Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2013, 12:28   #1
YellowKing
 
YellowKing's Avatar
 
Reputacja: 1 YellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodzeYellowKing jest na bardzo dobrej drodze
[Horror] "Klucze"

Trójka aktorów weszła na scenę. Światła na widowni przygasły, aż cała sala pogrążyła się w nieprzeniknionym mroku. Wśród dźwięków werbli i trąb kurtyna zaczęła powoli się unosić. Reflektory skierowały się na trójkę aktorów, a ci jakby nieświadomi obecności widowni i reżysera za kulisami, zaczęli rozmowę.
W swych słowach i zachowaniu byli tak naturalni, że aż trudno było uwierzyć, że to wszystko jest teatralną grą. Albo byli oni takimi profesjonalistami, którzy wcielając się w rolę wręcz zapominają o swojej osobowości, albo byli tylko niczego nie świadomymi marionetkami, które ktoś bez ich wiedzy wystawił na widok publiczny i zmusił do odegrania dramatu. Dramatu ich życia.

[center]


Żar lejący się z nieba nie ustępował, ani trochę, choć słońce już chowało się za horyzont. Zapowiadane od kilku dni deszcze i burze, jakby na złość synoptykom nie nadchodziły. Długie cienie wieżowców nie dawały wytchnienia, a wręcz odwrotnie przytłaczały i dusiły. Mieszkańcy metropolii w pośpiechu zmierzali do domów, po ostatnim w tym tygodniu dniu pracy. Rozpoczął się długo wyczekiwany weekend, czas odpoczynku i relaksu.
Dla trójki mieszkańców miasta zmierzających do baru “Kolibar” miał to być jednak zupełnie inny czas.
Zbliżające się wydarzenia miały całkowicie odmienić ich życie.


Bar “Kolibar” znajdował się prawie na samym rogu ruchliwej ulicy. Tuż obok znajdowała się prawdziwa włoska pizzeria oraz sklep ze starymi książkami. Wejście do baru było niepozorne i raczej niezbyt zachęcało do wejścia. Po przekroczeniu progu, uczucie zniechęcenia wcale nie miało. Typowy barowy wystrój był wręcz nużący, a długi i pełen kleistych śladów po kuflach z piwem kontuar budził instynktowną odrazę. Nic dziwnego, że mimo początku weekendu “Kolibar” świecił wręcz pustkami.

Wewnątrz w jednym kącie siedział jakiś Hindus w turbanie na głowie, w drugim przygnębiony i pochylony nad szklanką whiskey biały mężczyzna o siwych skroniach, a pod ścianą on, ten który ich tutaj sprowadził. Tajemniczy bliski przyjaciel.
Cała trójka weszła do środka jednocześnie, choć przecież nie ustalali żadnej godziny spotkania.
Zauważyli go od razu i niepewnym krokiem ruszyli w jego stronę. Czuli instynktowny lęk przed nim. Kim bowiem był człowiek, który wiedział o nich tak dużo? Czego chciał? Ten i inne pytania dręczyły ich przez cała drogę do jego stolika.
Kapelusz na głowie mężczyzny nadawał mu pozory elegancji. Były to jednak tylko pozory, gdyż wystarczył jeden rzut oka, aby dojrzeć brudne plamy na niegdyś białym kołnierzyku koszuli, czy prymitywne, byle jak poszyte łaty na kurtce. Cały czar elegancji pryskał, gdyż zbliżyli się do stolika na tyle by poczuć zapach swego gospodarza. Czuć było od niego tanie papierosy, kilkudniowy pot i alkoholowy oddech.
Gdy mężczyzna ich zauważył wykonał wielkopański gest, zapraszając ich by usiedli obok.



Gdy barman przyniósł ich zamówienia mężczyzna zdjął kapelusz odkładając go na bok. Połowa jego twarz pokryta była licznymi bliznami, jakby po płomieniach lub jakimś kwasie. Wyglądało to nad wyraz odrażająco, a dodatkowo na pewno sprawiało ból mężczyźni, gdyż przy każdym słowie jego twarz ściskał gwałtowny skurcz.
Ich gospodarz pochylił się nad stołem i konspiracyjnym szeptem zaczął mówić.
- Cieszę się, że przyszliście. Wiem, że to co wam napisałem brzmi jak słowa szaleńca. Niedługo się jednak przekonacie, że mówię prawdę. Musicie trzymać się razem, gdyż tylko tak jesteście na tyle silni, by się im przeciwstawić. Oni na was polują i zrobią wszystko, by dopiąć swego.
Widząc pytające twarze swych słuchaczy, mężczyzna zatrzymał się i przetarł dłonią twarz.
- Przepraszam - westchnął - Powinienem zacząć od początku, ale nie wiem ile mamy czasu. Dlatego się spieszę i chcę wam powiedzieć, jak najwięcej i stąd ten chaos. Zacznijmy jednak od początku. Nazywam się Malvin Fridrickson. Byłem bliskim przyjacielem waszych rodziców i nie mam na myśli tych, których znacie. Mam na myśli tych prawdziwych. W skutek nieszczęśliwego wypadku oni zginęli, a wy trafiliście do adopcji. Obserwowałem was przez te lata bardzo uważnie, gdyż wiedziałem że nadejdzie w końcu taki dzień, jak dziś. Ludzie, którzy odpowiadają za śmierć waszych rodziców szukali was bardzo długo i w końcu są na waszym tropie.. Wierzą oni bowiem, że macie wiedzę o czymś na czym im bardzo zależy. Do tej pory milczałem i nie zawracałem wam głowy opowieściami z przeszłości, gdyż wiedziałem, że jesteście bezpieczni i prowadzicie normalne życie. Teraz jednak przeszłość się o was upomina, więc czuję się w obowiązku was ostrzec. Musicie być uważni i ufać tylko sobie nawzajem. Uważajcie na wszystko i wszystkich. Wróg może przyjść pod bardzo różną formą i nigdy nie wiadomo gdzie i jak zaatakuje. Nie ufajcie ani policji, ani żadnej innej władzy, bowiem nawet w tych szeregach są ci, którzy na was polują. Tutaj macie wszystkie informacje, jakie zebrałem przez lata. Nie jest tego wiele, gdyż wielu zależy, aby tę sprawę ukryć i zatuszować. Dlatego też tak ciężko jest do dotrzeć do jakichkolwiek informacji o tym, co się wydarzyło. Mam nadzieję, że wam to pomoże.
Fridrickson wyciągnął spod stołu szarą poplamioną kopertę. Gdy to zrobił nagle wbił wzrok w witrynę przez którą widać było ulicę, a właściwie tylko mrok i przemykające gdzieś pomiędzy nim ludzkie postacie.
W następnej sekundzie Malvin szybkim ruchem zgarnął swój kapelusz i kuląc się niczym uciekinier ruszył biegiem w stronę męskiej toalety.

Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć lub zrobić, drzwi baru otworzyły się i do środka wszedł wysoki, postawny mężczyzna w eleganckim, dobrze skrojonym garniturze. Ani jego strój, ani postawa nie pasowały do tego miejsce. Nowy gość “Kolibaru” ruszył powoli w stronę kontuaru. Jego kroki niosły się głośnym echem po sali, jakby nagle tylko ten dźwięk istniał w przestrzeni. Od mężczyzny bił dziwny, przejmujący chłód i cała trójka odczuwała narastający lęk. Nowy gość mierzył wzrokiem dokładnie wszystkich obecnych, by w końcu skierować kroki do stolika przy którym jeszcze przed chwilą siedział Malvin Fridrickson.

http://postfiles14.naver.net/2009100...sh.jpg?type=w3
 

Ostatnio edytowane przez YellowKing : 14-05-2013 o 23:37.
YellowKing jest offline