Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2013, 20:08   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pojawienie się Rudiego zdało się Jostowi rzeczą nieco dziwną, ale na głos nie zamierzał swoich wątpliwości wypowiadać w obecności woźnicy, który - nawet przypadkiem - mógłby coś powtórzyć po powrocie do Biberhof.
Dziwnym się zdało Jostowi nad wyraz, ze baron kolejnego człeka wysłał, by córkę jego chronił. Strażnicy byli, zamkowi, ich piątka, co też do czegoś tam zdatni byli. Po co następny, na dodatek w przebraniu?
No i na najbliższym postoju prawda na jaw wyszła, gdy Rudi chwil kilka znalazł, a i na szczerość mu się zebrało.

***

Halfling podrapał się po włosach. Widać było, że coś go gryzie. Rozejrzał się czy nikt nie podsłuchuje.
- Słuchaj Jost... Bo z tym wysłaniem przez barona to nie do końca tak...
Jost skinął głową.
- Takem i ciut myślał. Dziwnym mi się to dołączenie zdało, a i do śpiochów nie należałeś. Ale nie powiem nic nikomu. Chcesz w Wurtbadzie szczęścia szukać, czy z nami dalej w świat ruszyć?
Rudi uśmiechnął się z wdzięcznością ale dalej coś go gryzło.
- Dziękuję. Jak będziecie mnie chcieli. Przecie jestem dezerter, banita.
- Zrobiłeś coś wbrew prawu? Okradłeś skarbiec barona? Córeczkę mu uwiodłeś? - zainteresował się Jost.
- Nie córeczkę... Służkę, którą... szczególnie lubił. A teraz dziecka się spodziewa. I nie wiadomo czy moje czy barona...
Miller spuścił wzrok i znowu podrapał się po głowie.
- Oj, toś się wpakował. Gdyby do ciebie podobne było, to by cię baron powiesił, ani chybi. Też bym na to nie czekał - stwierdził Jost. - No i daleko bym wyjechał. Bardzo daleko.
- Myślisz, że ścigać mnie będzie? Albo... Moją rodzinę? Przecie nawet nic ze sobą nie wziąłem.
- Kiedy się może dowiedzieć o powodzie twej... twego opuszczenia służby? - spytał Jost. Za kłusownictwo baron wieszać kazał, a jak inaczej nazwać można obracanie dziewki, co ją sobie baron upatrzył. Ale co z oczu, to i z myśli. No i po co Rudiego straszyć.
- Karina mówiła, że za jakieś osiem księżyców dziecko przyjdzie na świat. A czy Elsa powie... Nie wiem. Nikt inny nie wie...
- Z dwiema żeś sypiał? - zdziwił się Jost. - Czy z jedną? Która dziecko nosi w końcu?
- Z Elsą sypiałem. Ale była u Kariny, ona po śmierci Starej Maryny...
- Do naszej Kariny z dziewką barona żeś przyszedł? - przerwał mu zaskoczony Jost. Rudi wyraźnie o kłopoty się dopraszał.
- Sama poszła. Z zamku często chodzą do zielarek po różne... Zioła. Ale Elsa nie chciała ich. Bo to syn barona. Albo i nie...
Osiem księżyców... Coś się to dziwne Jostowi wydało, że nim miesiąc minął dziewka do zielarki pobiegła, to jednak nie jego była sprawa. A po miesiącach paru nikt nie skojarzy brzuchatej dziewuchy ze strażnikiem, co służbę porzucił.
- Im mniej osób wie, tym lepiej - powiedział Jost, nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi Rudiego. - Chociaż...
Słyszał, bo obecny przy tym nie był, że niejedna białka, gdy rodzi, chłopa przeklina, co to jej brzuch zrobił. I wtedy na jaw wychodzi, kto zacz był.
- A co niby baron by miał do rodziny twej mieć - powiedział z lekceważeniem. - Tego bym się nie bał. Za tydzień o tobie zapomni, skoroś nic mu nie zabrał.
- Oby. Jeszcze raz dziękuję. Wracajmy do reszty. Przekażesz im jak nadarzy się okazja? Byłoby dziwne jakby każdego po za woźnicą zabierał na bok.
- Przekażę przy najbliższej okazji - obiecał Jost.

Co jednemu wolno, to drugiemu już nie...
Baron, któren żony nie miał, mógł sobie brać do łoża którą chciał dziewkę. Człek prosty takoż, byle nie taką, co to z innym się pokłada. Nikt nie lubi dzielić się swoją kobietą z nikim, a ktoś taki, jak baron, to już z pewnością. Dwa chłopy pobiją się najwyżej, ale z takim baronem to różnie być może. Przepędzić można i gacha, i lafiryndę, ale też powiesić może, albo i obciąć to czy tamto...
Ukryć się nie dało, że obecność Rudiego problem mogła stanowić dla wszystkich. Ale tylko wtedy, gdyby prawda na jaw wyszła, że dezerter z nimi pojechał.
Ale wyjść nie musi.
No i Rudi nie miał na czole napisane, że uciekł ze służby. Nikt o tym wiedzieć nie musiał. A że gdy do Wurtbadu zajadą ślad po Rudim zniknie, to i kłopotu nie będzie.

***

Rudiego dało się przemycić i to było jedyne, co było, dla Josta przynajmniej, dobrego w całej barką podróżą. Po zniknięciu zawartości sakiewki Jost klął długo i barwnie, acz po cichu, bowiem nie można było rozgłaszać wszem i wobec, co się stało. Przeszukanie barki, po cichu, nic nie dało, a głośnego larum podnosić się nie dało. Wiadomo kto za burtę by wyleciał.
No i w prosty sposób Jostowi dwie sztuki złota się tylko ostały, które w kaftanie miał zaszyte, jak to go Friedrich prócz władania mieczem nauczył.
- Zawsze na czarną godzinę mieć parę groszy warto - powtarzał. No i przydało się.
Dobrze chociaż, że Kary w Biberhof został. Gdyby go czasem Jost w Wurtbadzie sprzedał, to straty byłyby nie do opisania. A złodziej, kurdupel cholerny, nieźle by się obłowił. Bo któż inny mógł złoto zabrać jak nie ten, co z pokładu zniknął.

***

W nie najlepszym więc humorze Jost zszedł z pokładu, gdy wreszcie “Czarny Łabędź” do portu w Kemperbadzie dotarł. No i tu też się okazało, że prawdą było to, co Jost o tej wyprawie myślał. Zesłanie to było. Z wioski ich baron wygnał i tyle. I to przez Angelę, ani chybi. Zołza wstrętna.

***

Wspinaczka po schodach...
Gdyby Jost miał więcej złota, to pewnie by i spróbował, jak to jest windą taką wjechać na sam szczyt. Ale gdy w sakiewce dno prześwituje, każdego miedziaka liczyć trzeba.
No i za robotą się rozejrzeć... Co postanowił na dzień następny odłożyć.
 
Kerm jest offline