Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2013, 03:43   #106
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Starał się. No bogowie mu świadkiem, że się starał. Robił swoje jak należy. Nawiać nigdy nie próbował. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że czarną brać traktował naprawdę jak brać. Nie kradł. Nie opierdalał się. Nie oglądał na innych. Kupił też w ciemno ten wymyślony na potrzeby chwili przez starego powód dla którego miał uczestniczyć w tej wyprawie. Naprawdę Engan zwany Kamykiem powinien uchodzić za prawdziwego człowieka Czarnej Straży. Nie legendę. Człowieka.
Dlaczego więc u licha właśnie jego musiało to gówno prześladować???

Jakiś taki krzywy uśmiech pojawił się na jego twarzy na widok słupa. Potem zniknął i zarządcy zadrgały mięśnie policzka. I znów się pojawił. Nim jednak sam Engan się ruszył, rozgorzało nowe zamieszanie. Skagosom jak się okazało jego odkrycie też się nie podobało. Dobywszy siekierki, którą w przeciwieństwie do zosawionego przy koniu miecza, nosił zawsze przy sobie, puścił się pędem za wierzgającymi w powietrzu nogami Alysy.

Polować na Urrega jak się okazało nie było trzeba. Ani zresztą ratować Alysy, która wypuszczona przez Skagosa wykazywała coś pomiędzy lekkim roztrzęsieniem, a rozbawieniem całą sytuacją. W przeciwieństwie zresztą do swojego porywacza. Urreg nie dość, że w ogóle rozbawiony nie był, to zdawał się tak przerażony, że Engan do tej pory nie wiedział, że wyspiarze potrafią się aż tak bardzo bać.
Urregowe tłumaczenie się zostawił Alysie. I Tytusowi, który choć już nie chciał zabijać Skaga, miecza chować również nie zamierzał.

Wrócił pod słup. Tak samo chętnie jakby podchodził do tego plenia. A teraz i do Morta z mordą pełną robactwa. Niby wiadomym było, że jak głód przypilał to człowiek różne rzeczy żarł. Ale ten smarkacz najzwyczajnie w świecie był smakoszem glizd. A zgodnie ze światopoglądem Engana, człowiek może zjadać nie robaki, a co najwyżej to co zżera robaki. Co nie stawiało zbyt wysoko Morta w hierarchi zjadania. Choć jakby się zastanowić, Engana i jego strachy też nie. Ale co do tego zarządca nie miał wątpliwości. Znał głód. I wiedział, że nie skłoni on go ani wpierdzielania robali ani czegokolwiek innego równie obrzydliwego.

Słup jak stał tak stał. Stary, wysoki... Mający w dupie fakt, że nie dość, że nie powinno go tu być to nie powinno go tu być właśnie dzisiaj. Miał te same wzorki co wszystkie inne słupy widziane przez Engana. Tą samą budowę. Kamień tylko się różnił. Choć to akurat Kamyk wiedział, że kamień zawsze i wszędzie się różni do siebie. A jednak nie wiedzieć czemu, coś w duszy zarządcy w jakiś sposób zaczęło uosabiać słupy z jakąś... wolą. Wolą, która go zaczynała niebotycznie mierzić.
Obszedł go już na spokojnie szczególną uwagę poświęcając otworowi w jego górnej części i podstawie na której był osadzony. W międzyczasie słuchając krótkiej rozmowy Septy z Wiedzącym. Przyjrzał się raz jeszcze swojemu imiennikowi. I kopnąwszy kilka razy podstawę obejrzał sobie dokłdnie sposób osadzenia słupa w ziemi. A potem skierował się w kierunku Septy. Koniuszy wyglądał jakby opił sie stoutowego wina. Alysa też już wróciła.
- Z tego co mówi Roddard wychodzi mi, że szukali właśnie tego cholernego słupa. Albo może raczej czegoś co pod nim złożono... - to rzekłszy wskazał rozgrzebaną ziemię wokół podstawy - Wiesz Willam... Patrzę Ci ja na naszych Skagosów i sobie myślę... Czemu Roddard nie zauważył, by tamci co tu kopali przed nami klękali, czy padali na pyski? Może to jednak ludzie Czaszki byli? A zresztą... Jeden pies to teraz.
Koniuszy nie odpowiedział, ale widać było po jego gębie, że nie za bardzo rozumie do czego Kamyk pije.
- Mówiłem ci, że pół życia na łajbach spędziłem... Gadano tam o potworach. Różnych. Babach z ptasimi nogami, krakenach, wodjanojach... no mnóstwo niestworzonych rzeczy. Żadnego nie widziałem. Ale ten bezimienny też się doczekał kilku historyjek. Że zjada ludzi. Że wywołuje Długie Zimy. I że w ogóle jak wyjdzie na ląd to wszystkim nam zrobi z dup Długą Zimę. Bajki po prostu. Nic czym byśmy powinni sobie głowy zawracać. Gorzej, że ktoś kto robi straży koło nosa, w te bajki wierzy. A jeszcze gorzej jeśli nie wierzy i wykorzystuje.
I na tym skończył dzielenie się swoimi bezcennymi przemyśleniami z dowódcą ich wyprawy. Septa co prawda go o nie nie prosił, ale Engan w jakiś sposób czuł się winny, że znaleźli ten słup. Nie że go odsłonił, ale w ogóle, że słup tu był. Tak czy inaczej zostawiwszy Septę jego własnym myślom, wrócił do miejsca przeznaczonego na obóz i zajął się obowiązkami. Zaczynając oczywiście od zorganizowania opału na ogniska.
W zasadzie nic takiego się nie wydarzyło... Porwanie Alysy skończyło się równie gwałtownie co zaczęło. Mort w końcu wylazł z dziury z gębą pyzatą od pałaszowania. Nawet Hwarhenowi i Wiedzącemu nie odbijało już. A jednak coś Engana złapało od wzmianki o morskim potworze. Magia morskich opowieści, w które nikt oficjalnie nie wierzy, a od których niejedna koja napatrzyła się na niemogącego zasnąć marynarza? Teraz jego dopadła? Nieeeeee... To było coś innego... Coś z czym musiał coś zrobić.
I zrobił.
Było już po zmroku. Poza jego wartą.
Wrócił w ruiny. Że niby wyszczać się...

Sam na sam tym razem z Enganem Orłem z Morza.
Uspokoił oddech.
Podszedł.
Wyryte w kamieniu ptaszysko mieniło się w świetle opartej w gruzach pochodni.
Objął słup. Przymierzył się. Znowu uspokoił oddech i odczekał kilka chwil.

Już...

Stęknął z wysiłku gdy skalna struktura zaczęła nieprzyjemnie zgrzytać...

Za trzecim razem spoiwo, które trzymało słup na osadzeniu pękło z głuchym trzaskiem. Ciężki filar zachwiał się, gdy mierzący się z nim człowiek naparł na niego po raz ostatni. A potem runął na ziemię. Wydając z siebie, wysoki piskliwy gwizd.

Engan ciężko oddychał patrząc na własnoręcznie obalony relikt. I stał tak przez dobrych kilka chwil.
Aż w końcu zabrał pochodnię i wrócił do obozowiska.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 13-05-2013 o 13:38.
Marrrt jest offline