Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2013, 12:08   #1
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
[Warhammer II ed] Złoto dla naiwnych



Słońce wysoko unosiło się nad małą osadą Bertlomo sprawiając, że na waszych twarzach pojawiały się drobinki potu. Większość z was zrezygnowała ze standardowych nakryć głowy czy twarzy, choć byli i tacy, którym nie straszny był upał.

Trafiliście tutaj zachęceni zaliczką w wysokości pięciu złotych koron, którą otrzymaliście od Merccucia będącego na usługach pewnego samozwańczego barona. Choć nie jeden z was wypytywał go o szczegóły zlecenia, ten pozostawał milczący. Spotęgowało to tylko wasze zainteresowanie sprawą. Także osoba waszego zleceniodawcy była dość intrygująca, gdyż o samym baronie wiedzieliście tylko tyle, że pochodził z jakiejś tileańskiej szlacheckiej rodziny. Z plotek mogliście również wywnioskować, iż musiał narazić się jakiejś ważnej osobistości i brać nogi za pas do Księstw Granicznych. Z niemałą fortuną przy boku oraz wspierającymi go kondotierami „kupił” sobie własny kawałek królestwa i zbudował sobie, na północny wschód od miejscowości Aldium, warownię zwaną Falcano. Stamtąd od ponad roku rządził i umacniał pozycję oraz władzę. Pod jego wplywami były tereny od Aldium, przez las Hvargir, aż do Vivodan. Baron, mimo nieprzyjaznych warunków oraz patrzących na niego zazdrosnym okiem sąsiadów, dość prężnie poszerzał swoje włości i nawiązywał bliskie stosunki z Wissenlandem. Podobno, ku nie zadowoleniu Imperialnych krasnoludów, oferował w konkurencyjnej cenie żelazo i inne kruszce.

Droga do celu waszego spotkania prowadziła krętą i stromą ścieżką, nie daleko podnóża góry. Po drodze minęliście grupę mężczyzn zajmujących się wycinką drzew. Pracowali oni w pocie czoła, nawet nie zwrócili na was zbytniej uwagi. Zajęci byli ścinaniem drzew i ładowaniem ich na wozy, które potem najwidoczniej transportowały je do oddalonego o kilka kilometrów tartaku.

Sama osada Bertlomo była dziurą, bo inaczej tego nie można nazwać. Kilkadziesiąt wolno stojących domów, nieotoczonych nawet żadną palisadą, która by broniła przed ewentualnym atakiem z zewnątrz. Domy mieszkańców były w takim stanie, że przy mocniejszym powiewie wiatru, mogły by runąć. Jednym słowem - brud i nędza, co jasno wskazywało, że Baron nie zbyt dba o poddanych. Choć trudno mu się dziwić, bowiem osada znajdowała się nie daleko podnóża Gór Czarnych. Z jednej strony otoczona stromym zboczem górskim, a z drugiej lasem, gdzie często ukrywali się zbójcy. Przynajmniej tak mówią plotki starych bab. Co dziwniejsze w samym Bertlomo były praktycznie tylko kobiety i dzieci. To one w zasadzie zajmowały się uprawą pól i gospodarstwami. Mężczyźni musieli dorobić poza wioską, między innymi w tartaku. Żylo tam też kilku starców, którzy przyglądali się współmieszkańcom, pykali sobie fajeczki i dyskutowali żywo o czymś.

Aby umilić sobie czas oczekiwania ruszyliście do budynku, który miał robić za karczmę. Gołym okiem jednak było widać, że sam budynek został postawiony dość nie dawno i jeszcze minie trochę czasu nim się w pełni ukończy. W środku, poza standardowym blatem, za którym stał karczmarz i kilkoma ławami, gdzie odpocząć mogli miejscowi lub goście, choć Ci drudzy byli tu za pewne rzadkością, wiało pustką. Wystrój wnętrza był jeszcze w stanie surowym, nie było nawet kominka, by w zimne dni można było się przy nim ogrzać.

Karczmarz, niejaki Paolo Gandolfo, był niskim mężczyzną o wydatnym brzuchu. Na jego zarośniętej twarzy wciąż goscił uśmiech. Część z was się znała, częśc była dla siebie zupełnie obca, toteż spoglądaliście na siebie z nieufnością i pewną dozą ostrożności. Nie zdążyliście jednak nawet zamówić sobie piwa i strawy, gdy drzwi do karczmy otworzył mały chłopiec krzycząc:

- Gobliny. Pomocy. Gobliny na wielkich czarnych bestiach - widać było przerażenie w jego oczach. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż strzała przebiła mu głowę, tak że grot wyszedł przez lewe oko. Chłopiec padł martwy na ziemię.

Paru z was wyjrzało przez okno i zobaczyło, jak ze zbocza góry pędzi grupa około piętnastu jeźdźców na wielkich, szarych wilkach. Bestie te mierzyły dobre pół metra w kłębie. Przywódca jeźdźców, wziął do ust róg i zadął w niego potężnie, co spowodowało, że cała zgraja puściła się pędem w kierunku wioski. Widzicie jak każdy z jeźdźców uzbrojony jest w łuk, z którego w pełnym pędzie wypuszcza strzały. Kobiety na zewnątrz krzyczały i biegały w panice. Co któraś strzała dosięgała niewinną niewiastę, posyłając ją w objęcia Morra. Część strzał była podpalona i wystrzeliwana w kierunku domostw, co najpewniej skończy się pożarem tej cudownej dziury.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 14-04-2013 o 13:58.
valtharys jest offline