Gottwin zaklął pod nosem.
Usiadł na koi i pospiesznie włożył buty, a potem kolczugę. Przez moment zastanawiał się, czy zabrać kuszę, ale wnet doszedł do wniosku, że w ciasnych pomieszczeniach musi wystarczyć miecz. I, ewentualnie, pistolet, który zatknął za pasem tak, by go móc w każdej chwili sięgnąć.
Jeśli Gabriel miał rację, to ich sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz gorsza. Mieli na pokładzie, a raczej pod pokładem, mordercę, i to dość sprawnego. Na tyle sprawnego, że po cichu wysłał do krainy Morra paru członków załogi.
Najprościej by było wypłoszyć szczura, podpalając barkę, ale to jednak byłoby posunięcie dość... głupie. Nie po to bronili barkę, by teraz posłać ją na dno. Ale może...
- Może by tak podpalić jakieś szmaty? - zaproponował po cichu, gdy ponownie się spotkali w trójkę. - Dużo dymu, dużo hałasu? Może wypłoszymy nieproszonego gościa?
Jeśli nie, to pozostawało tylko zwiedzać ładownię po ładowni i próbować znaleźć zabójcę.
Tarcza w dłoń, miecz do ręki... i do roboty. |