Cichy okrzyk wydarł się z piersi Józka. Okrzyk, który zawsze przywoływał marsa na twarz gospodyni księdza, a samego księdza na poły irytował, na poły bawił:
- O Kristos Eulestas! Co to do diaska jest!?[/i]
Józek mówił to spod okna, bowiem kiedy tylko ujrzał mgłę pędzącą w tę stronę, momentalnie podskoczył do niedomkniętego okna, by je zamknąć.
Teraz, patrząc na to, co się działo, rzucił się do radia, gotów je podstroić w razie potrzeby. Ręka mimowolnie powędrowała do kieszeni na piersi i opadła dopiero, gdy znalazła znajomy kształt, gwarancję spokoju i bezpieczeństwa. Nasłuchiwał dalszych reportaży, gotów zmieniać częstotliwości.
"Co się robiło w razie trzęsienia ziemi? Schodziło DO piwnicy, czy wychodziło NA zewnątrz? Które to było? Które które które?!"
Głosem, któremu starał się nadać pozory opanowania, zapytał:
- Eee... słuchajcie, pamiętacie może co się robiło na wypadek trzęsienia ziemi?
W założeniu ton miał być taki, jakim pyta się kogoś kto z nami wychodzi, czy wziął parasol, kiedy daleko na horyzoncie pojawiają się pierwsze oznaki burzy. |