Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2013, 23:41   #8
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Wszystko poszło gładko - załadunek, start maszyny oraz sam lot. Edgar co prawda wolał podróże drogą morską, jednak nie było czasu na taką wyprawę, musieli dostać się do Dubaju jak najszybciej, nie proponował więc nawet takiego rozwiązania. Mimo swojego zamiłowania do morza, często podróżował samolotem, z tego samego powodu, co obecnie - czas - i potrafił docenić finezję, z jaką sterował maszyną sir Ross. Lot był na tyle przyjemny, że doktorowi udało się nawet zapomnieć, w jakim celu udają się na Bliski Wschód i po prostu rozkoszować łagodnym lotem. Do czasu.

Panna Woolley nie wyglądała na zdenerwowaną, jednak Bucket wiedział, że nie prosi go na stronę tylko po to, żeby porozmawiać. Miała jakieś obawy i wybrała akurat jego na "powiernika", co niezmiernie mu schlebiało, niezwłocznie udał się więc za nią do ładowni. Przyczyna jej niepokoju znajdowała się w skrzyni, dosłownie. Dźwięki z niej dochodzące dobitnie wskazywały, że w środku znajduje się żywa istota, zaś jej rozmiar... Cóż, pierwszą myślą doktora było "Spokojnie bym się tam zmieścił, chociaż niewątpliwie byłoby mało wygodnie. Chyba, że poduszki...".
Zżerani przez ciekawość zgodnie zdecydowali się niezwłocznie otworzyć skrzynię. Doktor przez moment wahał się, czy nie zawołać najpierw pozostałych, jednak tym razem ciało było szybsze od umysłu i rozmyślania przerwał, nierozstrzygnięte, odgłos upadającej drewnianej ścianki.

W paczce pocztowej takich rozmiarów można spodziewać się znaleźć najróżniejsze rzeczy - od marmurowych rzeźb ogrodowych, przez egzotyczne owoce aż po nagiego mężczyznę. W ich paczce nie było nic takiego. Był co prawda mężczyzna, lecz ubrany, i to dość elegancko, jak na kogoś podróżującego w skrzyni. Miał też pewną cechę szczególną - złamaną rękę, która to była bez wątpienia przyczyną, dla której wydawał z siebie tak jękliwe odgłosy.

Mężczyzna, mimo mało korzystnego położenia, nie zapomniał o manierach. Przedstawił się, czym pozytywnie zaskoczył Bucketa. "Zapamiętać - jeśli postąpię kiedyś niegodziwie i zostanę złapany za rękę, powinienem być uprzejmym. To zbija z tropu i może działać na moją korzyść. A na pewno nie zaszkodzi."

- Pane Irving. Cóż za niespodzianka. Chyba będę musiał przejrzeć swój bagaż podręczny, Bóg raczy wiedzieć, kogo tam znajdę.- Chociaż zdziwienie jego było jak najbardziej autentyczne, wykonał kilka teatralnych gestów, jak to miał w zwyczaju. Po tym wtręcie skupił się na bezwładnej ręce gapowicza.
- Nie mam pojęcia, co pan sobie wyobrażał, ani co z panem teraz mamy począć, ale najpierw sugerowałbym pozwolić mi nastawić sobie rękę. Jestem doktor Edgar Bucket, gdyby pan nie wiedział, i sumienie każe mi się panem zająć, nawet gdybyśmy mieli pana zaraz potem wyrzucić za burtę. Czy co tam ma samolot zamiast burty. Czego oczywiście nie zrobimy. Ale jednak. Proszę poczekać.

Lekarz zwrócił się do młodej kobiety kładąc jej delikatnie rękę na ramieniu.
- Moja droga, bądź tak dobra i powiadom resztę towarzystwa o naszej nietypowej sytuacji. Poradzę sobie, na tę chwilę.

Zdjął marynarkę, którą do tej pory cały czas miał na sobie, i przykucnął przy mężczyźnie. Podwinął mu rękawy i sprawdził dokładniej miejsce złamania. Gdzieś w ładowni powinna być apteczka pokładowa, o ile nie było to złamanie otwarte czy z pęknięciem, powinna wystarczyć. Z nastawieniem jej powinien dać sobie radę sam, ale w razie czego może poczekać na resztę.

Irving z przerażeniem w oczach słuchał słów doktora. Wyraził tylko milczącą zgodę na operację nastawienia ręki. Wprawne ręce doktora, szybko wymacały miejsce złamania. Na szczęście nie bylo to otwarte złamanie i jeden szybki ruch, jeden okrzyk bólu pasażera na gapę i ręka była nastawiona. Oczywiście wymagała jeszcze usztywnienia i rekonwalescencji, ale zagrożenie zostało zażegnane.

- Bardzo panu dziękuję, doktorze - wyszeptał mężczyzna - Ja bardzo przepraszam za moje zachowanie, ale rozmawiałem z prezesem i on nie zgodził się na obecność prasy w wyprawie. Musiałem, więc uciec się do podstępu. Zapewniam pana, że nie będę dla was ciężarem, a wręcz przeciwnie, postaram się być pomocny.

- Bez wątpliwości
- powiedziała Laura, która od kilku chwil zza ramienia dr Bucketa przyglądała się całej “operacji”. Sir Wooley zawsze miał problem ze zdecydowaniem, czy zimna krew córki bardziej go zachwyca (“Poradzi sobie w każdej sytuacji”) czy przeraża (“ Zniechęci każdego potencjalnego kandydata na męża” ).
- Bez wątpliwości - powtórzyła, usmiechając się - Pana złamana ręka nie będzie żadną przeszkodą. W niczym.

- Teraz kiedy jestem w rękach takiego fachowca?
- odparł z uśmiechem - Zapewniam uroczą pannę, że zrobię wszystko, by być użytecznym dla waszej ekspedycji.

- Najpierw, drogi panie, musi nas pan przekonać, że nie powinniśmy wysadzić pana w Paryżu i zostawić samego sobie. Z całym szacunkiem, ale skoro prezes nie wyraził zgody, musiał mieć ku temu powód, tudzież nawet powody. I nie wiem, czy możemy tak po prostu przyjąć pana do ekspedycji.
Edgar wyprostował się i rozejrzał w poszukiwaniu apteczki. Będzie musiał usztywnić rękę, choćby bandażem.
W międzyczasie zachęcił dziennikarza do odpowiedzi, wykonując wymowny gest.


Głośny i urywany krzyk z luku bagażowego wyrwał Richarda z zadumy. Podziwiał krajobrazy przesuwające się pod brzuchem samolotu. Pilot prowadził maszynę nad wyraz pewnie. Odłożył na bok gazetę, którą dotychczas miał na kolanach i ruszył na tył maszyny.

Doktor Bucket właśnie kończył nastawiać rękę nieznajomemu mężczyźnie. - Pasażer na gapę jak widzę? - Mężczyzna na oko trzydziestoletni spojrzał na niego ze zbolałą miną. - Pan zdaje sobie sprawę, że brak akceptacji prezesa naszego Towarzystwa, nie była bezpodstawna. Nieprawnie wtargnął Pan na pokład naszego aeroplanu. Mam nadzieję, że w Paryżu się Pan szybko ulotni nam z oczu.

Obecność dziennikarza była Sharp`owi bardzo nie odpowiadała. Jego zadanie od Tajnych Służby mogło być narażone na ujawnienie przez tego durnego pismaka. - Cenię Pana pomysłowość, ale nawet poświęcenie w postaci złamanej kończyny nie przekona mnie do pańskiego udziału w wyprawie. Nie śmiem nawet przypuszczać, że reszta z Państwa myśli inaczej? Pracujemy dla Towarzystwa i powinniśmy trzymać się zaleceń prezesa. Zresztą Drodzy moi towarzysze podróży, widzieliście dzisiaj te obrzydliwe i kłamliwe nagłówki? Zwłaszcza panna Wooley powinna poczuć się urażona, dotyczyły bowiem Pani ojca.

Dziennikarz spojrzał na obu nagabujących go mężczyzn. Na jego twarzy pojawiło się autentyczne oburzenie i złość.
- Sir Faulkner jest po prostu do mnie uprzedzony i nie potrafi docenić moich zasług i talentów. Jednak dlaczego panowie tak mnie oceniacie? Tego doprawdy nie mogę pojąć. Fakt, przyznaję, że wtargnąłem na pokład podstępem. Jednak każdy z panów zrobiłby, to samo na moim miejscu, gdyby zależało mu na udziale w tej wyprawie. Nie mogłem tego zrobić w oficjalny sposób i dlatego musiałem się uciec do tego typu wybiegu. Uważam, że dobitnie to pokazuje, jak wielkim dysponuje sprytem i zaradnością. A zapewniam wszystkich państwa, że to nie jedyne moje talenty. - zakończył z dumą w głosie gapowicz.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline