Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2013, 22:30   #9
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ponieważ przewodnik przyjechał pierwszy ominęła ich potyczka zaraz w pierwszych minutach pobytu na somalijskiej ziemi. Niestety, czarnoskóry mężczyzna pościg na ogonie uznał za powód, by nie dowozić ich od razu do samego Mogadiszu, a płynące z jego ust słowa świadczyły że jest poważnie przestraszony zadaniem, które zostało mu przydzielone.
- Możesz załatwić przepustki? Musimy się dostać do części arabskiej i musimy mieć możliwość poruszania się tam w miarę swobodnie. - Valerie przejrzała ubrania wybierając tradycyjnie czarną abaję i także nekab w ciemnoszarym kolorze, zakrywający dokładnie zarówno włosy jak i twarz. Gdy włożyła go na głowę widać było jedynie oczy i odrobinę jasnego ciała wokół nich - Trochę ciemnego fluidu i da się w tym udawać arabkę - powiedziała patrząc na Kane'a, a potem by wypróbować działanie chipu, ponownie zwróciła się do przewodnika tym razem po somalijsku, jak najstaranniej próbując naśladować dźwięczący jej w głowie akcent. - W jaki sposób sprawdzają kobiety?
- Przepustki trudno. Trzeba dużo zapłacić. Albo ważna przysługa. I tylko dla jednych z nich, nie wszystkich. Nawet wtedy, bez broni do miasta. I oni pytać. Każdy pytać, bo złe czasy, niepewne.

Nawet jak Ghedi zdziwiły słowa wypowiedziane w jego rodzimym języku, to nie dał tego po sobie poznać. Pewnie słyszał okropny akcent Shade.
- Przeszukiwać dokładnie. Pod ubraniem. Macać. I coś więcej, jak czują się pewnie. Białe kobiety atrakcyjne. Lub złe i trzeba nawrócić. To zależy na kogo się trafi.
- A ubrane po arabsku? W tradycyjne stroje? Też je tak obmacują?
- Pytała dalej po somalijsku. Zdawała sobie sprawę, że marnie jej to idzie, ale trzeba było się wprawiać. - Ile to znaczy dużo zapłacić?
- Zaraz, zaraz
- wtrącił się Felix - jak dokładnie wygląda sytuacją nocą? Jak często można natknąć się na patrole? Ile będziemy mieli czasu?
- Te po arabsku najpierw. Za łatwo przebrać
- odpowiedział murzyn. - Sto dolarów na osobę, jak będzie dobrze. I wtedy i tak bez broni. I innych technologii - pokręcił głową, odwracając się na chwilę w stronę Foxa.
- Noc długa, a patrole rzadko. Za dnia zobaczą, w nocy nie. Przeprowadzę.
- A jak wygląda sytuacja w samym Mogadiszu jak już się tam dostaniemy? Poruszająca się po mieście grupa białych ludzi szybko zostanie zauważona. Jak nas potraktują bez dokumentów? Nie mówiąc już o o fakcie, że będziemy mieli przy sobie broń i zaawansowane technologicznie sprzęty?
- Shade, Shade
- zaczął Fox, kiwając głową. - Nie słyszałaś? “Noc długa, a patrole rzadko” - rzucił, szczerząc zęby. Bardziej bym się martwił o to, jak rozegramy sprawę auta. Trzeba będzie znaleźć jakieś stałe miejsce spotkań, bo inaczej ugrzęźniemy w mieście na dłużej, niż byśmy chcieli. Ten wóz nie dysponuje, ekhm, technologią stealth...
Valerie westchnęła:
- Nie zapominaj Fox, że nie mamy pojęcia gdzie szukać, a teren do rozpoznania jest rozległy. jak to sobie wyobrażasz? Chodzimy nocą po mieście i sprawdzamy wszystkie wejścia, bo może przypadkiem prowadzą do tajnego laboratorium?
- W mieście różnie
- przewodnik włączył się do tej wymiany zdań, choć z trudem pojmował dokładne znacznie szybko wypowiadanych po angielsku słów. - Przy granicach stref niebezpiecznie. Głębiej lepiej, o ile macie przepustkę lub inne pozwolenie lub omijacie posterunki. Broni na widoku nie nosić, zdecydowanie nie. Wyście biali, zwracacie uwagę. I wasza broń też. W nocy w mieście niebezpiecznie. Walki. Rabunki. Jest miejsce w Mogadiszu. Przygotowane. Zaprowadzę. Jak się tam dostaniemy.
- Jakie miejsce? Poza tym, z tego co mówisz, dla mnie noc wydaje się bezpieczniejszą opcją. Walki, tak? I ciemno. Bardzo, bardzo ciemno. Tylko broń może zwracać uwagę... zakładając, że będziemy często z niej korzystać... albo nią wymachiwać
. - Fox parsknął. - Co do szczegółowych ustaleń, Shade, to tym zajmiemy się później. Najpierw podstawy. Tu i teraz, z przewodnikiem.
- Ghedi
- Valerie postanowiła nie wdawać się w dyskusję z Foxem, na temat sposobu zdobywania informacji. To nie był dobry czas na takie rozmowy. - Będziemy potrzebowali przepustek umożliwiających swobodne poruszanie się po dzielnicy arabskiej. Cena, którą wymieniłeś nie stanowi problemu, ale liczy się czas. Tam też najbardziej pasowałoby się nam zatrzymać, by nie przekraczać granicy stref.
- Stąd nie załatwię
- odpowiedział tubylec. - Tu tylko przepustki wejścia do Mogadiszu, do strefy z tej strony. Czerwoni kontrolują, z nimi mi najłatwiej rozmawiać. W tej części też przygotowana kryjówka. Inne przepustki na miejscu. Do arabskiej tylko pośrednicy, ja nie mam.

Kane słuchał rozmowy, podskakując na twardej ławce i próbując przy tym założyć wielki kawał materiału z kilkoma dziurami. Nie chciało mu się sprawdzać wcześniej jak miejscowi nazywają ten strój, kojarzył się jednoznacznie z arabusami. Odezwał się po kolejnej odpowiedzi murzynka. Nie zamierzał z nim tu i teraz dyskutować.
- Załatw te co możesz, w razie czego. Nie wierzę, że w dzień się tam dostać nie da, nie trzęś portkami, kolego. Zostaw nam też trochę lokalnych, papierowych pieniędzy.
Widząc, że dalsza dyskusja jest w chwili obecnej bezcelowa, Felix zainteresował się leżącymi obok szmatami. Nie bardzo podobało mu się to, że musiał przebierać się w takie łachy, ale innego wyboru za bardzo nie było. Czuł, że i tak będą mieli wiele problemów z unikaniem niechcianego towarzystwa...
Ghedi szybko pokiwał głową, na znak, że rozumie.
- Zrobię co będę mógł, znam trochę Czerwonych.
Wyjął niewielki plik wymiętych banknotów i wręczył go O'Harze.
- To szylingi somalijskie. Mniej więcej dwadzieścia szylingów to jeden eurodolar, ale tu nikt tak nie przelicza. Wszystko tańsze, jeśli nie z zagranicy. Za takie trzeba płacić twardą walutą. W dzień się da. W dzień tylko niebezpiecznie. Ja nie ryzykować, gdy nie trzeba.
Zostawił ich w jakiejś ruderze cztery kilometry od granic Mogadiszu, a potem zniknął w tumanie kurzu. Cholera jasna!

***


Shade uśmiechnęła się tylko słysząc docinki grupy. Skoro miała iść na zwiad musiała się przygotować. Z plecaka wyjęła swoje noże. Jeden, zamocowany w specjalnej pochwie, przypięła do uda. Umieszczając od jego wewnętrznej strony. Do rękawów kombinezonu przymocowała jeszcze po dwa. Wolała je od broni palnej, robiły mniej hałasu i łatwiej było je ukryć na ciele. Poza tym nic nie robiło takiego wrażenia na mężczyźnie jak kawałek ostrej stali przytulonej do jego genitaliów. Ostatecznie postanowiła zrezygnować z udawania arabki na dłuższą metę. Takie przebranie natychmiast przestałoby mieć sens, gdyby ktoś podszedł blisko i zwrócił się do niej bezpośrednio. Jej oczy były zbyt jasne, a akcent naprawdę marny, więc mistyfikacja byłaby zbyt łatwa do odkrycia. Jednak z daleka kamuflaż mógł się udać, a noszenie nekabu nie było zabronione. Na razie więc pozostała w tych szatach nieco tylko go modyfikując. Szybkim pociągnięciem noża rozcięła wszytą od spodu szaty kieszeń, by mieć bezproblemowy dostęp do noża i przycisków na kombinezonie. Do do drugiej włożyła lornetkę, dokumenty, a od Kane'a nieco pieniędzy z tych zostawionych przez przewodnika.
Potem śladem jednej ze specjalistek opuściła pokój. Dziewczyna, którą spotkali przy wchodzeniu nadal znajdowała się w tym samym miejscu. Valery podeszła do niej i powiedziała w swoim marnym somalijskim:
- Dzień dobry. Jak masz na imię? Ja jestem Val. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, choć tego uśmiechu rozmówczyni mogłaby się domyślić tylko po oczach.
- Amina - odpowiedź była sucha i krótka, a dziewczyna nie spuszczała oczu z najemniczki.
- Chciałabym iść na targ. Możesz mi powiedzieć jak się tam dostać? - Zapytała - Może mogłabyś mi pożyczyć kosz na produkty?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Będzie mi potrzebny. Targ pół godziny, tam.
Wskazała dłonią na północny zachód, w stronę przeciwną do Mogadiszu. Valery postanowiła być bardziej przekonująca.
- Jeśli mi go pożyczysz na dwie godziny. Mogę też kupić coś dla ciebie...
To wywołało jeszcze gwałtowniejsze przeczące ruchy głowy. Teraz Shade poznała, że dziewczyna jest bardzo mocno przestraszona choć ukrywa to nieźle, więc wyciągnęła wolno rękę i lekko dotknęła jej dłoni:
- Nie musisz się bać. Nie zrobimy ci nic złego i postaramy się odejść jak najszybciej.
Dziewczyna odsunęła się i spuściła wzrok.
- Kosz można kupić. Idź już.
Val westchnęła. Dalsze naciskanie nie miało sensu. Skinęła więc tylko głową i wyszła na zewnątrz.

Miasto, w promieniach wschodzącego słońca nie wyglądało przyjaźnie. Dwu, trzykondygnacyjne domy najwyraźniej kilkukrotnie w ciągu ostatnich lat były odbudowywane i łatane, po kolejnych zniszczeniach, teraz stanowiły dziwaczną zbieraninę przeróżnych, czasami marnie do siebie pasujących elementów budowlanych, wśród których kręcili się budzący dopiero ze snu mieszkańcy. Czy przyczyną zniszczeń były stałe od ponad pięćdziesięciu lat walki, czy nawiedzające te tereny z dużą częstotliwością trzęsienia ziemi, nie miało znaczenia. Faktem było wszechobecne ubóstwo i tragedia ludzi żyjących w tym miejscu. Przynajmniej teraz, zimą nie nękała ich susza, wracająca systematycznie co roku, wraz z początkiem pory suchej. Jednak strach nie opuszczał ich nigdy. W czasie swoich podróży Shade widziała niejedno takie miejsce w różnych rejonach świata. Spojrzenia ludzi, wszędzie były takie same. Puste, pozbawione nadziei na zmianę losu i pełne z trudem skrywanego lęku jak oczy Aminy.
Jedyną metodą by znosić to spokojnie było ignorować. Nie dawać się wciągnąć w cudze problemy. Nie zaprzyjaźniać się, nie zawiązywać więzów. Mimo przyjaznej postawy i otwartości, Shade zawsze zachowywała dystans umożliwiający jej trzymać uczucia na wodzy. Dystans, który pozwał ignorować brutalność i niesprawiedliwość świata.

Najpierw postanowiła przejść się w stronę Mogadiszu i rozejrzeć po pustyni. Gdyby ktoś ją zaczepił postanowiła udawać, że zgubiła drogę. W tym rejonie pustynia nie była całkowicie pozbawiona roślinności. Rozsiane dość często skupiska drzew mogły dawać niewielką ochronę przed ciekawskimi oczami. Problem stanowiły pozbawione roślinności odcinki między nimi, które ciężko byłoby pokonać, nie narażając się na wykrycie. Może poradzili by sobie z tym wyszkoleni najemnicy. Miała jednak wątpliwości co do dwóch dziewczyn, które przydzielono im do grupy.
Przede wszystkim postanowiła sprawdzić patrole, o których z takim lękiem opowiadał przewodnik. Znalazła niewielką niszę w jednym z domów usytuowanych na krańcach miasta i usadowiła się w niej wygodnie. Ukryta dyskretnie przed większością ciekawskich oczu, przez jakiś czas obserwowała tylko okolicę, próbując stopić się z otoczeniem. Nikt nie zwracał na nią uwagi, więc wyciągnęła lornetkę i zaczęła przepatrywać zarówno domy w okolicy jak i dokładnie przeczesywać pustynię. Ciekawa była ilu ludzi patroluje tę okolicę i czy poruszają się z konkretna częstotliwością. Czy mają jakieś stałe trasy. Jak blisko podchodzą do miasta, a także kto jeszcze swobodnie porusza się po okolicy.

Zbyt długie przebywanie w tym miejscu mogłoby w końcu wzbudzić czyjeś zainteresowanie, więc kiedy zgromadziła część danych ruszyła w kierunku targu. Zgodnie z tym co mówiła Amina dotarła tam po około pół godzinie i bez problemu zakupiła spory kosz przystosowany do noszenia na głowie. Choć sprzedawca początkowo patrzył na nią podejrzliwie, gdy zaczęła się targować z wprawą świadcząca o latach doświadczeń, zapomniał o ciekawości i ewentualnych kłopotliwych pytaniach. Wszystkie targi w i wszyscy sprzedawcy w Afryce byli tacy sami, targowanie wyniesione do poziomu sztuki, zawsze wzbudzało ich szacunek.
Następnie kupiła kiść bananów i kilka owoców kiwano, a także świeże daktyle, które były w tych rejonach największym przysmakiem. Uśmiechają się pod szatą na myśl o minach towarzyszy zakupiła pół uncji tutejszej herbaty. Potem skierowała się do miejsca gdzie zgromadzili się handlarze ryb. Przejrzała dokładnie towary i w końcu wskazała tę, która wydawał jej się najbardziej świeża.
- Czy to z dzisiejszego połowu? - Zaczęła niewinnie rozmowę. Skoro ci kupcy dowozili na ten targ ryby, najwyraźniej złowione nocą przy brzegach Mogadiszu, musieli mieć możliwość prostego przemieszczania się na wybrzeże i z powrotem. Może to był sposób na szybkie i w miarę bezproblemowe dostanie się do miasta?
 
Eleanor jest offline