budynku, było najmniejszym problemem, dopiero po wejściu zaczynała się odmóżdżająca, nużąca i długowieczna męczarnia.
Dwupiętrowy, długi budynek liczący sobie prawie sto lat i paręnaście remontów, zapchany był po brzegi polską, złotą młodzieżą, która wylała się z sal na korytarze i podwórko, sekundy po denerwującym dźwięku dzwonka. Raban, chaos i rozgardiasz został rozpoczęte i miały trwać jeszcze dziesięć minut, zanim zacznie się kolejna lekcja.
W samej szkole, znajdowało się około dziesięciu zwierzoludzi, z czego każdy miał dość widoczne zmiany na ciele, wiedza o nich była powszechnie znana, dzięki systemowi obowiązkowej rejestracji i upubliczniania wiedzy o danych osobnikach z mutacjami. Jednak mimo napiętnowania, z tego co wiedziała Cela, wszystkie te osoby, całkiem nieźle radził sobie w życiu społecznym szkoły, trzymając się nie tylko w swoim gronie, ale również, a nawet głównie, z “normalnymi” dzieciakami.

Liceum i matura były durnym – ale niezbędnym – elementem, żeby dostać się na studia, przenieść do akademika i wyprowadzić od tej nawiedzonej alkoholiczki.
Cela była lubiana w szkole i choć niektórym nauczycielom przeszkadzała jej niezależność, nie bardzo mieli się do niej jako doczepić – z nauką nie miała problemów, a do tego działała w szkolnym samorządzie.
Zaraz na przerwie dosiadła się do niej Kaśka, zwana Błękitką. Czułki drżały jej, jak zawsze, kiedy była targana jakimiś silnymi emocjami. W szkole plotkowano o tym, że kiedy była bardzo szczęśliwa, na jej plecach wyrastały niebieskie, motyle skrzydła. Cela dopytała kiedyś o to wprost.

- Zdarzyło się ze trzy razy… - przyznała – Ale nie ma to związku ze szczęściem.. bezpośrednio w każdym razie .. bardziej z seksem. Rozumiesz, Celka? - Celka rozumiała.
Kaśka wystawiła dwa palce, zdecydowanie zbyt długie i cienkie
- Dwie sprawy, Cela. Studniówka, ale to wiesz. Drugie... słyszałaś pewnie o Lockbellu?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Chcemy zrobić marsz, taki marsz milczenia, wszyscy na biało. Jako protest, rozumiesz? – dziewczyna ekscytowała się coraz bardziej – Nie może tak być! Takie rzeczy nie mogą się zdarzać, musimy pokazać, że nie ma na to zgody.
- Jasne. Ale co ja..?
– Kaśka nie pytała przecież, czy Cela pójdzie w marszu. To się rozumiało samo przez się.
- Dyrektor cię lubi. Przydałoby się jakieś poparcie szkoły, żebyśmy nie szli jako anonimowa grupa, ale uczniowie. Wtedy to będzie miało większą moc. Nie problem ludzi skrzyknąć na fejsie, ale jakby to tak było przez coś większego poparte, to by było ważniejsze. Rozumiesz?
Cela rozumiała.
- Zapytam – obiecała. – A co ze studniówką? Lokal sprawdzaliście?
- Acha. Dziś idziemy zobaczyć, jak tam wieczorem wygląda. Dyskoteka będzie. Wpadniesz?
- Pewnie. O której?
- 19.


W szkole po innych “mutkach” dało się zauważyć pewne zaniepokojenie, spowodowane wiadomo czym. Jednak większość młodzieży, jak to na nich przystało, miało to głęboko w dupie i skupiało się na swoich, bardziej przyziemnych sprawach, czy to tych przyjemniejszych, czy tych które ich wkurzały.
W połowie dnia szkolnego, gdy już wszystkie klasy miały lekcje, odbył się apel, akurat na lekcji, na której można było gadać i odpocząć - religii.
Krótką przemową, dała pani wicedyrektor, czyli największa suka i najbardziej wredna osoba, w promieniu wielu kilometrów, nie licząc terrorystów. Śmierć nagrodzonej nagrodą Nobla osoby, uczcono minutą ciszy, a potem wszyscy rozeszli się na resztki pozostałej lekcji.
Cela miała dobrą okazję żeby zapytać dyrektora, który w sumie był raczej tolerancyjny, ale też niezbyt miły dla uczniów, a co za tym idzie, oni dla niego. Chociaż w sumie nie wiadomo kto zaczął. Popularne jednak były rozmowy w stylu: “pomóżcie mi wymyślić ksywkę na dyrka”. Najbardziej zaś przylgnęło do niego określenie “śnieżynka”, bo był tłusty, blady i jak się czasem mówiło - wrażliwy. Już dało się słyszeć na korytarzach, że nie było go na apelu, bo płakał.

Cela wymknęła się z apelu i poszła poszukać dyrektora. Apele - jako takie - dość ją obrzydzały, a ten dodatkowo prowadziła Prukwa. Nie wiedzieć czemu, miała wrażenie, że Prukwa ma głęboko w .. gdzieś ostatnie wydarzenia, a apel zrobiła tylko dlatego, że dostała takie przykazanie z kuratorium. Czy innego ministerstwa. Niezależnie od prywatnych przekonań - wydarzyła się tragedia. I tak to powinno być przedstawione, a nie jako śmierć “laureata nagrody nobla”. Pieprzenie kotka za pomocą młotka, jak Alex zwykł był mówić. .
Wymknęła się z sali i podeszła do gabinetu dyrektora. Nie przedarła się jednak przez sekretarkę - zwykle nie miała z tym problemów, ale dziś tamta była nieugiętą.
- Przykro mi, Ocelio. Dziś pan dyrektor jest niedostępny. W poniedziałek po 6, lub 7 lekcji, wybieraj.
Na nic zdały się argumenty dziewczyny, powoływanie na jej funkcję w samorządzie i wydarzenia wczorajszego dnia.
- Mogę ci obiecać jednopowiedz, czego chcesz, ja to przekaże dyrektorowi.
Dziewczyna – chcąc nie chcąc- musiała się zgodzić. Przedstawiła pomysł Kaśki i wróciła na lekcje. Kurcze, skończyła już 18 lat, a ciągle traktowali ja jak dziecko – i tu, i na stancji. To było upokarzające.

Po lekcjach powłóczyła się trochę po mieście z kumpelami z klasy - Zuzką i Zośką. Zuzka była sporą blondynką, a Zośka wysoka brunetką. Część klasy twierdziła, ze są lesbijkami, bo wszędzie łaziły razem, a do tego całowały się często publicznie (szczególnie, jak nauczyciele widzieli). Połaziły trochę po sąsiadującym z liceum centrum handlowym, przymierzając bluzki i sukienki. W jaskrawym świetle przymierzalni Cela wyraźnie widziała rudawy odcień swoich włosów. Stwierdziła – z zadowoleniem – ze wygląda całkiem nieźle. Poprawka – wyglądała. Dopóki nie założyła szarej sukienki.. przez chwilę męczyła się ze suwakiem, w przymierzalni była akurat sama, dziewczyny buszowały miedzy wieszakami. W końcu suwak zaskoczyła, spojrzała na siebie w lustrze.. i zamarła. Rudawy odcień zniknął, znikał, ustępując miejsca szarości. Jakby jej włosy traciły kolor.
- Co jest… - potrzasnęła głową , ale nic się nie zmieniło. Ściągnęła sukienkę i przez chwile stała w samym białym topie – włosy dalej odbarwiały się, nabierając koloru platyny.
- Cholera
– naciągnęła bluzę i po chwili rudawy odcień powrócił.

Zmiana koloru włosów była prosta i szybka – sklepy oferowały szeroką gamę produktów do natychmiastowej koloryzacji – więc Cela nie przejęła się zbytnio. Łatwo się wytłumaczy. Mimo coraz ściślejszych ograniczeń i norm ludzie ciągle wpuszczali do atmosfery kupę świństw i widać coś musiało być we wczorajszym deszczu. Miała nadzieje, że ten stan zbyt długo się nie utrzyma. Zresztą, w dyskotece nie będzie zbyt jasno.

Umówili się przed wejściem. Cela - w obcisłej czarnej sukience (jej uliubiona biała z koronki - z oczywistych wzgledów - nie wchodziła niestety w grę) – Zuzka i Zośka, Błękitka, Grzesiek z samorządu, szkolny przystojniak Michał i Krzysiek, kapitan drużyny koszykarskiej. I Romek, na którego przyjście Cela skrycie liczyła – ale oczywiście nikogo nie zapytała, bo jeszcze by sobie nie wiadomo, co wyobrażali... że się w nim zabujała, czy coś. Co – oczywiście – było absolutna niedorzecznością. Cela po prostu lubiła z Romkiem rozmawiać, i tańczyć, i wspólnie się uczyć, bo był mocny ze ścisłych, które Celce przychodziły mniej łatwo. I tyle. Koniec.

Budynek klubu był oświetlony, sporo ludzi tłoczyło się przed wejściem. Weszli bokiem, wprowadzeni przez Grześka – jego ojciec był znajomym właściciela. Wnętrze było przestronne, podzielone na kilka sal z parkietami do tańczenia, barem. Nad największą salą biegł rodzaj antresoli, pięterka, gdzie stały stoliki i kanapy.
- Tam będzie można jeść – Grzesiek wskazał ręką, albo się zaadaptuje jedną w sal. I jak?
- Super – powiedziała Cela, rozglądając się pobieżnie – Romek, idziemy wypróbować parkiet! – zaordynowała.
Decyzja co do wyboru lokalu została już, właściwie, podjęta, a dzisiejsza "inspekcja" była tylko pretekstem do wyjścia i zabawy.
Cela z Romkiem skupili się na tańcu, obydwoje praktycznie nie pijali, więc dość szybko rozdzielili się z resztą towarzystwa, która była mniej wstrzemięźliwa w tej kwestii.
- Po prostu nie mogą wytrzymać jeszcze parę dni do studniówki, heh? Pewnie chcą się przygotować, ale wydaje mi się, że Krzyś, troszkę przesadza ostatnio. - Powiedział do dziewczyny, uśmiechając się. - Ostatnio wykonał do mnie parę przedziwnych telefonów. Wydaje mi się, że część z nich nie była pod wpyłwem alkoholu. - Dodał z przekąsem. Widać wszyscy mieli ostatnio humor do mniej przyjemnych tematów. Każdy musiał nagle się czymś zamartwiać. Jak nie wielką aferą, to kierowali uwagę na problemy znajomych, albo plotki. Coś się Celi zdawało, że Kaśka wspominała coś o problemach Krzyśka. Jakby Ocelia miała za mało własnych.
- Czemu mówisz, że były "przedziwne" ? - dopytała - Kaśka coś wspominała, że ma chyba jakieś problemy, ale tylko w przelocie, nie było czasu pogadać..
- Dzwoni o trzeciej w nocy i pyta: “no czeeeść... co robisz?”
- powiedział powoli i... zmysłowo? - No to mu mówię, że spałem. Słyszę jak coś w tle gada z kimś, ten ktoś mu mówi, że miał do mnie nie dzwonić, on na to, że to nie ze mną gada, a potem znowu do mnie: “no już, już. Kazali mi z tobą nie gadać, ale i tak gadam... także tegooo... co robisz?”
- Co? Kto mu kazał z tobą nie gadać? I dlaczego? Zapytałeś potem? - Cela przestała tańczyć i zarzuciła chłopaka pytaniami - Zmysłowo?
- Eeee... wydawał się napalony... w sensie na mnie, nie wiem czy spalony. To było dziwne. Nie poznałem głosu tego kto tam do niego krzyczał. - Odpowiedział krzywiąc się. - Wiedziałem od wczorajszego wieczoru, że to będzie parszywy dzień. Zresztą Krzysiek ostatnio... krzywo na mnie patrzy, że się tak wyrażę i w ogóle dziwnie się zachowuje. Pytałem go o ten telefon, ale nie pamięta. Innym razem jak dzwonił też było dziwnie.
- Myślisz, że on coś bierze? No, nawąchał się czegoś...i perniczy trzy po trzy para piętnaście.
- Nawąchał. Ostatnio jest, znaczy został zsyntezowany nowy narkotyk, jak nie pięć. To teraz plaga, gdyby nie ostatnie wydarzenia dotyczące animalmanów, to tylko o pladze narkotykowej wśród nas by gadali w mediach
- powiedział wzdychając.
- Ciągle coś syntetyzują.. - Cela wzruszyła ramionami - Ale Krzysiek? Przecież on tym kapitanem jest od zawsze.. nagle by zaczął?
- Kto go tam wie, z kim się obraca poza szkołą? Ja nie wiem...
- dodał uśmiechając się smutno.
- No, ja też nie wiem.. podpytam dziewczyny. Ale co to da? Jest dorosły, może robić, co chce. Przekonasz go, żeby przestał się tym szprycować?
- Wiesz... nigdy jakoś specjalnie się nie przyjaźniliśmy... po prostu kumpel ze szkoły, a oderwać kogoś od dragów... no raczej nie jest łatwo, czyż nie? -
Powiedział masując brwi. Często tak robił gdy się denerwował, albo był pod presją. Zresztą Cela dostrzegała u Romka wiele innych nawyków, czy gestów, po których łatwo odczytywała jego emocje.
- Denerwujesz się? - zapytała, a potem dodała, nieco przestraszona - Czy może ty też..? Wiesz, podobno jak ktoś chce, to może przestać. Poszukamy w necie, pewnie są jakieś sposoby, była pogadanka, tych od trzeźwości, pamiętasz?
- Czekaj... co? Znaczy.
.. - chłopak wyraźnie się zmieszał, uciekł wzrokiem w bok, wywracając oczami. - Litości Cela... po wizycie tych opętanych pedałów z odwykowego wariatkowa, parę osób zaczęła brać jakieś... nie wiem. Ciasteczka, ale nie ja! - Odpowiedział rozkładając ręce. - Ale sporo, sporo osób. - Dodał kiwając głową.
- Więc co? - Cela nie planowała odpuszczać - Złapała chłopaka za rękę i ściągnęła z parkietu, za załom korytarza, gdzie było ciszej. - O co chodzi? Powiedz.
- Wiesz... wielu, no większość twierdzi, że animalmani powstali w laboratoriach, choć wszyscy wiedzą, że to niemożliwe bo... - Cela rozpoznała sposób w jaki wywrócił oczami, gdy zaczynał swoje naukowe wywody, przyłapał się na tym i wrócił do głównego wątku. - Aczkolwiek dilerzy wciskają kit, że to wcale nie narkotyki, tylko... substancje pomagające w uzyskaniu mutacji. Na dodatek sporo debili im wierzy... no i chyba takim debilem jest moja siostra, no i przynajmniej dwanaście osób ze szkoły, które na pewno biorą. Dlatego dyrektora dawno żeśmy nie widzieli na korytarzach. Cały czas z policją gada i pewnie innymi... służbami. - Powiedział wszystko szeptem nachylając się do Celi, i krzywiąc smutno.
- Dlaczego ja nic nie wiem? - zezłościła się. Lubiła wiedzieć - Poza tym - to durne. Co jest fajnego w byciu mutantem?
- Cóż.. niektórzy mają na przykład super zwinność czy inne pierdoły z komiksów, a wyglądają normalnie. Zresztą
- westchnął - mnie nie pytaj. Ja też uważam, że to idiotyczne, ale wątpię by w naszej mocy było powstrzymanie obrotu narkotyków, szczególnie wśród nastolatków, nie?
- Bałabym się, chyba.. za tym muszą stać duże pieniądze, nie? Ale z drugiej strony, tak patrzeć, jak Krzysiek się szprycuje tym gównem.. czy twoja siostra.. ona chyba jest dopiero w pierwszej nie? To jeszcze dzieciak. A co do mutków
- nie wierzę, że można wygladać normalnie i mieć mutację.
- Och są tacy. Znaczy... na przykład mają bardzo małe zmiany coś jak kocie oczy, czy... nie wiem. Daj się ponieść wyobraźni, ja jestem na bio-chemie. Ale nie wiem, co zrobić z siostrą, rodzice sobie nie radzą, więc co ja mogę? - Odpowiedział wpatrując się tępo w coś za plecami Celi.
- Głupota. Na pewno widać. - Cela potrząsnęła głową - Jak człowiek może nie wiedzieć, że coś ma? - podążyła wzrokiem za spojrzeniem Romka - Co tam jest?
- Hm
? - mruknął wracając wzrokiem na nią. - Nie, nic. Zamyśliłem się, ale teoretycznie, jeśli wierzyć w te teorie o naturalnym pochodzeniu mutacji... może nie wiedzieć do czasu, dopóki się w nim to nie rozwinie i właśnie na tym żerują ci, którzy to sprzedają. Niby pomaga wyzwolić swoją “zwierzęcą stronę”. Nie żeby co, ale chyba już dość jest zwierzoludzi. - Dodał drapiąc się po głowie.
- Jedni są czarni, inni biali, jedni są ludźmi, inni mutkami - Cela wzruszyła ramionami - Co za różnica? A co do twojej siostry.. podobno najlepiej działa, jak się osobę wywiezie gdzieś, gdzie nie ma cywilizacji, w jakieś Bieszczady i każe pracować fizycznie.. ona jest niepełnoletnia, twoi rodzice mogą podjąć decyzję za nią.
- Wiem, wiem. Chyba tak zrobią, ale ona... zrobiła się strasznie agresywna i w ogóle... dziwna
- rozejrzał się za plecy. - Ej tak tu stoimy, gadamy, jak zaraz nie wrócimy, to pomyślą, że tu se świrujemy czy coś.
- Pomyślą, że się obściskujemy po kątach
- uśmiechnęła się Cela, ale zaraz spochmurniała - Chodź, pożegnamy się i spadamy. Nie mam już nastroju do zabawy.
- No mi też nie bardzo... prawdziwe z nas duszki towarzystwa - mruknął zmierzając w stronę reszty i albo się Celi wydawało, albo tak się odbiło światło, ale coś dziwnie błysnęło na karku Romka.
- Masz łańcuszek?
- zapytała, zdziwiona, bo nigdy nie widziała u niego bizuterii - Od kogo dostałeś, powiedz? Znam ją?
Romek klepnął się odruchowo w kark i obrócił zdziwiony. Choć Cela była dobra w - odczytywaniu ludzkich emocji, to taki sygnał był dość widoczny, dla każdego głupiego.
- Co? Eeee... nie mam łańcuszka - odpowiedział po prostu idąc teraz obok dziewczyny.
- Ej... coś masz - złapła go za ramię i wspięła się na palce, żeby spojrzeć mu na kark - No pokaż, nie drocz się ze mną..
Romek zacisnął usta w cienką linię, kątem oka Cela zauważyła, że lekko drży mu noga.
- Ni... - powiedział unosząc palec wskazujący do góry i machając nim przed dziewczyną. - Nikt nie może się dowiedzieć. To... to nie musi być to na, co wygląda. - Dodał cofając się o krok.
- Dowiedzieć o czym? - zapytała miękko, zaglądając mu w oczy - Romek, ile lat się znamy? Kiedyś cię w coś wkręciłam? Wiesz, że możesz mi zaufać.
Stał jeszcze przez chwilę, oddychając nerwowo. W końcu odwrócił się powoli plecami do dziewczyny, ta podeszła krok do przodu, dotknęła ramienia Romka by przesunąć go bardziej pod światło i stanęła na palcach...
- Hej! A wy co tam dajecie? - Usłyszeli nagle głos Krzyśka, który patrzył na nich krzywo, szedł z Kaśką do bocznego wyjścia i przystanęli nagle, zaskakując Celę i Romka, którzy z lekka się przestraszyli i odskoczyli. Kaśka zachichotałą, kryjąc się za ramieniem Krzyśka, który przybrał na twarzy cwany uśmieszek.
- Kaśka! czy ja cię podglądam po kątach? - zapytała Celka, rumieniąc się - To nie jest to, co myślicie.. Romkowi coś wpadło do oka i wyciągałam.. Tyle. Nie ma się co jarać. Przecież wiesz, że mnie małoletni, napaleni kretyni z liceum nie interesują.
- Dobra, dobra. Wpadło mu coś do oka. Na plecach. My idziemy zafajczyć, znaczy ja idę, chcecie też dotrzymać mi towarzystwa? - Spytał, a przy pierwszych jego słowach, Romek się dziwnie zmieszał.
- Ja mogę - odpowiedział wzruszając ramionami.
- A ja spadam - Cela był wściekła i na Romka za głupie tajemnice, i na Kaśkę z Krzyśkiem, że się napatoczyli bez sensu - Na razie.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline