Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2013, 15:05   #4
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
20 grudnia 2012, Rock Cafe, Złote Tarasy, Warszawa

Stolik był najlepszy w całym lokalu.

Najlepszy z punktu widzenia Julii, oczywiście. Wypatrzyła go zaraz po wejściu do Rock Cafe, kiedy jak zwykle zatrzymała się w progu, szybkim spojrzeniem lustrując wnętrze. Jakaś parka – wytapetowana małolata i pryszczaty młodzieniec – właśnie się od niego zbierali. Julia wyciągnęła htc udając, że odbiera maila. Kiedy w końcu wstali, nie poczekała nawet, aż kelnerka uprzątnie kubki, tylko podeszła zdecydowanym, spokojnym krokiem. Była zadowolona - stał najdalej od wejścia, umieszczony w samym rogu, niedaleko drzwi na zaplecze – usiadła tak, żeby za plecami mieć ścianę, a przed sobą znakomity widok na całą salę i główne wejście. Nie lubiła być zaskakiwana.

Czekolada była pośledniej jakości – najwyżej 55, może 60 % kakao, oszacowała - Julia przyzwyczajona była do rzeczy z wyższej półki. Ale była naprawdę mocno gorąca, co się rzadko zdarzało. Piła powoli, czując jak gęsta słodycz parzy język. To było miłe uczucie.

Otworzyła skórzaną teczkę i spojrzała na podanie w foliowej koszulce. Zaczęła bezwiednie stukać wypielęgnowanymi paznokciami w blat. Co powinna zrobić?

Jej pozycja w Krakowie była stabilna. Nikt nigdy nie podważył jej zdolności, intuicji, rzetelności, pracowitości. Nie spóźniała się, wywiązywała z zobowiązań, osiągała znakomite wyniki. Na ostatniej ewaluacji usłyszała jednak – nie zostało to wpisane wprost do jej akt, ale Zbuk - jej bezpośredni przełożony – wiecznie spocony, obleśny dupek, którego idée fixe była „integracja zespołu” z naciskiem na jej osobę – starł się jej to przekazać.

- Pani Julio, nie mam zastrzeżeń do pani pracy, ale dochodzą mnie słuchy.. – otarł czoło chusteczką, sprawiał wrażanie, ze obecność Julii go spina, to było absurdalne - niektóre osoby mówią, że nie angażuje się pani zbytnie w życie socjalne naszej komendy.
- Które osoby? – dopytała Julia uśmiechając się miło. – Może zaprosimy je i dokonamy konfrontacji? Chętnie bym usłyszała z ich ust to rozumieją przez „angażowanie w życie społeczne komendy”.
- Ależ pani Julio… usłyszałem to w zaufaniu, nie mogę wskazać osób.
- Acha już ci wierzę.. zamiast powiedzieć mi w oczy, że ci się nie podoba, ze nie jeżdżę na te pieprzone integracyjne spotkania survivalowo-paintbolowo-quadowe, to coś chrzanisz o zespole. A nie powiesz mi wprost, bo nie masz możliwości nakazania mi, żebym jechała. Bo – technicznie rzecz biorąc – nie jesteś moim szefem, misiu. I chciałbyś, żebym sam wiedziała że powinnam. A mi się integracja polegająca na wspólnym budowaniu tratwy i przypadkowym obłapianiu mnie przy okazji nie bawi – pomyślała sobie, po czym znów miło się uśmiechnęła.
- Czy ma pan jakieś konkretne – zaakcentowała słowo – zastrzeżenia co do mojej pracy merytorycznej?
- Oczywiście nie, raczej chodziło mi..
– odchrząknął - zespołowi o pani ogólne zaangażowanie.
- Ogólne zaangażowanie, w sensie?
– znowu poprosiła o doprecyzowanie – przypieranie go do ściany było banalnie łatwe.
- Chętnie bym to pani wyjaśnił, ale niestety musze przerwać naszą rozmowę i panią przeprosić, za 15 minut mam spotkanie z ministrem.

Julia – kierowana wrodzona sobie uprzejmością – nie dopytała tym razem „z którym ministrem?” tylko pożegnała się i wyszła.

Paznokcie tańczyły na blacie stolika. Dużo czasu zajęła jej zmiana nawyku gryzienia palców na stukanie. Ale wysiłek opłacił się. Zbuk, niestety, tez miał silną pozycję, a raczej silne plecy. Jak się uprze, to Julii nie będzie łatwo. Warszawa była dla niej jakaś szansą. Alternatywą. Chyba.

Z jednej strony – nie lubiła nowych miejsc, ludzi i miast. Lubiła za to nowe wyzwania. A praca w stolicy mogła takim być… Perspektywa odcięcia się od przeszłości, w taki symboliczny sposób, też była kusząca. Karol był ciągle jej mężem – nikt nie da jej rozwodu z mężczyzna w śpiączce – ale nie wiązało jej z nim nic więcej. Opiekę równie dobrze mogła opłacać stąd. Uśmiechnęła się sama do siebie. „Stąd”. Czyżby już podjęła decyzję? Na uczelni w semestrze letnim nie brała wykładów, zaocznych odda jakiejś koleżance.. albo będzie dojeżdżać. To w końcu tylko 3 godziny. Doktorat.. konsultacje przez Skype’a są równie skuteczne. Tak naprawdę prawie nic nie trzymało ją w Krakowie – poza sentymentem do miasta.

Jedna rzecz była niepokojąca w tym nowym przydziale. Miała pracować „w zespole”. Ma sam słowo „zespół” coś się jej robiło w środku. Młoda i stary - wyga i żółtodziób. Starszawy facet, pewnie ze swoim hierarchicznym postrzeganiem świata, zaraz pewnie ustawi się w pozycji szefa, a potem zajmie się pokazywaniem im – kobietom – gdzie jest ich miejsce w szeregu.
Młoda – pewnie wyemancypowana, co jest przywilejem młodości – zacznie z nim walczyć , i oporować, a gdzieś w środku tej plątaniny Julia będzie musiała wyszarpać przestrzeń dla siebie. Pokazać facetowi, ze nie będzie jej szefem, z młodej, że jej nie zagraża i że ta nie musi z nią rywalizować. Najchętniej stanęła by gdzieś z boku, ale w tej sytuacji chyba się to nie uda. Czekało ją starcie ze zgorzkniałym facetem i ambitną, pewnie ignorancką, małolatą. Da radę. Jak zawsze.

Ej! Zmitygowała samą siebie. Macie współpracować nad sprawą, nie walczyć o pozycję. Taa.. takie były założenia. Ale Julia znała życie.

Nachyliła się nad podaniem, wyciągnęła Parkera z eleganckiego etui i złożyła zamaszysty podpis.



27 grudnia 2012 roku, Komenda Rejonowa Warszawa VII

Mosiężna tabliczka na drzwiach nie zostawiała wątpliwości co do tego, kto urzęduje w tym miejscu. Komisarz Kwieciński jeszcze przed świętami polecił by Julia stawiła się u niego w biurze właśnie dziś by przedstawić jej to, co będzie ją dotyczyć przez najbliższy czas. Dobrze, że dziś było mało ludzi na komendzie. Przerwa między świętami a Nowym Rokiem nigdy nie była lubiana bo to czas na wolne, ale wiadomo, że ktoś musi pracować by odpoczywać musiał ktoś. Ci, którzy odwalali dzisiaj pańszczyznę, przemykali się pod ścianami z kubkami herbaty w dłoniach i spuszczonym wzrokiem. Lepiej dziś nie wpadać na szefa, który zadziwiająco, właśnie w takich momentach miał zwykle przypływ weny. Dla dziewczyny nie było to jednak ważne. I tak nie znała tu nikogo a już tym bardziej komisarza Kwiecińskiego. Bardziej ją interesowało raczej to, co będzie tutaj do roboty. Miała dobrą pracę i wielu znajomych, a tutaj przyjdzie jej pracować na obcej ziemi i niemal sama. Jest co prawda zespół, ale to nie to samo. Zostaje robota. A ta robota...

Cóż, raz się żyje. Zapukała zdecydowanie w drzwi i nie czekając na pozwolenie wparowała do gabinetu. Nie był on specjalnie bogaty. Ot, biurko, szafa i niewielki kredensik. Do tego obowiązkowy fikus, okno z widokiem na ulicę oraz siedzący za biurkiem mężczyzna. Wyglądał na swoje lata i każda zmarszczka na twarzy była okupiona rokiem za biurkiem policyjnego wydziału śledczego. Drobny wąsik jeszcze sprzed dwóch dekad dopełniał całość Janusza Kwiecińskiego.

Popatrzył na wchodzącą Julię i przerwał notowanie czegoś w dużej teczce. Odłożył czerwony długopis na biurko i poderwał się na nogi. Z uśmiechem wskazał na fotel, przygładził mundur i wyciągnął rękę na powitanie.
- Witamy, pani Kazan. Komisarz Janusz Kwieciński. Proszę usiąść.
Uścisnęła energicznie jego dłoń.
- Dziękuję - powiedziała siadając.
Mundur zwykle dodawał mężczyzną powagi i uroku, ale o komisarzu Kwiecińskim nie można było tego powiedzieć.
Wyglądał dziwnie... niepewnie za swoim biurkiem, które - nota bene - było zbyt małe, jak na osąd Julii. Szef powinien zadbać o godną reprezentację. Ale może wcale nie był tu szefem? Po prostu wyznaczono go do kontaktu z nią. Pożałowała, ze nie sprawdziła na stronie komendy jego pozycji. Zwykle lepiej przygotowywała się do tego typu rozmów.
- Dziękuję za przybycie i mam nadzieję, że przy nowej sprawie i w nowym zespole będzie się pani dobrze pracować - komisarz unikał kontaktu wzrokowego i wydawał się być zmieszany jeśli miał patrzeć wprost na Julię.
- To jeszcze nieformalne spotkanie przed tym właściwym, które odbędzie tuż po Nowym Roku, 2 stycznia. Jeśli ma pani jakieś pytania, to lepiej zadać je teraz. Gdy ruszy zespół, będzie miał swojego szefa, który przejmie obowiązki zarządzającego zespołem i odpowiadającego przede mną i komendantem. Potem to już do niego proszę kierować wszystko to, co uważać będzie pani za słuszne.
Czerwony długopis znów trafił w jego ręce. Zaczął się nim bezwiednie bawić, próbując skupić się na czymś, co było zapisane w teczce. Nie szło mu to za najlepiej i pewnie gdyby nie temperatura za oknem, to by pocił się jak mysz. Jednak z dalszej obserwacji nie wynikało by przyczyną tego było coś, co chciałby ukryć lub uniknąć. Może to zawstydzenie, może kontakt z kobietą? Jego niepewność została potwierdzona, ale rzeczywista postawa nadal pozostała nieodgadniona.

Julia przyjrzała się mężczyźnie, uśmiechając się lekko, przyjaźnie. Uciekał wyraźnie wzrokiem i generalnie sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Coś było na rzeczy... Na pewno nie postrzegał jej jako potencjalnego zagrożenia dla swojego stołka, więc skąd to napięcie? Może coś było ze sprawą, do której miała być przydzielona?
- Tak, mam dużo pytań - powiedziała po chwili. - Mam nadzieję, ze nie uzna pan tego za zbytnią obcesowość.. wydaje się pan podenerwowany tą rozmową. Dlaczego?
- Przepraszam, jeśli tak to pani odbiera. Może trochę tak. Nie zwykłem pracować z psychologami i to do tego kobietami. Niech pani tego nie odbiera jako zarzut a raczej moje staroświeckie podejście do pewnych zawodów. Muszę się przyzwyczaić i tyle. Proszę się tym nie niepokoić. Z chęcią wysłucham pytań - to jest przynajmniej obszar, gdzie czuję się pewnie. Od razu jednak uprzedzę, że szczegóły zadania i jego charakter zostaną przekazane na oficjalnej odprawie 2 stycznia i do tego czasu nie mogę udzielać żadnych informacji na ten temat. Zatem
- już wyraźnie spokojniejszy zwrócił się do Julii - co panią interesuje?
- Nie musi mnie pan przepraszać za moje odczucia
- uśmiechnęła się ponownie - I, technicznie rzecz biorąc, nie mam wykształcenia psychologicznego. Jestem lekarzem.
Zdjęła zamszowy żakiet, zostając w samym golfie i jeansach. Założyła nogę na nogę.
- Ciepło tu u pana.. skoro nie możemy rozmawiać o mojej przyszłej pracy, to po co pan mnie zaprosił?
- Zespół ten będzie wyjątkowy, gdyż ludzie w nim zebrani będą z różnych miejsc Polski i o różnej specjalności. Nie co dzień powołujemy coś takiego i dla naszego rejonu jest to niezłe osiągnięcie. Chciałbym, przynajmniej na początku, osobiście doglądać wszystkiego, zanim powierzę to liderowi. Dlatego chciałem się spotkać przed oficjalnym spotkaniem i zapewnić, że komenda zadbała o wszystko. Dostaniecie laptopy, komórki, swój pokój oraz samochód. Do tego zakwaterowanie w mieszkaniu i oczywiście pensję. Wszelkimi papierkami kadrowymi będzie zajmować się pan Jutrznia więc dla was zostanie skupienie się na pracy. Nie wykluczam, że w nadchodzącym śledztwie może pani mieć kluczowy udział i podobnie, jak i inni i obciążanie ich zbędną pracą byłoby głupie.
Kwieciński spojrzał na Julię podziwiając ukradkiem jej rude włosy i zgrabną sylwetkę. Nadal wydawał się być spięty, ale to z minuty na minutę słabło. Możliwe, że mniej formalny ton i odnoszenie się przynoszą skutek. Możliwe...
- Jeśli woli jednak pani konkrety co do zadania, to tutaj muszę zachować procedury i nic nie będę mógł powiedzieć. Co do pracy to obowiązuje to, co na całej komendzie - jeśli jest zrobiona robota to jest dobrze. Nie wymagam siedzenia i odbębnienia ośmiu godzin tylko efektów. Podejrzewam, że to samo powie pani lider zespołu, ale moje przekonanie o słuszności pracy wynika z efektywności a nie ilości godzin za biurkiem. Gdyby nie wiek, to sam bym jeszcze ruszył w miasto - uśmiechnął się choć tylko poprzez skrzywienie ust i ruch wąsem. To i tak znacznie wiele niż cokolwiek do tej pory.
- Czyli nie dowiem się, czemu powołano ten zespół? - westchnęła. - A kto będzie liderem?
Kwieciński uśmiechnął się.
- Jest pewne śledztwo, które trzeba dokończyć. Więcej nie mogę powiedzieć. A liderem będzie doświadczony policjant z Krakowa - Robert Ziętek. Może pani kojarzy, bo to samo miasto, co i pani. Ma on wszystko co trzeba by zarządzać zespołem. Sądzę, że dogadacie się jeśli chodzi o szczegóły.
- Dokończyć?
- dopytała - Czyli policjanci już pracowali nad tą sprawą, tak? Spotkamy się z nimi? Mogę mieć wgląd w dokumenty?
“Dokończyć” pomyślała. Coś im nie szło.. tak bardzo, że aż postanowili powołać zespół, żeby jemu podrzucić to “śmierdzące jajo”. Cała sprawa - choć, de facto, nie poznała jeszcze żadnych konkretów - zaczynała się robić śliska. Służbowy laptop i komórka.. czemu tak to podkreślał? Czyżby to nie był standard?
- Tak, wszystko będzie przekazane i do wglądu. Jak tylko będzie odprawa i formalne przekazanie sprawy. To już 2 stycznia, zatem jeszcze kilka dni. Z różnych względów nie może one być prowadzone przez naszych ludzi. Mamy za mało środków własnych by móc to kontynuować a chcemy by ta sprawa znalazła swoje rozwiązanie. Można powiedzieć że jest priorytetowa dla nas, ale niekoniecznie dla kogokolwiek innego.
- Widzę tu pewna sprzeczność...
- Julia potrząsnęła głową, rozrzucając włosy wokół twarzy - Mówi pan o braku środków, a zatrudnia specjalistów z zewnątrz ? Laptop, mieszkanie... To musi kosztować więcej niż korzystanie z własnych zasobów ludzkich. Dlaczego wasi ludzie nie mogą kontynuować tej sprawy?
- Tak, istnieje sprzeczność. Jednak nie dla naszych zarządzających, którzy rozdają środki na określone działania i projekty. Na coś nowego, najlepiej europejskiego, są pieniądze, ale na codzienną pracę już ich nie starcza. Moi ludzie jeżdżą wysłużonymi gratami, ale nie mam środków na coś nowego lub przynajmniej nowszego rocznikowo dla nich. Skoro są dotację to trzeba je wykorzystać i zakupić sprzęt i przesunąć ludzi by wykorzystać ten budżet. Chcę by pani mnie zrozumiała, nie mam nic przeciwko zespołowi i najchętniej bym dał tą robotę dla swoich. Jednak wtedy kasa z dotacji byłaby nie ruszona i najnormalniej w świecie przepada. Mamy koniec roku, spora kwota czeka na zagospodarowanie. Muszę podejść po gospodarsku do tego i zrobić wszystko, by ją dobrze wykorzystać. Zakup laptopów, komórek, nawet wynajem mieszkania czy samochodu oznacza, że zostanie on na stanie komendy nawet jeśli zespół spełni swoje zadanie i nie będzie potrzebny. Gdyby go nie było, to nie mielibyśmy nawet tego.

Kwieciński najwyraźniej był na swoim terenie i zapędził się tam, gdzie czuje się jak ryba w wodzie.
- Zespół jest ważny. Nie jest powołany tylko dlatego, że trzeba wyciągnąć kasę i tylko tak da się to zrobić. Wywalanie kasy na coś niepotrzebnego jest dla mnie nie do zaakceptowania. Dlatego jeśli już coś takiego robić, to niech to będzie pożytkiem dla nas, dla naszego rejonu. Zespół specjalistów, złożone śledztwo, a Jurek będzie mógł pójść na urlop - po raz pierwszy od trzech lat. Na narty pojedzie czy coś. Przynajmniej tyle mogę zrobić. A zespół zajmie się resztą. Skoro nie mogę dać kasy moim ludziom, to przynajmniej odciążę ich. Tak to wygląda pani Julio. Nie chcę zniechęcać pani od samego początku wywalając takie techniczne rzeczy, które tu zachodzą, ale wydaje mi się, że pani i tak by się dowiedziała. Więc lepiej niech to powiem ja, to przynajmniej będę wiarygodny i za takiego chcę uchodzić.
- Rozumiem...
- powiedziała powoli. Proceder wydawania na gwałt, często bez wyraźniej potrzeby, środków pozostałych na koniec roku nie był jej obcy. Jednak jej poprzedni szefowie zawsze znajdowali sposób, aby pieniądze trafiały do ludzi z zespołu, nie jakiś obcych, do tego z drugiego końca kraju. Więc względy finansowe i “odciążenie” swoich na pewno nie były jedynymi motywami... albo po prostu Kwieciński był marnym szefem. I wydawał pieniądze przypadkowo.
- Dlaczego właśnie ja? - dopytała jeszcze na koniec.
- Nie mamy nikogo o podobnej specjalności u siebie. I tak wszystkich podnajmujemy z Głównej. Mając psychiatrę u siebie, do tego psycholog z umiejętnościami negocjacji i innymi takimi rzeczami, możemy mieć korzyść nie tylko w tym śledztwie, ale i w innych. Jako specjalista może pani pomóc w innych sprawach i nie musimy czekać aż łaskawie znajdzie się ktoś w Głównej i przyślą nam kogoś.
- Coś jeszcze powinnam wiedzieć? Jak rozumiem z resztą zespołu spotkam się dopiero na tej odprawie?
- Tak, z resztą na odprawie
- podobnie jak przedstawieniem sprawy. Czy coś więcej? Sądzę, że i tak będzie wiele pytań - nie ważne ile teraz poruszymy. Podczas normalnej pracy pewnie będzie można znaleźć na to wszystko odpowiedź. W razie co to mój gabinet jest zawsze otwarty i jeśli jest coś, z czym chciała by pani przyjść, to proszę bardzo. To spotkanie miało tylko przełamać pierwsze lody i poznać panią osobiście a nie tylko jako imię i nazwisko w papierach. Tak postępuję w stosunku do każdego członka nowego zespołu. I ma to swoje plusy. Przynajmniej przekonuję się, że mam właściwą osobę na właściwym miejscu.
- Zawsze otwarty, żeby sprzedać masę komunałów i ogólników, bez żadnego znaczenia - pomyślała Julia, a potem uśmiechnęła się, wstając.
- Bardzo dziękuję za spotkanie. To było .. - poszukała słowa - inspirujące.
Po powrocie do siebie będzie musiała sprawdzić tego Ziętka.. skoro jest z Krakowa nie powinno być żadnych trudności. Choć tyle. Przynajmniej jeden konkret.
- Miło mi było pana poznać.
Komisarz wstał zza biurka i wyciągnął rękę w stronę Julii.
- Mi również miło było poznać. Zapraszam na drugiego stycznia na 9.00. Będzie odprawa i pierwsze spotkanie całego zespołu. Mam nadzieję, że praca tutaj, będzie ciekawa i da dla pani wiele satysfakcji.
Podała mu dłoń.
- Bez wątpienia. Do zobaczenia.



2 styczeń 2013 roku, Komenda Rejonowa Warszawa VII

Przyszła chwilę – 20 minut - wcześniej, nie lubiła się spóźniać. Nie żeby miała problem z wkraczaniem do pokoju pełnego ludzi w środku zebrania, raczej chodziło to, żeby zająć dobre miejsce i móc obserwować wchodzących. Szczególnie teraz, kiedy po raz pierwszy miała zobaczyć większość nowych współpracowników, było to ważne.
Ściągnęła kaszmirowy szalik, pozwalając włosom rozsypać się po ramionach. Zdjęła wełniany płaszcz i powiesiła go na wieszaku w rogu pokoju, zostając w samych jeansach wpuszczonych w wysokie kozaki i koszulowej bluzce, dopasowanej do smukłej figury.

Skinieniem głowy przywitała się z komisarzem Kwiecińskim, Roberta Ziętka rozpoznała od razu – znajomi z Krakowa podesłali jej zdjęcia, choć bezpośredniego kontaktu do niego nie udało się jej zdobyć. Jej plany wcześniejszego porozmawiania z Robertem spełzły na niczym. Zresztą – był szczególny czas, koniec roku. ludzie mieli inne zajęcia niż spotkania biznesowe. Niedaleko siedziała młoda dziewczyna, pewnie ta nowicjuszka.. a jeszcze dalej kolejny facet, wysoki, nawet dość przystojny, silnie zbudowany w cywilnym ubraniu.

Oczywiście, zabrakło jakiegokolwiek przedstawienia zgromadzonych w sali osób.

Przejrzała materiały, wysłuchała prezentacji, potem pytań. Wszystko śmierdziało na kilometr. Spodziewała się wątków mafijnych, zorganizowanej przestępczości, może jakiegoś seryjnego zabójcy… Zabójstwo emerytowanego gliniarza i pożar, dla wyjaśnienia którego powołuje się zespół?
Dodatkowo ten.. drugi specjalista Tomasz Brender – co samo w sobie było niepokojące, zespół miał liczyć trzy osoby – miał delikatny, choć wyraźnie słyszalny obcy akcent. Ściągnęli specjalistę z zagranicy?

Oczywiście, zabójstwa gliniarzy miały wyższy priorytet, ale mimo wszystko… Zdecydowanie nie mówili im całej prawdy. Ale na razie nie zadawała żadnych pytań. Przyjdzie na to jeszcze czas. Na razie słuchała, zapamiętywała i starała się zorientować, na czym na prawdę ma polegać ich zdanie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline