Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2013, 03:30   #1
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Techno Sen o Jutrze - Storytelling klimaty modern postapo




************************************************** *******************************************



Młody poprawił sobie kołczan na plecach, rzemyk na którym był przewieszony uszyto zapewne z myślą o kimś większym i tęższym. Było parno jak zwykle i nawet cień najwyższych Dębowców nie był w stanie zapewnić upragnionej ulgi. Chłopak dalej dzielnie przedzierał się przez chaszcze, z wrodzoną wręcz gracją pokonywał przeszkody nie wydając przy tym praktycznie najcichszego dźwięku. Jak na drapieżcę przystało co chwila sprawdzał kierunek wiatru, zbyt słabego do wykrycia dla kogoś nieobeznanego z rzemiosłem. Delikatnie przy pomocy łuku odgradzał ogromne liście wysokich paproci, a ciężkie buciory uszyte z paru skór stawiał ostrożnie pomiędzy wielkimi korzeniami.

W końcu dotarł do ulicy gdzie zasiadł pod dachem starego zarośniętego już mchem przystanku by odpocząć. Młody wyciągnął menzurkę i złapał spory łyk wody, po czym spojrzał na ścianę lasu którą właśnie opuścił. Resztki jezdni dzielnie stawiały opór roślinności, jedynie w co głębszych pęknięciach asfaltu dały rade wyrosnąć pojedyncze wysokie źdźbła trawy. Chłopak rozmarzył się znów na myśl o pędzących niegdyś tą drogą maszynach, dużych i kolorowych, o przeróżnych kształtach. W jednej z Dziur znalazł niegdyś księgę Starych, w której pełno było obrazków owych cudów. Najbardziej fascynowały go okręgi, którymi owe maszyny stykały się z ziemią. Były takie same i nie pozorne, każda z maszyn je posiadała, więc Młody podejrzewa iż w nich skryta była tajemnica poruszania się i napędu. Tajemnica, która przepadła wraz z odejściem Starych.

Do świata realnego chłopaka przywrócił znany mu dobrze dźwięk. Dźwięk przypominający delikatny warkot zmieszany ze świstem wypuszczanej strzały. Młody zerwał się z ziemi i momentalnie dwoma susami dopadł znów gęstwiny na drugim krańcu drogi. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy i po chwili wysoko ponad drzewami dało się dostrzec mały okrągły obiekt, wielkości mniej więcej ludzkiej głowy, sunący wzdłuż asfaltowej linii. Ludzie z jego wioski nazywali te obiekty Patrzajami, bowiem jak powiadali tam gdzie Patrzaj dostrzegł ludzi pojawiali się zaraz Oni i zabierali ludzi do Świątyni. Nikt nie chciał trafić do Świątyni, bo nikt nigdy stamtąd nie wracał. Jak ktoś natomiast stawiał opór Im gdy go znaleźli był wyparowywany. Młody widział Ich tylko raz z bardzo daleka, byli wysocy, o wiele wyżsi niż Wysoki Moe, a był to najwyższy człek jakiego znał. Oni nosili białe szaty, jarzące się w niektórych miejscach paskami nieba, a ich twarze były łyse i owalne, wydawały się być gładkie niczym jajko. Mieli jedno podłużne szklane oko i śmieszną trąbkę która przez ramię łączyła się z plecami. Młody przyglądał im się tylko chwilę gdy miał przeszło siedem lat, gdy jeden z Patrzaji ściągnął Ich do jego rodzinnej wioski. Wtedy po raz ostatni widział ojca, zapewne zabrali go do Świątyni. Wraz z matką uciekli z resztą ocalałych Dziurą i osiedlili się na Rymoncie.

Patrzaj w końcu odleciał dalej, Młody wspiął się na najwyższe drzewo i rozejrzał się dokładniej. Tak jak myślał Patrzaj wracał do Centrum. Nawet teraz chłopak dostrzegał daleko na horyzoncie spiczasty kształt jednego z budynków starych. Miał lekko przechyloną na bok górną wierzę, pomimo tego jednak stał tam dzielnie od setek już lata jak powiadał jego ojciec, zbudowały go tęgie głowy Starych i służył im za Świątynie jeszcze przed przybyciem Ich. Młody popatrzył jeszcze przez chwilę po czym zlazł z drzewa równie szybko jak na nie wlazł. Poprawił po raz kolejny kołczan i ruszył dalej. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt długie postoje. Chłopaki ze wschodniego skrzydła widzieli stado Krętorogów w okolicach Arkadii. Udało im się nawet podobno jednego upolować. Zwierz ten był bardzo rzadki i mało kiedy migrował na tę stronę rzeki, bo i płycizny pojawiały się ostatnimi czasy coraz rzadziej. Nie mniej jego mięso było o wiele smaczniejsze niż to z Wyjca czy Szczuropsa. A obecności całego stada nie wolno było zmarnować. Jedna sztuka starczyła by dwuosobowej rodzinie chłopca na parę pór. Matka była za stara na polowanie po za tym ostatnimi czasy doskwierały jej kości, tak więc Młody zmuszony przez los od najmłodszych lat biegał z kołczanem zamiast szmacianej lalki i uczył się na cieślę u myśliwego Homera. A dziś był dzień w którym miał się wykazać. Nigdy nie zapuszczał się w okolicę Arkadii, zbyt wielu dzikich tam się potrafiło kręcić, toteż gdy dotarł do stalowej drogi w wąwozie lekko się zawahał nim odważył się przejść dalej. Dziwna to była droga bowiem różniła się od tej asfaltowej. Wyłożona była tłuczonymi kamieniami, spośród których wyrastały gęsto patykowate chwasty, leżały na niej zaśniedziałe grube jak ręka metalowe druty, które ciągnęły się od jednego krańca horyzontu aż do drugiego. Dostrzegł w końcu trochę bardziej na południowy zachód fragment ruin, które stanowiły cel jego podróży. Teraz już całą powierzchnię skóry pokryła mu gęsia skórka, wszystkie opowieści na temat tego miejsca i Dzikich zaczęły mu się obrazować przed oczami.

Po długiej walce z własnymi myślami Młody nie odważył się. Wycofał się z powrotem w głąb gąszczu i zaczął wracać trasą którą przybył. Było mu głupio, bał się tego jak wyśmieją go we wsi gdy wróci. Minął zarośnięte ruiny jednego ze starych mieszkalnych budynków gdy wtem za rogiem zauważył ruch. Przykucnął za ścianą i poczuł jak bardzo tempo bicia jego serca przyśpieszyło. Oblał go strach i zimny pot. Czyżby jednak natrafił na Dzikich? Po chwili odważył się wyjrzeć znów zza fragmentu budynku. Strach przemienił się w euforie, a adrenalina zaczęła jeszcze szybciej krążyć w jego żyłach. W odległości jakichś pięćdziesięciu metrów stały dwa dorosłe Krętorogi z trzema źrebakami. Zwierzęta skubały sobie najspokojniej liście jednego z niższych Korkowców, wciąż nie świadome obecności chłopca. Dorosły samiec miał może półtora metra wzrostu, śliczne, lśniące, brązowe futro i długie zawijające się w dół poroże, szersze im bliżej końca, ozdobione serią kostnych wypustek. Za same rogi chłopak mógł utargować wiele. Młody wyjął zatrutą czarnym klejem strzałę i nałożył ją na cięciwę. Naciągnął łuk bezszelestnie i wycelował. Złapał wdech, napiął przeponę i po chwili puścił strzałę. Ta ze świstem pofrunęła w kierunku zwierzęcia. Ta utknęła lekko poniżej szyi, pech jednak chciał iż nie trafił w żaden witalny organ i grot utknął w mięśniu. Zwierzę parsknęło i zaskomlało piskliwie, cała grupa zerwała się do ucieczki a Młody zaklął nie dowierzając. Wiedział, że trochę czasu minie nim trucizna sparaliżuje zwierzę, musiał zatem za nią gonić, aby nie stracić zdobyczy. Puścił się pędem za uciekającym stadem, potężnymi i zręcznymi skokami pokonywał wystające korzenie, tudzież niektóre z ogromnych grzybów. Postrzelone zwierzę było spowolnione przez strzałę, przez co bardzo szybko zostało same. Wciąż jednak było szybsze niż chłopak i wkrótce zniknęło mu z oczu za jednym z nielicznie ocalałych w całości bloków.

Nie wiele z osiedli Starych przetrwało po dziś dzień, a to o dziwo miało się dobrze. Rząd paru budynków otaczał centralny plac, który stanowił obecnie coś na styl polany. Młody w szaleńczej pogoni pogwałcił najważniejsze prawo jakie w tym świecie wpajano do głowy od dziecka ludziom. Nigdy, ale to nigdy pod żadnym pozorem nie wolno zapuszczać się na ocalałe osiedla Starych. Nigdy bowiem nie wiedziałeś co je na nowo zasiedliło. Młody czuł się nie dobrze, otoczony przez betonowe ściany i puste okiennice, z których wylewał się na zewnątrz mrok opustoszałych mieszkań. Czuł się osaczony i obserwowany. Każdy z budynków zdawał się patrzeć na niego w ten nieprzyjemny złośliwy sposób. Już miał się po woli wycofywać gdy wtem dostrzegł swoją zwierzynę. Pomiędzy budynkami kołysząc się pijanym krokiem człapał postrzelony samiec. W końcu udało mu się znaleźć schronienie w jednej z zarośniętych klatek schodowych. Zaraz po tym jak zwierze zniknęło wewnątrz budynku chłopak pchany ślepą chęcią zysku ruszył w ślady za swą ofiarą. Na chwilę zatrzymał się przed wejściem, a potem ostrożnie zakradł się do środka. Ślady krwi prowadziły schodami na górę, tam też Młody się udał. Stare obszarpane ściany porośnięte mchem i pnącymi się zaroślami ślicznie zdobiły stary budynek. Skrywały pęknięcia tynku i dodawały temu wszystkiemu poczucia bycia wciąż na zewnątrz. A to dodawało otuchy. Na pierwszym piętrze krew prowadził w głąb jednego z dwóch rozchodzących się korytarzy. Panował w nim lekki półmrok, jak na złość bowiem akurat po tej stronie okna pozostały nietknięte i szyby w nich wciąż tkwiły. Były jednak tak brudne że wpuszczały minimum światła do środka. Z głębi korytarza dotarł do uszu chłopca dźwięk upadającego cielska. A więc zwierz padł. Niestety po chwili dołączył do niego kolejny dźwięk, o wiele bardziej niepokojący i przyprawiający o zawrót głowy i napad lęku. Było to głośne gardłowe i chropowate posapywanie. Po chwili do tego dźwięku dołączył odgłos ciągnięcia czegoś ciężkiego po podłodze. Dźwięk po woli oddalał się w głąb budynku, po chwili jednak ustał. Chłopak zamarł w bezruchu, ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Choć nie miał pojęcia co to było źródłem odgłosów strach go sparaliżował. Po chwili z znów doszły go nieprzyjemne odgłosy. Były to odgłosy rozrywania mięsa, coś nie przyjemnie i boleśnie strzeliło, potem chrupnęło, niczym spróchniała gałąź. Po chwili odgłosy przemienił się w dźwięku przeżuwania czegoś mięsistego. Chłopak nie wytrzymał i pędem zerwał się z miejsca. Przeskakiwał w dół co trzeci schodek i błyskawicznie dopadł drzwi, którymi wszedł do środka. Nie oglądał się za siebie nie chciał wiedzieć czy go to coś dostrzegło. Bał się że gdy spojrzy za siebie dostrzeże ogromne ślepia tuż za nim, pragnące go dopaść i pożreć tak jak tamtego Krętoroga. Już po chwili zostawił stare osiedle za sobą i pędził między starymi małymi zabudowaniami i drzewami Dębowca. W końcu obejrzał się za siebie. Poczuł jak grunt znika mu pod nogami a sam osuwa się w nicość. Świat zawirował parę razy dookoła, po czym zamienił się mały punkt nad nim coraz wyżej i wyżej. Potem nastąpiło uderzenie.

****


Młody nie wiedział ile czasu leżał nieprzytomny. Wiedział tylko, że z pewnością pogruchotał sobie parę kości tym upadkiem. Spojrzał do góry. Wpadł do jakiegoś rodzaju szybu. Niestety resztki drabiny przerdzewiały u dołu i nie było mowy o wspięciu się po nich ponownie na górę. Po za tym na zewnątrz było już ciemno, jego szanse na przeżycie w gąszczu zmalały i zrównały się z tymi jakie miał gdyby został na tamtym osiedlu. Do tego łuk złamał mu się przy upadku. Zaklął w duchu i po chwili wahania ruszył w głąb jednego z końców korytarza. Wyjął jedną ze strzał i podpalił ją nożem i krzesiwem. Czarny klej miał właściwości nie tylko paraliżujące, ale również był łatwo palny. Uzbrojony w tę resztkę pocieszającego światła przemierzał stary tunel. Był w świetnym stanie, białe kafelki na podłodze choć zakurzone nie popękały, a ściany choć obleciane z farby były całe. Im dalej w głąb chłopak zmierzał tym coraz wyraźniej słyszał ciche buczenie. W końcu za zakrętem w oddali dostrzegł migające niebieskie światło. Jego blask ledwo rozświetlał panujący półmrok. Młody ostatni raz widział sztuczne światło gdy był jeszcze dzieckiem. Jeden z ludzi przyniósł coś na kształt grubego patyka, a po przyduszeniu grubego czerwonego guza, jeden z końców zaczynał się jarzyć światłem silniejszym niż to od ogniska. Chłopak wszedł do rozświetlonego błękitną poświatą pomieszczenia, to ta lampka była źródłem buczenia, wokół niej znajdował się panel pełen dziwacznych wajch i przycisków. Zaś pod najodleglejszą od wejścia ścianą w rzędzie stały dziwaczne pojemniki. Były czymś na styl słoików. Młody podszedł do nich, biło z nich niewyobrażalne zimno a szybki pokrywał szron. Przetarł go aby ujrzeć co jest w środku. Musiał przybliżyć płomień bliżej szkła by dostrzec jego zawartość.
Gdy światło mu ją ukazało chłopak aż cicho krzyknął z zaskoczenia. Po drugiej stronie wewnątrz słoika był człowiek.





************************************************** *******************************************





Witam!
Moja pierwsza rekruta od dawna na tym forum. Jak to zwykle w moim przypadku bywa nie obejdzie się bez udziwnień. Do wszystkich tych, którzy przetrwali ten dość długi i mam nadzieję ciekawy wstęp do naszej opowieści będzie odnosić się dalsza część rekruty. Noszę się już od jakiegoś czasu z tym pomysłem i nie chcę by ten projekt zakończył się jak moje poprzednie sesje, zwłaszcza jak ta o Alienach która umarła przez ludzi nie odpisujących. Więc jeśli nie masz czasu ani nie jesteś pewien czy będziesz go miał proszę nie zgłaszaj się. A teraz na czym będzie polegać proces rekrutacyjny i czym będę się kierował przy wyborze graczy. Z góry powiem że przyjmę 2 maksymalnie 3 graczy. Stawiam na czysty storyteling, żadnych bzdurnych statystyk czy rzutów kością. Nacisk na opowieść, historię i klimat, na odgrywanie roli. Mamy tutaj jak zapewne zauważyliście moją własną wersję świata postapo. Miejscem akcji jest stolica Polski, która już od wielu lat nie posiada tego statusu, tak jak i nie istnieje już nasz kraj. Kim będą gracze? Ano gracze oczywiście będą ludźmi ze słoi, które znalazł Młody pod ziemią.

KP postaci, chcę by zawierało wygląd przypuszczalny wiek postaci, jej charakter i jeśli posiada to jakieś znaki szczególne, mile widziany jakiś avek. Imienia ani przeszłości wasza postać nie posiada, potem w trakcie gry nadacie sobie lub zostaną wam nadane ksywki :P

Czym będę się kierował przy wyborze graczy, na pewno reputacją jaką posiada, oraz stylem i pisownią. Posprawdzam sobie waszą historię, ponieważ zależy mi na sumiennych graczach, którzy nie zostawią mnie na lodzie w środku opowieści. Bo to nie jest jedna z tych historii w których łatwo mi będzie wpleść z sensem nową postać innego gracza

Jeśli macie pytania a takie się znajdą na pewno to z chęcią na nie odpowiem
 
__________________
"Dum pugnas, victor es" - powiedziałaś, a ja zacząłem się zmieniać...

Ostatnio edytowane przez Tasselhof : 29-04-2013 o 03:41.
Tasselhof jest offline