Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2013, 23:13   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Alex zsunął się z siodła i podszedł do Ulricha Kleina.
- Za jakiś miesiąc będę wracać do Altdorfu - powiedział Ulrich, wręczając Alexowi zapłatę za ochronę karawany. Trzy tygodnie wspólnej podróży. - Jeśli zechcesz się zabrać, to miejsce masz pewne. W razie czego pytaj o mnie w "Starym Młynie".
Alex skinął głową. Uścisnął dłoń Ulricha i pożegnał się z pozostałymi członkami eskorty.
- Do zobaczenia na szlaku - powiedział.
A potem skierował się do gospody - jednej z paru, które mu polecili ci, co juz bywali wcześniej w Marienburgu. Cicha, spokojna, z miłą obsługą. I niezbyt droga, zapewniano go.
Same zalety.

***

- Zaopiekuję się pańskim wierzchowcem - obiecał chłopak stajenny, przejmując wodze z rąk Alexa. - Jak swoim własnym - zapewnił.
- Tylko czasem się nie pomyl. - Alex spojrzał na niego uważnym wzrokiem. - Wolałbym, żeby nagle nie zmienił właściciela.
- Ale co też pan mówi... Ja nigdy...
- wybełkotał chłopak.
Alex uśmiechnął się.
- Jestem pewien - powiedział. Rzucił chłopakowi parę miedziaków.

***

Mężczyzna, który wszedł do "Płonącej Gęsi" był wysoki, ale nie na tyle, by musiał się schylać w każdych drzwiach. Ciemne skórzane spodnie i wysokie skórzane buty nosiły ślady dość długiej podróży, podobnie jak i narzucony na ramiona płaszcz podróżny. Pod płaszczem nosił brązową tunikę, a baczny obserwator z pewnością zdołałby dostrzec koszulkę kolczą, noszoną przez najnowszego gościa "Gęsi" pod tuniką. Uzbrojony był w długi miecz, pokaźnych rozmiarów sztylet, lecz największą uwagę zwracał łuk - o dobrą stopę dłuższy od powszechnie używanych.
Opalona twarz przybysza była gładko ogolona, a jasne włosy dość starannie przyczesane.

Alex uważnym spojrzeniem omiótł izbę, poszukując ewentualnych wrogów lub przyjaciół, a potem podszedł do baru, przy którym urzędował starszy, brzuchaty mężczyzna.
- Kąpiel poproszę - powiedział. - I pokój. Na razie na jedną noc.

***

Znajdująca się w dzielnicy portowej "Dziurawa Beczka" może nie cieszyła się najlepszą renomą, ale piwo miała znośne i była chyba najlepszym źródłem plotek w całym mieście. Po czwartej wizycie traktowano go już prawie jak swojaka.

Alex sączył spokojnie piwo, przysłuchując się toczonej przy sąsiednim stole rozmowie, w której nazwa Fauligmere powtarzała się dość często. Okraszona barwnymi ozdobnikami w stylu smok, lewiatan, gigantyczna kałamarnica, worki złota, szlachectwo czy trzy córki-dziewice, będące nagrodą dla śmiałka.
- Jakie dziewice? - warknął jeden ze słuchaczy. - Wszak smoki na to łase. Każdy to wie. Żadna by się nie uchowała.
- Głupoty gadasz!
- przerwał mu drugi. - Smok, jak każda gadzina, wszystko zeżre. Tu by przyleciał, to by i nas zeżarł.
- A ty co? Takiś smoków znawca?

Alex zapłacił za piwo i wyszedł, pozostawiając bywalców "Beczki" pogrążonych w zażartej dyskusji na temat tego, skąd w Fauligmere miałby się wziąć lewiatan i co na takim zadupiu miałby robić smok, skoro w takiej małej wiosce dziewic starczyłoby mu zaledwie na kilka dni...


***

- Kolacja i piwo - poprosił.
Dziewczyna roznosząca jedzenie w "Gęsi" skinęła głową i poszła w stronę kuchni.
Wróciła szybko, kołysząc biodrami i niosąc tacę z zamówioną kolacją i piciem. Postawiła wszystko na stole i nachyliła się, nalewając piwo do kufla, a jednocześnie serwując Alexowi widok swych pełnych piersi, wciśniętych w niemal pękający w szwach stanik sukni.
Kiedy kufel był już napełniony, Alex wręczył dziewczynie monetę.
- Dziękuję, moja droga.
Dziewczyna zachichotała, mruknęła z zadowolenia i schowała monetę. Omiotła klienta uważnym spojrzeniem, jakby oceniając jego kondycję. Finansową?
- Czy mogę czymś jeszcze służyć? Czymkolwiek? - Widać lustracja wypadła pozytywnie.
Alex przez moment się zastanawiał, potem pokręcił głową. Dziewki w karczmach zwykle nie były altruistkami, a jego sakiewka nie była bez dna.
- Nie, to wystarczy - powiedział.
- Gdybyś jednak zmienił zdanie...
Alex ponownie pokręcił głową.
Na twarzy dziewczyny pojawił się wyraz rozczarowania, lecz zawód najwyraźniej nie trwał długo, bo służka wnet zaprezentowała swe wdzięki innemu klientów.

- Pan Ranelf? - Było to bardziej stwierdzenie faktu, niż pytanie. - Mogę zająć chwilę?
Alex oderwał się od jedzenia i spojrzał na pytającego. Tamten wyglądał na typowego urzędnika. No i znajomość była, nie da się ukryć, jednostronna. Nie widział go nigdy w życiu.
Skinął głową.
- Czym mogę służyć? - spytał, zastanawiając się, czy czasem komuś się nie naraził w ostatnich czasach. Najemny zabójca nie musi przecież mieć wypisanej na twarzy profesji.
- Mój pracodawca bardzo chciałby z panem porozmawiać - oświadczył tamten. - Jak najszybciej, jeśli byłby pan łaskaw.
- Wszystkiego dowie się pan na miejscu
- uprzedził ewentualne pytanie.

***

Dom wyglądał na opuszczony. Mimo późnej pory w żadnym oknie nie świeciło się światło. Ogród od strony ulicy był zapuszczony, zdziczały wprost.
Alex ukradkiem upewnił się, że sztylet łatwo da się wydobyć. Pierwszą ofiarą ewentualne zasadzki powinien paść przewodnik. A potem - zobaczy się.

Wbrew ponurym przewidywaniom Alexa nic się jednak nie stało. Ledwo prowadzący Alexa mężczyzna uderzył w kołatkę drzwi otworzyły się, ukazując dość długi, kiepsko oświetlony korytarz.
Tuż za progiem stała młoda dziewczyna w szacie przypominającej nieco togę.
- Zaprowadź pana Ranelfa do mistrza - polecił dotychczasowy przewodnik, zamykając starannie drzwi.
- Tędy proszę. - Dziewczyna obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie nie patrząc nawet, czy Alex idzie za nią.

***

Komnata była ciemna, rozświetlona w tej chwili tylko parą woskowych świec.
Hermann Bauer, mag (tak się przynajmniej przedstawił), przez moment przyglądał się Alexowi.

- Panie Alexandrze, słyszałem o panu parę ciepłych słów. Pańskie sukcesy są dość znaczne. Vogelsang, Salkalten. Całkiem nieźle pan sobie radził.
- Nie byłem sam
- wtrącił Alex, co mag zbył machnięciem ręki.
- Miałbym dla pana propozycję. Dość opłacalną, jak sądzę - powiedział Bauer. - Wieści się rozeszły, że na bagnach w okolicach Fauligmere stwór pewien grasuje.
- A dotarły o mnie owe plotki, dotarły
- potwierdził Alex, delektując się smakiem świetnego, czerwonego wina. - Wspaniały bukiet.
Pijał podobne u hrabiego von Viehmanna, ale nie zamierzał dzielić się tymi informacjami.
Bauer głową skinął, widać z pochwały zadowolony.
- Ano właśnie. Opowiadają też o skarbach, o dziewicach, o nagrodach, o kultystach. Jak to zawsze bywa, ludzie i nieludzie głupoty gadają niestworzone.
Mag dolał wina Alexowi, sam też nieźle z kielicha pociągnął, po czym mówił dalej.
- Prawdą jest niezaprzeczalną, że potwór tam jest. I że nagrodę dają. Trzydzieści złotych koron - wyjaśnił, nim Alex zadał pytanie. - W imieniu barona Eldreda jakiś niziołek ją ofiaruje dla każdego śmiałka, co się do śmierci potwora przyczyni.
- Niziołek?
- zdziwił się Alex.
- Tupik go zwą. Szlachcic podobno. - Mag, choć w Narienburgu siedział, swoje źródła informacji najwyraźniej posiadał.
Alex przez moment wpatrywał się w czerwony trunek w kryształowym kielichu. Jeden z jego kompanów, co z Bretonii przybył, wspominał o jakimś Tupiku, cwaniaku i oczajduszy, co to w głośną sprawę d’Arvillów był zamieszany. Pół rodu przez niego zginęło. Ale tamtego ponoć powiesili... Może to więc o kim innym była mowa.
- Nie o niziołka jednak chodzi. I nawet nie o tamtą nagrodę - mówił dalej mistrz Bauer. - W tym, co ludzie gadają, że magom kawałki onego potwora zdać się mogą na coś, to i cień jest prawdy. Przeczytałem w starych księgach, że krew takiego potwora bardzo jest przydatna do sporządzenia pewnej mikstury. Za trochę krwi tej sowicie byłbym w stanie zapłacić.
- Co to jest "trochę" i co to znaczy "sowicie"
- zapytał Alex, który wolał konkrety znać, niż ogólnikami mówić.
- Zaliczkę dam na podróż i pięćdziesiąt sztuk złota po powrocie - powiedział mag. - Za pełną kwaterkę. - Położył na stole średnio wypchaną sakiewkę. - Oto zaliczka.
- Zgoda
- powiedział Alex, dochodząc do słusznego wniosku, iż złoto piechotą nie chodzi. I że nawet mając pełną sakiewkę warto do niej czasami coś dorzucić.
- Z rana, równo niemal ze świtem, wypływa z portu barka, którą Sigmaryci zamówili, by śmiałkowie, co się chcą z potworem zmierzyć - oznajmił Bauer.
- A co to za potwór? - spytał Alex. - Bo różnie ludzie gadają.
- A nie mówiłem?
- zdumiał się mag. - To ośmiornica. Wielka.
Ośmiornica? Alex, choć spędził nad morzem kilka dobrych tygodni, stwora takiego nie widział. Jadał czasami w Salkalten. Z umiarkowaną przyjemnością.
Mag zadzwonił. W drzwiach pojawiła się znana już Alexowi dziewczyna.
- Przynieś mi “Libro de Animalibus” - polecił mag.
Dziewczyna skłoniła się, po czym zniknęła, jakby wiatr ją wywiał.
Przez moment siedzieli w milczeniu, powoli popijając wino.
Dziewczyna w końcu się zjawiła i położyła przed magiem wielką księgę. Ten kartkował ją przez chwilę, potem podsunął Alexowi.


Octopus Vulgaris - głosił napis pod rysunkiem.
- Mało sympatyczne spojrzenie - mruknął Alex. Odsunął księgę. Mag podał ją dziewczynie, która natychmiast wyszła.
- Tamta wygląda podobnie. Tyle tylko, że jest duża. I zamiast w morzu żyje na bagnach.
- Na bagnach...
- Zwą to Przeklętymi Bagnami
- stwierdził mag. - Bagna, jezioro i podmokły teren.
- To koń się nie przyda
- powiedział cicho Alex.
- Potrzebny tam jest jak dziura w moście - odparł mag. - Najlepiej by pan go zostawił w Marienburgu. I tak pan tu wróci, panie Alexandrze, to pan go wtedy odbierze.
- Tak? Ale gdzie, żeby się nie okazało po powrocie, że koń był, ale go już nie ma?
- Na przykład tam, gdzie się pan zatrzymał
- powiedział Bauer.
Zadzwonił. W drzwiach ponownie stanęła dziewczyna. Ta sama, co zawsze.
- Powiesz Maxowi, żeby poszedł z panem Alexandrem i uregulował wszystkie rachunki - polecił mag. - Stajnia na miesiąc z góry.

***
- Proszę mnie obudzić przed świtem - poprosił Alex, gdy za Maxem zamknęły się drzwi gospody.

***

Barka o wdzięcznej nazwie “Szum morza” kołysała się przy nabrzeżu zgodnie z rytmem leniwie o owo nabrzeże uderzających fal.
Zbyt wielkiego doświadczenia w dziedzinie jednostek żeglujących po morzu Alex nie miał, ale nawet on był w stanie ocenić, że łajba w żadnym wypadku do morskich podróży się nie nadawała. I że morza nigdy nie oglądała. Nawet z daleka. Ale na wodzie się jakoś trzymała...

Jeden samotny matros drzemał przy prowadzącym na pokład trapie. Dwoje ludzi, kobieta i mężczyzna, nie dobrani ani wzrostem, ani strojem, stało niedaleko barki. Nim Alex doszedł do trapu dołączył do nich jakiś elf.
Pasażerowie? Przekona się, bez okazywania zbytniej ciekawości.
Wszedł na trap.
- Dzień dobry. Barka płynie do Fauligmere? - spytał.
Marynarz spojrzał na niego z umiarkowanym zainteresowaniem i skinął głową.
- Tam są kajuty - ponownym skinieniem głowy wskazał kierunek. - Została największa, czteroosobowa.
Lepiej było zająć jakieś miejsce, niż spać na pokładzie. Z drugiej strony...

Kabina była nieco obskurna i ciasna, sprawiała wrażenie, jak gdyby po kilkunastu latach ktoś wreszcie postanowił ją wyczyścić, lecz nie zatrudnił do tego wykwalifikowanej obsługi. Strach było pomyśleć, jaki musiał panować tu smród zanim kabinę porządnie wywietrzono i już mniej porządnie umyto. Można się było jedynie domyślać, że ktoś tu za tę usługę zapłacił ekstra...
Wspólna kabina posiadała cztery hamaki, przy których znajdowały się małe szafeczki i wiadro.

Z drugiej strony, czy poprzedni użytkownicy tej kajuty nigdy się nie myli? Chyba lepiej będzie spędzać większość czasu na pokładzie. Powiadają co prawda, że od smrodu się nie umiera, ale nie musiał tego sprawdzać osobiście.
Alex rzucił swoje bagaże na znajdujący się najbliżej okienka hamak, a potem wyszedł na pokład i stanął niedaleko trapu.
Akurat w porę, by ujrzeć niewysoką dziewczynę, dzierżącą nietypowy łuk i targającą na plecach juki.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-05-2013 o 09:18.
Kerm jest offline