Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2013, 18:51   #3
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Na lewo od kapłana siedział dość młody mężczyzna w tanim, podniszczonym ubraniu i czapce o wyblakłym zielonym kolorze, której najwyraźniej nie uznał za stosowne zdjąć nawet w świątyni Pani Miłosierdzia. Jak większość mieszkańców Imperium, był pokryty pyłem i brudem, pachniał nieprzyjemnie — choć po jakimś czasie przywyka się do smrodu — i brakowało mu paru zębów. Nie rzucałby się więc bardzo w oczy, gdyby nie miał czegoś, co potocznie nazywa się zajęczą wargą. Rozszczepiona górna warga była nieczęstym oraz dość nieprzyjemnym widokiem.

Odkąd wniesiono jedzenie mężczyzna nie mógł z niego spuścić wzroku, słuchając ojca Hoge ledwie jednym uchem. Nagle zdał sobie sprawę, że chyba jeszcze nigdy nie widział tyle mięsiwa na jednym stole... a i wino z pewnością było dobre. Spojrzał w dół i choć nie było tego widać przez lnianą koszulę, to jego brzuch był zapadnięty i boleśnie burczał w oczekiwaniu na tę ucztę. Mężczyzna zaczął łapać zatem wszystko, co popadnie, a na każdy kąsęk, który znikał w jego ustach, jeden był dyskretnie chowany w sakiewce przy pasie.

Kapłan Shallyi wskazał na niego ręką i wszyscy zwrócili swoje spojrzenia na jego osobę. Mężczyzna najpierw nie zareagował, pochłonięty właśnie pożeraniem wyjątkowo tłustego kawałka wieprzowiny. Dopiero po chwili zauważył uwagę, jaką inni mu poświęcali, i bardzo się zdziwił.
— Co? Co jest...? Eee... Nie powinienem był tego jeść...?
— Nie, proszę bardzo się częstować — odparł kapłan cierpliwie. — Ale może najpierw nam się przedstawisz?
— O, tak — bąknął mężczyzna, do którego nagle dotarło, co ojciec Hoge mówił wcześniej. — Eee... No winc... Ja żem jest Johann Heinrich, nie? Ze Stahlów, nie? Co ze... Steinhügel... są...? — powiedział niepewnie, jakby spodziewał się podpowiedzi, ale żadnej nie otrzymał. — No winc, eee... moje kwylifi... kancje... Eee... Eee... — Johann Heinrich zaciął się na dłuższą chwilę, drapiąc się nerwowo po brodzie i nosie, podczas gdy zastanawiał się, co powiedzieć. — No, ja to bić się umiem, pewnie, pewnie — zablefował w końcu. — No i tyż... Ja żem słyszał, że jakakolwiek to potwora grasuje, to że ona siedzi gdzieś tam w tych kanałach, nie? A ja żem kiedyś robił trochę w tych tam kanałach. To żem sobie pomyślał, że bym mógł poprowadzić resztę w te tam kanały. No to żem się zgłosił.

Johann Heinrich zaczął znowu się drapać po głowie, tym razem jednak wyraźnie próbując zabić jakiegoś pasożyta.

— A co takiego robiłeś dokładnie w kanałach? — spytał Bjorn, aby się upewnić.
— A, wie ojczulek, śmieci żem zbierał, może cosik wartościowszego się tam zapodzieje, myślałżem sobie, nie? Może cosik spadnie komuś na ulicę, woda zmyje, a ja bym to potym znalazł, nie? Sprzedał potym, nie? No tylko że nie było tak znowu dużo tych rzeczy, głównie tylko gówno, a smród niemiłosierny, chodzić się w tym gnoju nie da... W ogóle to najlepiej, jakbyśmy do kanałów nie schodzili — stwierdził nagle — bo tam na dole to po prostu cholera może człeka wziąć.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 28-05-2013 o 19:16.
Yzurmir jest offline