Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2013, 20:38   #13
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Wszyscy.


Starucha budziła mieszane odczucia. W większości jednak strach i niezrozumienie. Była dziwna. Zachowywała się tak, jakby ich znała i wiedziała coś, czego oni nie wiedzą. Chciała im to przekazać ale albo nie potrafiła albo oni byli głusi i ślepi. Co chwilę mówiła o przyszłości, która nadejdzie. Nie potrafiła jednak jednoznacznie powiedzieć co ich czeka. Najczęściej mówiła o śmierci i przeciwnościach, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.

- Przyszłość jest chaotyczna i niepewna, gdyż chaos i niepewność tkwi w nas samych - skrzeczała.

Dym, który unosił się z ogniska był ciężki i otumaniał. Ulewa za chatą nie ustawała, szumiała sennie uderzając otaflę jeziora. Położyli się na klepisku, gdzie kto znalazł miejsce i nawet Bataara, który leżał u wejścia do chaty szybko zmógł sen. Sen dziwny, męczący, tak realny, tak prawdziwy a jednocześnie nie rzeczywisty...




Nena Deacair.


Drzewa. Strumienie. Groble. Wieś. Chałupy, rozrzucone po płaskim przydeptanym placu. Ludzie wychodzą z chałup. Krzyczą. Niezrozumiale. Twarze wykrzywione w grymasie złości. Karykaturalne. Nierzeczywiste.
W górę leci kamień. Uderzenie w skroń. Dotyk. Krew na palcach. Ucieczka. Chałupy przesuwają się w pędzie. Zagradzają drogę. Próbują powstrzymać.
Płot. Dyszenie. Wielki, czarny kot wpatruje się w ciebie przenikliwie.

Strzeż się kota...
Strzeż się kota...

***

Góry. Ośnieżone szczyty. Ruiny. Strzelista wieża.
Stado kruków wiruje nad dachami.

Strzeż się kruka...
Strzeż się kruka...

Kręte schody. Człowiek w szpiczastym kapeluszu. Spomiędzy jego palców wycieka krew. Patrzy oskarżycielsko.

***

Miasto pośród białych szczytów. Kryształowe ściany domów są popękane. Ulice pokryte szklanymi odłamkami.




Orin Sorley.

Na ponurym bezlistnym drzewie
Usiadł kruk zwiastun śmierci
Kogo dziś ze sobą zabierze
Kto wraz z nim odejdzie

(Źródło: http://wiersze.kobieta.pl/wiersze/kr...smierci-20316)

Pola. Kwiaty. Kolorowe, kwieciste kobierce. Plac otoczony chałupami. Na środku leży wzdęty, owrzodzony trup. Kruk siedzi na głowie ścierwa i dziobie pusty oczodół.

Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.

Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.

***

Miasteczko. Gwar. Zbiegowisko na rynku. Na podest prowadzą skazańca. Kat z głową przykrytą czarnym kapturem. Po nagrzanym dachu chodzi czarny kot.
Na nagrzanym słońcem dachu
Cicho stąpa czarny kot
Z rynku słyszysz okrzyk strachu
To na szafot wstąpił kat
Na podwyższenie wprowadzają dziewczynę. Jej twarz. Znajoma twarz. Druidka...




Kesa z Imari.


Rzeki krwi. Tętniące życiem. Szkarłatne wodospady. Niosące życiodajne soki rwące potoki. Rozleniwione, gęste rozlane koryta. W czerwonych rzekach pływa coś plugawego. Oślizłe ropne plamy rozlewające się po ich powierzchniach. Cuchnące wyziewami. Przyklejające się do ścianek. Wżerające w żywy organizm, który zaczyna gnić i cuchnąć równie obrzydliwie. Na nic siła magii. Gangrena jest zbyt duża i rozległa. Niemoc. Wszechogarniająca niemoc.

Trupy. Dziesiątki trupów. Tych w łóżkach. Tych na podłodze. Między chatami. Na placu. Zaraza. I stada kruków ucztujących na padlinie.

***

Ludzkie miasto. Krzykliwe. Ciasne. Wąskie uliczki. Żebracy pod świątyniami. Wychudzony, czarny kot. Chromi. Kalecy. Śmierdzące kałem rynsztoki.

Schody. Kraty. Brama. Wilgoć cel. Krzyki ludzi. Brzęk łańcuchów. Wychudzona postać łapie szponiastymi palcami za kratę. Szczerzy poczerniałe zęby. Warczy.

- Zabiję! Zabiję! Zabiję! - wrzeszczy i rzuca się na kraty próbując dosięgnąć. Opętana.




Ellfar Ravil.

Kolejna biedna wieś. Zatopiona w gęstej mgle. Puste chaty wyłaniają się z bieli razem z wykrzywionymi w grymasie bólu pośmiertnymi maskami elfich trupów. Kościste dłonie chcą chwycić się twych szat. Zatrzymać. Usta krzyczą coś bezgłośnie lecz wrzask, którego nie słyszą uszy rozbrzmiewa siłą stu dzwonów wewnątrz twej głowy. Rozsadza ją od wewnątrz. Lecz nie rozumiesz ani słowa. Jedynie nic nie znaczący bełkot. Zaczynasz uciekać, wyrywać zaciskającym się kurczowo na płaszczu palcach. Rzucasz się na oślep w lepkie opary matki ziemi lecz po kilku krokach przewracasz. Owrzodzone truchło wieśniaka spogląda na ciebie z wyrzutem.

***

I znowu kroczysz we mgle. Tym razem samotnie, kamienistą ścieżką. Coś terkocze przed tobą i skrzypi. Powoli z płynącego mleka wysuwa się zakratowany wóz. Na koźle siedzi kościotrup obleczony w łachmany. Żebra sterczą mu z poszarpanych łach. Obok niego przycupnął czarny kot. Właściwie karykatura kota. Obciągnięty skórą szkielet bawiący się czerwoną włóczką prującą się z płaszcza woźnicy. Ktoś siedzi w klatce z tyłu wozu. Uczepiłeś się krat, starając dostrzec rozmywającą się we mgle postać lecz jest zbyt daleko, na granicy widzenia, niknący w gęstej bieli z twarzą skrytą pod kapturem.


***

Uliczki miasta skąpane w bieli. Stragany które w niej nikną. Kupcy o trupich twarzach z pełnymi sakwami. Przy jednym z handlarzy dostrzegasz dwa kruki. Jeden siedzi mu na ramieniu zaś następny lata nad nim. Podporowadzasz kupcom jeden z ciążących im mieszków. Zaglądasz do środka. Uśmiechasz się. Wewnątrz znajdujesz grudki złota. Tłumy. Tak. Tutaj można w łatwy sposób się obłowić.








Cathil Mahr.

Biegniesz szybko. Zwierzyna. Ucieka. Zawsze ucieka. Trop. Krew. Chyba trafiłaś. Biegniesz. Jest. Trup.
Biegniesz. Płot. Ściana. Dach. Wysoko. To nic... Dajesz sobie radę. Zawsze dajesz sobie radę. Płoszysz czarnego kota. Prycha. Sierściuch! Rzucasz za nim kamieniem. Mówią, że przynosi pech? Przesądy. Chyba...

***

Zeskakujesz. Wóz z sianem. Biegniesz. Miasto. Nie lubisz miasta. Ludzie. Nie lubisz ludzi. Skąd tyle ludzi? A tak... Egzekucja. Dobrze. To dobrze. Biegasz po dachach. Znowu ten kot. Noga ześlizguje się z rozgrzanej dachówki. Człowiek, przecież ich nie lubisz, łapie Cię za rękę. Jego twarz. Oszpecona. Blizna przebiega przez jedno oko.

***

Biegniesz. Całe życie w biegu. W górę... w górę... w górę... W górze szybują kruki. Mówią, że to zwiastuny śmierci. Phi...
Biegniesz po schodach. W górę. Pośpiech. Napinasz łuk. Strzelasz. Strzała przeszywa ciało. Szpiczasty kapelusz spada z głowy, stacza się po schodach.




Bataar.

Kupa chłopów idąca na niego nie wyglądała na przyjaźnie nastawionych. O ich zamiarach świadczyły też widły, które trzymali w dłoniach i wykrzywione gniewiem twarze. Wzniósł modły do Anahit, złapał swój dwuręczny topór i ruszył do walki. Krew bryznęła ochlapując mu twarz. Oblizał wargi. Chłopi rzucili się na niego. Gdzieś spod nóg prysnął zagubiony czarny kot. Nim doszli, rozrąbał kolejnych dwóch. Widły ugodziły go w ramię. Roztrzaskał je i sieknął ich właściciela w czoło odłupiając płat czaszki. Mężczyzna zdążył krzyknąć, po czym upadł. Mózg wypłynął na ubitą drogę. Kolejne widły wbiły mu się w nogę. Upadł na kolana odgrażając się. Przeciwników było zbyt wielu. Kolejny trup i kolejne widły wbite w ciało. Krew ciekła z wielu ran. Słabł. Coraz trudniej było mu unieść dwuręczny topór, który stawał się coraz cięższy. Nadchodząca śmierć zalała mu oczy krwią.


***

Uzbrojeni strażnicy miejscy. Słabo wyszkoleni w wojennym fachu, bardziej obyci w uciszaniu miejskich burd niż braniem udziału w pojedynkach. Jednak w tej liczbie, uzbrojeni w miecze byli groźni. Lecz on musiał przez nich przejść. Wiedział, że to ważne. Stado kruków krążyło nad nimi jakby wyczuwając zbliżającą się ucztę.

- Anahit, dodaj precyzji moim cięciom, wlej strach w serca moich wrógów - zmówił krótką modlitwę i z krzykiem na ustach rzucił się na szpaler zbrojnych.

Lecący w dół topór został odepchnięty mieczem. Sypnęły się iskry. Bataar nie tracąc impetu zawirował w miejscu, podnosząc ponownie ostrze. Ciął płasko. Na wysokości biodra. Ostrze przebiło skórzaną zbroję rozcinając żołdaka w pół. Uchylił głowę przed nadlatującym mieczem. Poczuł podmuch wiatru na swojej łysej głowie. Topór znowu poderwał się w górę, by spaść z impetem na kolejnego miecznika. Ten chciał się zastawić, lecz siła uderzenia była tak wielka, że miecz pękł w pół hamując tylko trochę spadające ostrze, które wbiło się w ramię nieszczęśnika odłupiając rękę, która jeszcze przed chwilą trzymała broń. Krzyknął potępieńczo.

Kapłan stracił jednak tym samym na tempie, tracąc cenne sekundy na wyciągnięcie topora z konającego strażnika. Poczuł sztych, który przeszył jego bok wbijając mu się we wnętrzności. Ból sparaliżował go. Nogi ugieły się. Runął na kolana. Kolejny cios skrócił jego męki. Łysy czerep potoczył się po ubitej ziemi.

***

W górę... w górę... schody kręcą się w kółko i w kółko nie mając końca. Ile to już stopni? Sto? Trzysta? Ile już biegnie? Dziesięć minut? Ostatecznie dociera do celu. Grot strzały zdaje się celować prosto w jego czoło. Staje oniemiały. Strzała odrywa się od puszczonej w ruch cięciwy. Szybuje w jego stronę.



Wszyscy.


Przebudzili się nagle. Wszyscy jednocześnie tak, jak się można przebudzić w środku nocy z koszmaru. Świtało. Słońce powoli wyłaniało się zza wierzchołków drzew. Leżeli nad jeziorem, nieopodal brzegu. Po chatce nie było śladu. Sucha ziemia też nie miała śladów wczorajszej ulewy.

Bąk brodzący w wodzie zauważywszy poruszenie czmychnął w szuwary, z których dobiegło ich jego jednostajne buczenie.



Byli zdezorientowani. Mogliby przysiąc, że tu gdzie byli, wcześniej stała chatynka, w której rozmawiali ze staruchą. Jak się później okazało, ich opisy kobiety też znacznie różniły się od siebie. Chociaż każdy z nich widział starą, to Niziołek był pewien, że była karlicą, Ellfar upierał się, że spotkali elfkę a Bataar obstawał przy tym, że była potężną acz zgarbioną wiekiem ludzką kobietą.

Magia, którą wcześniej odczuwali, zniknęła razem z chatką.

Dopiero po dłuższym czasie zorientowali się, że nie ma z nimi Gzargha oraz wozu. Cathil pierwsza zauważyła ślady kół odciśnięte w ziemi, prowadzące w kierunku innym niż ten, do którego dążyli.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 08-04-2013 o 22:32.
GreK jest offline