Wśród członków Królewskiego Klubu Ekscentryków, nie trzeba było długo szukać chętnych na tak nietypową i zorganizowaną na biegu wyprawę. Wszyscy członkowie klubu to zapaleni miłośnicy podróży i przygód. Ledwo sir Samuel Faulkner odczytał tajemniczy telegram, a już grupa ochotników wypytywała o szczegóły wyprawy i potrzebne rzeczy.
Na błyskawicznej naradzie postanowiono przystąpić do działania niemal od razu. Każdy z członków zajął się inną częścią przygotowań. Jedni zajęli się prowiantem, inni niezbędnym w sprzętem, a jeszcze inni bronią. Nikt bowiem nie miał wątpliwości, że broń wcześniej, czy później będzie im potrzeba. Lepiej, więc było się w nią zawczasu przygotować niż potem starać się o nią na miejscu.
Już następnego dnia wszystko było gotowe. Sir Samuel Faulkner przekazał grupie ratunkowej zarówno tajemniczy telegram od sir Charlesa Leonarda Woolleya, a także kilka cennych wskazówek i informacji.
- Jak wiecie zapewne moi drodzy, sir Wooley prowadzi obecnie wykopaliska w rejonie Tall al-Mukajjar, przeszukując ruiny starożytnego Ur. Ekspedycja ta prowadzona jest British Museum i Uniwersytet Pensylvani. Tam zapewne odnajdziecie sir Wooleya. Co prawda to, że nadał telegram z Bagdadu może też świadczyć o tym, że przebywa w tym mieście. Ekspedycja ma tam wynajęte pokoje w hotelu “Imperial” A sam Charles ma też własny dom na przedmieściach miasta, niestety nie udało mi się ustalić dokładnego adresu. Z tego co wiem, to sir Wooley ma na terenie wykopalisk zaufanych ludzi i pewnie na ich pomoc też będziecie mogli liczyć. Uważajcie jednak na miejscowych z tego, co się dowiedziałem w ostatnim czasie członkowie ekspedycji narażeni byli na liczne nieprzyjemności z ich strony. Wiadomo, że coraz głośniej mówi się o niepodległości tego kraju i wśród miejscowych coraz częściej widać wyrazy otwartej niechęci, czy też nienawiści wobec Brytyjczyków.
Prezes klubu podszedł do prostej drewnianej skrzyni, zbitej z kilku desek, stojącej w rogu jego gabinetu i otworzył jej wieko.
- A to jest kamień z Niniwy o który prosił w telegramie nasz przyjaciel. To niezwykle cenne znalezisko. To taki sumeryjski odpowiednik kamienia z Rosetty. W kilku językach zapisano prawdopodobnie ten sam tekst. Część zapisana jest pismem klinowym a dokładnie, jedną z jego pierwszych odmian. Jest to jeszcze moment, gdy dominują piktogramy. Dwa pozostałe języki nie są nam niestety znane, a na domiar złego część zapisana pismem klinowym jest najbardziej zniszczona, co utrudnia jego rozszyfrowanie. Przypuszczam, że to właśnie z nim związane jest odkrycie sir Wooleya. Wam moi drodzy powierzam ten skarb i proszę, byście mieli na niego baczenie. Wiele mnie wysiłku kosztowało, by uzyskać zgodę na jego wywóz z kraju.
Na koniec narady ustalono, że ekspedycja ratunkowa wyruszy jutro rano z lotniska Croydon, zaraz o świcie.
Londyn, sobota 14 IV 1923 r.
Lotnisko Croydon Wiosenne promienie słoneczne ledwo przebijały się przez gęste chmury i unoszące się nad ziemią wstęgi mgły. Kropił lekki deszczyk i było dość chłodno. W jednym z budynków biurowych lotniska zebrała się cała szóstka ruszająca na ratunek słynnemu archeologowi. W tym czasie dwie ekipy tragarzy ładowało ich bagaże do stojącego już przed hangarem samolotu, Handley Page 45, zwanego popularnie Heraklesem.
Nowiną jaka rozpalała wszystkich zebranych w budynku, były wiadomości z porannych gazet. Na wszystkich pierwszych stronach, krzyczały sensacyjne tytuły.
“Znany archeolog uznany za złodzieja”
“Sir Wooley złodziejem?”
“Archeologiczna ekspedycja zawieszona”
“Skandal! Archeolog złodziejem”
Z uzyskanych przez dziennikarzy informacji wynikało, że sir Wooley zniknął w tajemniczych okolicznościach, a wraz z nim pewne znalezisko. Gazety nie podawały o co dokładnie chodzi, ale ton wypowiedzi zarówno poproszony o wypowiedź naukowych autorytetów, jak i przedstawicieli władzy, był bardzo ostry i krytyczny. Tylko bardzo nieliczne głosy apelowały o rozwagę i umiar w osądzaniu dopóki cała sprawa się nie wyjaśni.
Dyskusję na temat najnowszych wieści przerwało przybycie policyjnego samochodu, który przywiózł cenny eksponat z siedziby klubu na lotnisko.
Wszyscy ruszyli asystować przy wyładunku. Tragarze widząc, że będzie miał ich kto wyręczyć wycofali się pod dach hangaru i z odległości obserwowali, jak arystokracja i policjanci wypakowują ciężką skrzynię.