Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2013, 00:16   #2
Piszący z Bykami
 
Piszący z Bykami's Avatar
 
Reputacja: 1 Piszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znanyPiszący z Bykami wkrótce będzie znany
Kesper przemierzał pustynie dziarsko przez jakiś czas, wkrótce jednak zmęczenie dało mu się we znaki. Jego buźka cherubinka, okrągła, pyzata i zwykle i tak już pokryta rumieńcem, poczerwieniała jeszcze bardziej w gorącu. Małe, czerwone usteczka zacisnął jednak mocno, przystanął na chwilę, by rozejrzeć się dokoła i podrapać po zadartym nosie, po czym ruszył dalej pod wiatr. Kosmyki złotych loków przylepiały się do jego wysokiego czoła, zwykle bladego, teraz rozgrzanego jednak do czerwoności. Drobną rączkę przyciskał do czoła, by oczy uchronić od słońca, ciemne jak heban źrenice ścisnął między powiekami.
Kesper był chłopcem niespełna ośmioletnim z wyglądu, niewysokim na dodatek (liczył sobie marny metr i ćwierć) oraz chuchrowatym. Ubiór miał natomiast prosty i zgoła nie nadający się na pustynne wojaże; ot koszula czerwona z szerokim kołnierzem, jasne spodnie i ciżemki z długimi czubkami, pełne drażniącego stopy piachu.

Chłopiec szedł umęczony, wtem poczuł jednak intensywną woń kardamonu, toteż podniósł głowę. Uśmiechnął się szeroko na widok mężczyzny. Po pierwsze dlatego, że pachniał, a to dopiero przypomniało mu, że świat ma również zapach. Jeszcze bardziej jednak ucieszył się z tego niespodziewanego spotkania, bo czyjeś towarzystwo było lepsze nawet niż czyjś zapach. Wiele dziwnych słów wypowiedział ów nieznajomy, trudnych lub wymykających się prostemu zrozumieniu, toteż w głowie Kespera zakłębiło się od pytań; do tych, które niósł dotąd ze sobą, Bóg Pustyni dorzucił jeszcze kilka. Chłopiec nie zastanawiał się jednak ani przez chwilę i sięgnął po to, które miał na wierzchu:
— Co to jest dominium?
— Ah, to bardzo proste, chłopcze. To znaczy tyle, że to wszystko co widzisz naokoło należy do mnie. Wiem o wszystkim co się tu dzieje, o malutkiej jaszczurce która chłodzi się w cieniu głazu i o niespodziewanych gościach, którzy cierpią w ostrych promieniach słońca. Teraz ja mam pytanie do ciebie, chłopcze. Czy wiesz, w którą stronę chcesz iść?

Kesperowi wcale nie wydały się proste te wyjaśnienia, miał bowiem wrażenie, że więcej jest w nich o Bogu niż o dominium. Uśmiech jego rozjaśnił się jednak, gdy posłyszał o jaszczurce i o tajemniczych gościach. Dotąd przekonany był wszak, że na tel rozległej przestrzeni musi istnieć coś jeszcze, musi toczyć się jakieś życie, nie sądził jednak, by mógł uwierzyć w to ktoś inny. Wszystkie te rewelacje zrodziły w nim nowe pytania, które miał właśnie zacząć zadawać, gdy ubiegł go Bóg. Pytań Boga nie wypadało ignorować, zresztą Kesper nie lubił pytań pozostawionych bez odpowiedzi, nawet jeśli to nie on je zadawał.
— Tam. — odpowiedział krótko nieznajomemu, wskazując przed siebie, czyli pod wiatr.
— Podejmując pewne wybory należy rozważyć wszystkie możliwe opcje, chłopcze. — uśmiechnął się miło Bóg Pustyni.
— Chyba rozważyłem... — odparł Kesper niepewnie, a myśl o własnej nierozwadze przypomniała mu o innym jeszcze zmartwieniu — Czy mógłby pan dać mi coś do jedzenia? — zapytał — Albo do picia? Albo chociaż trochę cienia? — dodał po chwili.
— Niestety, nie mógłbym. To jest pustynia, rozumiesz chłopcze. Właśnie w tym cała rzecz, że nie ma tu co pić, co jeść, a słońce pali twoją delikatną skórę. — wyjaśnił ze smutnym uśmiechem nieznajomy.
— To chyba smutne, być Bogiem Pustyni... — zauważył chłopiec, najwyraźniej zmartwiony o swego nowego towarzysza. Ten wytrzeszczył oczy w szczerym zdumieniu i przeczesał palcami swoją czarną brodę.
— Nie, zupełnie nie, bardzo dziwny pomysł, chłopcze. — odparł po chwili milczenia.
— Nie chce się panu pić ani jeść?
— Absolutnie nie. Widzisz chłopcze, istotą istnienia Boga Pustyni jest doglądanie odpowiedniej faktury ziarenek piasku, dbania o właściwie wysoką temperaturę, mieszanie gęstego gorącego powietrza, oraz unoszenie się w powietrzu w zwiewnej, białej szacie. Do tego obowiązkowo interesujące rozmowy z podróżnikami, którzy zabłądzą w te strony. Jak sam widzisz, nie ma tu miejsca na jedzenie i picie. — wyjaśnił i niespodziewanie wyszczerzył zęby. — Ale jeśli pójdziesz przed siebie, znajdziesz jabłoń i prawdziwie smutnego człowieka. Być może zerwie ci owoc z gałęzi.
Rzeczywiście wydało się chłopcu, że znalezienie czasu na jedzenie i picie pośród takiego natłoku zajęć jest niemożliwe. Cieszyło go, że Bóg Pustyni tłumaczy coś wreszcie z sensem. Zaskoczyła go natomiast informacja o człowieku spod jabłoni.
— Smutnego?! — zawołał zdziwiony — Dlaczego smutnego, skoro ma cień drzewa i jabłka?! Czy nie wie, że są jadalne? Nie powiedziałeś mu?! Albo nie może ich dosięgnąć! — zmartwił się jeszcze bardziej, bo to oznaczałoby, że sam nie dosięgnie jabłek. — Musisz pójść ze mną do niego! — zawołał, chcąc złapać Boga za rękaw i pociągnąć za sobą. Kto jak kto, pomyślał sobie, ale on chyba jabłek dosięgnie!
— Bardzo źle. — powiedział Bóg surowo. — Skoro powiedziałem, że człowiek ten będzie mógł ci zerwać ten owoc, to tak będzie. Chyba nie uważasz, że się pomyliłem, chłopcze?
— Bardzo źle — odpowiedział chłopiec tonem równie surowym, co w dziecięcych jego ustach sporo na surowości traciło — że pozwalasz chodzić głodnym i zmartwionym po swoim dom... donimium!
— A to dlaczego? Pustynia jest wieczna, ja jestem wieczny, ścieżki przez was wydeptane zostaną rozwiane w ciągu kilku minut.
— Więc czego chcesz ode mnie, dieu funebre?! — syknął chłopiec.
— Niczego, chłopcze. To przecież ja na początku naszej znajomości spytałem, czym mogę służyć. — odpowiedział cierpliwie Bóg Pustyni.
— Dlaczego? — odparł niecierpliwie chłopiec — Dlaczego chcesz mi służyć, skoro moja sieżka rozwieje się w ciągu kilku minut?
— Taką rolą w twojej historii mi przeznaczono.
— Przeznaczono? — Kesper zmienił naraz ton, zapominając na chwilę o jabłoni i siedzącym pod nią smutnym człowieku.
— Poza tym lubię rozmawiać, a nieczęsto jest na to okazja na pustyni, chyba rozumiesz, chłopcze. — Bóg uśmiechnął się — Czy może masz jeszcze jakieś ciekawe pytania?
— Miałby pan więcej okazji do rozmowy, gdyby zasadził tu więcej jabłoni — odpowiedział Kesper z uśmiechem — Mam jeszcze wiele pytań! Ale muszę już iść. Tam są jabłka, a nadzieję trzeba często karmić...
— Więc idź, skoro musisz. — lekko posmutniał Bóg. — Jest jeszcze coś, o co chciałbym zapytać, nim odejdziesz. — zrobił pauzę, dla dramatyzmu. — Czy zastanawiałeś się czym jesteś? — szata zafurkotała w nagłym podmuchu powietrza i Bóg Pustyni rozpłynął się w powietrzu.

Czym jestem? — pomyślał Kesper i przez długą chwilę głowił się nad odpowiedzią. Nie wiedział dlaczego, lecz zmartwiło go to pytanie, Bóg Pustyni natomiast rozgniewał znów chłopca, że nie czekając na odpowiedź, zniknął. On chyba znał odpowiedź, pomyślał Kesper z niezadowoleniem i ruszył przed siebie, dręczony pytaniem pozostawionym bez odpowiedzi…
 

Ostatnio edytowane przez Piszący z Bykami : 19-05-2013 o 00:48.
Piszący z Bykami jest offline