Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2013, 12:42   #3
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Idąc za przykładem kolegi wyżej opiszę jedną z moich postaci. Nie jest ona może moim ulubieńcem, ale z pewnością ma swoją historię. Swój klimat.

Gość pochodzi z… i tu zaczynają się schody otóż pytany o pochodzenie zawsze wolał zręcznie zmienić temat bądź wspomnieć, że pochodzi z frontu. Bzdura. Jak każdy miał on swoją rodzinę. Matkę, ojca, rodzeństwo, które wbrew pozorom nie zostało nigdzie zarżnięte, zgwałcone czy też w inny sposób usunięte aby tylko nie dać MG furtki do poruszenia ich kwestii. Nie. On miał rodzinę, miał swoich znajomych i przyjaciół. Znajomi jak to oni byli rozsypani po całych Stanach. Różne profesje, różne krainy i obyczaje. Nie da się ukryć, że gość musiał sporo podróżować.

Patrząc na tego BG z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że był bardzo dynamiczny. Początkowo fanatyczny zabójca maszyn, empiryk. Ktoś kto dla dobra ludzi i ludzkości był gotów poświęcić życie i więcej. I nie chodziło mi tu o ideał. Typa, który nigdy nie strzelał pierwszy, nigdy nie rozkręcał barowych burd. Nie. On był człowiekiem i jak człowiek miał swoje słabości. O ile w świecie Neuroshimy raczej nie ma dużej możliwości mowy o cudzołożeniu to gość lubił sobie powalczyć. Walczył często i z różnymi zagrożeniami. Gangusy, mutki, maszyny… I nie zawsze z walki wychodził obronną ręką. Fedor Hartley, bo tak go nazwałem często chciał wrócić na front gdyż po rozpoczęciu przygód los go od niego odciągnął. Nie muszę wspominać, że im dalej w głąb kraju tym trudniej było wrócić. Tym więcej gangów, mutków, kanibali… O! Przypomniała mi się jedna akcja związana z kanibalami.

Otóż pewnego razu ekipa graczy krążąc gdzieś po Teksasie z grupą uchodźców, których obiecali dostarczyć w bezpieczne miejsce trafiła na pewną farmę. Była tam spora rodzinka. Ojciec, matka, córka i dwóch synów. Jeden z tych synów był wielki niczym stodoła, gdyż liczył na oko z osiem stóp, ale na szczęście był niezbyt rozgarnięty. Ekipa trafiając na farmę mogła wymienić nieco amunicji za żarcie dla nich i uchodźców. Dostali nawet dość sporo wody z studni starego farmera. Wieczorem ekipa BG została zaproszona na kolację i w ogóle zostali dobrze ugoszczeni. Mój BG miał wtedy zajawkę na materiały wybuchowe i pamiętam jak schował kostkę C4 w pluszowym misiu (znalezionym X przygód wcześniej). Tak czy inaczej podczas kolacji jednemu z BG coś nie pasowało w jedzeniu i – jako, że nie był mistrzem dywagacji – wyciągnął obrzyna i zaczął walić. Paru z nas nawet zostało rannych, ale… mój BG miał plan. Zostawiając misia wyczołgał się z domu chowając się za płotem z siatki i autem. Gdy reszta wybiegła zabójca maszyn zdetonował ładunek i w ten sposób kanibale przeszli do historii. W zasadzie nikt by się nie zczaił, że to kanibale, gdyby nie wybuchowość jednego z BG i obrane ze skóry ciała ludzkie w rodzinnej stodole. Na oko tuzin licząc te już rozczłonkowane.

To była jedynie jedna sesja z ogromnej ich ilości. Licząc, że MG za jedną dawał 100PD (skąpy był) a ja grałem tym BG jakieś półtora roku… Na koniec miał 66 punktów cech, 6 sztuczek i jakieś 280 punktów (według początkowego schematu) rozdane na umiejętności. Rzeźnik? Może, ale grając postacią przez taką ilość sesji nie mogło być inaczej. Dodam, że to tych wszystkich przygodach BG nie miał oka (co zaledwie go ubarwiło) i trafił na półkę. Nie dlatego, że był za mocny tylko MG zdecydował się prowadzić nowej drużynie. Ze starej ocalał jeden więc nie wypadało aby taki gość dołączał do świeżych postaci.

Możliwe, że za jakiś czas opiszę tutaj swojego ulubieńca, a nawet dwóch. Wesołych Świąt i powodzenia na bezdrożach.
 
Lechu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem