Zsiadłem z tego potwora i natychmiast poprawiłem płaszcz tak by jak najmniej ciepła uciekało, następnie usłyszałem coś co mnie wyprowadziło z równowagi Iva ma nami dowodzić, natychmiast zacząłem kalkulować powodzenie misji gdy nagle spostrzegłem wrogie lub może nie przyjazne spojrzenie "wujcia", natychmiast je odwzajemniłem, w myślach życzyłem mu by razem z tymi swoimi gadami rozbił się o te przeklęte góry, nagle coś mnie tchnęło zajrzałem do torby i spostrzegłem że niema cytryny, wykrzywiłem twarz w grymas złości, następnie zauważyłem że niema sakiewki przy pasie, w myślach "przeklęte gady, to na pewno one", podeszłem do "przywódcy" starłem śpiki z nosa i powiedziałem :Może w końcu ruszymy zanim nam odmarzną tyłki,"szefowo", gdy w końcu ruszyliśmy to trzymałem się środka kolumny, w czasie najbliższego postoju uzupełniłem mój dsziennik |