Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2013, 01:14   #10
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Gdy Lord-Generał Mordecai Nex wkroczył do ładowni, pierwszym co go uderzyło była atmosfera strachu. Prychnął z pogardą pod maską, mierząc wzrokiem całość swego otoczenia.



- Żałosne. - odezwał się Major Otto Karstein, wyrażając na głos zdanie swego dowódcy.


- Wzmocnimy ich, bądź wykorzystamy... - odpowiedział spokojnie Nex, bez żadnych emocji w głosie - A być może oba. W zależności od sytuacji. - ujrzał że kapitan skinął mu na powitanie głową. Odpowiedział skinięciem. Wrócił do obserwowania swych ludzi, by po chwili przerwać to z powodu nerwowego głosu.

- Lordzie-generale. - jego posiadaczem okazał się dość młody żołnierz, prawdopodobnie z załogi okrętu - Kapitan prosi na spotkanie - cofnął się o krok stając twarzą w twarz z przypominającą czaszkę maską Mordecaia, która biorąc pod uwagę jej bezdenne oczy, była prawdziwie przerażająca. Przywołał ruchem dłoni jednego z żołnierzy, kapitana pierwszej kompanii Reinharda Eisenhauera. Nikt nie wiedział w jaki sposób, ale żołnierze z Krieg byli w stanie rozróżniać się wzajemnie, mimo praktycznie identycznego wyglądu.

- Sir? - zapytał spokojnie. Widocznie zachowanie Lorda-Generała nie było niczym nowym.

- Kapitan wymaga mojej obecności. Zostawiam nadzór wyładunku w twoich rękach, Reinhard. - Odpowiedział Nex, spokojnie.

- Tak jest, Sir. - Odparł Eisenhauer, bez żadnych emocji w głosie, cecha którą dysponowało wielu Kriegan.

Ze skinięciem głowy, Mordecai odszedł z posłańcem i Ottem na spotkanie z Kapitanem. Które przebiegło jak mógł się spodziewać. Proste i w miarę profesjonalne wprowadzenie do życia na Okręcie.

- Nie potrzebuję niczego prócz kwater i zaopatrzenia dla mnie i moich ludzi. Będę w wyżej wymienionych kwaterach, proszę po mnie posłać w razie czego. - odparł spokojnie na powitanie Kapitana, po czym odszedł, nie zaszczycając reszty przybocznych spojrzeniem. Nie był nimi po prostu zainteresowany.

Jednak, jak się później okazało, ktoś był zainteresowany nim.

*********

Maxwell siedział w swoich kwaterach, podziwiając widok, na terminalach zainstalowanych na całej ścianie. Obecnie oglądał ścianę doków portu, na której cumował lekko uszkodzony lekki krążownik. Jakieś 30 minut temu wysłał wiadomość do Lorda Generała, z zaproszeniem na spotkanie.
Kwatery kapitana były urządzone w niezwykle nowoczesny sposób. Kolorystyka sprowadzała się do bieli czerni i stali. Po wejściu trafiało się na szeroki czterometrowy korytarz, po którego lewej stronie ogrodzony cienką ścianą był gabinet, a po prawej otwarta kuchnia. Na wprost znajdował się salon z częścią wypoczynkową i obszernym stołem.
Z tego pomieszczenia prowadziły jeszcze dwoje drzwi, po lewej i prawej głównego pomieszczenia, ale ich przeznaczenie pozostawało na razie tajemnicą, choć łatwo się domyślić, że za jednymi musiała znajdować się sypialna.
Gości zazwyczaj szokowały dwie rzeczy, pierwsza była ściana zabudowana terminalami, tak, że czasem wyświetlała przestrzeń, a czasem wnętrza konkretnych pomieszczeń na statku. Drugą była kuchnia, co prawda krążyły plotki, że kapitan lubi gotować, ale jakoś ta wizja nie pasowała do tego człowieka.
Mordecai wkroczył do pomieszczenia z marszu, nie zatrzymując się nawet by zapukać. Jak zawsze, stanowił niezwykle imponujący i przerażający widok z powodu swego munduru. Jego maska w dalszym ciągu pozostawała na twarzy. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, z zainteresowaniem. Dla Lorda-Generała, zwłaszcza pochodzącego z szlacheckiej rodziny Krieg, nie były one niczym specjalnym. Mimo to, niewidoczny dla kapitana, pojawił się na jego twarzy delikatny grymas niesmaku. Dla Nexa, który był minimalistą, preferującym przebywać w towarzystwie swoich żołnierzy, głównie z praktycznych względów, był to niepotrzebny zbytek, marnowanie cennych surowców. Skinął jednak z uznaniem na widok wielu terminali, pozwalających na obserwowanie różnych miejsc statku. Informacja od zawsze stanowiła najważniejszą część wojny. Przynajmniej zaraz po żołnierzach.
- Chciał mnie pan widzieć, kapitanie?

- Tak. Zechce pan usiąść lordzie? - zapytał wskazując miejsce w jednym z foteli przed terminalem, samemu zajmując miejsce obok. - mogę zaproponować też coś do picia, ale w masce będzie trudno, a wiem, że nie często ją pan zdejmuje. -

Nex usiadł na fotelu.
- Nie, podziękuję - odezwał się spokojnie - To jedna z tradycji których preferuję nie łamać. Jestem z Korpusów Śmierci. Ta maska jest częścią mnie. I pozostanie tak aż do śmierci. - milczał przez moment - Jest również pewna sprawa którą chciałem omówić. ale może zaczekać. Jaki jest cel tego spotkania, kapitanie.

- Tradycja to dobrze rzecz, brakowało jej poprzednim właścicielom tego szlachetnego okrętu. A spraw jest trywialna, badanie poparcia. Jak dobrze pan wie... a może inaczej, bo tego pan pewnie nie wie. Należę do bardzo konkretnych ludzi, zawdzięczam to mojemu wyszkoleniu i doświadczeniu. Powoduje to okazjonalnie wrogów, ale zjednuje też lojalności podległych żołnierzy. Do tematu jednak. Głowa mojego rodu, obiecała mi pomoc i posiłki, po czym pojawia się pan z swoimi oddziałami. Podejrzewam, i byłbym gotów postawić na to konkretną sumę, że nie składał pan, ani nikt z pańskich ludzi ślubów wierności mojemu ojcu. Chciałbym jednak wiedzieć, na co mogę liczyć. - sięgnął do jednej z karafek na stoliku i nalał z wysokiego kielicha czerwonego wina - Dołącza pan i wyznaczony na pańskiego zastępce pana oficer. Oczywiście wskazany przez pana. Do grona doradców i najstarszych ranga oficerów na Magentalusie, w sali odprawa przyjąłem słuchać wszelkich słów doradców, nawet całkowicie niezgodnych z moimi, najbardziej cenię oficerów, którzy mają dość kręgosłupa, aby wypowiedzieć swoją opinię wbrew dowódcy. Jednak przywykłem też, aby przed załogą ci sami oficerowie podtrzymywali moją ostateczną decyzję, choćby była sprzeczna z ich poglądem. Na statku z tak młodą załogą uważam to za priorytet. Stąd to spotkanie i pytanie do pan jako osoby raczej nawykłej do wydawania rozkazów. Na co mogę liczyć. Domyślam się także, że nie muszę wspominać, że liczę na szczerość przy odpowiedzi.
Nex milczał przez chwilę, a maska skrywała jego osobę, i jego odczucia. W końcu powiedział spokojnie.
- Przyznaję, chwilowo pozostaję człowiekiem bez celu. Ja i moi ludzie spodziewaliśmy się zginąć w czasie służby w Korpusach... - westchnął cicho - Moja pozycja wygląda następująco: Moja przysięga lojalności jest wobec Imperatora i Złotego Tronu. I tylko wobec nich. Dołączę do grona pańskich doradców, wraz z Majorem Otto Karsteinem, moim zastępcą. Moi ludzie, “Żniwiarze”, pozostaną pod moją kontrolą. Zresztą, nie słuchają nikogo innego. Będę udzielać swych rad, i tolerować pańskie decyzje, jednakże oczekuję pierwszeństwa w sytuacjach bojowych. Mam ponad trzy wieki doświadczenia w prowadzeniu działań bojowych, co czyni mnie bez wątpienia najbardziej doświadczonym w bezpośredniej walce ze wszystkich pańskich doradców. W innych sprawach zdam się na pańską ekspertyzę i ograniczę się do rad. I oprócz tego - jego glos nabrał groźnych nut - Jeśli kiedykolwiek ośmielisz się zdradzić Imperatora, oczyszczę ciebie, i całą załogę. - jego głos powrócił do spokojnych nut - Tak, to chyba będzie wszystko.

de’Vireas uśmiechnął się.
- Mamy w takim razie umowę. - powiedział wznosząc lekko kielich - Zastrzegę tylko dwie rzeczy. Pierwsza to gdybyś kiedyś uznał jakieś moje zachowanie za zdradę, proszę abyś wcześniej zapytał. Wielokrotnie pełniłem już zadania zlecane przez Inkwizycję, które byłby uznane za zdradę, gdyby nie tajne informacje i dowody, w których posiadaniu była inkwizycja. Faktem jest, że pełniłem wtedy rolę prywatnego egzekutora, a nie kapitana statku. Drugą rzecza jest, to że jeśli wykryjesz zdradę kogoś z członków załogi, lub co gorsza oficerów powiadomisz mnie o tym pierwszego. Głównie po to aby uniknąć niedomówień i niepotrzebnej rzezi, jaka mogła by wyniknąć. Czasem wystarczy oczyścić pojedynczą osobę, albo jej najbliższe grono. Po co marnować setki, które nasz Szlachetny inkwizytor, mógłby nawrócić. - Upił wina.
- Z milszych rzeczy, mamy za niedługo spotkanie w Młocie. Pierwsza misja z nową załogą i pierwsza okazja aby przynieść chwałę ludzkości, a i rodowi de’Vireas. - uśmiech pojawił się ponownie na chwilę.

Nex skinął w milczeniu głową, by następnie udać się na spotkanie ze swoimi ludźmi. Musiał poinformować Otta że będzie on dowodzić przez następne kilka godzin.

*********

"Młot" irytował Nex w bardzo szczególny sposób. Nienawidził takiego marnowania zasobów. Pijaczyny, tępe zbiry, tak zwana szlachta. Gdyby to od niego zależało, uformowałby z nich pluton karny i wykorzystał do wyszukiwania pól minowych. Ich kariera z całą pewnością wzniosłaby ich aż pod niebiosa... ale przyjemności musiały zaczekać. Mieli interesy do załatwienia. Jedno spojrzenie bezdennych oczu maski Nex odstraszało wszystkich którzy mogli chcieć z nim cokolwiek do czynienia. W końcu, gdy zademonstrowane zostało to z czym przychodził do nich Orbest Dray, parsknął z irytacją.

- A masz może jakiś dowód że ten mnemolit jest prawdziwy? W czasie kampanii Torgardzkiej, zdradziecki Legion Alpha zwykł wykorzystywać fałszywe mnemolity by wprowadzać zamęt podszywając się pod wyższych dowódców. Jak na razie nie mamy żadnego dowodu na to że to nie jest jedna z tych fałszywek. Załoga nie zyska nic na swojej śmierci. W przeciwieństwie do mnie. - Dodał, uśmiechając się pod maską. - Więc może zajmij się lepiej wyjaśnieniem dlaczego powinniśmy ci zawierzyć nasze życia w tej kwestii, dobrze? - dodał niskim i przyprawiającym o dreszcze głosem. Był w tym momencie prawdziwie przerażający. To miejsce budziło w nim niezwykłą irytację.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline