Felix Longstren
Felix zadrżał, kiedy weszli z chłodu nocy do ciepłego wnętrza zajazdu. Chudy młodzik mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia wiosen. Przejechał dłonią po krótkich, mokrych włosach i uśmiechnął się, kiedy poczuł smakowite zapachy dobiegające z kuchni. Może w końcu uda mu się porządnie napchać brzuch, bo w drodze nigdy nie ma ani czasu ani sposobności dobrze zjeść.
- Nie masz pojęcia, dobry człowieku, jak się ucieszyłem widząc twój przybytek. Na taki ziąb nawet psa bym nie wygonił! – powiedział klepiąc szynkarza przyjacielsko po tłustym ramieniu. Po czym dyskretnie wytarł dłoń o spodnie – Wpierw może coś na rozgrzanie brzuchów, a potem gardeł, a? Specjalność tego przybytku, byle z jakimś konkretnym mięsiwem, żeby było na czym zacisnąć zęby. I dużo, bo musimy pamiętać, o apetycie „niektórych” tu obecnych – odwrócił się do towarzyszy i przez moment zatrzymał przyjazne spojrzenie na niziołku – Co wy na to, chłopcy?
Wolnych miejsc było dużo. Felix wybrał dla nich stolik w miarę możliwości daleko od wejścia – ze względu na ziąb ciągnący od drzwi. W drodze do stolika rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na pozostałych gości. Jego uwagę zwrócił człowiek z kartami – ciekawość zawodowa się odezwała. Choć nie bez znaczenia była też obecność jego towarzyszek. Sądząc po ich minach, karciarz miał je w garści. Zimno z pewnością nie będzie mu doskwierać dziś w nocy, o nie. Felix odgonił tę myśl i usiadł przy stoliku, wciąż rozcierając ręce z zimna. |