Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2013, 07:37   #103
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Dick


Kruki w tym samym momencie odwróciły głowy. To było nienaturalne. Dick zawsze czuł dreszcze, gdy patrzył na ptaki. Było coś demonicznego w tym, jak potrafiły obkręcić głowy, niemal dookoła szyi. Jedno ptaszysko krzyknęło przenikliwie, ale wysoki skrzek wygłuszyła otulająca bagna mgła. Obydwa kruki patrzyły mu w oczy. Nie przestawały wisieć mu nieruchomym spojrzeniem na twarzy i na duszy, kiedy drzwiczki klatki odskoczyły i czarne obrzydliwce wyskoczyły ufnie na ręce Nenneth.

- Chcesz czegoś ode mnie, Dee?

Zawsze wiedziała, gdy ktoś na nią patrzył, nawet z daleka, nawet gdy była odwrócona plecami i zajęta czym innym, zawsze. To też było nienaturalne. Cała Nenneth była nienaturalna. Wzbudzała niepokój, była zarzewiem kłótni i konfliktów. Zabranie jej ze sobą było błędem. Gdy Dick wybierał ludzi na wyprawę, chyba coś go zaślepiło. Ale gdy wtedy zapytał, czy ktoś chce się dołączyć, i Nenneth wyszła przed szereg... naprawdę uważał, że to doskonały pomysł. Z sześciu dialektów dawnej mowy, którymi mówili wolni ludzie za Murem i Skagosi, Nenneth nie znała tylko jednego. To mogło się przydać. Wzbudzała niepokój, oczywiście, już wtedy to widział – ale wtedy uznał, że to wyśmienicie – skoro towarzysze dziewki czują przed nią respekt, wrogowie też powinni. Dick z początku odczuwał jakieś idiotyczne podbechtanie własnej dumy, że taka piękna, dzika dziewczyna o drapieżnej duszy wysłuchała jego słów i zechciała za nim iść. Szybko jednak zaczął przeczuwać, że to, co brał za dzikość i drapieżność, było jakimś trudnym do określenia i nazwania złem. O tym, że Nenneth wcale nie należała do grupy Hargi, tylko dołączyła do nich niedawno w drodze na Mur, którą stary wybrał gdy obraził Czaszkę mordując mu posłańców – dowiedział się już za późno. Szli już wtedy na wschód drugi dzień, i musiał utrzymać przy sobie wszystkich ludzi, których zabrał ze sobą. Każdy mógł okazać się potrzebny, mogło nie być okazji na znalezienie innych. Każdy był potrzebny, nawet nienaturalna, budząca niepokój i strach Nenneth.


- Chcesz czegoś ode mnie, Dee? - zawsze wiedziała, gdy na nią patrzył. Zawsze zniekształcała jego imię. I zawsze, nawet gdy rzucała niewinną uwagę, Dickowi się zdawało, że Nenneth coś sugeruje, coś wcale nie niewinnego.
- Powinnaś była mi powiedzieć, że jesteś wargiem – rąbnął jej Dick.
- Nie.
- Nie jesteś?
- Nie powinnam. Bo i nic ci winna nie jestem, Dee.
- Jesteś wargiem? - nie odpuszczał Dick.
- Lubią mnie – Nenneth pogładziła palcem krucze pióra.
- Zwierzęta?
- Och nie. Tylko ptaki – pocałowała kruka w czarny łepek nad oczami. Coś w kpiącym skrzywieniu warg kazało Dickowi domniemywać, że dziewka jest absolutnie świadoma dwuznaczności wszystkich wypowiedzianych właśnie słów.

***


Wzbudzała niepokój i ludzie mieli jej dość. Nawet Sorsha, której wierności i cierpliwości zdawałoby się, że nic nie jest w stanie przełamać. Wysoka, koścista łowczyni o policzkach pociętych głęboko bliznami – oznakami żałoby po zmarłym mężu i dzieciach – już drugiego dnia przyszła do Dicka i zażądała – tak jak nigdy nie żądała – oddzielenia od Nenneth, to albo odejdzie... Dick posłał Sorshę przodem. Miało to swoje dobre strony – Sorsha umiała znaleźć w głuszy ludzi, którzy nie chcieli zostać znalezieni, a gdy ich znalazła, umiała z nimi gadać. Dzięki temu Dick dowiedział się, że Skagosi za Murem znów się ożywili. Znów, jak parę lat temu, krążą od osady do osady, twierdząc, że handlują – ale coś zbyt bacznie przyglądają się dzieciom, tak bacznie, że nie uszło to uwadze wolnych ludzi. Do tego znów pytają o dawne legendy, i pytają o święte kamienie. Co w głazach ma być świętego, znalezieni przez Sorshę ludzie nie wiedzieli – wszyscy jednak rysowali na ziemi coś powiedzmy na kształt ptaka, którego to znaku mieli szukać wędrujący Skagosi... Tak, Sorsha umiała zbierać informacje, to, że szła przodem miało swoje dobre strony. Miało też złe – skoro była na przedzie, nie było jej przy Dicku, a Mocnemu brakowało towarzystwa kogoś, komu mógłby tak po prostu, bezgranicznie zaufać. A do tego, z Sorshą solidarnie poszło dwóch ludzi, Jesion, najlepszy łucznik w ich grupie i Orm Dzik. Coś się zaczynało sypać, jeszcze zanim dotarli na miejsce.

A wszystko przez nienaturalną Nenneth. Wszyscy jej unikali. Wszyscy oprócz Kalena, wrony, którą mu przydzielił Ulmer, gdy Mocny zażądał zarządcy, co kruka potrafi z wieścią wysłać. Kalen miał brodę i kudły prawie tak samo czarne jak płaszcz, który nosił i jak kruki, które wiózł w klatce przy koniu. Kalen wybuchał śmiechem z byle powodu i gadał niemal bez przerwy. Kalen lubił wszystkich... więc lubił i Nenneth. Wszyscy inni jej unikali, a ten jej szyszki z ziemi wybierał spod posłania, aby jej się żadna w plecy w nocy nie wrzynała. Sam spał oczywiście obok, a Nenneth przyjmowała to wszystko z godnością i dystansem królowej. Gdyby w nocy od ich posłania dobiegły Dicka jakieś westchnienia czy jęki, Mocny poczułby się spokojniejszy. Bo to by było naturalne. Ale Nenneth była nienaturalna, więc w nocy słyszał tylko ciszę.

***


Nad mokradłami snuły się mgły. Cuchnęło gnijącą roślinnością. Nie było w tym nic niezwykłego, ani szczególnie nienaturalnego. Miejsce zwane, nie wiedzieć czemu, Dołkiem Starego Gorada, leżało w głębokim obniżeniu terenu na wysokości, mniej więcej, Dębowej Tarczy po drugiej stronie Muru. Wpływało tu siedem strumieni, a nie wypływał żaden. Było więc wilgotno, mgliście i bagniście. W lecie było jeszcze pełno robactwa... to przynajmniej zostało Dickowi oszczędzone.

Miał jakieś takie złe przeczucie, kiedy rozkładali obóz, dlatego wysłał czterech łowców, by przepatrzyli okolicę. Sorshy nie było i szlag jeden wiedział, gdzie poszła, miała na nich czekać przed Dołkiem...

Kalen gadał nad kociołkiem z pęczakiem. Nenneth drzemała chyba, oparta plecami o poskręcaną wierzbę. Dick zamknął oczy i też się zdrzemnął. Obudził go krzyk, odległy, wygłuszony przez mgłę, pełen bólu. Gdy się zrywał, Kalen rozrzucił już kopniakiem ognisko i zadeptywał żar. Wszyscy stali, z dobytą bronią. Wszystkie oczy zwróciły się ku Mocnemu.

Prócz Nenneth.Poruszyła się pod swoim drzewem dopiero po chwili, otworzyła oczy.
- Skagosi. I wolni ludzie. Zabili Myeda. I tego drugiego. Idą tu – urwała i ziewnęła przeciągle, jak kot, pokazując Dickowi różowe podniebienie i wąski język. - Mogłabym w sumie do nich iść. Ten co ich prowadzi mnie zna. Mogłabym w sumie im powiedzieć, że jesteśmy od Czaszki. Ale w sumie... dlaczego miałabym to zrobić?
 
Asenat jest offline