Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2013, 23:43   #5
Fielus
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Kotołak nie był pewien, kogo ma przed sobą, jednak zdaje się, że udało mu się przeniknąć przez zasłonę i wylądować w innym świecie bez zbytnich naruszeń jego fizyczności. To interesujące, zwłaszcza, że patrzył w tej chwili na kobietę, będącą zdaje się w pewnym stopniu z nim spokrewnioną. Skłonił się więc dwornie w pas i wykonując skomplikowany gest ręką, rzekł.
- Chwała Pani Kotów Bast. Witaj, milady.-
To był prywatny żart Anicostina, z którego zwykle jedynie on się śmiał. Wszak kocia bogini nadla była na niego bardzo, ale to bardzo zła... Formalnie jednak nadal był jej poddanym, ba! nawet czempionem. To dawało mu prawo witania się z jej imieniem na ustach.
- W istocie, to piękny ogród. Dbałość o niego musi być wielce wymagająca, jestem pod wrażeniem.- Powiedział, ale na jego twarzy nie drgnął nawet mięsień, dając możność przypuszczania, że owo “wrażenie” jest jedynie pustym frazesem.
Na chwilę obecną Anicostin Bast miał kilka priorytetów. Pierwszy: ustalić gdzie się znajduje. Drugi: jaka jest rola kociej kobiety w tym miejscu, bądź też jaki jest cel jej istnienia tutaj. Trzeci: wytyczyć kierunek jakiegokolwiek rozsądnego “dalej”. Prawda była taka, że zawsze istniało jakieś “dalej”, które Zaccaria Sidorio odkrywał. Miał do wykorzystania tyle czasu i tyle róznych miejsc do zwiedzenia, że nie usiedziałby zwyczajnie na miejscu. Bez “tułaczki” straszliwie by się nudził.
- Ohh... Bast - dziewczyna zanurzona w wodzie westchnęła słysząc imię bogini, będące zarazem interesującym sposobem przywitania. Właściwie to gość nie mógł być pewien, czy wezwanie jego protektorki nie ma na celu skomentowania nieśmieszności i niezrozumienia płynącego z powitania się w ten, a nie inny sposób.
- Lubisz wodę? - spytała, schylając twarz w kierunku takowej, czemu wdzięcznie zawtórował dźwięk dzwoneczka.
- Prawdę mówiąc: nieznoszę.- Odparł natychmiast.- Lubię ją pić, a nawet kąpać się w niej, jeśli jest ciepła, ale nigdy nie była moją domeną. Niespecjalnie przepadam za moczeniem się godzinami w sadzawkach, jak to czynią niektórzy. Byz urazy, milady.- Tu skłonił się raz jeszcze.
- Ohh... Jakie to urocze - podsumowała wnioskiem, którego połączenie z przyczynami było ciężkie do zidentyfikowania. Sama zaś, niczym kot, zanurzyła język w wodzie, by posmakować jej na chwilę.
- Dzisiaj jest świetna - powiedziała rozbawiona.
- Czyżby?-
Sapienza postąpił naprzód kilka kroków, wymijając swoją rozmówczynię. Zanim się obróciła, zmienił formę.
Był dość dużym kotem, lustro wody miał na stojąco tuż pod brzuchem. Odwrócił się, bezceremonialnie usiadł i zaczął wylizywać futerko, jakby znajdował się w najbezpieczniejszej domenie wyłożonego pluszem pokoju.
- Skosztuję jej być może w dogodnym terminie.- Zapewnił, nie przerywając czynności.
- Łaaa jesteś kotem! - gospodyni bardziej krzyknęła niż powiedziała, niezwykle zwinnie wybijając się z czterech odnóż, by lecieć z szeroko otwartymi dłońmi w kierunku swego rozmówcy.
Dzwoneczek wydał kolejny dźwięk, tym razem dając znać baronowi, iż nadszedł czas na doznania pochodzące ze zmysłu dotyku. Kot mógł poczuć na sobie delikatną skórę kogoś, kto chyba miał zabawić go rozmową.
- Mogę jakoś pomóc? - zapytała głaskając go.
- Oui, proszę byś zachowała trochę mojej godności na później...- Odparł kotołak, próbując wydostać się z uchwytu kobiety.- Nie jestem maskotką. Dosyć.-
Znów zmienił formę. Ponownie był mężczyzną. I teraz to on trzymał ją, nie zaś ona jego.
- Wybacz, tak lepiej? - zapytała oddalając się nieco od swego rozmowcy. Nawet jeślli w większości realiów było to nie do przyjęcia, ona zwyczajnie siadła sobie na na dnie, tak jakby był to wygodny dywan. Co prawda ciecz błyskawicznie zaczęła odciskać swe piętno na tkaninie opierwającej ciało kociej dziewczyny. Jeśli baron chciał, jego oczy mogły pochłaniać informacje, dawać dodatkowe możliwości dla jego bujnej fantazji. Nieco skrócona wersja standardowego kimono - zwanego w ojczyźnie Sapienzy yukatą pozwalała na powolną, lecz jakże przyjemną dla oka kontemplację gładkości skóry pokrywającej nogi dziewczyny. Powolnie spływająca woda zapewniała, że w każdym wynurzonym fragmencie jej dolnych kończyn możliwe będzie ujrzenie chociaż fragmentu jej twarzy, jak dziwnie by to niebrzmiało. Jeśli zejść jeszcze niżej, wzrok spoczywał na małych, delikatnych stopach. Jeśli czyjeś zdolności obserwacyjne były wysoce ponad przeciętne mógłby on ujrzeć, że były one rzadko używane, a jedyną powierzchnią z jaką mają kontakt była świetnie przygotowana do tego trawa.
- Dziękuję, milady.- Baron odetchnął wolno i uśmiechnął się nieznacznie. Świat do którego trafił zaczynał mu się podobać. Jeśli wszyscy byli tutaj podobni do tej młodej niewiasty, kotołak łatwo nagnie rzeczywistość do swojej woli.
- Powiedz mi, gdzie się znajdujemy.- Polecił, wstając. Zaczynało drażnić go przesiąkające wodą ubranie i zamierzał jak najszybciej się wysuszyć, gdy tylko zakończą tę konwersację.
- W ogrodzie - dziewczyna najwyraźniej była bliska stopnia mistrzowskiego w doprowadzania innych do wąskiej granicy między pozytywnym poruszeniem i irytacją.
- No i w wieży, choć tego sama nie rozumiem - dodała po chwili.
Zaccaria zamyślił się. “Zatem ten świat, to tak na prawdę wieża... Ha! A ja nawet nie jestem rycerzem, a poza wszystkim nie mam na imię Roland... Ale może być to ciekawy żart, zatem...”
- W wieży, si? No dobrze. Jestem w stanie to przyjąć. Powiedz mi wszystko co wiesz... I, przyszła być może pora na prezentację, nie sądzisz?-
- Prezentację? - rozmówczyni, która mogła się kłócić z czempionem Bast o to, kto z nich jest bardziej koci, z niepewnością dopytała się żądającego informacji kotołaka.
- Tak, lady. Chcę znać twoję imię.- Uśmiechnął się mężczyzna.- Mnie nazywać możesz... sir Rolandem.-
- Wybacz mój brak manier - słowa wypłynęły z jej ust, jakby próbowały nagdonić wodę, która za sprawą szybkiej zmiany pozycji zaczynała spływać w dół. Tym razem baron mógł z przyjemnością spojrzeć na reszte jej ciała, która za sprawą przemoczonej tkaniny niebezpiecznie balansowała na granicy przepuszczania światła oraz powstrzymywania takowego.
- Jestem Otoha Nanako, pani tego ogrodu. - przedstawiła się po chwili.
Kotołak zastanowił się chwilę. Była tutaj “panią”... Cóż, niezbyt wymagające “królestwo”, jak się zdaje. Żadnych widocznych poddanych i zdaje się że marginalna troska o lokalne problemy natury... wszelakiej. Zaccaria równie dobrze mógłby być najeźdźcą, Nanako jak się wydaje nawet by się tym nie przejęła.
- Urocze.- Skwitował, po czym polecił autorytarnie.- Powiedz mi teraz wszystko co wiesz o tej... Wieży.-
- Czemu miałabym dzielić się z tobą wiedzą? - spytała po dłuższej chwili rozmyślania, tak jakby wszystkie za i przeciw musiały stoczyć ze sobą bój o to, które z nich przejmie nad nią kontrolę w tym właśnie momencie. Które z nich wygrało? To już zależy tylko od tego, jak obserwator zinterpretuje nastawienie Otohy.
- Jest kilka przesłanek. Pierwszą jest niewątpliwie to, że można cię uznać za gospodynię, a zatem ciebie, oraz mnie - twojego gościa, obowiązują pewne niepisane reguły, których nieprzystoi nam - kotom - łamać, nie uważasz? Jako drugie chciałbym przytoczyć nasze pokrewieństwo, a trzecie: moją zwyczajną prośbę i twoją dobrą wolę.-
- Równie dobrze ogród może być więzieniem, a ty mym wieźniem - odpowiedziała wyciągając lekko rękę w kierunku swego gościa, czy może - jeńca.
Kotołak zaśmiał się.
- Jeśli tak to widzisz, to proszę - ja mam czas. Zobaczymy któremu z nas prędzej skończy się zdrowie, lub znudzi towarzystwo drugiej osoby.-
- Jeśli taka jest twa wola, będziesz więźniem. - odpowiedziała rozbawiona.
- Umrzesz przede mną.- Zapewnił, wychodząc z wody i sadowiąc się na brzegu. Z wewnętrznej kieszeni wyjął nieco zniszczoną talię kart i jął stawiać pasjansa, jeden z tych skomplikowanych układów na planie koła, potocznie nazywany “Zegarkiem Ojca Chrzestnego”.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline