Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2013, 15:24   #3
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
A więc wyciągnęli ją z lodówki. Miała to przed sobą na papierze. A raczej w grubej teczce z aktami nowej sprawy. Było to trochę jak oficjalne oświadczenie, że jej pięciomiesięczny pobyt za biurkiem właśnie się zakończył. Nie była do końca pewna czy ma się z czego cieszyć.
River Moor wyszła ze spotkania z Agentem Oldblumem, czując jak niepokój ściska jej żołądek. Góra widocznie postanowiła jej wybaczyć. Każdy musi odsiedzieć w lodówce trochę czasu, po wpadce w stylu zastrzelenia podejrzanego poza godzinami służby i to z prywatnej broni. O Leonie i urlopie nerwowym nie wspominając. Inną sprawą na ile ona sama czuła się gotowa wrócić do pracy.
Kolejny kanibal, jeśli wyrobi sobie opinie, że dobrze radzi sobie z takimi sprawami wkrótce będzie oglądała tylko tego typu wariatów. To była w sumie ostatnia myśl jaka nasunęła się jej nim wczytała się w akta i zupełnie zatopiła w zadaniu.
Czasami była wdzięczna życiu za swój pracoholizm. Znacznie ułatwiał jej nie myślenie o pewnych sprawach.


Po jakimś czasie doszła do wniosku, ze ułożenie zwłok musiało coś znaczyć. Przydałoby się porównać je ze wspomnianymi w raportach kręgami. Martwił ja zupełny brak wzorca, jeśli idzie o dobór ofiar jak i same miejsca zbrodni. Tak jakby o określonej porze, określonego dnia sprawca po prostu musiał zabić. Nie licząc się z tym kogo zabije, gdzie zabije ani jakie są ku temu warunki – to był bardzo zły znak.
Zagrzebana w aktach sprawy trochę późno zorientowała się, że wypadałoby choć trochę poznać ekipę z jaką przyjdzie jej pracować. Mieli przed sobą ciężkie zadanie, od tego jak będą współpracować może zależeć ich życie. W sumie dotarło to do niej dopiero w czasie jazdy samochodem, gdy Lorianee Baines podniosłą kwestie misji incognito.
River siedziała z laptopem na kolanach przeglądając kolejne zdjęcie z miejsc zbrodni. Ułożenie zwłok wydawało się być znaczące. Gdyby faktycznie leżały w czymś na kształt rytualnego kręgu ich kończyny mogły pokazywać coś istotnego.
- Ja się na to nie piszę, lepiej sprawdzam się w pracy oficjalnej – odpowiedziała odnośnie propozycji Lorianee, a potem zerknęła na kalendarz. – Nie mamy tak wiele czasu, morderstwa mają miejsce z niemal idealną regularnością. Co tydzień, następne więc pewnie będzie miało miejsce 14, mamy niecałe sześć dni zanim ktoś znów umrze.
Spojrzała na swoich towarzyszy.
- No i chyba mamy jeszcze jedną, nieodkrytą ofiarę. Pomiędzy pierwszym a drugim morderstwem jest przerwa dwóch tygodni. Więc 10 sierpnia albo coś mu przeszkodziło, albo wyjechał i zabił gdzieś daleko, albo po prostu jeszcze nie odkryto zwłok – powiedziała, w sumie tylko te trzy opcje przychodziły jej do głowy. – Sprawdziłam bazy, mamy dwóch zaginionych w mieście z okolic 10 sierpnia, może jedno z nich to ofiara. Szukam też pasujących do schematu morderstw z sąsiednich stanów. Na miejscu możemy sprawdzić doniesienia o napaściach, może nieszczęśnik z 10 jakimś cudem przeżył.

Lucas większość drogi spoglądał zamyślony w okno. Cały czas słuchał swoją towarzyszkę, nie podobało mu się to, ta sprawa była dziwna. Czwórka agentów ? Zawsze był pewien że ich siłą powinna być dyskrecja, jednak teraz? Teraz komuś musi zależeć na niezwykle szybkim zakończeniu sprawy... albo?
- Lorianee nie pomyślał, teraz Ona nie może udawać tajemniczego towarzysza. Zaś Ja... Cóż... Nie wiem, do niedawna byłem w służbach mundurowych, nie jestem w stanie powiedzieć jak sobie poradzę w takiej sytuacji. Jednak jeśli mamy wysłać szpiega, powinna to być jedna osoba. Dwójka - mimo że jest to najbezpieczniejsze - to jednak znacznie narazi nas na wykrycie.- Cały czas w rękach taszczył pudełko z papierosami, miał cholerną ochotę zapalić.
- Poza tym, trzeba będzie załatwić jakiś punkt operacyjny.

Lori uważnie wysłuchała słów River, zastanawiając się nad słowami towarzyszki. Jej rozumowanie było dobre.
-Tak więc albo jedno ciało naprawdę dobrze ukrył... albo coś musiało mu przeszkodzić... - zastanowiła się przez chwilę nad możliwościami. – Może być tak, że pierwsza ofiara i czekał... Minęły dwa tygodnie, nie wytrzymał i zabił ponownie.
Lorianne przeglądała dokumenty.
- Sądzę, że ten znak wyryty na zapalniczce jest ważny. Trzeba się dowiedzieć co znaczy i może znajdziemy podobne znaki gdzieś w miasteczku. To dobry punkt zaczepienia. A co do misji incognito nie byłoby łatwe, ale jedna osoba taka by się nam przydała...

Wyglądało na to że wszyscy byli rozgarnięci i wiedzieli co robią. Jon cieszył się w duchu. Mieli ciekawe pomysły i zapał, sprawa nie powinna stanowić dla nich problemu. Wolał siedzieć cicho i nie przeszkadzać w burzy mózgów. Przynajmniej póki nie będzie miał czegoś do dodania. Tymczasem wyglądał z okna samochodu pogrążony w sobie, uśmiechał się pod nosem. Wiedział że dadzą radę, a to co słyszał tylko utwierdzało go w tym.

- Może zamiast posyłać jedno z nas bez wsparcia w trudny teren po prostu pójdziemy na układ z dziennikarzami? Ludzie czasem mówią im więcej niż nam, no i pismaki idą na układ w zamian za wymianę informacji. A to jest dla nas korzystne bo monitorowalibyśmy co dostaje się do mediów – zaproponowała River, patrząc na raporty z sekcji zwłok. – Boże co za niedoświadczony koroner to pisał? Chyba spróbuje sama zerknąć na te ciała, jakie mamy jeszcze w lodówce. Trochę się na tym znam, dość żeby pomierzyć zęby, poszukać wyraźniejszych nieprawidłowości i zmusić ich żeby zrobili pełną toksykologię. Skoro ofiary nie walczyły musiały nie być przytomne... znaczy jak ktoś cię gryzie w szyję wala jest odruchem somatycznym, nie kontrolowanym przez świadomość – skrzywiła się. – Jeśli nie szukali DNA to osobiście się postaram żeby kogoś z tego prosektorium wywalili.

- Ja mogę wejść w przykrywkę dziennikarza - wtrącił Jon – Otarłem się o dziennikarstwo, pomagałem w jednej stacji telewizyjnej. Wiem jak rozmawiać z ludźmi i jakie pytania zadawać. nasze spotkania nie będą problemem. Pod pozorem wywiadów będę was odwiedzał w cztery oczy i tam będziemy wymieniać spostrzeżenia. Poza tym wolę dziennikarkę bo więcej swobody, a i ludzi milej nastawieni. Problem to brak sprzętu, nie mam kamery, dźwiękowca... chyba że podam się za Freelancera. W tym przypadku starczy dyktafon, a to już nie problem.

Lori słuchała uważnie wypowiadanych słów. Zastanawiała się nad tym, patrząc na akta przyznawała River rację. Jak można coś tak spartaczyć?
- W sumie, albo ktoś nie umie pracować... Albo mordercą jest osoba szanowana. Burmistrz, może ktoś z policji i go kryją. - wypowiedziała swoje myśli na głos, zerknęła na Jona.
- Widzę, kandydata na dziennikarza mamy. To do kompletu przydałaby się kobieta. River wolisz ty robić za dziennikarkę, czy ja mam się w nią wcielić?

Mężczyzna spojrzał na Jona.
- Dziennikarze... Hah, to Ci ironia. Właściwie równie dobrze mogą tak naprawdę wszystko popsuć. Wiecie jak pożądają Oni sensacji a przybycie tak dużej grupy agentów nie jest codziennym wydarzeniem. Musimy uważać jeśli chcemy zbliżyć się do tej grupy. Jednak, co Ja tam wiem ? Od dwóch lat pracy w FBI siedzę wypełniając dokumenty. River... Jak długo zajmujesz się ciałami ? Wiesz, może dobrym wyjściem byłoby sprowadzić kogoś od tej roboty ? - Jego wzrok ponownie przeniósł się na szybę.

Westchnęła. Za nic nie nadawała się do pracy pod przykrywką. Lepiej mogła wykorzystać swoje umiejętności mając za sobą odznakę.
- Ile zajmie sprowadzenie kogoś lub wywiezienie ciał do prosektorium z prawdziwego zdarzenia? Ogólnie lepiej znam sie na zwierzętach niż ludziach, ale mam mocną wiedzę anatomiczna i fizjologiczną. Oglądałam już zwłoki po różnych rodzajach zwierzęcych ataków, plus widywałam już, co kanibale umieją zrobić z ludzkim ciałem. Nie będą tak dobra jak doświadczony patolog specjalista, ale lepsza niż ten, kto pisał ten raport. No i po moich oględzinach zawsze możemy zlecić dodatkowe badania – odpowiedziała Lucasowi, po czym przeniosła wzrok na Jona. – Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Jak wpadniesz w kłopoty trudno nam będzie przyjść z pomocą na czas?
Wydawała się zaniepokojona o los partnera.

- O to się nie martw. Dam sobie radę. Nawet wścibski dziennikarz to mniejszy problem niż trzech agentów federalnych. Podłapię przy okazji więcej języka, a chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę jakie to może być pomocne.

- Potrzebujesz partnerki, która grała by rolę Twojej asystentki czy nie? Jedna z nas mogła by się w nią wcielić. Ja nie znam się tak dobrze jak River na zwłokach. Więc jeśli potrzebujesz kogoś zgłaszam się do pomocy.

-J eden dziennikarz to nic nadzwyczajnego, ale trzech agentów budzi podejrzenia, zwłaszcza że zazwyczaj chodzą parami. Tak więc nie był by to głupi pomysł
- Przyglądał się dziewczynie przez chwile po czym rozpromieniał śmiechem, jakby zobaczył coś co go rozbawiło – Jasne, chętnie przyjmę twoją pomoc.

Lori zerknęła na swojego partnera w śledztwach i na River.
- Pasuje wam taki układ? Nie macie zastrzeżeń?

- Ktoś chcę podjąć się najcięższej roboty, dlaczego miałbym mieć zastrzeżenia ? Właściwie to Ja jestem zwolennikiem prowadzenia dialogu niż użycia siły, dlatego Jon... Życzę powodzenia... - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Agentko River... Jakieś zastrzeżenia?

River skinęła głową, chociaż miała złe przeczucia. Wystarczył jej jeden martwy partner w tym roku, nie chciała powtórki z rozrywki.
- Róbcie co możecie, ja się nie sprawdzam w takich kwestiach. Potrzebuje zaplecza technicznego żeby sie porządnie rozkręcić – westchnęła zerkając na Jona. – Tylko uważajcie na siebie, w razie czego jestem pod telefonem 24 na dobę.

- Jasne, będę go chronić... - przypomniała jej się utrata jej pierwszego partnera. Westchnęła tylko i posłała uśmiech Jonowi. – Wysadźcie nas przed wjazdem do miasta, poszukamy jakiegoś motelu i przy okazji rozejrzymy się po terenie miasteczka.

- Potrzebujesz zaplecza... ? Mnie wystarczy dobra muzyka oraz troszkę alkoholu, wtedy zapominam o świecie... Nie uważacie że jest to dziwne ? Dlaczego wysłano naszą czwórkę ? Przecież to nie ma sensu, będziemy mieli wsparcie miejscowej Policji a i tak posyłają czwórkę...

River prychnęła pod nosem.
- Jesteś taki pewien tej współpracy? Z tego co widzę czeka nas robienie wszystkiego od nowa. Poczynając od oględzin miejsc zbrodni, na których wszystko już jest zatarte po rozmowy ze świadkami. No i z tamtejszą policją coś jest bardzo nie tak. Pięć osób a oni dopiero teraz wzywają pomoc? Muszą sobie zdawać sprawę, że ich działania, a raczej ich brak, czynią ich współwinnymi. A teraz jeszcze zginęło małe dziecko… – skrzywiła się.
Nie zawsze można wszystkich ocalić. Często pocieszała kolegów którzy nie zdołali kogoś ocalić. Tyle, ze jej koledzy robili wszystko co mogli by ratować życie. Sądząc po tych raportach tutejsza policja nie robiła nawet połowy tego co powinna.
- Z resztą ostatnio gdy trafił mi się kanibal czworo agentów nie wystarczyło – stwierdziła krzywiąc się. A raczej należało powiedzieć, ze czwórkę rzeczny kanibal zjadł.

- A ja słyszałem że wystarczył jeden agent, nawet jeden celny wystrzał z pistoletu. - Skwitował Jon wyciągając telefon z kieszeni. Zaczął pisać smsa, takie przynajmniej sprawiał wrażenie stukają w kolejne klawisze na telefonie. Co jakiś czas podnosił jednak wzrok obserwując przebieg rozmowy.

- Czterech agentów ? Do jasnej cholery, czterech wyszkolonych ludzi z bronią palną nie mogło powalić jednego złoczyńcę ? Agent Lee ma racje, wystarczył jeden pocisk. Czy tamten człowiek był jakoś uzbrojony ? - Powiedział wyraźnie zaskoczony.

Skrzywiła się, przypomniał jej sie huk wystrzałów i deszcz czerwonych kawałków lodów, zamarznięta krew rozprutego kolegi rzuconego ponad ich głowami. Spojrzenie profesorka było tak samo zimne jak ten deszcz. „Nie powinniście byli go wypuszczać.”
- Trzeba wiedzieć w co strzelać. To nie zawsze jest takie jasne – odpowiedziała. – Tak, był uzbrojony, ale nie nazwałabym go człowiekiem.

- W całej mojej karierze, użyłem broni dwa razy, jeden w celu zabicia... Drugi raz by obezwładnić. I dotychczas broń w zupełności wystarczała. Nie był człowiekiem ? W takim razie czym ? Agentko Moon - Tym razem jego ton był oficjalny - Czy chce mi Pani powiedzieć, że walczyła Pani... Z upiorem lub inną maszkarą pochodzącą ze świata Stokera ?

- Z Wendigo agencie Goldenberg – odpowiedziała krótko, musiała mieć ostatnio coś z koncentracją, ten temat za często wypływał w rozmowach.

Mężczyzna był wyraźnie zaskoczony odpowiedzią.
- Z... Wendigo...? Czym jest to całe “Wendigo” - To słowo wyraźnie zaakcentował. Lucas zaczął bacznie przyglądać się rozmówczyni.

River spięła się szukając w myśli możliwości jak zakończyć ten temat.
- To ze starych indiańskich legend. Jest masę wersji tej legendy. Niektóre opowiadają o stworzeniach żyjących na północy, potworach ze śniegu, złych duchach mrozu, które jedzą ludzkie mięso. Inne opowiadają o tym, ze człowiek, którego serce zostało złamane może ulec klątwie, jego własne serce zmieni się w lód i będzie musiał wyrywać innym serca by przetrwać. Czasem dodaje się, że taki potwór może zmienić spotkanego człowieka w kanibala. Tak mówią legendy – wzdrygnęła się. – Zakon ma spore akta o kilku dolinach na północy, do których czasem trafiają ludzie. A potem wychodzą z nich odmieni i nie zupełnie sami. Do tego zbioru trafiły akta tamtej sprawy.
Skrzywiła się.
- Ot codzienność u Grimmwooda, musiałeś sam nieraz zetknąć sie z czymś dziwnym, prawda?

- Zetknąć z czymś dziwnym ? Nie, nie powiedział bym tego. Nie mogę uwierzyć że zakon ma interes w robieniu aktów związanych z baśniami i legendami, zresztą skoro mowa o legendach - W dzisiejszej Rumuni na terenie Wołoskim do dziś istnieje wiara, że osoba która umarła z nieczystym sercem powróci jako wampir. Jest bardzo wiele opowieści, jednak stanowią One po prostu część historii oraz kultury danego regionu. Czy Ja się spotkałem z czymś dziwnym ? Może po prostu z czymś czego nie byłem w stanie wytłumaczyć, ale to zakonowi w zupełności wystarczyło. Jak wielu agentów zamieszanych jest w zakon ? Niedługo okaże się że wraz z przynależnością do FBI automatycznie stajesz się członkiem tego stowarzyszenia.

- A może dawno temu ludzie spotkali coś, czego nie umieli wyjaśnić i tak powstały te wszystkie baśnie i legendy ludowe? To część ludzkiej natury tłumaczyć sobie to co niewyjaśnione, w ten sposób oswajamy się z tym – odparła Moon. – Czego takiego nie byłeś w stanie wytłumaczyć?

- Mój raport powinien znajdować się u Grimmwoda, jednak powiem w wersji skrótowej. Podczas próby zatrzymania dilera doszło do przetrzymania zakładnika, mój współpracownik zastrzelił podejrzanego a przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy. Kiedy przenieśliśmy ofiarę do ambulansu ciała już nie było. Właściwie to było tylko tyle. Możliwe że obrażenia nie były tak poważne... - Widać było że Lucas nie chcę rozmawiać na ten temat, kiedy przypominał sobie te wydarzenia, odczuwa złość - nie potrafi wyjaśnić z jakiego powodu ona się bierze jednak męczy go to od długiego czasu.

Zdaje się, ze każde z nich ciągnęło za sobą jakieś demony, dosłownie i w przenośni. Nikt nie chciał ich wywoływać na światło dzienne, więc dla dobra sprawy zmieniła temat.
- Zależy w co trafił. Nie tak łatwo jest kogoś zabić, ludzkie ciało to sprawna maszyna, diabelnie wytrzymała - stwierdziła i zaraz spytała. - Jak rozegramy sprawę z lokalnymi?

- Wątpię by chcieli nam pomóc, a w takim wypadku nie ma co ich naciskać. Jakoś sobie poradzimy, w razie potrzeby możemy wezwać ich na pomoc, ale nie sądzę by było to rozsądne nim nie ustalimy na ile można im ufać.
Kończąc pisanie na telefonie schował go na powrót do kieszeni. Był wyraźnie zadowolony z siebie. Co właściwie nie odbiegało od jego codziennego nastroju.
- Lori, najpewniej uda mi się wpisać nas do listy pracowników Hawai News. To poprawi nam przykrywkę, na hawajach niecały rok temu miał miejsce podobny zgon przyjechaliśmy tu szukając sensacji i powiązań między tymi sprawami. Legitymacje mogliśmy zgubić na lotnisku, ukradli nam bagaż. To wyjaśni braki sprzętu.

- Brak legitymacji może być sporym problemem. Jednak być może udało wam się coś uzyskać od miejscowej stacji ? W końcu musimy to jakoś uwiarygodnić. Nie chcę być złośliwy, ale czy Ty Agencie Lee zaufał byś osobą które nie mają nic na poparcie swoich słów? - Lucas nie był pewien co do pomysłu Jona.

Na wzmiankę o złośliwości Jon tylko się uśmiechnął. Rozumiał postawę rozmówcy, nie raz spotykał takich ludzi, właściwie dość często. Wiedział że oskarża się go o lekkomyślność lecz po prostu nie umiał już się tak przejmować tym co go spotyka. Pozostało więc tylko odpowiedzieć
- Zdarzyło mi się zaufać takiej osobie i nieźle na tym wyszedłem. Legitki dojdą tylko zajmie to kilka dni nim je wyrobią i prześlą. Będziemy musieli przesłać zdjęcia i dane do wpisania. Reszta to kwestia tygodnia nim będziemy je mieć. Jak by ktoś nas googlował wyskoczymy mu jako pracownicy stacji telewizyjnej, po tygodniu mamy legitymacje. Na moje oko to wystarczy by przekonać większość niedowiarków.
Jon wyjrzał za okno ciągnąc wzrokiem ku horyzontowi po czym obiegł wzrokiem pozostałych agentów w samochodzie
- Poza tym możemy spotkać kogoś kto ma znajomego w lokalnej stacji, a to nie potrzeby kłopot.

- Cóż... Skoro jesteś tego pewien, sądzę że to zawsze jakiś plan. Jednak zdajecie sobie sprawę że przez ten czas będziecie bezbronni ? Takie zadania zawsze wiążą się z dużym ryzykiem. Wybacz moją dość negatywną podstawę, ale nie bawiłem się nigdy w agenta. Większość czasu spędziłem w służbach mundurowych. -

-Jasne, wiem o co ci chodzi. Ja jednak nie mam obaw względem tej akcji, możemy nadal nosić broń, dziennikarzom też może się przydać. Zwłaszcza badającym sprawę seryjnego mordercy. Pytanie tylko czy Lori też wystarczają takie zabezpieczenia. Nie chciałbym wciągać kogoś na siłę do tonącej łodzi.

- To prawda w Arizonie jest prawo do noszenia broni. Ale nadal nie jestem co do tego pewny... Mam dziwne wątpliwości, jednak zdaje sobie sprawę z tego że tak naprawdę to jedyne sensowne wyjście... Agencie Lee... Liczę na Pana. - Tym razem był naprawdę szczery, miał wrażenie że może polegać na swoim towarzyszu, posiadał dużą wiedzę co mogło dać im sporą przewagę już na początku.

- Jak będziemy się wymieniać informacjami? Telefony czy lepiej się spotykać od czasu do czasu? – spytała River znad swojego laptopa.

Lori słuchała uważnie rozmów nie wtrącając się do nich. Spojrzała na agentkę River.
-Sądzę, że głównie wymiana wiadomości na nasze zabezpieczone maile, ale dobrze byłoby ustalić miejsce spotkań, gdzieś gdzie nikt z miejscowych nie miałby wglądu. Uważam, że telefony w nagłych wypadkach będą najlepszym rozwiązaniem. -powiedziała spokojnym głosem. -Miejmy nadzieję, że szybko ustalimy jakieś dogodne miejsce spotkań i zapobiegniemy kolejnemu morderstwu.
Poprawiła kosmyk włosów i spojrzała na Jona.
-Nie będzie mi to przeszkadzać. Im szybciej zaczniemy działać tym lepiej.

-Święta racja - powiedziała River, układała już w myśli listę rzeczy do zrobienia.


Na miejscu opuściła samochód pewnym krokiem, pomimo niedogodności podróży ubrana po biurowemu. W czarne parowane w kant spodnie i grafitowy płaszcz, jego barwa uwydatniała tylko szarość oczu kobiety. Obecnie skupionych i zaciekawionych oczu, zszargana w czasie długiej jazdy fryzura ostatecznie się rozpadła i jasne włosy otaczały twarz żywą, niesforna chmara. Wyglądała przez to bardzo niepozornie, było jej to na rękę. Póki nie ustalili czy w ogóle mogli ufać lokalnym lepiej było się nie wychylać. Łatwiej będzie sobie z nimi radzić jeśli nie będą się czuli zagrożeni.
Dlatego przełknęła kilka pierwszych odpowiedzi jakie nasunęły się jej po wystąpieniu Szeryfa Mishella.
„Ależ nie, ignorowanie tej sprawy to państwa działka, nie śmiemy konkurować ze specjalistami” i „Bylibyśmy tu już trzy trupy temu gdyby ktoś przestrzegał procedur” – zostały przez nią przełknięte
Widywała już w swojej pracy wielu lokalnych gliniarzy. Wiedziała jak bardzo lubią bronić poczucia własnej wartości zgrywając buców. Tyle, że im więcej było ofiar tym mniej skorzy do utarczki a bardziej przejęci byli, zwłaszcza ci małomiasteczkowi. Bywały mieściny gdzie lokalne posterunki zajmowały się głównie pijaczkami i zbyt wesoła młodzieżą, a policjanci przez cały okres służby nie oglądali zwłok częściej niż dwa razy. A kiedy trafiały się takie sytuacje, jak ta masakry, na które nie byli przygotowani rósł poziom stresu. Im więcej osób ginęło tym mocniej odbijało się to na policji. W końcu w małych społecznościach wszyscy się znali, posterunkowi przychodzili więc do zmaltretowanych zwłok ludzi, z którymi jeszcze niedawno rozmawiali, swoich znajomych i przyjaciół. Pojawiała się coraz silniejsza presja związana z wyrzutami sumienia, przecież mieli chronić tych ludzi.
River musiała sobie ciągle powtarzać w myśli, że jest za wcześnie by oceniać loklanych. Może uchybienia w procedurach wynikały z tego, że po prostu nie wiedzieli jak ugryźć takie sprawy, nigdy przedtem nie musieli się nimi zajmować. Jakoś jeszcze mogła to zrozumieć, jednak zupełnego braku poczucia odpowiedzialności za cała sprawę już nie.
Dlatego uważnie przyglądała się posterunkowi szukając jakiś wyraźnych oznak tego, że kogoś obchodzi tutaj ta sytuacja. Przyglądała się biurkom, pracownikom i wywieszonym na tablicach ściennych informacjom. Starała się dostrzec cokolwiek co pomoże jej dociec kim byli ci policjanci. Współwinnymi świadomie ukrywającymi przestępcę, ofiarami nieprzytomnie przez kogoś zastraszonymi, bandą skończonych idiotów nie zdających sobie sprawy z powagi sytuacji, czy po prostu zagubionymi ludźmi, których sprawa przerosła.
- Agentka River Moon, miło mi pana poznać. Problem owszem jest poważny jak i poważna była odległość jaką mieliśmy do przybycia oraz warunki atmosferyczne – odpowiedziała z przyjaznym, szczerym uśmiechem wyciągając na powitanie dłoń do szeryfa. Zazwyczaj nic tak nie wkurzało nadąsanego, zagniewanego człowieka jak szczery uśmiech. Zaczynał się na jego widok czuć jak gbur lub dupek. – Mam jednak nadzieję, że skoro udało się już pokonać przeciwności siły wyższej, dalej obejdzie się bez większych kłopotów, z naszej i z państwa strony. Byłabym wdzięczna gdyby zdobył pan dla mnie na jutro rano numer tutejszego patologa jeśli to nie problem, muszę go prosić o uzupełnienie kilku poruszonych w raporcie kwestii.
Miała wielką listę spraw do zrobienia. Poczynając na Najchętniej zabrałaby się do pracy już teraz, jednak o tej porze zapewne w szpitalu nikt już nie pracował, a widoczność na miejscu zbrodni była łagodnie mówiąc zerowa. Dla sprawy lepiej będzie się teraz wyspać i zacząć ostro od rana niż bez sensu straci noc i rano nie móc się skupić.
- Udanie się teraz do hotelu z pewnością jest najrozsądniejszym wyjściem. Nie ukrywam, że pomoc w znalezieniu najbliższego noclegu będzie bardzo mile widziana – odpowiedziała uśmiechając się również do owego Garego, starając się nie dać zrazić jego kwaśnej minie. Może po drodze uda się wciągnąć go w pogawędkę i wybadać, chociażby pod pretekstem prośby by opowiedział im trochę o mieście.
 
Lirymoor jest offline