Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2013, 19:45   #25
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Almos czuł się dziś znacznie lepiej. Przede wszystkim nareszcie się wyspał. Poprzedniego wieczora skoro tylko wrócili do „Trumny Kowala” zajrzał szybko koni, po czym padł na łóżko. O świcie był jak nowo narodzony.
Przyjście ojca Goethe w sukurs ich barwnej grupie wzbudziło w nomadzie optymizm. Ceniący sobie honor Averowie oddawali swoistą cześć Verenie, choć bardziej jako bogini sprawiedliwości niż wiedzy, zamiłowania do ksiąg bowiem nie mieli. Na jej imię często składano w stepie przysięgi.

Poranny spacer po dokach doprowadził Almosa i Klausa do sklepu rodziny Kilinskich.
Sklep był mały i ubogi, ale czego innego mieli się spodziewać? Obecnie ciągle otwarty, oferował niewielką ilość rybackiego oporządzenia i trochę więcej wypatroszonych i oskrobanych ryb, gotowych do przyrządzenia. To je właśnie głównie sprzedawała tęga kobieta o czerwonych policzkach i raczej wypłowiałych włosach. Miała pewnie trochę powyżej trzydziestu lat, teraz wyglądała jednakże starzej, osowiała i wyraźnie przygnębiona. Nawet się nie odezwała, mimo, że mogli być potencjalnymi klientami. Tylko patrzyła na nich niewiele widzącymi oczami, pogrążona w myślach.
- Witaj - Treser przywitał się z kobietą i nie potrafiąc dobrać odpowiednich słów przy jej obecnej sytuacji rzekł: - Słyszeliśmy o zaginięciu twojego męża. Z ramienia straży - mówiąc to wyciągnął i pokazał jej glejt - prowadzimy obecnie poszukiwania, czy możesz powiedzieć nam dokładnie kiedy i w jakich okolicznościach twój mąż zaginął?
Kobieta zamrugała, nawet nie zerkając na papier, za to otwierając szerzej oczy. Czy pojawiła się w nich jakaś nadzieja?
- Wreszcie ktoś się tym zajmuje! Zniknął kilka dni temu, podczas gwałtownej burzy. Jest rybakiem, ale jego łódź nie zatonęła. A ciała nie znaleziono. Proszę, odnajdźcie go. Tak się martwię!
- Chciałbym też poprosić cię o jakieś jego rzeczy osobiste, najlepiej nieprana bieliznę, koszulę, coś z czego Rex - tu spojrzał na psa - będzie mógł podjąć trop.
Spojrzała na niego zdziwiona, chyba nie wiedziała, że to może działać w ten sposób.
- Myślicie, że zaginął na lądzie? Gdzieś tutaj? - w jej głosie czuć było smutek i zatroskanie, być może nawet nie myślała w pełni rozsądnie. - Oczywiście, mogę coś przynieść.
Odwróciła się i weszła w głąb sklepu, gdzie grzebała przez chwilę, a potem wróciła z wysłużoną czapką.
- To należało do niego od wielu lat, często jej używał.
- Powinna się nadać -
ocenił Almos biorąc od sklepikarki czapkę. - Ostatnio zaginęło w dokach kilka osób. Dwa tygodnie temu siostrzeniec kupca Kuno Hazelhoffa. Tydzień temu, w czasie wielkiej ulewy, Rolf z Nabrzeżnych Szczurów. Przed pięcioma dniami Albrecht, syn zbieraczki Hermenegildy. Trzy noce temu mój szesnastoletni kuzyn, też jeździec równin, ostatnio widziany w “Czystej Świni”. Nie znaleziono ciał, jest więc szansa, że wszyscy wciąż żyją. Możeś widziała lub słyszała coś o nich. Czy ktoś ze zbieraczy nie sprzedał ci czegoś, co mogło należeć do któregoś z zaginionych?
Kobieta ze smutkiem pokręciła głową.
- Wydałam wszystkie pieniądze na ogłoszenia, które porozwieszałam w mieście. Ale jak na razie nic z tego mi nie przyszło. A to już osiem dni...
- Gdzie znajduje się łódź pani męża, wyróżnia się jakoś? -
Zadał pytanie Treser.
- Wyróżnia się niczym, mąż używa jej razem z dwoma innymi. Teraz wypłynęli łowić, ale też nie było ich wtedy, gdy mąż zaginął.
- Może będziemy chcieli z nimi pomówić jak wrócą -
powiedział koczownik. - Podaj nam ich imiona i rzeknij gdzie mieszkają dobra kobieto.
- Matthias mieszka o tam, razem z rodziną –
sklepikarka wskazała na dom przecznicę od doków, widoczny częściowo z miejsca, w którym stali. - Wolf gdzieś dalej. Nie chodziłam tam do niego, krócej z mężem pracuje, dopiero po tym jak miesiąc temu stary Helmut zaniemógł.
Almosowi zaczynało już się kręcić w głowie od spamiętywania tych wszystkich informacji. Wszędzie już niemal widział zbrodnię i spisek. Przyłapał się na różnych domysłach o źródle choroby starego Helmuta. Może rzekomy rybak Wolf go otruł, by zdobyć dostęp do łodzi – środka transportu dla ciał porwanych! Nie, na Verenę, to było już absurdalne. Stary Helmut zaniemógł, bo był stary. I tyle. Nomada zmełł w ustach przekleństwo.
- Z pomocą Vereny odnajdziemy twego męża – rzekł do Olgi Kilinski. – Gdybyś się czegoś nowego dowiedziała szukaj nas w „Trumnie Kowala”.
Kobieta z na nowo rozbudzoną nadzieją patrzyła jak odchodzą.

Gdy wyszli ze sklepu Klaus odezwał się do Almosa:
- Mam ochotę odwiedzić jeszcze nabrzeże i w ogóle prześledzić trasę wszystkich zaginionych a przynajmniej tyle ile uda nam się jej odtworzyć. Problem z porwaniami jest taki, że nie da się zbyt daleko taszczyć ciał bez ryzyka zauważenia, więc albo porywacze mają określone miejsce, choćby magazyn w pobliżu którego łowią ofiary, albo używają do tego wozu, karocy bądź łodzi, czegoś w czym można schować ofiarę i przenieść ją bez wzbudzania uwagi.
Nomada chwilę przyglądał się wnikliwie Treserowi.
- Wydajesz się sporo wiedzieć o tych sprawach przyjacielu - zauważył. - Wspomniałeś, że pochodzisz z Nuln. Nie byłem tam nigdy, ale mawiają, że to wielkie i bogate miasto. Czemu właściwie przywędrowałeś do Averlandu? Nie myśl, żem wścibski, po prostu lubię wiedzieć z kim pracuję. Co usłyszę zachowam dla siebie.
- Pracowałem dla straży - odparł Klaus - szkoliłem psy, także do tropienia zbiegów. Fucha ta sprawiała, że byłem na tyle blisko straży, iż mogłem się z nimi dogadywać. Oraz na tyle daleko, nie będąc jednym z nich, że mogłem się dogadywać z lokalnym półświatkiem. - Przez twarz Tresera przeleciał grymas, który ciężko było określić, nie był on bowiem jednoznacznie potępiający czy pochwalający tamtą sytuację. - Właściwie to w tą kabałę wpakował mnie mój poprzednik, kręcący interesy na obu frontach...czy raczej pośredniczący między tymi frontami. Od jego następcy oczekiwano tego samego i zanim się zorientowałem byłem już po uszy wciągnięty w…nazwijmy to usługi pośrednicze, na którym obu stronom zresztą zależało. - Klaus wzruszył ramionami gdy przechodził do trudniejszej części historii. - Starałem się nie wiązać z żadną konkretną bandą, ale chyba i tak prędzej czy później byłoby to nieuniknione. No i oględnie mówiąc postawiłem na złego konia. Ostatecznie wyjechałem z miasta zanim zrobiło się zbyt gorąco, pozostałe bandy nie były zbyt szczęśliwe z tego do jakiej bandy się władowałem. Zresztą, to nawet nie o mnie chodziło, ale o to co tamci nawyprawiali. W jedną noc ściągnęli na siebie dwa groźne gangi a mi oberwałoby się rykoszetem, gdybym w Nuln pozostał. Ot cała historia - Klaus nie wydawał się być specjalnie zawiedziony rozwojem wypadków. Można było odnieść wrażenie, iż jest wręcz zadowolony z tej sytuacji.
- Wyłóż sobie, że całkiem dobrze rozumiem twe położenie - rzekł Almos. - Na stepie granica między prawem a bezprawiem jest także płynna. A od tego, po jakiej stronie prawa stoisz, ważniejsze są więzy krwi i klanów.
- Wiem, że sprowadziła cię tu sprawa kuzyna, ale nigdy wcześniej nie spotkałem Jeźdźców Równin, co zazwyczaj robiłeś u swoich? -
Zapytał Treser.
- Od dwóch lat pracuję dla barona Gezy Taksony - odparł nomada. - Pilnuję stad przed bandytami i koniokradami, przepędzam konie i bydło do Averheim lub Loningbruck nad Reikiem. Ale kiedy książę wzywa, siadam na koń i ruszam na wojnę pod sztandarem mego klanu. Tym zwykle parają się Jeźdżcy Równin, to jest Averowie. Bo Averlandczykiem widzisz, może się zwać byle obszczymur wychowany w tutejszym rynsztoku - Almos wskazał na leżącego pod płotem moczymordę, którego mijali. - Ja jestem rodowitym Averem, potomkiem ludu, który przed kilkuset laty przywędrował tu przez Graniczne Księstwa, aż zza Gór Krańca Świata, z Osi Föld, Krainy Przodków. Mieliśmy własnych królów i pustoszyliśmy ziemie aż po Wielki Las i Reikland, zaś Nuln płaciło nam trybut - z głosu koczownika przebijała duma z wyczynów jego przodków. - Dopiero od paru pokoleń Averság, czyli Averland, jak go zwiecie, jest prowincją Imperium. Wciąż jednak jesteśmy wolnymi ludźmi. Jeśli służymy innym to tylko z własnej woli a nasza ziemia jest naszą własnością. Dwa dni drogi na południe stąd zaczyna się step i ciągnie się aż do stoków Gór Czarnych. To mój dom.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 21-05-2013 o 09:52.
Bounty jest offline