Mateusz wpatrywał się w Tomka. Próbował wmówić sobie, że to nieprawda, że to sen i zaraz się obudzi. Jednak koszmar trwał dalej. Syreny ucichły. Wycie zwierząt powodowało ciarki na plecach chłopaka.
-Mówię do ciebie, kurna, Mati – szturchnął go Piotrek. Bohater zwrócił wzrok w kierunku towarzysza.
- Chodźmy po chłopaków i zwijajmy się stąd – kontynuował Pawlik.
-Dobra leć po nich, ja spróbuję jeszcze raz zadzwonić
Kolega zniknął w kościele, natomiast Karaczyński wyciągnął telefon. Nadal brak zasięgu. Cholera- pomyślał. W tym momencie jego oczom ukazała się jakaś dziwna postać na skraju lasu. Wyglądała jak kobieta, choć była zbyt daleko, aby mógł być pewny. Dziwna siła zaczęła go ciągnąc w jej kierunku. Stawiał powolne kroki naprzód. Wycie stawało się coraz głośniejsze.
- Nie wyłaźcie stąd![/i] – usłyszał krzyki, które wyrwały go z transu. Kobieta zniknęła. W tym miejscu stały teraz dwa potwory. Wyglądały jak psy, jednak ich twarze były całkiem zdeformowane. Z pysków kapała im ślina. Ten widok go sparaliżował. Niedobrze....Ocenił odległości od kaplicy i puścił się biegiem w kierunku budynku. |