Szczerze powiedziawszy to z pierwszego wrażenia elf jako pracodawca bardzo przypasował Lorenzo. Bogaty, zdobiony strój jak najbardziej był na miejscu i nie wskazywał, by jegomość, z którym przyszło im do czynienia został wyciągnięty z rynsztoku, co niestety tutaj bardzo często się zdarzało. Nie dziwne więc, że elf wyglądający naprawdę godnie i przyzwoicie przypasował młodemu Cabanerze, który jak już poznała pozostała dwójka najemników, był bardzo uczulony na wszelkie walory estetyczne.
Z uwagą wysłuchiwał tego, co potencjalny pracodawca miał do przesłuchiwania. W międzyczasie wyciągnął śnieżno białą chustę oraz mały flakonik perfum, po czym przelał na jedwabny materiał kilka kropel płynu o delikatnym zapachu. Następnie zaczął kręcić chustką zgrabnym ruchem nadgarstka tak, aby woń perfum rozniosła się dookoła. Od razu lepiej...
Zadanie elfa może nie było tym wymarzonym. Powiedzmy sobie szczerze - Lorenzo był szermierzem i świetnie władał ostrzem, ale walczył z ludźmi, a nie ze zwierzętami, czy bóg wie jeszcze czym. Poza tym łażenie po dziczy, przedzieranie się przez krzaki i chaszcze, babranie się błotem wyraźnie budziły niechęć młodzieńca. Po chwili jednak usłyszał oferowane nagrodzenie i doszedł do wniosku, że za taką zapłatę jest zdolny do poświęceń. Nie oszukujmy się, 50 złotych koron na głowę to nie w kij dmuchał.
Wypiął dumnie klatkę piersiową, po czym odpowiedział spokojnie i dumnie, z zachowaniem manier. - Lorenzo Cabanera, szermierz, pochodzący z Estalii. - Skłonił się dostojnie, po czym rzekł do dwójki kompanów. - Nie ma co zwlekać, zbierzmy co trzeba i ruszajmy. Im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej skończymy i odciążymy naszego zleceniodawcę. Po co go przemęczać dźwiganiem tylu monet? - Uśmiechnął się szelmowsko. |