Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2013, 13:22   #2
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
- Oi! Siadaj mości Grotołazie. Ja jestem synem Svera Valrikssona. Zwią mnie Helvgrim Torvaldur Sverrisson, z Azkarhańskiego Domu Gromrilowego Kowadła, teraz pod sztandarem klanu Kamiennych Tarcz z rodu Hjontinda Durazthrunga, Kamiennej Tarczy się znaczy, a u swego ojca boku pod flokiem Żelaznej Gwardii stałem... to jednak było dawno temu. Oj, tak dawno, na długo przed poczwarą z bagien o której żeś wspomnieć raczył. Krasnolud zmierzył niziołka zimnym spojrzeniem, chciał dopatrzeć się czy ów jegomość pojął honor Domu Gromrilowego Kowadła, ale wydawało się że nie. Zresztą, Helv lubił przedstawiać się długo i jak należy, zawsze miał ubaw widząc twarze ludzi kiedy słuchali oni tej powitalnej tyrady... jednak nie tym razem, o dziwo. Niziołki albo inne były, albo i ten cały, pan Tupik tęższy umysł miał.

- Widzę że nie znasz mego rodu... nic to, Azkarh leży daleko na północy, w koronie Norski... masz prawo zatem nie słyszeć o wielkich khazadach królestw północy. Sverrisson spojrzał na pierścień niziołka, który ten tak ostentacyjnie pokazywał, przyjrzał mu się uważnie i zakończył powitanie pytaniem.

- Jesteś zatem możnym tej krainy tak? Mam się zwracać do ciebie panie, hrabio czy milordzie? Ludzie tutaj lubują się w takich honorach...phy. Rozumiem że ty również? Krasnolud parsknął i sięgnął po butelkę ze spirytusem. Otworzył ją, zwęszył i w tym momencie oczy mu zabłysły. Napił się łyk khazadzkiego wesela, jak zwano ten trunek i poprawił kolejnym. Policzki zrobiły mu się czerwone i widać było że herr Tupik zdobył atencję Helvgrima.

Tupik wysłuchał wszystkiego z nieskrywanym zaciekawieniem, nieliczne bowiem były jego dotychczasowe kontakty z krasnoludami.

- Wystarczy Tupik, lub jak się wyraziłeś Grotołaz - wzruszył ramionami. - Szlachetwo w moim przypadku rzecz nabyta, kto wie, gdybym urodził sie w rodzinie szlacheckiej pewnie wpajano by mi od maleńkości, abym podkreślał swą wyższość nad niższymi - ciekawy dobór słów kurdupla okrasił szerokim uśmiechem. - Wchowywałem się jednak w trudnych miejskich warunkach, walcząc niemal o kromkę chleba, więc nie obawiaj się, nie mam szlachetnej krwi by ta uderzyła mi do głowy... jedynie z trudem wywalczony herb, który nie był wart tego czym musiał za niego zapłacić - odruchowo potarł swą bliznę na szyi. - No ale skoro już jest to nie będę udawał, ze go nie ma, kto wie , może się jeszcze na coś przyda. - rzekł spokojnie, pozostawiając temat w spokoju.

Helv przymrużył jedno oko i wydął wargi. Wypuścił powietrze z ust z głośnym sykiem i potarł skórę łysej czaszki. Musiał w duchu przyznać, że to co niziołek o swym tytule powiedział, było bardzo przyziemne i khazadzkie, zupełnie miało się nijak do szlachty Imperium z którą krasnolud do czynienia miał już troszkę. - Dobrze zatem herr Tupiku, Grotołazie. Rozważne że ktoś kto takie nazwisko nosi zacne, nie wynosi się ponad stan. Kamienne twe miano, tak też trza je traktować. Powiedz co cię do mnie sprowadza. Co do sprawy bestii masz Grotołazie? Raczej na wieczerzę nie przysiadłeś się do mnie. Wspomniałeś potwora z bagien, a zatem, co z nim? Widać było że krasnolud jest już spięty, temat bagiennej kreatury musiał być dlań bardzo drażliwy.

Halfling wyciągnął fajkę z końcówką wyrzeźbioną na kształt smoczej głowy nabił ją halflińskim zielem po czym odpalił, zaproponował także krasnoludowi wyciagając, drugą już nie rzeźbioną fajkę, ale Sverrisson odmówił kręcąc głową.

- Mogę zaoferować 30 złotych koron za ubicie stwora i przewodnictwo grupie awanturników którą zamierzam niebawem uzbierać. Sam zajmę sie rekrutowaniem bardziej stabilnych oddziałów , jak chocby złożonych z tutejszych łowców ośmiornic, acz nie tylko. Przybyłym awanturnikom mogę zaoferować po 20 złotych koron i to tylko pod tym jedynym warunkiem, że będą wykonywać twoje herr Helvgrimie rozkazy. Tupik upił wina po czym kontynuował. - Mam pomysł jak ową bestię ubić, która jak słyszałem dość sporawa jest, potrzebowałbym jednak opisu z pierwszej ręki zarówno potwora jak i bagien. Wyprawę tą trzeba solidnie zaplanować, gdyż zapewne środków wystarczy nam na jedno podejście. Halfling czekał, aż krasnolud zda mu dokłądnie relację z walk z ośmiornicą. Zamierzał uzupełnić informacje otrzymane od łowców oraz od samego barona. To mogło jednak nie być tak proste.

Krasnolud wstał i uderzył mocno ręką w karczemny stół, wszyscy ludzie, jak jeden mąż, spojrzeli na niego i na niziołka w tej chwili. Butelka spirytusu była w dłoni khazada tak jak kielich z winem które popijał herr Tupik, jednak cynowa miska z niedojedzoną kaszą i drewniany kufel spadły z głośnym brzękiem na podłogę. Helvgrim wyglądał na wściekłego ale niziołek nie wydawał sie tym zbity z tropu, siedział jak siedział... a Sverrisson widząc spokój Grotołaza, sam uspokoił się, usiadł i pociągnął kilka potężnych łyków spirytusu. Odsapnął i zaczął mówić a klienci karczmy odwrócili wzrok i zajeli się na powrót swoimi sprawami.

- Masz jaja Grotołazie że mnie o potworę pytasz. To ci przyznać trzeba, ale żeby na nią szykować się? Chybaś oszalał. Brodaty khazad mówił z nerwową nutą i mocnym północnym akcentem. - Wiesz kim jestem, prawda? Musisz wiedzieć skoro do mnie z tym przychodzisz. Kiedy posłuchasz co ci o poczwarze powiem, weźmiesz swe złoto i odejdziesz tak daleko jak tylko potrafisz, rozumiesz? Krasnolud rozsiadł się na krześle aż to mało nie pękło, jęki jakie wydawało drewno były straszne. Niziołek w ten czas puścił tylko dymka z fajki i sam zaczął mówić.

- Wierzaj mi lub nie mości herr Helvgrimie Tolvardurze Sverrissonie synu Svera Valrikssona z Azkarhańskiego Domu Gromrilowego Kowadła - wycedził jednym tchem halfling doskonale zapamiętując rodowód krasnoluda. Co zresztą nie powinno dziwić, jako że jedynie halflingi dorównywału a nawet prześcigały krasnoludów w geneologicznej recytacji swoich dalekich przodków i krewnych. Po czym kontynuował - przeżyłem młodość samotnie na ulicach Middenhaim, gdzie o sztylet w plecach było prościej niż o bułkę, byłem w Księstwach Granicznych, gdzie codziennie przebywałem i walczyłem ze zbirami gotowymi zabić za krzywe spojrzenie, przemierzałem Bretonie w poszukiwaniu banity w rejonie ogarniętej zieloną ospą, śmiertelniejszą siostrą czarnej ospy, gdzie koty z głodu polują na psy, walczyłem z wywerną, przepędzałem demony próbujące się wydostać z naruszonych druidzkich kregów, wreszcie przeżyłem własną śmierć która otrzymałem w podzięce za służbę szlachcicowi -tfu - splunął na podłoge i skrzywił się wyraźnie na samo wspomnienie. - Jakiś potwór z mackami tkwiący w jednym miejscu mnie nie przeraża. - dodał pewnym tonem. - Nie wynika to z głupoty, nie myśl sobie, znałem wielu którzy porywali się z motyką na słońce - rzekł z naciskiem na znałem.

- Mam tu zadanie do wykonania i Phineas świadkiem, że zamierzam się do niego dobrze przygotować i nie ruszę póki nie będę gotów. - odrzekł uspokajając się nieco. Ilość rzeczy które przeżył i sytuacji w których się znajdował wywarła trwałe i niezmywalne piętno na tym niezwykłym przedstawicielu swojej rasy. - I wierz mi są rzeczy gorsze niż śmierć … ot choćby powolne umieranie w celi tortur - rzekł mimowolnie gdy przypomniała mu się pewna scena u szefa gangu - Harapa, gdy ten kazał pewnego człeka zanurzyć głową w worku z rozbitym szkłem. Halfling wzruszył ramionami, jak gdyby strzepując wspomnienia, po czym dodał. - Dla mnie ta gra jest warta świeczki inaczej byśmy tu nie rozmawiali na temat ośmiornicy.

- Zatem dobrze, sam wiesz co dla ciebie dobre jest jeśliś przeżył to wszystko o czym wspomniałeś. Opowiem ja ci wszystko. Posłuchaj zatem. Krasnolud zaczął opowiadać, w głębi swego krasnoludzkiego rozumu, podziwiał niziołkowego jegomościa, spamiętał jak Helv się zwał a i to co o sobie Grotołaz powiedział mówiło że zacny i obeznany z niego wędrowiec. Zasłużył by mu wszystko powiedzieć. Tak, zasłużył, choćby samą swą odwagą by o bagiennym stworze słuchać.

***

- Dwa razy po trzydzieści, Grungni ścigał słońce po nieboskłonie odkąd przybyłem do tej wsi. Za wiedźmiarzem poszliśmy na bagna, trzy razy. Pierwszego dnia spotkaliśmy trolla rzecznego, jednak nie dane było go ubić mnie czy moim kompanom. Wiedzieć musisz że nie byli to byle jacy kompani. Gustav który mieczem robił i z potworem stawał. Jutzen, strach przełamał i nie cofnął się pomocą. Był tam też Willard, czarodziej, ale o nim nie wspominam bo sługami jego moce były niepojęte... zresztą może to on im służył, kto wie?! Na koniec, u boku mego stanął Ketil z Hurganów, khazad twardy jak skała. Wszyscy jednak odeszli, teraz sam jestem. Krasnolud zasmucił się. Pociągnął kolejny łyk i popadał chyba w melancholijny nastrój bo ton zmienił i patrzył gdzieś w dal, a oczy szkliły mu się jak drogocenne kamienie. Po chwili otrząsnął się jednak... choć z niechęcią.

- Zatem pierwszy dzień. Wtedy po raz też pierwszy nasze ostrza z potwora mackami skrzyżowaliśmy na bagnach. Kiedy pojawił się... z wody ukazał... to zaparło nam dech w piersiach. Ogromny jest stwór ów, na dwa czy trzy może kantuzy długi. Pomiot mrocznych władców. Zabijał bez litości wszystko co na bagnach żyje, zwierzęta, inne poczwary i podróżnych. Tak też i my się w to uwikłaliśmy, ja i kompania która ze mną była. Ta opowieść zajmie jednak dużo czasu. Mam nadzieję że go masz w nadmiarze herr Grotołazie, bo ja opowiem ci wszystko, co do joty, nic nie pominę. Kiedy skończę pewnie odejdziesz i zabierzesz swe cenne złoto. Wcale się nie zdziwię wtedy. Helvgrim nalał spirytusu do kubka który stał na stole i przesunął go w kierunku Tupika.

Halfling skrzywił się lekko, lecz z uśmiechem. Gdy żył z bandziorami oraz jako szef bandytów w Księstwach pijał gorsze rzeczy - choć z pewnością nie mocniejsze, nie znał niczego mocniejszego nad krasnoludzki spirytus. Skrzywił się jednak nie dlatego, że nie potafił go pić, lecz dlatego, iż dobrze wiedział, że smak mu wypali w gębie na kilka dni i nie będzie w stanie odróżnić zupy ogórkowej od cebulowej... Mimo to przyjął od krasnoluda trunek popijając po troszku z kubka przez całą rozmowe, czasami racząc się głebszym łykiem wina.

- Mości Tomasie. Podaj dwie gęsi i ziemniaki, no i piwa dwa dzbany, zabawimy tu trochę. Pan Tupik dziś ma gest i za opowieść mą obiadem zapłaci...prawda Grotołazie? Krasnolud zakrzyknął do karczmarza i nie czekał odpowiedzi niziołka. Pociągnął kolejny łyk mocnego trunku i czując przypływ radości czy odwagi czy czego tam może dodać krasnoludzki spirytus, zaczął opowiadać wszystko co wydarzyło się od pierwszego dnia swego pobytu w Faulgmiere...a była to opowieść długa i smutna, mówiła nie tylko o wsi, wydarzeniach mających tu wtedy miejsce i ludziach, ale też o khazadzkiej nienawiści do bestii z bagien.

Opowieść z południa przeciągnęła sie do wieczora a stamtąd do późnej nocy. Obaj poszli spać niemal nad rankiem podśpiewując różnorakie karczemne pieśni. Przez cały czas raczyli się ciekawymi historiami - a mieli co opowiadać. Halfling sporo trunku wytrzymał, dużo więcej niz przeciętny przedstawiciel jego rasy, nim spił się zupełnie - ale nawet wtedy zachował możliwośc chodzenia, choć chwiejnego. Co prawda minęło już sporo czasu gdy zbiry w piciu trunków trenowały go na potęgę, widać jednak było, że stara szkoła w las nie poszła. Efektem ubocznym tamtego życia był fakt, iż nie potrafił spić się do nieprzytomności, może i by potrafił, ale nie mógł się przemóc do kielicha który w danym momencie przeważyłby szale. Zbyt wiele razy jego życie zależało do przytomności, by choćby po latach pozbyć się starego nawyku.

***

Helvgrim zwalił się na skrzypiące łóżko w karczemnym pokoju. Siennik był tu tak cienki że dało się wyczuć drewaniane łoże każdą obolałą kością, jednak dziś nie miało to żadnego znaczenia. Pierwszy raz od wielu dni, w krasnoludzie zapaliła się na nowo iskierka nadziei. Prawda, może i Sverrisson był pijany w sztok, może i Grotołaz karmił go czymś co dokonać się nigdy nie miało. Szkoda by było, bo hardy krasnolud polubił tego niziołka. Zdarzało się już że ludzie składali obietnice których nie dotrzymywali, czas było przekonać się jak to będzie z niziołkami.

Zanim sen dogonił syna Svergrima, to dał czasu tyle by zdążyć przypomnieć sobie wszystkich tych których śmierć w objęciach potwora spotkała. Po ludziach, czas na miecz z azkahrańskiej stali przez Vargów wykuty, który siedział teraz gdzieś w cielsku potwora. To były niespokojne wizje. Wizje które kazały Helvgrimowi spróbować... dać szansę Grotołazowi. Jeszcze tę jedną, ostatnią szansę dać sobie by wytępić stworzenie z czeluści. Tak czy inaczej, Sverrisson będzie wygrany. Jeśli przeżyje to ojca może odnajdzie, do braci wróci. Jeśli zginie z poczwarą walcząc to spotka matkę, tarczy dziewicę, przy Grungniego stole i też radował się będzie. Miecz zaś co dla hańby w honorze był wykuty, co haniebnie odebrany a z honorem poszukiwany... niechaj jako zemsty igła, potworowi w serce czarne się wbije.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 20-05-2013 o 04:00.
VIX jest offline