Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2013, 20:33   #5
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Po siedmiu dniach załatwiwszy swoje sprawy Villis i Siegfryd stawili się jak przykazał kapłan o brzasku w świątyni. Czekał tam już na nich, podobnie jak i powóz mający ich zabrać nad rzekę. Vilis dostała obiecany glejt na działania łowczyni w wiosce.



Przy wejściu na barke dane im było poznać towarzysza podróży, na którym spoczywało wyciągnięcie ośmiornicy z wody, jak się wkrótce miało okazać, nie bez waszej wymiernej pomocy. Barka zabierała wszystkich chętnych podróżnych do wsi Fauligmere, zamówiona i opłacona przez kapłanów miała dostarczyć wszystkich śmiałków, których przez ostatni miesiąc starano się zebrać. Gdyby nie to, że Lilawander był jedynym elfem w tej grupie, łowczyni miałaby problem by go w ogóle uznać za maga. Umięśniona, wysoka sylwetka i strój sugerujący łowcę, łuk z kołczanem pełnym strzał oraz typowy dla rangerów ekwipunek w żaden sposób nie wskazywał, iż elf para się magią. Także jego twarz wydawała się taka... pospolita - na ile tylko może wyglądać twarz elfa, po chwili łatwo było zapomnieć o tym, że się go w ogóle widziało.


Oddalając się na chwilę od “tłumu” składającego się z dwójki kobiet i mężczyzny Vilis postanowiła zamienić słówko z magiem, upewniając się, że został przysłany z Kolegium Cienia. Co prawda elfy nie potrzebowały papierów, a Mareinburga nie obowiazywał Imperialny Edykt, jednak chciała, się upewnić czy jest to mag który miał im pomóc, czy może ktoś podszywający się pod niego...

Vilis pozornie bez zainteresowania obserwowała elfa, wodząc za nim dyskretnie wzrokiem.

Elf odwzajemniał się łowczyni obserwacją, którą wykryła jedynie dzięki bystremu oku i znajomemu mrowieniu na karku. Znała ten sposób obserwacji, kiedy oczy nie skupiają się na żadnym konkretnym punkcie - jednocześnie obejmując całe spektrum widzianego świata. Spektrum w którym była także i ona.

Oblicze dziewczyny było wyjątkowo pochmurne nawet jak na nią. Charakterystyczny kapelusz z szerokim rondem zostawiła w klasztorze, a bez niego czuła się niekompletna. Od wielu lat tkwił na głowie łowczyni, stając się integralną częścią jej osoby, milczącym towarzyszem codziennego trudu i znoju. Jego wyjątkowość polegała jednak jeszcze na czymś innym - był talizmanem i trzymała go głównie z powodu szacunku do poprzedniego właściciela, a przez delikatny charakter misji musiała się z nim rozstać co nie przyszło jej to łatwo. Do tego jeszcze konieczność znajdowania się blisko maga...

Współpraca z nieludziem nie była jej szczególnie miła, ale wyjścia nie miała. Rozkaz to rozkaz, mężczyzna stanowił ważny element planu wywabienia pokraki z wody i nie zamierzała zrażać go do siebie. Nie dopóki czegoś od niego potrzebowała. Cierpliwie czekała aż znajdzie się w pewnym oddaleniu od reszty pasażerów po czym podeszła spokojnie do niego, krzyżując ręce na piersi. Trzymanie ich z dala od narzędzi mordu które nosiła oznaczało u łowczyni pokojowe zamiary. Z doświadczenia wiedziała że inni nie są zbyt rozmowni gdy zaczyna bawić się nożem.
- Chyba nie muszę mówić o co mi chodzi... - powiedziała cicho stając obok maga.


Przy bliższych oględzinach, rozmowie właściwie, każdy mógł dostrzec nieco nienaturalne oczy elfa, szare, których źrenice miały najgłębszą czerń z jaką rozmówcom przyszło się do tej pory spotkać. Ich wygląd wywoływał u obserwatora lekki niepokój. Uśmiechnął się słysząc głos łowczyni. Tym razem wprost badając ją wzrokiem z czego większosć czasu i uwagi poświęcił jej nienaturalnym źrenicom. Skrzywiając nieco głowę i lekko się pochylając - z uwagi na wzrost łowczyni odrzekł.

- Domyślam się, że chodzi o papiery, jednak nie widziałem cię tu wcześniej, chciałbym abyś najpierw okazała mi swoje. - odrzekł spokojnie nieco melodyjnym głosem który jak zwykle u elfów bywa nieco protekcjonalny, a może tylko łowczyni tak się wydawało? Nie nawykła do tego typu oporów... ale i nie miała jak dotąd doświadczenia w stosunkach z magami.

Kiwnęła głową i powoli sięgnęła po swój glejt. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej kariera łowcy nie trwa długo i imienia nie zdążyła sobie jeszcze wyrobić. Na wszystko przyjdzie czas, nie ma co się bulwersować. Zapamiętała sobie jednak, żeby w przyszłości jeszcze raz pogawędzić sobie z elfem. “Jeszcze będziesz skomlał, skurwysynu” pomyślała i od razu zrobiło się jej lepiej. Z listem polecającym między kciukiem a palcem wskazującym stała bez ruchu, czekając na dalsze posunięcia rozmówcy.

Elf wziął glejt będąc jednocześnie obrócony plecami do barki, na która zdążyli już wejść pozostali podróżnicy. Nie wykluczał jednak możliwości, że któryś z pasażerów ich obserwuje. Uważnie przeczytał dokument, wodząc wzrokiem w szczególności w miejscu w którym widniało imię i nazwisko łowczyni, a także dokładnie przyglądając się pieczęci. Oddał glejt, po czym z torby wyciągnął tubus, otworzył go, i wyciągnął z niego dwa glejty, po chwili ci je podając. Jeden z nich potwierdzał fakt, iż łowczyni miała do czynienia z Magistrem Kolegium Cienia - magiem o imieniu Lilawander, było tam też podane jego pełne elfie imię - Lilawander Ibhaim Vistue aeph Kaellach, znajdowała się w nim pieczęć arcymaga z symbolem Middenhaim oraz arcykapłana zakonu Sigmara z tegoż miasta.

Drugi dokument był podpisany i opieczetowany przez tutejszego arcymaga i arcykanonika zakonu Sigmara i zezwalał on na posługiwanie sie magią we wsi Fauligmere i w jej okolicach.
Zwłaszcza to drugie pismo zastanowiło Vilis, z jej wiedzy wynikało , że Marienburg był obszarem na którym nie obowiązywał dekret Imperatora i na porządku dziennym było stosowanie magii w mieście jak i jego okolicach. Mogła się jedynie domyslać, że pismo to zostało sporządzone z ostrożności wynikającej zapewne z obecności łowcy.

Dziewczyna bardzo dokładnie przejrzała oba dokumenty, czytając je kilkakrotnie i sprawdzając autentyczność pieczęci. W końcu oddała je elfowi.
- Wszystko wygląda na autentyczne, nie mam zastrzeżeń - powiedziała, pod maską spokoju ukrywając rozczarowanie. Nie żeby liczyła na tak oczywisty błąd ze strony długouchego, ale nadziei trudno się pozbyć. Odebrała także swój glej, złożyła go starannie i ukryła w kieszeni.

Uwadze Vilis nie uciekł wszakże pewien niuans - jej glejt dotyczący misji w Feuligmere był podpisany i opieczetowany pieczęcią ojca Mortena, glejt elfa nosił pieczęć i podpis samego arcykanonika Augusta Libernstaina.

Elf ukłonił sie lekko zamierzając odejść, nim to jednak zrobił rzekł łowczyni i jej towarzyszowi - Kwestie rytuału i niezbędnych składników z okolic bagien omówimy na miejscu, nie chciałbym sie powtarzać - zastanowił się przez chwile przyglądając się obydwu po czym dodał - a i tak pewne rzeczy będe musiał pewnie zapisać. Stwierdził po czym wszyscy udaliście się na barke.

Łowczyni uśmiechnęła się krzywo. Prawowiernemu łowcy nie trzeba było podpisów arcykapłanów by móc działać, no ale magom nikt nie ufał. Potrzebowali mocnych pleców i wsparcia by ich działania, nawet te dobre i dobro czyniące, nie skończyły się wśród płomieni stosu. Pozwoliła by elf wszedł na barkę pierwszy, nie spuszczając z niego wzroku.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-05-2013 o 17:33. Powód: bo kset...
Zombianna jest offline