Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2013, 09:24   #15
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil nie brała udziału w dyskusji na temat wczorajszego wieczoru. Wsytarczyło, że spojrzała na towarzyszy z niemym “a nie mówiłam?” Snem nie dzieliła się z obecnymi, w sumie, nie bardzo różnił się od tego co śniła na co dzień. Jedyne, co ją zastanowiło, to miasto. Zaczynała podejrzewać, że może to była wizja przyszłości. Splunęła w błoto i patrzyła, jak flegma miesza się z brudną wodą. Wolałaby nie śnić o przyszłości. No nic, wzruszyła ramionami sama do siebie, teraz można tylko zapomnieć i żyć dalej, jak zwykle.

Szybko doszła do tych wniosków, zerwała się na nogi i zaczęła szukać śladów krasnoluda. Gdy znalazła wyżlobiny po kołach, gwizdnęła, zwracając uwagę towarzyszy. Wskazała na kierunek, w którym spieprzył złodziejski kurdupel.

- Tam - mruknęła.

- Chcesz dogonić Gzargha - Nena bardziej oznajmiła niż zapytała - To odwiedzie nas od głównego celu podróży.

Łowczyni zmarszczyła czoło i spojrzała po obecnych. Nawet lubiła tych ludzi, elfów i niziołków, ale na samym lubieniu niczego nie zbuduje. Wyprostowała się i przeciągnęła.

- Przyłączyłam się dla zarobku.

- Nie pamiętam, zeby ktoś nam oferował jakiekowiek zarobek.. - mruknęła Kesa - Poza tym kurduplem, co mi ciagle nie zaplacil za opiekę nad jego chorym towarzyszem. Nie planuję odpuszczać.

- Cathil, Kesa, ktoś jeszcze uważa, że należy gonić krasnoluda? - spytała druidka.

Łowczyni przyjrzała się dokładniej śladom. Chciała ocenić jak dawno wóz opuścił uroczysko. Były świeże. Wóz przejeżdżał tędy nie dalej niż dwie, trzy godziny temu. Sprawdziła jeszcze czy ma wszystko co jej potrzebne - łuk, nóż, drobne pierdoły, trochę jedzenia, trochę wody. Obejrzała się jeszcze na pozostałych i ruszyła truchtem po śladach.

Droga była prosta, śłady wyraźne, po jakimś czasie jej towarzysze zaczęli jednak narzekać.

Spojrzała przez ramię. Fuknęła z irytacją, widząc ich zmagania. Przystanęła na chwilę, napiła się wody i zamyśliła na chwilę. Co robić? Z takim balastem nigdy nie dogoni Krasnoluda. Podjęła decyzję.

- Odpocznijcie - powiedziała, poprawiając ekwipunek i rozciągając się - Spróbujcie coś upolować. Ślady prowadzą w tamtym kierunku - wskazała - Zostawię wam drogowskazy, jezeli będziecie chcieli iść za mną. Sama szybciej go znajdę. Jeżeli będziemy się poruszali tak wolno, ślady się zatrą.

Skończyła swój wywód i ruszyła dalej, nie zważając na resztę grupy. Niestety nie było jej dane kontynuować podróży samej. Bataar przyłaczył się do niej nieproszony. Skrzywiła się, gdy do niej dołaczył. Nie ufała mu, powinna była mu kazać iść za sobą by zmniejszyć ryzyko, że coś jej zadepcze, ale wolała nie mieć go za plecami. Biegła więc dalej, w milczeniu.

Niewidoczne dla zwykłego zjadacza chleba ślady co jakiś czas rzucały się Cathil w oczy upewniając ją w tym, że wraz z towarzyszącym jej barbarzyńcą, są na właściwym tropie. Po godzinie pogoni, ślad zaczął kierować się bardziej na północ. Pola wokół nich ciągnęły się jak okiem sięgnąć. Tylko horyzont poznaczony był poszarpanymi szczytami górskimi.

Biegli wytrwale i późnym popołudniem zauważyli że podłoże zaczyna się zmieniać. Kamienie zaczęła zastępować gleba. Z początku sucha i sypka, z czasem bardziej gliniasta. Ślady wozu ponownie stawały się wyraźne.

Czuła że zbliżają się do krasnoluda.

W pewnym momencie do ich uszu zaczął dochodzic odległy szum, który narastał z każdą chwilą. Widocznie odciśnięte w mokrej ziemi ślady prowadziły ich w kierunku hałasu. Nie musieli biec długo dotarli do rwącej rzeki. Nurt był bardzo porywisty a koryto szerokie było na długość strzału z łuku. Wartki prąd uniemożliwiał przepłynięcie rzeki wpław.


Ślady skręcały i prowadziły dalej wzdłuż koryta, w dół nurtu.

Biegnąc za nimi już po chwili ujrzeli liną rozciągniętą w poprzek koryta i prom płynący na drugi brzeg.


Był już wieczór i powoli robiło się ciemno. Prom znajdował się już za połową trasy. Na jego pokładzie dojrzeli wóz i Gzargha wpatrzonego w przeciwległy brzeg.

Obok miejsca gdzie do ich brzegu przybijał prom ujrzeli drewnianą tablicę, na której widniał napis. Nie byli jednak w stanie go przeczytać.

Cathil obserwowała w milczeniu przeprawę. Przykucnęła w chaszczach by krasnolud jej nie zobaczył i czekała. Zastanawiała się co powinni teraz zrobić. Czekać aż prom wróci i gonić go dalej? I co zrobią jak go dopadną? Tego jeszcze nie zdążyła rozważyć. Wiedziała jednak, że jest tylko jedna możliwość. Gzargh był zdrajcą, a zdrajcy kończą źle.

Tratwa z wozem płynęła, oddalając się powoli acz nieubłaganie od nich a przybliżając do przeciwległego brzegu. Prom poruszał się liniowo, Gzargh siedział na wozie. Sytuacja niemal idealna dla Cathil.

Ściągnęła z ramienia łuk i nałożyła strzałę na cięciwę. Złożyła się do strzału, uspokoiła oddech i odnalazła cel. Gzargh zasłużył na śmierć. Wystarczył odpowiedni moment.

Puściła cięciwę, która zagrała jej przy uchu jedną żałosną nutę.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 12-04-2013 o 14:21.
F.leja jest offline