Kolejnym najemnikiem kapitana Ankera był niejaki Morton Silverstone, młody, szczupły brunet o ciemnych długich włosach, z tych, co lubią skrywać swoje twarze pod kapturami, nawet jeżeli nie mają wiele do ukrycia. Sam z reguły nie zaczynał gadki, ale jak już do niego podejść, był dobrym towarzyszem rozmowy. Odziany w proste podróżne ubranie, gdy go pierwszy raz widzieli, miał na plecach dwa ciężkie stalowe haki; ni to kilofy, ni nadziaki; było to jedyne, co go odróżniało od innych dziwaków w płaszczach podróżnych. Na łajbie już poruszał się swobodnie, zostawiwszy zbędny balast pod pokładem.
Młody Silverstone mówił o sobie, że jest górnikiem z zawodu, a teraz udaje się w Góry Krańca, toteż zabrał się z Bagiennym Wielorybem na wschód, przy okazji mogąc zarobić parę groszy. Tak się składało, że Morton pochodził z Cragmere, jedynej portowej twierdzy krasnoludzkiej w Starym Świecie, to i znał się na żegludze rzecznej prawdopodobnie najlepiej z całej bandy, nie licząc kapitana, oczywiście, o umiejętności pływania nie wspominając.
Teraz na rzece było bardzo spokojnie i roboty tyle, co nic. Morton przechadzał się zadowolony po pokładzie, rozkoszując się spokojem i z przyzwyczajenia wypatrując, czego by się jeszcze nie dało zrobić.
Podróżował już wiele dni. Jedyne, co znalazł w górach na południu, to plotki i poszlaki. Nużąca droga na północ znacząco uszczupliła jego oszczędności, ale tym razem coś miał. W Esku wydawało się, że nie tylko on nie dostał tego, czego chciał, a teraz miał szansę dostać się w odpowiednie miejsce na czas. "No, wielorybie, chyba nie dasz się wyprzedzić płotkom?" |