Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2013, 12:02   #10
Trollka
 
Trollka's Avatar
 
Reputacja: 1 Trollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputacjęTrollka ma wspaniałą reputację
Andrea przeszła się po nabrzeżu poszukując śladu swoich. W obcym mieście, nie znając nikogo nie było to łatwe, gdyby było inaczej “swoi” już dawno byliby wytępieni. musiała kierować się intuicją i doświadczeniem w obcowaniu z tymi ludźmi.

Wysoka, szczupła na oko dwudziestoletnia kobieta o śniadej cerze wzbudzała zainteresowane spojrzenia męskiej części mijających ją ludzi. Burza kasztanowych włosów okalała symetryczną twarz o lekko wystającym podbródku, wąskim nosie i wydatnych ustach. Duże piwne oczy spoglądały spod kurtyny długich rzęs i cienkich brwi. Nie było widać w co dokładnie jest ubrana, długi płaszcz którym szczelnie się opatuliła skrywał tą tajemnicę.

Obskurna okolica do którego doszła i mocny unoszacy się fetor ryb nie dodawały jej optymizmu. Nieliczni mężczyźni, lub co gorsza pijane grupki mężczyzn pożądliwie na nią łypali gdy samotnie przechadzała się w dzielnicy portowej. Z jednej z takich grupek dobiegła ją wprost niemoralna propozycja.

- Ty ślicznotko, choć z nami, zabawisz się tak , że do końca życia będziesz pamiętać - zawołał trzydziestoletni zdawałoby się marynarz, o przeciętnej, prostej urodzie, naznaczonej kilkoma bliznami. Jego czterech kompanów było starszych i nie grzeszyli urodą lecz z tym większą werwą ślinili się na jej widok.
Kobieta przystanęła w odległości dobrych kilku metrów od grupki pijaków i podparła boki rękoma. W zamyśle poza ta miała wydawać się zawadiacka. W praktyce chodziło jej o to, by dłonie położyć na rękojeściach mieczy. Długi płaszcz zasłaniał sylwetkę, ukrywając prawidze intencje Andrei.

- Wątpie byście nawet w pięciu podołali zadaniu. Było się tym zainteresować zanim gęby zalaliście gorzałką - kiwnęła im głową, posyłając szyderczy uśmiech i ruszyła w swoją stronę. Nie miała czasu i ochoty na zabawę z marynarzami. Nie w momencie gdy jej głowę zaprzątały ważniejsze sprawy.

Wycofała się w porę, nim pijani męzczyźni mogli choć spróbowac udowodnic jej, że nie miała racji. A dochodzące ją jęzki zawodu i okrzyki potwierdzały , że mieli ochotę spróbować.

W końcu doszła do zgrupowania ślicznotek, portowych panien które za pieniądze oddawały swoje ciało. Czasami oddawały je za coś do jedzenia czy nocleg, były bowiem bez dwóch zdań najniżej położone w tej już i tak niskiej hierarchi społecznej.
Własciwie wszystkie były wyniszczone przez życie, mężczyzn i choroby. Zniszczonej fizjologii wcale nie pomagały tandetne i obskurne ubrania, ani makijaż zrobiony z półproduktów, gdyż żadnej zapewne nie było stać choćby na najtańszy puder. Smród ryb przesiąkł je dawno do tego stopnia, iż zapewne nawet miesiąc czasu i codzinych kompieli nie usunąłby go całkowicie.
O dziwo były wciąz młode, pomiędzy dwudziestym a trzydziestym rokiem życia, choć większość wygladała tak jakby miała co najmniej czterdziechę na karku. Choroby robiły wsród nich prawdziwe żniwa, a to czego przeoczyła choroba zawsze odnalazł i dokończył człowiek. W tym zawodzie, nie dożywało się późnej starości, zwłaszcza wsród portowych dziwek.

Uwagę Andrei od razu przykuła jedna wyróżniająca się z tego tłumku kobieta. Zupełnie tu nie pasowała, mogła spokojnie obsługiwać mężczyzn w lepszej dzielnicy, miała wręcz zadatki na kurtyzanę, nawet niespecjalnie zjmowała się wabieniem męzczyzn, gdyż wielu do niej samo lgnęło. Najwyraźniej to ona mogła wybierać klienta. Starzy bywalcy chyba dobrze o tym wiedzieli, gdyż przechodzili obok nie szczędząc jej łapczywych spojrzeń oraz sprośnych gestów. Nowi klienci, przejezdni marynarze szli prosto do niej, po to tylko by chwilę później odejść z zawodem w oczach.


Wiedziałaś, że może być jedna z was i mieć różnorodne motywy przebywania w takim miejscu. Zdecydowałaś się podejść bliżej. Twoją uwage przykuły trzy nacięcia w okolicach ramion. Zbyt proste i długie by zadała je przypadkowa rana.

- Przyjdź do mnie, do karczmy Okoń, a przejdziesz przez brame rozkoszy. - Anderea zaproponowała nieznajomej. Chcąc przekonać się czy jest jedna z nich musiała nieco zaryzykować, choć w przypadku tak ładnej dziewczyny ryzyko nie było wielkie. Co najwyżej wiązało się z spedzeniem przy jej boku nocy, choć zawsze tez mogła ją zwyczajnie spławić. Nie bez powodu użyła jednak takiego sformułowania jak brama rozkoszy. było to wiadome nawiązanie do ich pana. Osoba zorientowana w mig by je pojęła.

Nieznajoma zatrzepotała rzęsami w sposób który urzekłby większosc meżczyzn, wbiła swe niewinne oczęta w Andreę, po czym przesuwając dłoń po jej policzku i szyji i przysuwając się na odległosć szeptu pochyliła głowę przy jej uchu , szepcząc doń i jednoczesnie delikatnie gryząc - przyjdę - powiedziała, po czym odeszła w mrok. Bynajmniej nie w kierunku wspomnianej karczmy.

Andrea uśmiechnęła się lekko i nie marnując więcej czasu ruszyła do Okonia. Odpoczynek dobrze jej zrobi, potrzebowała siły i trzeźwego umysłu podczas umówionego spotkania. Nawet jeżeli okaże się, że jej strzał był chybiony noc nie malowała się w ciemnych barwach. Towarzystwo drugiej kobiety rówież było ciekawą opcją, nie miałaby nic przeciwko odrobinie zabawy. Nie pamiętała kiedy ostatnio pozwoliła sobie na chwilę relaksu, zbyt zajęta ciągłym uciekaniem. Ciało miało swoje potrzeby, a zbyt długie ich tłumienie rodziło tylko frusrtację i nie pozwalało spokojnie spać.

Po dotarciu do karczmy czuła już znajome podniecenie, które żartobliwie nazywała w myślach “zmysłem łowcy”. Przeszła przez salę i usiadła w kącie, odchylając się na krześle i kłądąc nogi na blacie koślawego stolika. Karczmarz przyniósł jej piwo, za które podziękowała posyłając mu szeroki uśmiech. Pozostawało czekać.

Do karczmy po jakiejś klepsydrze przyszła nieznajoma, z wdziękiem przekroczyła próg sali przykuwając uwagę wszystkich mężczyzn będacych w środku, włącznie z karczmarzem, którego wyraz twarzy jednoznacznie świadczył o tym iż chętnie wziąłby ją sobie na kolanko...
Zmierzyła salę spojrzeniem, po czym podeszła do ciebie przysiadając się do stolika. - Wina - stwierdziła krótko cichym, przyjemnym głosem, oczekując chyba, iż go jej zamówisz. Wpatrywała się w ciebie uważnie jakby czegoś wyszukując lub czekając na coś.

Andrea wskazała kobiecie miejsce obok siebie po czym bez słowa wstała i podeszłą do karczmarza, łapiąc go za kołnierz i szepcząc coś do ucha.

- Zamów i dla siebie - powiedziała do Andrei widząc, że ta odchodzi od stołu.

Gdy załatwiła co miałą załatwić wróciła na swoje miejsce, rozsiadając się i z uwagą przyglądając się nieznajomej.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że tu jesteś - wymruczała patrząc wprost w jej oczy.

Odpowiedział jej szeroki uśmiech , ukazujący co niezwykłe, rząd białych zębów. Andrea miała wrażenie, iż spiłowała kórne kły tak aby móc zadać ból ugryzieniem, to tylko bardziej upewniło ją, że dokonała właściwej oceny. - Mów mi Carmen - odrzekła kładąc rękę na kolanie Anderi.

Po chwili nadszedł karczmarz, wyraźnie się czerwieniąc i dysząc, jak gdyby miał dostać zawału. Ukłonił się stawiając dwa pucharki wina po czym odszedł, choć nie bez trudu, starał się chyba przeciągnąc chwile “bliskości” dopytując jak nigdy wczesniej - czy życzą sobie śliczne panie coś więcej? - Andera wychywiła zarówno komplement na który się wczesniej nie silił, jak i dziwną nutę zawarta w pytaniu, jak gdyby nie chodziło wyłącznie o asortyment z karty...

- To się jeszcze okaże - odrzekła Carmen karczmarzowi, usmiechając ise do niego i wolno oblizując wargi, na widok czego mężczyna, omal faktycznie otarł się o zawał. Wydawało się to niemożliwe, ale poczerwieniał na twarzy jeszcze bardziej, wydusił z siebie ni to jęknięcie, ni sapnięcie, skłonił się i speszony odszedł. Carmen przez chwile biegła jeszcze wzrokiem za karczmarzem, tłustym, łysiejącym mężczyźnie w wieku koło pięćdziesiątki. Dość masywnym i postawnym, jednak mieszczącym sie w zupełnie innej lidze niż Carmen. Po chwili wzrokiem wróciła do Andrei skupiając sie na niej już całkowicie.

- Muszę uważać, jeszcze mi cię ktoś zacznie podgryzać - Półelfka zachichotała kręcąc głową - A tego byśmy nie chciały...przynajmniej na razie, prawda?
Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy towarzyszki, gładząc przy tym czuje jej skórę.

Odpowiedział jej tylko uśmiech, lecz gdy karczmarz odszedł, Carmen wyjęła mały zwinięty listek i wsypała zawartość do obu pucharków, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Chywyciła za puchar oczekując tego samego od Andrei, po chwili przybiła pucharki i upiła ze swojego.

Coż jej pozostawało, jak tylko złapać za swój i powtózyć ruchy kobiety. Nie spuszczając z niej oczu przechyliła naczynie do ust i pociągnęła spory łyk, powolnym, wystudiowanym ruchem oblizując wargi.
Wino nabrało dziwnego, jakby ostrzejszego smaku z nutą goryczy. Gdyby Andera piła je tu wczesniej mogłaby trochę bardziej ocenić róznice w smaku, teraz zreszta nie miało to już większego znaczenia.

- Może znajdziemy jakieś spokojniejsze miesce i tam... - zawiesiła na moment głos udając że się nad czymś zastanawia - porozmawiamy. Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał, wolę mieć cię dla siebie na wyłączność. Jestem bardzo, ale to bardzo samolubna. Mam tu pokój na górze, tam nikt nam nie będzie przeszkadzał.

Carmen upiła kolejny łyk - po czym odrzekła słodko - Oczywiście moja droga. Potrzebujemy intymności. - Odrzekła, figlarnie uśmiechając się i rozczesując włosy. Po chwili obie panie ruszyły na górę zabierając ze sobą wino.

Gdy juz znaleźli się w pokoju ruch najwyraźniej należał do Anderi. Carmen chyba nie chciała się zdradzać po co tu przyszła, choć sam fakt, iż nie zabrała się od razu do roboty, niejako już ją zdradzał. Tymczasem wzbogacone wino chyba zaczynało powoli działać, przez ciało Anderi przeszedł przyjemny dreszcz, miejsca intymne stawały się wilgotne, zmysły poszerzały swój zasięg, a przyjemne ciepło przetaczało się po całym ciele. Także Carmen pozostawała najwyraźniej nie bez wpływu narkotyku o czym świadczyły rozszerzone źrenice i przyspieszony oddech.

Dziewczyna oddychała coraz szybciej, starając się zebrać rozbiegane myśli i opanować instynkt. Cudem powstrzymywała się od tego by rzucić się na drugą kobietę, zedrzeć z niej ubranie i zadać ból. Przygryzła mocno wargi, smak krwi odrobiną ją otrzeźwił

- Życie jest jak wielkie koło bólu i przyjemności - wysapała podchodząc bliżej i łapiąc Carmen za szyję.

Przez krótką chwilę wpatrywała się w piękną twarz, podziwiając harmonię rysów i niesamowite, hipnotyzujące wręcz oczy. Przywrała wargami do jej warg, całując namiętnie i dając jej posmakować swojej krwi. Nie siliła się na delikatność. Ścisnęła palcami szczęki dziwki, zmuszajac do otworzenia szerzej ust, a gdy się jej to udało zaatakowała językiem. Poczuła jak ręce Carmen błądziły po jej ciele, aby w końcu wbić sie pazurami w jej pośladki. Ból był dziwny, przyjemny wręcz, nie tylko dlatego, że Andrea go lubiła. ten ból był inny, co zapewne powodowało działanie narkotyku. Ból odczuwało się jak pieszczotę, niczym musnięcie piórem po wrażliwych miejscach. Zdawał się byc pociągający sam w sobie.

- Miałyśmy porozmawiać - wymruczała z trudem odrywając się od niej po chwili.

Cały organizm wołał o jeszcze a Carmen chyba nie zamierzała w tej chwili przerywać zabawy - Porozmawiamy nasz pan nie chciałby chyba abyśmy przedkładali przyjemność nad interesy... przeciez przyjemność to interesy...

Nie mówiły juz nic więcej tylko przylgnęły do siebie na wiele godzin zadając sobie rozkosz która była bólem i ból który był rozkoszą.
Dopiero po kilku godzinach Andrea zaczęła dochodzić do siebie zastanawiając się czy tak właśnie chciała to rozegrać. Czuła, że jej zmysły nad nią zapanowały i dopiero teraz dochodziła do siebie. carmen leżała obok ocierając reka o jej ciało , rozmazując przy tym ślady krwi. Nie było ich wile, ale dopiero teraz dotarło do Andrei , że obie sa poznaczone różnymi śladami po tej nocy, sladami które pewnie będa jeszcze bolec przez kilka dni, póki co nie czuła jednak żadnego bólu.

- Co tu robisz dziewczynko? - spytała Carmen, - Czemu nas szukałaś? - przeszła w końcu do rozmowy, która miała się potoczyć o wiele wczesniej... Jej reka wciąz gładziła ciało Andrei a słowa Carmen były przyjemne, jakby pociągające same w sobie.

Półelfka roześmiała się, pozwalając by jej towarzyszka zajmowała się nią nawet w tak niewinny sposób. Zmęczenie i ulga którą czuła były wręcz namacalne. Zamknęła oczy chłonąc ten moment, starając się go zapamiętać, by w chwili potrzeby móc odtworzyć w pamięci.

- Zawsze będę was szukać - odpowiedziała nie otwierając oczu - Jestem wasza i taka jest moja rola. Nic tego nie zmieni, nigdy. Żyję po to by służyć. Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, ja bądź moje ostrze?

Carmen wydawała się byc zadowolona z usłyszanej odpowiedzi. Chwilę jeszcze bawiła się ciałem Andrei zaczynając je przyjemnie delikatnie drapać, choć tak naprawdę, nie były to delikatne drapnięcia, o czym Andera miała przekonac sie później.

- Jest coś do czego możesz się przydać naszemu panu i organizacji. Myślałam, że sama będę musiała się tym zająć, ale osoba z zewnątrz bedzie bezpieczniejszą opcją. Mnie prędzej czy później mógłby ktoś rozpoznać, skojarzyć... Zreszta pytałam już o to starszego zanim tu przyszłam. - Na chwile zawiesiła głos, dając Andrei spokojnie przetrawić informacje, nie chciała najwyraźniej, aby przez narkotyk coś jej umknęło.
- Niedaleko stąd jest wieś Fauligmere, wokół której ostatnio zrobiło się dość głośno. Chcemy...

Gdy Andrea została juz wtajemniczona w plany, Carmen zapytała:
- Wiesz, mamy tutaj kilku przystojniaków , kiedy wyruszasz?

- Pewnie jutro - westchnęła podnosząc się do pozycji siedzącej i delikatnie odtrącając jej ręce. Zadanie było proste, jego sens docierał do Andrei nawet przez nakrotyczną mgiełkę.Skrzyżowała nogi i dokłądnie przypatrywała się drugiej kobiecie. Czuła smutek na myśl, że wkrótce przyjdzie im się pożegnać. Uśmiechnęła się jednak, przekrzywiając głowę w bok - Powiedz mi, masz jeszcze ten magiczny proszek? Przydałby mi się na użytek własny. Jakoś muszę sobie radzić, kiedy w okolicy nie ma kogoś takiego jak ty.

Wydawało się jakby i Carmen nieco posmutniała słysząc o szybkim wyjeździe Andrei - Oczywiście , że dostaniesz “rozkosz” moja słodka, tak go tu nazywamy. A gdy wrócisz odnajdziesz nas w Marienburgu, praktycznie tam przebywamy, od czasu do czasu ruszając jednak w okoliczne strony. Spytaj karczmarza w “Jednorożcu” o wyspę. Wpleć to jakoś w zdanie a prędzej czy później ktoś powinien się z toba skontaktować.

Carmen pochyliła się z łózka sięgając po swoje rzeczy, po chwili wydobyła z nich brzęczącą sakiewkę i mały płócienny woreczek. Wręczyła ci oba prezenty, jeden zawierający dwadzieścia złotych koron - to na wydatki rzekła gdy zajrzałas do zawartości, a to pięć porcji rozkoszy. Taka dawka wypita na raz, może być jednak śmiertelna. już przy dwóch, trzech porcjach może istnieć ryzyko. - Wzruszyła ramionami dodają - zależy od organizmu i stopnia oswojenia sie z rozkoszą.

- Na pewno tak zrobię. Jednorożec, pytać o wyspę. Zapamiętam - wymruczała wstając z łóżka i pakując podarunki. Chwilę grzebała w rzeczach czując znajome swędzenie w miejscach, gdzie paznokcie drugiej kobiety poprzecinały jej skórę. Powstrzymała się od drapania, nic by to nie dało. Spakowawszy się wróciła z powrotem na łóżko kładąc się przy Carmen i obejmuąc ją czule usnęła.

***

Obudziła się rankiem już bez towarzyszki. Nawet nie zauważyła kiedy ta wyszła, nie pozostało jej nic więcej jak pójść po halflinga.
Wynurzyła się z pokoju, dopinając ostatnie sprzączki i poprawiając cały sprzęt, który miała na sobie. Powoli zeszła na dół, rozglądając się za Tasselhofem. Była niezmiernie ciekawa co zadecydował malec. Nie miała zamiaru naciskać, czy szantażować bo i po co? Trzeba uczyć się na własnych błędach i mieć prawo do podejmowania decyzji.

Niziołek się lekko spóźniał, będąc szczerym po prostu zaspał. Zbyt długo siedział w nocy bijąc się z własnymi myslami, czytając list od przyjaciela raz po raz, dopóki knot świecy nie wypalil się do końca. Nie wiedział czemu przed snem czuł mrowienie całego ciała, a zwłaszcza czoła.
Wyłonił się w koncu z zaplecza trzymając w buzi kawałek tosta, jedną ręką zapinając koszulę a drugą trzymając kubek ciepłej herbaty przygotowanej na jego prośbę przez Walzza. Gdy ujrzał dziewczynę zmieszany ruszył ku niej i zasiadł naprzeciwko.
- Witam koleżankę. Dobrze się spało?

Siedząca przy stoliku Andrea uniosła tylko bladą jak ściana twarz i spojrzała na niego z szerokim uśmiechem. Cienie pod oczami i przekrwione białka oczu zdradzały że spać to raczej nie spała.
- Jak dziecko - zaśmiała się sięgając bez pytania po kubek który niziołek postawił przed sobą. Upiła łyk herbaty i oddała mu naczynie - A tobie jak minęła noc? Przemyślałeś to co powiedziałam?

- Tako jako jeśli mam być szczery, jednak wór ziemniaków czy innego cholerstwa nie jest tak wygodny jakim go zapamiętałem. ale sypiało się w gorszych warunkach więc nei narzekam.
Tass obrócił kubek z herbata pare razy ale nie odważył się z niego napić, czuł że znów zaczyna się peszyć.
- Przemyślałem sobie wszystko dokładnie jeszcze raz i niestety zostaję przy swoim.

Kobieta oparła łokieć na stole i ułożyła brodę na otwartej dłoni, przyglądając się uważnie swojemu rozmówcy. Nie potępiała go ani gestem, ani spojrzeniem. Po prostu słuchała w milczeniu, a gdy w końcu przerwała ciszę nic nie wskazywało na to że gniewa się o cokolwiek:
- Rozumiem - kiwnęła głową - To twoja decyzja i tobie przyjdzie żyć z jej konsekwencjami. Chciałam cię tylko ostrzec i zrobiłam to. Co dalej będzie zależy już tylko od ciebie. Nie ukrywam, szkoda że tutaj nasze drogi się rozejdą. Przyjazna osoba u boku to zawsze miła odmiana.

Tass wstał od stołu. Spojrzał jeszcze raz na rozmówczynie po czym wyszeptał cicho.
- Przepraszam, że zabrałem ci czas. Walzz, to znaczy wlaściciel tego budynku powiedział, że możesz zostać w pokoju tak długo jak zechcesz. Bywaj i jeszcze raz przepraszam.
Ruszył z powrotem na zaplecze odkładając na brudny talerz niedojedzony kawalek śniadania.

- Co mam powiedzieć Tupikowi jak go spotkam? Że wolałeś grzać kartofle niż stanąć z nim ramię w ramię do walki z potworem? spytała gdy zaczął odchodzić - Przed czym tak usilnie uciekasz?

Tass zatrzymał się i spojrzał jej w oczy, tym razem odważniej, bez krzty zakłopotania.
- Uciekam już tak długo, że nei potrafię udzielić jasnej odpowiedzi. Wierz mi bezpiecznij mu będzie beze mnie, tobie tak samo.- Po chwii dodał- Przyciągam wiele paskudnych nieszczęść.

Kobieta podniosła się gwałtownie z miejsca i szybkim krokiem podeszła do niziołka. Złapała go za rękę i głową wskazała pokój na piętrze
- Chodź, tu jest za dużo ciekawskich uszu - wyszeptała ciągnąc go na górę.

Niziołek westchnął tylko. Uparta z niej była kobieta to musiał jej przyznać. Wleczony na górę rzucił kątem oka jeszcze na stół przy, którym przed chwilą siedzieli i spojrzał na osamotniony kubek z herbatą. Złapał się za skrytą pod koszulą broszę i zagryzł wargę. Nienawidził swojego piętna. Gdy znaleźli się w pokoju cicho stanął obok drzwi i wbił wzrok w okno na poddaszu. Czekał na dalszy przebieg rozmowy.

Andrea weszła jako pierwsza, puszczając jego dłoń gdy tylko przekroczył próg. Bez słowa podeszła do łóżka i błyskawicznie zrzuciła z niego pomiętą pościel nim Tass zdążył się jej dokładniej przyjrzeć. Skopała ją w kąt, tworząc artystyczną górkę brudnego materiału. Mruknęła z zadowoleniem i usiadła na łóżku, opierając łokcie o kolana i wpatrując się w malca
- Co ty pieprzysz? - spytała bez ogródek - Z tego co pamiętam Tupik mógł ruszyć się tobie z pomocą do jakiejś zasypanej śniegiem dziury niedaleko Talabheim. I nie wmawiaj sobie że przyciągasz nieszczęścia, kto ci takch głupot nagadał? No i siadaj, co będziesz tak stał - westchnęła klepiąc materac obok siebie.

Niziołek zaśmiał się głośno.
- Och moja droga, nie musze sobie tego wmawiać - Westchnął w koncu głęboko i na zaproszenie tylko pokręcił przecząco głową- Wybacz, ale jestem dośc skrepowany tą sytuacją. Nie przywykłem do towarzystwa sam na sam z kobietami, zwlaszcza na prywatności w ich pokojach. Widzę, natomiast, że nie odpuścisz mi. Nie wiem kim był twój przyjaciel, i bardzo mi przykro z powodu tego co się stało. Każdy z nas dźwiga swoją własną przeszłość na barkach, mniej lub bardziej różową. Zaryzykuję teraz, ale to powiem. Jestem ścigany, od lat kryję się po kątach niczym szczur, za moją głowę ustalono tak wysoką nagrodę, że wolałbym o niej nie mówić, bo podejrzewam, że więcej za nią byś dostała niż za osmiornicę od Tupika. Więcej ci powiedzieć nie mogę, a z najświeższych źródeł mój ogon jest coraz bardziej oblegany. Pojechanie w miejsce, pełne najemników i wszelkiej maści innego tałatajstwa z pewnością nie przysporzy Tupikowi korzyści! Rozumiesz teraz?

- Powiedz mi...kto zwracać będzie uwagę na jednego, małego niziołka w takim tłumie? Słyszałeś powiedzenie że najciemniej zawsze jest pod latarnią? Zresztą, przefarbuj włosy, zmień sposób w jaki chodzisz...na pewno wiesz o co mi chodzi - kobieta uśmiechnęła się konspiracyjnie - Możesz mu przysporzyć korzyści swoim pojawieniem się. Zaufany druh to zawsze zaufany druh. Co do nagrody za twoją głowę, nie jestem łowcą nagród. Poza tym lubię cię i nie zrobiłabym ci takiego świństwa. Ja też potrzebuje wsparcia. Z...podobnych powodów jak ty nie powinnam się tam pojawiać, ale mam to gdzieś. Nie dam się zastraszyć i zagonić do dziury niczym przerażona mysz. Jedź ze mną, co cię tu czeka? Będziesz chciał gdzieś osiąść na stałe? W końcu cię znajdą. Pozostając w ruchu jesteś od nich o krok naprzód, nie dościgną cię. Po za tym będę pilnować twoich pleców i usuwać potencjalne zagrożenia, o to się nie martw - uśmiechnęła się, a uśmiech ten pozbawiony był nawet krzty ciepła. Zimny, cyniczny i złowrogi szybko jednak zniknął z jej oblicza zastąpiony przez zwykłe zainteresowanie.

- Na wszystkich bożków tego świata...
Westchnął głośno Tass po czym ruszył ku Andrei i opadł ciężko na materac obok niej. Ta kobieta nic nie rozumiała, ale niziołkowi skończyły się argumenty jakie mógł wytoczyć, pozostały te których nie mógł nawet gdyby chciał.
- Nie wiem czemu tak bardzo na mnie naciskasz, ale chyba się nie uwolnię. Ech, będziemy obydwoje tego żałować, ale zgoda. Nie wiem i nie rozumiem twojego zachowania, ale już mi wszystko jedno moja droga.

- Tak? - spytała unosząc brew. Podrapała się po szyi, nie przestając gapić się na niziołka.

Tass spojrzał na nią spod byka i prychnął głośno.
- Jesteś dziwna i nei obliczalna, zachowujesz się zupełnie inaczej niż rozsądny człowiek. Twoje zachowanie uległo zmianie, nagla troska o mnie i moje relacje z tupikiem jest dziwna tym bardziej, że ledwo wcześniej w życiu zamieniliśmy ze dwa słowa i ubliśmy jednego zapchlonego demona. A wszystko to uwieńczone jest twą uroda. Nie myśl, że nie pamiętam i nei zauważyłem. Twoje blizny zniknęły, choć wyraźnie pamiętam ich zarys na twojej twarzy.

Niziołek zastopował na chwilkę by nabrać powietrza. Spojrzał na kobietę obok jeszcze raz filtrując ją wzrokiem.
- Być może jestem bardziej zdesperowany niż sądziłem, skoro godzę się na twoje towarzystwo... Niech będzie zatem co mi szkodzi, tylko potem bez pretensji gdy coś ci się stanie.
Tass wstał z materaca i ruszyl u drzwiom.
-Jutro wyjazd co ty na to ? Dziś muszę zrobić małe drobne zakupy. Hm?

Kobieta uniosła dłonie do twarzy i przejechała po niej delikatnie palcami. Nie odezwała się gdy wstawał i podchodził do drzwi, ale gdy jego dłoń wylądowała na klamce nie wytrzymała:
- Ten przyjaciel...wskazał mi jak wiele błędów popełniłam. Żyłam z dnia na dzień, nie myśląc o przyszłości, nie zastanawiając się nad przeszłością. Liczyła się tylko teraźniejszość. Nagle uświadomiłam sobie jak płytkie było moje życie, jak przedmiotowo traktowałam wszystkich naokoło - zapatrzyła się na swoje dłonie, jakby nagle znalazła na nich coś wyjątkowo ciekawego - Nie posiadam zbyt wielu znajomych którym mogę zaufać. Zazwyczaj są martwi, w większości z mojej winy, nie mogę zaprzeczyć. Człowiek może się zmienić na lepsze, to dziwne ale możliwe. Czasem wystarczy natknąć się na odpowiednią osobę w odpowiednim czasie, a twój uporządkowany świat trafia szlag. Skoro masz kogoś kogo możesz nazwać przyjacielem to dbaj o niego, bo jest twoim największym skarbem.
Wstała z łóżka i podeszła do okna nie patrząc na niziołka.

- A moja twarz... - zawachała się prawie niezauważalnie - Dużo mnie kosztowało by wyglądała tak jak teraz, ale to nie twój problem. Zrób zakupy, rozejrzyj się za transportem i wyruszamy jutro.
Stała tak jeszcze długo po tym, jak halfing wyszedł, patrząc przez okno i rozmyślając o przeszłości.
 

Ostatnio edytowane przez Trollka : 27-05-2013 o 12:18.
Trollka jest offline