Gustaw stał przy burcie i próbował dopatrzyć się poczynań drużyny na linii brzegowej. Niestety widział niewiele i gdyby wiedział, co się zaraz ma wydarzyć, pewnie życzyłby sobie żeby tak pozostało.
-Od siedzenia na tej łajbie ciarki mi po plecach chodzą, najwyższy czas opuścić ten przeklęty okręt i dołączyć do reszty-pomyślał mocując drugi pistolet za pasem-pewnie znów się pakują w tarapa…-nagle, stępiony huk, po którym rozniósł się wznoszący szum, przerwał mu jego myśl, jakże słuszną, co miało się zaraz okazać.
Wznosząca się raca rozświetliła zatokę jaskrawym światłem. Gustaw nie chciał uwierzyć w to, co mówił mu jego wzrok. Widział wiele zła w swym krótkim życiu, począwszy od nędzy aż po mord(które były na porządku dziennym w miejscu, z którego pochodzi ), ale takiego przerażenia, jakie odczuwał widząc masywną bandę kościeji szarżującą w stronę Arpherius`a, nigdy nic w nim nie wywołało.
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko i zanim zdążył się obejrzeć, leciał do wody razem ze szczątkami eksplodującego statku.
Zimna woda otrzeźwiła jego umysł-Muszę dotrzeć do brzgu i pomóc towarzyszą!
Najpierw wystrzelę z pistoletów, a potem rozpocznę walkę wręcz. |