Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2013, 23:12   #4
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Ubrany w łachmany wysoki na prawie 190 cm wzrostu mężczyzna wszedł do komnaty i skinął głową na powitanie kapłanowi. Długie czarne włosy wychodziły spod kaptura, który zakrywał jego twarz. Gdy zrzucił go, zebranym ukazała się twarz mężczyzny wyglądającego na dobre czterdzieści lat. Lewa część twarzy była strasznie poharatana, a przez oko przechodziła długa i bardzo widoczna blizna. Mężczyzna miał również mniejsze, lecz część z nich pochodziła od noża którym golił się w miarę regularnie. Niebieskie oczy patrzyły ze spokojem, chłodem i obojętnością jakby Sigmarita nie miał w sobie głębszych ludzkich emocji. Pod poniszczonym płaszczem nosił skórzaną kurtę choć jej lata świetności dawno minęły. Przy pasie miał posrebrzany łańcuszek na którym zwisał wiosek w kształcie komety z dwoma ogonami. Na skórzni wymalował symbol młota. Na dłoniach nosił skórzane rękawice choć było ciepło, jakby miały ukrywać coś przed wścibskimi oczami. Broń zostawił w holu bowiem zniewagą było by wniesienie do tego “świętego” przybytku żelaza.

Wieczorem gdy już Biczownik był po modlitwie i strawie udał się na spacer, po ogrodach zakonnych. Chciał pobyć trochę sam i przemyśleć całą sytuację. Od nie pamiętnego już zdarzenia i poznania Elyn Webber, nie musiał troszczyć się o nikogo. Rola ochroniarza nie przeszkadzała mu, natomiast ośmiornica owszem. Gigantyczną rybę przynajmniej można było by usmażyć,a to... nie dość że mięso dziwne to i zmutowane. Potrząsnął głową i udał się na dalsze rozmyślania...

Gdy już znudziła mu się samotność, postanowił poznać lepiej Mistrzynie. W końcu miał z nią pracować i ją chronić toteż warto by się poznali. Siegfried znany był ze swojej zdolności konwersacji, gdzie zapewne kamień bywa bardziej wygadany i obyty niż on, lecz cóż trzeba próbować. W końcu gdy doszedł do drzwi jej komnaty zapukał. Niestety nie udało mu się zrobić tego mało subtelnie, bowiem pukanie przypominało najazd taranu na bramy miasta...

Vilis oderwała zmęczony wzrok od księgi, którą zamierzała studiować w ciszy i samotności tej nocy. Potężny hałas z jakim ktoś dobijał się do jej drzwi powodował ból głowy. Miała serdecznie dość odwiedzin jak na jeden dzień, nie zdążyła jeszcze przetrawić tego, o czym dane jej było się dzisiaj dowiedzieć. Zła jak chmura gradowa zatrzasnęła księgę i podnosząc po drodze miecz podeszła do drzwi. Otworzyła je jednym szybkim ruchem i wywarczała:

- Gdzieś się kurwa pali że napieprzasz w te drzwi jakby cię stado orków goniło z zamiarem poszerzenia dziury w dupie? - różnokolorowe oczy wlepiła w znajdującego się przed nią biczownika.

- Czego? - dodała po chwili bardzo kulturalnie tym samym tonem, opierając się o miecz.

“Matula mówiła kiedyś: zły łowca to zły znak”. W tej chwili właśnie Siegfried pożałował, że zapukał. Miał coś powiedzieć, zamilkł wpatrując się z góry w dziewczynę, nawet nie próbując się uśmiechnąć. Jeszcze by uciekła.

- Widzę Mistrzyni że przeszkadzam...To może ja przyjdę później - zawyrokował.

- Trochę nie wczas na to wpadłeś - syknęła odchodząc od drzwi i odkładając broń. Życie jest pełne niespodzianek, trzeba było się z tym pogodzić - Skoro już mi dupę zawracać postanowiłeś to wejdź i zamknij za sobą drzwi..i mów czego chcesz

Pzeszła przez pokój nie oglądając się na mężczyznę i usiadła na łóżku, upierając plecy o ścianę.

“No to wpadłem po uszy w gówno. Nie dość że będzie chodzić wkurwiona i mędzić to nie odpuści mi. Chyba dawno jej jaskinia miłości pielgrzyma nie widziała” - no ale tego to na pewno nie powie, więc Sigmarita wszedł i zamknął drzwi.

- Mistrzyni pomyślalem, że skoro będziemy na siebie zdani - “a może skazani” ale to też przemilczał - to warto byśmy się poznali i skoro mam Tobie “służyć” to chętnie bym wiedział jakie masz oczekiwania - wyjaśnił spokojnie

Dziewczyna patrzyła na niego spode łba, podciągając kolana pod brodę i opatając je ramionami. Oparła o nie policzek milcząc przez dłuższą chwilę, a gdy się odezwała z jej ust padły słowa, które sama usłyszała kiedyś od kogoś takiego jak ona, w innym miejscu i czasie...i nieco innej sutyacji:

- Pracujesz dla mnie, wykonujesz moje rozkazy. Jesz, śpisz, srasz i oddychasz kiedy ci na to pozwolę. Niesubordynacja oznacza śmierć. Głupota oznacza śmierć. Zdrada oznacza śmierć - uśmiechnęła się do swoich myśli, patrząc za okno - Muszę wiedzieć że mogę na tobie polegać, że nie wytniesz nic głupiego w najmniej spodziewanym momencie. I do kurwy nędzy posadź to dupsko i nie stój nade mną jak kat nad umęczoną duszą. Wkurwia mnie to .

Biczownik, który górował na kobietą wzrostem ale i posturą, przybrał kamienną twarz. Nie wiedział czy wyjść czy po prostu zacząć się śmiać. Łowczyni pomyliła go chyba ze sługą jakimś, lecz Siegfried milcząco jednak usiadł na krześle na przeciwko niej.

“A może po prostu przewinąć ją przez kolano i bić tak długo w dupę, aż zrobi się czerwona. Sigmarze normalnie wystawiasz mnie po raz kolejny na ciężko próbę”

Mężczyzna więc milcząco wpatrywał się w Mistrzynię oceniając ją. Strasznie dużo wymagała, lecz … gdzie szacunek.

- To nie jest jakiś wymysł rozhisteryzowanej, głupiej baby. Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność - obróciła głowę w kierunku człowieka od którego być może w przyszłości zależeć będzie jej życie. Na krótką chwilę z oczu kobiety zniknął chłód, zastąpiło go zmęczenie. Zadaniem łowczyni nie było gadanie, była tylko narzędziem wykonującym rozkazy. Dostawała cel i osiągała go wszelkimi dostępnymi środkami, odstawiając na boczny tor wszelkie uczucia. Nie zadawała pytań, pokładając wiarę w ludziach bardziej oświeconych od siebie, a sumienie już dawno zakopała głęboko wewnątrz umysłu. Tak było najlepiej, dlaczego inni tego nie rozumieli i musiała tłumaczyć wszystko jak upośledzonym dzieciom?

- Czasem moje polecenia wydawać ci się będą bezsensowne, ale wierz mi nie będę prosiła o nic więcej oprócz tego, co w danej chwili pozwoli nam realizować powierzone zadanie. W ogniu walki nie będzie czasu na bzdurne tłumaczenie "dlaczego". Rozumiesz?

- Tak. Rozumiem - dziwny uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny.

- Nie chcę w późniejszym raporcie opisywać jak i dlaczego zdechłeś gdzieś pod płotem, to zawsze źle wygląda. Trzeba się tłumaczyć, wyjaśniać i jest mnóstwo papierkowej roboty - pokręciła głową bolejąc nad wszechobecną biurokracją - Zresztą, możesz wierzyć lub nie, nie lubię tracić ludzi. Dlatego do kurwy nędzy wypadałoby złapać jakiś wspólny język i nie patrzeć na siebie wilkiem. Tak na marginesie, skoro tu jesteś to czegoś ode mnie chciałeś. Co to było? Możesz mówić otwarcie.

Słuchał uważnie. To umiał. Nauczył się tego już dawno. Tak samo jak i pokory.

- Tak Mistrzyni rozumiem. Chciałem Cię po prostu poznać by sobie wyrobić opinię o Tobię. Nic mniej, nic więcej - odpowiedział

“Bo to że się rozbierzesz i zatańczysz na jednej nodze jest raczej mało możliwe” - dodał w myślach sobie.

- Nie mów do mnie Mistrzyni, skoro mamy działać w tajemnicy...a przynajmniej ja...to zwracaj się do mnie po imieniu - wyprostowała nogi i spuściła je z łóżka na podłogę, przysuwając się do biczownika. Chwilę zastanawiała się nad czymś, jakby ze sobą walcząc, by po chwili wyciągnąć w jego kierunku prawą, nieuzbrojoną rękę - Vilis, Podła. Nazywaj mnie jak tam chcesz, byleby nie “ty chędożona dziewko”. Tego miana akurat nie lubię

- Siegfried - wyciągnął rękę w jej kierunku również - Czy chędożona to nie wiem, toteż jak już możemy to zmienić na “mała”. Choć jeśli mam udawać Twojego ochroniarza, bądź sługę “Pani” lepiej będzie brzmiało - odpowiedział.

Vilis uśmiechnęła się, po raz pierwszy odkąd ją poznał. Uścisnęła wyciągniętą dłoń i potrząsnęła nią.

- No to jak te wszystkie upierdliwe formalności mamy za sobą wracamy do mojego pytania. Nie będziesz mędrkował i kręcił nosem z miną kota srającego na puszczy gdy wydam ci polecenie? Ustalmy to już teraz, unikniemy dzięki temu niepotrzebnego zamieszania. Wprost, kurwa, nienawidzę niepotrzebnego zamieszania. Zdejmij ubranie. - skończyła się uśmiechać, ponownie przybierając zimny ton i spojrzenie.

Pytanie jakie padło może i zaszokowało by kogoś ale nie Biczownika.

- Zgoda ale Ty również. Skoro jedno ma ufać drugiemu zasady tyczą się obojga. No chyba że się wstydzisz ? - zapytał siadając ponownie

- Czego nie zrozumiałeś w części o nie mędrkowaniu? - warknęła zirytowana. Pulsująca żyłka na jej skroni nie wróżyła nic dobrego - Zdejmuj łachy, bez gadania.

“Zaczęło się”. Twarz mężczyzny lekko spięła się lecz ten nie wstawał. Przybrał nawet bardziej wyluzowaną pozę i rzekł spokojnie:

- Mistrzyni Villis, wyjaśnijmy sobie dwie rzeczy. Pierwsza Arcykanonik, rzekł że mam zrobić wszystko by z Twojej ślicznej główki włos nie spadł co znaczy, że mam chronić Cię. Nie znaczy że mam Cię słuchać, usługiwać czy latać koło Ciebie jak akolici, co pragną wejść Arcykapłanom w dupę tak głęboko by mogli się sztachnąć świętym zapachem gówna. To raz. Dwa, możemy traktować się jak “partnerzy” i działać razem lub ja pilnuję swoich spraw, Ty swoich i nie wchodzimy sobie “słodziutka” w paradę - po słowie “słodziutka” wstał z miejsca tak, że teraz spoglądał z góry na Łowczynię. - Chcesz żebym się rozebrał i poświecił Kropidłem dobrze, ale to i ja chętnie popatrzę - uśmiechnął się szeroko.

Vilis zarechotała odchylając głowę do tyłu. Dawno już tak dobrze się nie bawiła.

- Podobasz mi się - mruknęła, gdy opanowała atak śmiechu - Przez chwilę obawiałam się że przydzielili mi kolejnego idiotę bez własnego zdania i ambicji. Takiego co bez szemrania wypnie pośladki i da się posuwać bez mydła, dziękując przy tym za to, że może się do czegoś przydać. Siadaj Sigi - wskazała brodą na krzesło i przez chwilę grzebała w pościeli, najwyraźniej czegoś szukając. Wyciągnęła w końcu butelkę z ciemnego szkła i wyciągnęła ją w stronę biczownika - Teraz możemy się napić jak równi ludzie. Co do święcenia...jak cię kropidło swędzi to poszukaj jakiegoś gładkolicego akoliciny. Z pewnością chętnie przyjmie błogosławieństwo - wyszczerzyła zęby w szczerym, przyjacielskim uśmiechu.

Usiadł wyluzowany. Po raz pierwszy a może tylko takie wrażenie sprawiał. Wziął butelkę i napił się z gwinta, jak to miał w zwyczaju. Obejrzał sobie ją, schodząc wzrokiem od dołu do góry i rzekł :

- Gdyby nie długie włosy to jakby spojrzeć na Ciebie od tyłu to mogłabyś za takowego uchodzić - mruknął tylko

Podał jej z powrotem butelkę.

- Mam założyć kapelusz i schować pod nim włosy? - spytała niewinnie pociągając z gwinta solidny łyk gorzały - Będziesz mi w tym czasie recytował święte wersety, czy ja mam to robić cienkim głosikiem, między jednym krzykiem a drugim?

Zaśmiał się. Cud. Normalnie cud. Dawno się nie śmiał.

- Wolę jak kobiety mają rozpuszczone swoją drogą. Możesz usiąść na mnie i recytować jeśli lubisz takie zabawy - uśmiechnął się - Wiesz jeśli nie lubisz mężczyzn to cóż, mogę to zrozumieć - zakończył

- Czy ja ci wyglądam na jebniętą ? - spytała, po czym dodała wzruszając ramionami - Albo lepiej nie odpowiadaj. Widzisz, z bogobojnymi sługami Sigmara jest ten problem że nie nigdy nie wiadomo czy ślubów jakiś bezsensownym nie poskładali, obiecując do końca życia wegetować o wodzie i suchym chlebie, dzień w dzień umartwiając nędzne ciało. Zresztą nie przekonasz się jak nie spróbujesz. Tylko potem nie chcę żadnego płaczu i chlipania w kąciku podczas obmywania zbrukanego cielska.

Przekrzywiła głowę, nie spuszczając uważnego wzroku z mężczyzny i starając się zachować poważną minę.

- Nie dane mi było składać żadnych ślubów toteż nie mam żadnych .. A na kogo wyglądasz to na razie zostawię dla siebie - zaśmiał się i dodał, robiąc “smutne” oczy - No a ja liczyłem że mi te moje brudne plecy umyjesz... No cóż...Nie dobrze.. Nie dobrze - z lekka zironizował.

- Jakże mogłabym nie wspomóc bliźniego w potrzebie? - przybrała zatroskany wyraz twarzy kiwając ze zrozumieniem głową, tylko złośliwe iskierki w oczach psuły trochę efekt. Poklepała dłonią fragment łóżka obok siebie - Podejdźże do mnie, a ulżę ci w twoim cierpierniu. Jeno wody nam brak, ale to gorzałą cię poleję i też będzie dobrze - pomachała butelką.

- Toteż podziękuję za Twe usługi - wstał i skłonił się żartobliwie - Niestety nie potrafisz Pani zaspokoić mych potrzeb i to co oferujesz jest dalekie od mych skromnych oczekiwań - uśmiechnął się i usiadł - Dziękuję za możliwość poznania ale wybacz, poźno się robi a i przesiadywanie w Twych komnatach może zostać źle odebrane, toteż pozwól że zacznę się zbierać - rzekł i wstał.

Vilis pokiwała za smutkiem głową, udając że doskonale rozumie obawy Siegfrieda.

- Toteż nie będę cię zatrzymywać i pozwolę oddalić się nim godzina nie jest jeszcze zbyt późna na przesiadywanie w obecności kobiety. Nie chcę wystawić na szwank twojej kryształowej reputacji. Idź w pokoju Sigmara zacny Siegfriedzie - Wskazała butelką na drzwi.

Ten pokręcił tylko głową ubawiony odpowiedzią i lekko się skłonił. Gdy już był przy drzwiach odwrócił się i rzekł:

- Ubawiłaś mnie Villis. Będzie mi się naprawdę dobrze spało - zaśmiał się - [i] “Kryształowa reputacja”. Kobieca obecność mi nie przeszkadza. Bynajmniej mile widziana bywa często.

No i co. Złapał za klamkę by otworzyć drzwi i udać się na spoczynek.

- Zacny Segfriedzie - Usłyszał za sobą cichy głos łowczyni - Jeszcze jedna sprawa...

Nie czekając aż się odwróci rzuciła z rozmachem w połowie wypełnioną butelką, celując wcześniej we framugę tuż obok głowy biczownika. Flaszka rozbiła się o deski, opryskując go alhokolem przemieszanym z drobinami szkła.

- Cholera - mruknęła zawiedzionym głosem - A celowałam w plecy. Cóż za dusza byłaby ze mnie okrutna nie pomagając Ci w kąpieli? Co prawda planowo miała się ta flaszka rozbić o twój czerep, ale trudno. W czas odpuściłeś.

Przez chwilę przyglądała mu się z tym samym szczerym i poczciwym uśmiechem na ustach po czym ponownie wskazałą brodą drzwi:

- Dobra, wypierdalaj stąd. Dość już tych pogaduszek jak na jeden dzień.

Pokręcił głową tylko i wychodząc mruknął:

- Dawno nikt jej nie wygrzmocił chyba - po czym zamknął drzwi i udał się do swoich komnat.

Wciąż się uśmiechając łowczyni wyciągnęła się na łóżku i zamknęła oczy myśląc, że jednak warto było nie wypieprzać wielkoluda za drzwi przy pierwszej okazji. Przynamniej się rozerwała, na bok odstawiając myśli o zadaniu i tym co ją czekało w przyszłości.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline